51 - pytanie od przyjaciół
Wstałam wcześnie obudzona przez Cassie. Półprzytomna nakarmiłam córkę i poszłam się ogarnąć. Dobrze, że istnieje takie coś jak kawa, bo bez niej bym nie przeżyła. Po ubraniu się poszłam zjeść śniadanie. Skrzaty przygotowały jajecznicę. Zjadłam i poczułam coś dziwnego. Muszę się do tego przyzwyczaić. Zostawiłam na stole kartkę informującą, że wrócę za parę godzin i przeniosłam się do Hogwartu, a dokładniej do swojego pokoju. Skupiłam się chwilę na dziwnym uczuciu i już wiedziałam, gdzie jest owy ktoś, który potrzebuje mnie. Poszłam tam jak najszybciej. Dotarłam do pokoju życzeń. Weszłam bez problemu. Zobaczyłam Krukonkę. Na oko z pierwszej klasy. Siedziała załamana na pufie.
- co się stało kochanie? – Podeszłam do dziewczyny i ukucnęłam przed nią
- boję się. Rano dostałam list. Zamordowali mojego kuzyna. Podobno komuś się naraził. Boję się, że i mnie to spotka! – Zapłakała
- nigdy się to nie stanie. Jako dziewczyna powiem ci, że nas tak łatwo nie da się zniszczyć.
- naprawdę?
- jasne! Tylko musisz w siebie uwierzyć. Masz wielką moc, czuję to, ale musisz ją odblokować, bo na razie utknęła tu, zamknięta przez strach. – Wskazałam na jej serce - Nie ma się, czego bać! Mówię ci...
- ale, jeżeli... jeżeli ja nie potrafię? – Spojrzała na mnie
- potrafisz. Wieżę w ciebie. A teraz, tak właśnie. Zachowaj ten uśmiech i idź podbijać świat! Ale wszystko z umiarem. Zapamiętaj to sobie. – Dziewczyna przytuliła się do mnie, podziękowała i wyszła z uśmiechem na ustach. Kiedy zniknęła za drzwiami opadłam na pufę. – W co ja się wpakowałam? – Powiedziałam zakrywając twarz dłońmi
- myślę, że znasz na to odpowiedź – usłyszałam męski głos. Wydawał się obcy, ale jednocześnie znajomy. Spojrzałam w stronę, z której dobiegał dźwięk i otworzyłam szerzej oczy. Przede mną stał sam duch Salazara Slytherina.
- jak to możliwe?
- sama musisz znaleźć na to odpowiedź. Polecam najpierw sprawdzić wszystkie przepowiednie – odparł starzec
- to znaczy?
- poszukaj w pamięci, a się dowiesz. – Pomyślałam chwilę i przypomniała mi się księga, którą znalazłam wieki temu w swoim pokoju
- chyba nie masz na myśli tej księgi? Co?
- ja tam nie wiem. Jestem tylko wytworem twojej wyobraźni. To, co wiem, wiem z twojej głowy.
- czyli nie jesteś duchem? – W odpowiedzi pokręcił głową – no jasne! Dziękuję! – Wybiegłam z pokoju jak torpeda. Pobiegłam w stronę mojej tajnej biblioteki. Kiedy tam dotarłam przywołałam tajemniczą księgę i poszukałam strony z przepowiednią.
Gdy ostatni z rodu prawdę pozna, moc Slytherina ujawni się.
Przywróci życie zabitym, bo uczucie wielką moc posiada.
Pomoże równowagę przywrócić i drogę zagubionym odnaleźć.
Przywróci spokój, bo serce najczystsze posiada.
Tu przepowiednia się kończyła, ale spojrzałam jeszcze na dopisek. O co mogło chodzić?
Potomkini Slytherina, masz dobre serce, lecz nie zbaczaj z drogi. Potrafisz...
- Salazarze, podpowiedz mi, o co chodzi? – Nagle mnie olśniło. No jasne! Od kiedy poznałam prawdę odnośnie swojego rodowodu moje moce „zdobyły" nowe możliwości, takie jak rozmowa ze zwierzętami czy duchami, które nie istnieją! No jasne! „Moc Slytherina ujawni się". To jest ta moc! Ale, skoro Salazar Slytherin też ją posiadał to, czemu nigdzie o tym nie piszą?
Ponownie poczułam to dziwne uczucie, co rano. Poszłam do tej osoby, która mnie potrzebowała. Tym razem była to... Parkinson i Zabini? Co do cholery?
- miło was widzieć.
- ciebie też. Pomimo tego, że nas okłamałaś, a później zaczęłaś unikać – odpowiedziała mi Pansy
- racja, wybacz. Czekaj... kiedy ja was niby okłamałam?
- to niby nie masz córki? – Zapytał mnie Blaise
- skąd wiecie?
- od Draco. Napisał do nas i zaprosił na spotkanie, jak skończy się to całe szaleństwo.
- wybaczcie, że wam nie powiedziałam. Nie pomyślałam o tym.
- powiedz, chociaż jak ma na imię, bo Smok milczał na ten temat.
- Cassiopeia Natalie Malfoy – wymruczałam
- ładnie. Mam rozumieć, że zamierzacie się z Draco zaręczyć itp.? Bo wiesz, chciałabym zniszczyć marzenia Astorii. – Zażartowała Pansy zacierając ręce.
- ja... nie wiem. Nie rozmawialiśmy o tym... - zmieszałam się
- a czy to nie oczywiste? O czym tu rozmawiać. Macie dzieciaka i teraz musicie być już parą. – Odparł Zabini
- może i masz rację? Nie wiem. Która godzina?
- po siedemnastej.
- to ja lecę. Może zdążę jeszcze na podwieczorek. Do zobaczenia! – Pobiegłam do siebie. Postanowiłam, że z tam tond się aportuję.
Wróciłam do Malfoy Manor wykończona. Od wejścia usłyszałam śmiechy w salonie. Poszłam tam. Zobaczyłam całą rodzinę popijającą herbatę. Dosiadłam się do nich i dołączyłam do rozmowy.
- czemu nie poinformowałeś mnie, że powiedziałeś naszym przyjaciołom o... tym? – Zapytałam Dracona, gdy usypiałam córkę.
- jakoś tak. Mówiłem im to dawno temu – wybronił się blondyn
- dawno temu? Jak Cassie ma dopiero kilkanaście dni?
- ta... no... faktycznie, niedawno.
- wiesz... widziałam się dzisiaj z Zabinim i Pans. Pytali się o... - zwiesiłam się
- o co?
- pytali się o ślub. – Dokończyłam.
- i ty stwierdziłaś, że...? - zaczął pytaniem
- że to trochę wcześnie, i nie na miejscu...
- ta... możemy o tym myśleć po wojnie? Proszę? – Zapytał zakłopotany
- też tak sądzę. – Odpowiedziałam szczęśliwa
Przez następny miesiąc moje dni wyglądały praktycznie tak samo. Wstawałam, karmiłam Cassie, jadłam śniadanie, pomagałam w Hogwarcie, wracałam, karmiłam Cassie i szłam spać. W tym czasie, w Hogwarcie zaczęło się dziać dużo gorzej. Pokój życzeń zapełniał się coraz bardziej, ponieważ uczniowie uciekali przed rodzeństwem Carrow, które panoszyło się po zamku pomimo gróźb.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top