45 - w takim momencie?!

Rozdział  wrzucony dzięki  @Roxie25102007
która zmotywowała mnie do wrzucania tego czegoś

- świetnie!

- wspaniale...

Powiedziałam i wyminęłam go. Pobiegłam do swojego pokoju. Gdy obraz się za mną zamknął wydarłam się na całe gardło. Krzyczałam najgłośniej jak potrafiłam. Musiałam wyzbyć się tej wściekłości zanim zrobię komuś nieświadomie krzywdę. Po chwili jednak mój krzyk przerodził się w płacz. Wiedziałam, że jest to nieuniknione, a jednak wiedziałam, że zrobiłam błąd wykrzykując te słowa. Oboje potrzebowaliśmy widocznie przerwy od siebie.

W podłym nastroju minęła mi reszta wakacji. Oczywiście moje zwierzęta, czyli Puella, Calia i Ari próbowały poprawić mi humor, ale nieumiejętnie. Nawet nie zauważyłam, gdy nastał pierwszy września. Ubrałam jakąś kieckę i poszłam niechętnie na rozpoczęcie roku, aby sprawiać pozory normalności. Jednak nie było to takie proste jak zwykle. Siedzenie wśród Śmierciożerców i uśmiechanie się tak jakby wszystko było w porządku jeszcze bardziej pogłębiało mój już i tak okropny nastrój, co z kolei odbijało się na moim wyglądzie. Z szatynki nagle stałam się ciemną brunetką, moje zielone oczy straciły swój magiczny błysk, straciłam sporo na wadze z powodu omijania posiłków a moja skóra stała się blada jak ściana. Nie zdziwiło mnie jak na kolacji powitalnej nie zanotowałam ani Golden Trio ani Malfoya. Widocznie postanowili już zając się swoimi sprawami. Po przydzielaniu do domów nowy dyrektor wygłosił przemówienie. Przedstawił nowych nauczycieli, nowy regulamin itp. Innymi słowy, same złe wieści. W cale nie przypominało to wesołych i niekiedy śmiesznych powitań Dumbledore'a. Kiedy na stole pojawiło się jedzenie wypiłam trochę soku z dyni i wyszłam z Wielkiej Sali. Widziałam, że nauczyciele, którzy mnie znali od dziecka martwili się o mnie, lecz ja ignorowałam to i jedynie udawałam dawną siebie przed przyjaciółmi i innymi uczniami. Dlatego też, jak co roku pojawiłam się na pierwszych lekcjach nowych nauczycieli. Jestem strasznie ciekawa jak będą wyglądały lekcje Śmierciożerców. Po dziesięciu minutach na każdej z lekcji stwierdziłam, że chyba będę musiała stworzyć jakiegoś swojego klona, bo sama tego nie ogarnę. Rodzeństwo Carrow nie dość, że wyglądało okrutnie to i równie okrutne lekcje prowadziło. Załamałam się do reszty. Chodziłam niewyspana, bo w nocy nie mogłam spać z powodu koszmarów, byłam poddenerwowana, a do tego ostatnio często miałam mdłości i różnego rodzaju zachcianki, co chyba strasznie irytowało skrzaty pracujące w kuchni. Cały stres spowodował jeszcze zaniknięcie mojego pieprzonego okresu. Po trzecim tygodniu takiego dziwnego funkcjonowania stwierdziłam, że nie może być tak dalej i poszłam do św. Munga. Diagnoza, jaką usłyszałam wwierciła mi się w mózg chyba na zawsze. Doktor stwierdził, że jakimś cudem jestem w... ech dobra. Jestem w trzecim miesiącu ciąży. Przez pierwsze kilka minut po tym jak to usłyszałam nie mogłam w to uwierzyć, ale gdy zaczęłam łączyć fakty zaczęło mi się wszystko zgadzać. Jednak, kiedy dotarło to do mojej świadomości poczułam falę smutku. Przecież ja niedawno zerwałam z Malfoy'em! Wróciłam do zamku i położyłam się na łóżku. Zaczęłam myśleć nad tym wszystkim. Nawet nie wiem, kiedy z moich oczy popłynęły łzy. To jest moje światełko w tunelu. To dziecko przywróci mnie do normalności. Dotknęłam szczęśliwa swojego brzucha, który o dziwo nie różnił się bardzo wielkością od tego, który miałam na przykład pod koniec zeszłego roku. Szczęśliwa poszłam się umyć, zjadłam pyszną kolację i zasnęłam po raz pierwszy od dawna z uśmiechem na ustach.

Obudziła mnie moja kotka, która położyła się bezczelnie na mojej twarzy. Kiedy ją zrzuciłam spojrzałam na zegar. Super 8:30! Akurat zdążę na śniadanie! Ubrałam się, wykonałam poranną rutynę i poszłam do Wielkiej Sali, gdzie siedzieli już wszyscy. Usiadłam na swoim miejscu wcześniej witając się z paroma osobami i zjadłam owsiankę z owocami. Postanowiłam dzisiaj popilnować znowu pierwszaków gdyż to oni są najbardziej narażeni na krzywdę ze strony nowych nauczycieli. Sprawdziłam plany lekcji. Na szczęście nigdzie na dzisiaj nie zauważyłam, żebym musiała się klonować. O jedenastej OPCM mieli Gryfoni i Krukoni, o dwunastej coś mugoloznawstwo, – które nomen omen jest teraz obowiązkowe – mają Gryfoni i Ślizgoni a o czternastej – po obiedzie – mugoloznawstwo mają Krukoni i Puchoni. Jeszcze większe szczęście dopadło mnie, gdy zauważyłam, że wraz z moim złym humorem zniknęły mdłości. Tak jak miałam to w planie o jedenastej ruszyłam do sali od OPCM, do której weszłam tuż przed lekcją.

