49 - Cassiopeia Natalie
Pani Malfoy pobiegła na górę a ja zostałam w kuchni. Po chwili trwającej chyba wieki Narcyza pojawiła się z powrotem z moją torebką w ręce. Za nią szedł zdenerwowany Draco. Iluzja już przestała działać. Chłopak pomógł mi wstać i zaprowadzili mnie poza teren Malfoy Manor abyśmy mogli się aportować. Przenieśliśmy się do św. Munga. Pani Narcyza wyjaśniła sytuację lekarzom i już po chwili byłam na sali porodowej. Po godzinie wyciętej z życiorysu w moich ramionach została ułożona moja piękna, zdrowa córeczka. Byłam wykończona, ale cieszyłam się. Draco od początku siedział na korytarzu, bo dostał ataku paniki i jego mama musiała go uspokajać. Zabrali mi dziecko, aby umyć ją i zbadać a ja w tym czasie mogłam odetchnąć. Nie byłam gotowa na poród, ale przeżyłam. Poczółam falę zmęczenia i odpłynęłam. Kiedy się obudziłam byłam w innym pomieszczeniu nade mną stali lekarze.
- jak się pani czuje? – Zapytał mnie jeden z lekarzy
- dobrze, ale jestem zmęczona. Mogę zobaczyć moją córkę?
- proszę – inny lekarz odsunął się, a moim oczom ukazała się szpitalna kołyska, w której leżała moja córka owinięta w kocyki. – Wie pani jak chce ją nazwać?
- tak. Cassiopeia Natalie Malfoy – uśmiechnęłam się i pogładziłam niepewnie dziecko po główce. Miała piękną rumianą buzię i dość długie jak na noworodka ciemne włosy. Spała. Wyglądała jak aniołek.
- no dobrze. Musi pani tu zostać przez kilka dni na obserwacji, ale później może pani wrócić do domu.
- dziękuję – lekarze wyszli a do mojego pokoju wszedł Draco. Nie był już tak blady jak godzinę temu.
- jak się czujesz? – Zapytał mnie siadając na brzegu łóżka.
- chyba dobrze. Jestem szczęśliwa Draco. Zostaliśmy rodzicami! – Szepnęłam
- nadal to do mnie nie dotarło. Odpocznij.
- najpierw potrzebuję moją torebkę. Podasz mi ją?
- jasne – młody Malfoy podał mi torebkę, a ja wyciągnęłam z niej fiolkę z magiczną wodą. Magią nałożyłam wodę na brzuch i dzięki jej magicznym właściwościom po chwili wyglądał dokładnie tak jak przed ciążą. Wodę wlałam z powrotem do buteleczki, która wylądowała w torbie, z której wyciągnęłam samopiszące pióro i pergamin. Pomyślałam chwilę, co chcę napisać, a pióro zapisało moje myśli. Odtworzyłam to dwa razy, zamknęłam w kopertach, a następnie przeniosłam zaklęciem do adresatów. Były to listy do Ginny i Luny z informacją, że urodziłam. Ułożyłam się wygodnie i zasnęłam.
Obudził mnie płacz dziecka. Spojrzałam na zegarek. Szósta rano. Spoko. Spojrzałam na Cassie, która darła się w niebogłosy. Zrozumiałam tę informację i nakarmiłam dziecko. Później ponownie ją uśpiłam. I tak, co trzy godziny, z tą różnicą, że czasami musiałam jeszcze zmienić jej pieluszkę. Ręce mi się trzęsły jak to robiłam, ale po dziesiątej próbie nauczyłam się. Co jakiś czas zaglądała do mnie pielęgniarka, która sprawdzała jak się czuję, podawała mi leki i jedzenie itp. Już dwa dni później mogłam wrócić do domu. Przed wypisem dostałam książeczkę zdrowia dla mojej księżniczki. Jeszcze przed wyjściem otworzyłam ją. Były tam wszystkie najważniejsze informacje. Imię i nazwisko dziecka, data urodzenia – 05.03.1998 r. – oraz dane rodziców. Musieli się trochę zdziwić, gdy wypełniali naszą kartotekę. Bo wiecie, nie często wpisuje się nazwisko Slytherin-Malfoy, nie wiem, czemu akurat tak, nie ja to uzupełniałam. Draco wziął dziecko w nosidle a ja resztę rzeczy i wróciliśmy do Malfoy Manor. Nawet nie wiecie jak bardzo wzruszyła się pani Narcyza, gdy nas zobaczyła. Łzy stanęły jej w oczach. Pan Malfoy za to był niemożliwie poruszony faktem, że nie poinformowano go o tym, że zostanie dziadkiem i obraził się na nas na jakieś pięć minut. Stwierdził, że dłużej nie wytrzyma, bo chce zobaczyć wnuczkę. Draco postawił nosidło na kanapie w salonie i w sumie na tym się skończyło, bo nie wiedzieliśmy, co z nią zrobić. W końcu stwierdziłam, że trzeba coś zrobić, bo mi się dziecko zgrzeje. Rozebrałam ją z kocyków i pozostawiłam tylko w body. Wzięłam ją na ręce i już chciałam zanieść ją do swojego pokoju, ale Draco zaprowadził mnie drzwi obok. Wisiała na nich przywieszka z napisem „pokój Wężowej Księżniczki". Uśmiechnęłam się a Draco otworzył drzwi. Kiedy zobaczyłam wnętrze oniemiałam. Było to chyba najjaśniejsze pomieszczenie w całym domu. Ściany i sufit były białe, podłoga była wyłożona szarą wykładziną. Na środku pokoju był ogromny, biały, puchaty dywan. W oknach były białe firany. Naprzeciwko wejścia stało łóżeczko, a obok niego szary fotel. Po lewej była komoda a po prawej przewijak. Obok przewijaka były drzwi do łazienki, a obok komody zasuwane drzwi do szafy. Położyłam dziecko w łóżeczku.
- kiedy ty to zrobiłeś? – Zapytałam
- kiedy byłaś w św. Mungu. Mama i tata też pomagali.
- dziękuję – podeszłam do niego i pocałowałam. Dopiero teraz do mnie dotarło jak za tym tęskniłam. – Idę po Lunę. Ty w tym czasie rozłóż jej ubranka do szafy. – Powiedziałam i wyszłam z pokoju. Poszłam w stronę lochów. Kiedy tam dotarłam otworzyłam drzwi i rozejrzałam się po pomieszczeniu. – Luna? Jesteś tu? – Zapytałam. Po chwili zza jednej z kolumn wyłoniła się moja blondwłosa przyjaciółka.
- miło cię widzieć Anito. Dostałam twój list. Bardzo się cieszę.
- a chcesz zobaczyć Cassie?
- muszę pilnować pana Ollivandera. Jest bardzo chory.
- on też tu jest? Co mu jest?
- spędził tu dużo czasu. Pewnie jest odwodniony i zagłodzony. Ogólnie nie czuje się najlepiej.
- a gdzie on jest? – Luna złapała mnie za rękę i zaprowadziła do jednej z prycz. – Dzień dobry panie Ollivander.
- witaj Anito. Ciebie też tu zamknęli?
- nie, ja tu mieszkam. Przyszłam zobaczyć jak się pan czuje, ale widzę, że przyda się panu pomoc. – Przywołałam swoją fiolkę z magiczną wodą, którą oczyściłam. – Proszę się położyć. – Starzec położył się, a ja magią przeniosłam wodę nad jego klatkę piersiową. Woda zaczęła świecić i się wchłaniać w skórę pana Ollivandera. Kiedy całkowicie zniknęła mężczyzna wyglądał już dużo lepiej.
- dziękuję ci Anito. Czuję się już lepiej.
- no dobrze. To skoro wszyscy są zdrowi to, co wy na to, aby zobaczyć moją córkę?
- z miłą chęcią. – Odpowiedziała mi Luna. Wyprowadziłam ich z lochów i zaprowadziłam do pokoju córki. Weszliśmy. Podeszłam do kołyski, a Luna i pan Ollivander za mną.
- oto Cassiopeia Natalie Malfoy. Moja córka.
- nawet nie wiesz jak to miło zobaczyć małe dziecko w tych czasach Anito – powiedział pan Ollivander – nie mogę się doczekać, aż będę mógł sprzedać jej różdżkę. O ile tego dożyję. – Dodał smutno.
- proszę się nie martwić. Od dzisiaj będę się wami zajmować do czasu, aż was nie wypuszczą. Będę wam przynosić jedzenie itp. No, teraz chyba musicie wracać, bo zaraz mój wujek się spostrzeże, że was uwolniłam.
Odprowadziłam ich do lochów i pożegnałam się. Później zaczęłam się zastanawiać, do którego pokoju wstawić kołyskę, aby dziecko spało blisko mnie w nocy. Stwierdziłam, że wstawię i do mnie i do Draco, bo w obu pokojach śpię równie często. Kiedy kołyski stały na miejscach usłyszałam płacz, więc poszłam do pokoju Cassie. Nakarmiłam ją i położyłam w łóżeczku. Poszłam na kolację. Poczółam ogromną ulgę nie musząc nakładać na siebie iluzji. Usiadłam do stołu, zjadłam posiłek i razem z Draco udałam się na górę. Stwierdziliśmy, że warto wykąpać naszą księżniczkę, więc uszykowaliśmy dla niej kąpiel, a ja poszłam po dziecko. Była godzina dziewiętnasta, więc uznaliśmy, że będzie to od teraz pora kąpieli. Wykąpaliśmy ją, ubrałam w śpioszek i położyłam ją do łóżeczka w pokoju Draco. Kiedy on poszedł do salonu mi przypomniała się kołysanka.
Lavender's blue, dilly dilly, lavender's green,
When I am king, dilly, dilly, you shall be queen.
Who told you so, dilly, dilly, who told you so?
'Twas my own heart, dilly, dilly, that told me so.
Call up your men, dilly, dilly, set them to work
Some to the plow, dilly, dilly, some to the fork,
Some to make hay, dilly, dilly, some to cut corn,
While you and I, dilly, dilly, keep ourselves warm.
Lavender's green, dilly, dilly, Lavender's blue,
If you love me, dilly, dilly, I will love you.
Let the birds sing, dilly, dilly, And the lambs play;
We shall be safe, dilly, dilly, out of harm's way.
I love to dance, dilly, dilly, I love to sing;
When I am queen, dilly, dilly, You'll be my king.
Who told me so, dilly, dilly, Who told me so?
I told myself, dilly, dilly, I told me so.
Zaśpiewałam ją mojejkruszynce, a ona od razu zasnęła.
****************
no tak... z tym rozdziałem to mam wrażenie że jedna wielka żenada wyszła.... no cóż. Bywa.
Jeśli ktokolwiek to jeszcze czyta to życzę wszystkim wesołych świąt! 🎄🎁
do zaczytania itp.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top