Dzisiejsze lekcje minęły wyjątkowo spokojnie. Nie musiałam w żaden sposób interweniować ani nic podobnego. Na obiedzie również było wyjątkowo spokojnie. W podobnym trybie żyłam sobie przez następne kilka tygodni od czasu do czasu myśląc, co mogą teraz robić Golden Trio. Na szczęście moja ciekawość została zaspokojona niedługo później, gdy w proroku, (którego dostałam przy śniadaniu) ukazał się wyjątkowo intrygujący nagłówek mianowicie:

„Włamanie do Ministerstwa Magii. Poszukiwany nr. 1 pojawił się w Ministerstwie!"

Zaintrygowana przeczytałam artykuł

Wczoraj rano w Ministerstwie doszło do strasznego włamania. Poszukiwany nr. 1 oraz jego współpracownicy pod postacią pracowników Ministerstwa włamali się do gmachu i bezczelnie uwolnili wszystkich mugolaków oczekujących na sąd. Starsza podsekretarz – Dolores Jane Umbridge powiedziała nam, że pan Potter wtargnął na przesłuchanie, po czym oszołomił ją kradnąc bardzo ważną, rodzinną pamiątkę. Minister ... bla bla bla, bla bla bla, bla bla bla. – No. To chyba tyle z ważnych rzeczy w tym artykule. Jednak zastanawia mnie ta domniemana „ważna rodzinna pamiątka" na zdjęciu zamieszczonym na środku tekstu widniała Umbridge z jeszcze nie skradzionym wisiorkiem. Co za mała żałosna jędza! Przecież to naszyjnik Salazara Slytherina! Nagle zrobiło mi się niedobrze, więc jak najszybciej wybiegłam z Wielkiej Sali i wręcz poleciałam do łazienki. Kiedy zwróciłam śniadanie usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi do łazienki. Po chwili usłyszałam znajome głosy.

- Anita? – Usłyszałam Ginny

- jesteś tu? – Dopowiedziała Luna swoim miękkim głosem.

- tu jestem – powiedziałam otwierając drzwi kabiny i siadając na podłodze. Przyjaciółki podeszły do mnie

- wszystko okej? Wyglądasz jak siedem nieszczęść. – Odparła bez ogródek Ginny

- tak, wszystko ok. Po prostu zrobiło mi się niedobrze – powiedziałam i ponownie zwymiotowałam do toalety. Kiedy spuściłam wodę Luna pogłaskała mnie po plecach. Obie dziewczyny usiadły obok mnie.

- na pewno? Dla mnie to wygląda jakbyś się czymś zatruła. Może powinnaś iść do pielęgniarki? – Stwierdziła Luna

- tak, to całkiem normalne – odparłam wstając z ziemi i podchodząc do umywalki, aby przepłukać usta.

- to całkiem normalne, dla czego? – Zapytała spokojnie Ginny

- dziewczyny, muszę wam coś powiedzieć... nie umiem jeszcze o tym mówić i będziecie pierwszymi osobami, które się o tym dowiedzą.

- no mów, spokojnie – niecierpliwiła się młoda Weasley.

- jestem w ciąży.

- jesteś co!? – Krzyknęła Ginny

- to wspaniale! – Krzyknęła Luna

- jestem w ciąży. Aż tak niewyraźnie mówię?

- nie o to chodzi. Kim jest ojciec? – Uspokoiła się Gin

- Draco, a kto inny?

- wie już? – Zapytała mnie Luna

- nie, i tak szybko się nie dowie. Tuż przed rozpoczęciem roku... posprzeczaliśmy się i stwierdziliśmy, że musimy od siebie odpocząć.

- słabo. A który miesiąc?

- już prawie czwarty.

- i nie masz jeszcze brzuszka? Jakim cudem!

- nie wiem. Jednak jakiś brzuszek mam. – Powiedziałam podnosząc bluzkę i stając bokiem do przyjaciółek.

- a wiesz, kto to będzie? – Zapytała cicho Luna

- jeszcze nie... ale niedługo muszę iść na kolejne badania i może się dowiem.

- mamy się dowiedzieć od razu jak ty się dowiesz.

- oczywiście. A teraz idźcie na lekcje, żeby wam nasza ukochana Alceto Carrow oczu nie wydłubała.

Dziewczyny wybiegły z łazienki a ja stwierdziłam, że nie mam siły siedzieć dzisiaj na lekcjach, więc udałam się na wierzę astronomiczną, aby pomyśleć. Kiedy wspięłam się po tych cholernych schodach usiadłam na ziemi przewieszając nogi pod barierką na skraju wierzy. Patrzyłam na horyzont rozmyślając gdzie teraz mogą podziewać się Golden Trio i co robią. 


**************

ych...ychm....ta, nie wiem co ja miałam w głowie. Nawet mnie przeraża dziwnota tego. No ale cóż. Przynajmniej będzie trochę dodatkowej dramy...

a tak z innej beczki, jak wam się to podoba? Bo mi powiem szczerze nie bardzo, ale wiecie, sentyment itp...z resztą obiecałam sobie, że to wrzucę, więc no.

do następnego, zaczytania itp. 

(rozdział prawdopodobnie w środę jak się wyrobię z lekcjami)

bay

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top