43 - Przenosiny Pottera
Po moim powrocie zauważyłam, że na środku mojego pokoju zwisa niebieska, mglista kula. Kiedy do niej podeszłam usłyszałam głos Moody'iego.
- masz być na przenosinach Pottera. Przyjdź na Privet Drive 4, 26 lipca. Masz być przed dwunastą, nie wcześniej niż o jedenastej. Będziesz tam jako pierwsza więc masz przygotować Pottera na przenosiny oraz wytłumaczyć wszystko jego opiekunom. W miarę w tym samym czasie ludzie z zakonu również powinni się pojawić aby odeskortować opiekunów Pottera w bezpieczne miejsce. Później lecisz prosto do Nory. Resztę wyjaśnię na miejscu. Bez odpowiedzi.
Kiedy to powiedział patronus się rozpłyną. Usiadłam zdziwiona w fotelu i zastanawiałam się nad zaistniałą sytuacją. Co ja mam powiedzieć tym mugolom? Nie wiem. Na szczęście mam dwa dni na wymyślenie tego. Poczółam się senna więc poszłam spać.
Obudziłam się nazajutrz. Wykonałam poranną rutynę, ubrałam się i poszłam na śniadanie. A bardziej poszłam po śniadanie, bo jedzenie wśród najgorszych Śmierciożerców nie uśmiecha mi się. Nawet nie wyobrażacie sobie jak się zdziwiłam gdy dowiedziałam się, że zamek jest pusty. Nie było w nim żywej duszy. Postanowiłam to wykorzystać i po śniadaniu przeleciałam po wszystkich korytarzach zamku. Tak dawno nie rozprostowywałam skrzydeł! W końcu wyleciałam na dziedziniec i wzleciałam najwyżej jak potrafiłam aby się trochę rozejrzeć. Widziałam nawet moją polanę w zakazanym lesie. Postanowiłam się trochę zabawić i będąc bardzo wysoko w powietrzu zwinęłam skrzydła. Spadałam głową w dół. Oj, gdyby mnie ktoś teraz widział. Tuż nad ziemią ponownie rozprostowałam skrzydła. Bawiłam się możliwościami skrzydeł cały dzień. Nawet nie zauważyłam gdy domownicy wrócili do zamku. Zmęczona pod koniec dnia poszłam spać bez kolacji.
Cały następny dzień spędziłam nad rozmyślaniem, jednak jak to zwykle bywa, nic nie wymyśliłam. Gdy nadszedł dzień przenosin wstałam wcześnie rano. Ogarnęłam się i ubrałam. Wybrałam czarne jeansy z dziurami, zieloną podkoszulkę oraz na to szarą bluzkę z krótkim rękawem do pępka. Do tego założyłam niskie buty tego samego koloru co bluzka. Na palec założyłam sygnet. Włosy związałam w warkocze. Wzięłam torebkę, do której wpakowałam klucz do skarbca, pieniądze, parę ważnych drobiazgów oraz różdżkę i zakładając ją na ramię poszłam na śniadanie. Po jego zjedzeniu wróciłam do pokoju aby umyć zęby. Gdy i te czynność skończyłam zobaczyłam, że jest po jedenastej. Nic nikomu nie mówiąc wybiegłam z zamku i przeniosłam się niedaleko Privet Drive. Spokojnie podeszłam do domu numer cztery i zapukałam do drzwi. Przed domem stał samochód po brzegi zapakowany walizkami. Kiedy drzwi się otworzyły zobaczyłam prawdopodobnie wujka Harry'ego.
- czego? – Zapytał niemiło
- dzień dobry. Przyszłam do Harry'ego. Wszystko będę tłumaczyć jak mnie pan wpuści – chyba go zaskoczyłam bo mężczyzna wpuścił mnie do domu i zaprowadził do salonu gdzie siedziała ciocia Pottera oraz jego kuzyn.
- Potter do mnie! – Wydarł się pan Vernon. Po chwili dało się usłyszeć jak Harry schodzi po schodach. Kolejną chwil później Potter stał obok mnie zdziwiony
- Anita? Co ty tu robisz?
- jak to co? Ratuję ci tyłek. Jak zwykle z resztą. Ale do rzeczy. Potter czy tłumaczyłeś już rodzinie zaistniałą sytuację?
- częściowo... - odparł wymijająco
- świetnie. To od początku. Jestem Anita Slytherin, wysłali mnie ze szkoły abym doglądała przenosin Harry'ego. Jak już zauważyłam jesteście gotowi do wyjazdu. Dobrze się składa bo zaraz powinni pojawić się ludzie z ministerstwa, aby was eskortować.
- ja nadal nie rozumiem czemu musimy wyjeżdżać – powiedział kuzyn Pottera
- już tłumaczę. Lord Voldemort, który zamordował rodziców Harry'ego chce go dopaść, aby wygrać wojnę. Kiedy Harry osiągnie pełnoletniość, czyli skończy siedemnaście lat, skończy się jego obrona. Dlatego też, nie będziecie tu bezpieczni. Voldemort ma w zwyczaju porywanie i torturowanie rodzin, aby zwabić kogoś do siebie. Aby i z wami tego nie zrobił trzeba was rozdzielić. Harry zostanie zabrany w bezpieczne miejsce do domu jednego z członków Zakonu, a wy zostaniecie ukryci. – Wyjaśniłam
- no dobrze, ale kim ty jesteś abyś była wysłanniczką?
- powiedzmy, że jestem nauczycielką. Tyle was powinno interesować – usłyszeliśmy ponownie pukanie do drzwi. Wuj bliznowatego poszedł otworzyć. Chwilę później w salonie stało jeszcze dwóch czarodziejów.
- witam panienko – ukłonił mi się jeden – rozumiem, że wyjaśniła pani już wszystko tym mugolom?
- dokładnie. Zapewne macie instrukcje, co robić, więc ja się już nie wtrącam.
Czarodzieje wyjaśnili jeszcze parę rzeczy i nadszedł czas na pożegnania. Stwierdziłam, że powinni pożegnać się w samotności więc poinformowałam Pottera, że idę po jego rzeczy i weszłam po schodach na górę. Przypomniało mi się jak ostatnim razem byłam tu jak zabieraliśmy Pottera na Grimmauld Place. Weszłam do jego pokoju i zabrałam rzeczy, które spakował oraz klatkę z sową i miotłę. Zeszłam powoli po schodach. Zobaczyłam tylko jak drzwi frontowe się zamykają. Położyłam rzeczy Pottera przy schodach i podeszłam do niego.
- wiesz, że jak stąd wylecimy, to już więcej prawdopodobnie tu nie wrócisz?
- wiem, jednak nie jest mi jakoś smutno z tego powodu. Nie mam za dobrych wspomnień z tym miejscem.
- jednak był to twój dom przez siedemnaście lat. Powinieneś się pożegnać z tym miejscem zanim przyjdzie Moody i reszta. Ja będę w kuchni.
Jakieś piętnaście minut później ponownie usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Ty razem był to Zakon. Przedstawili cały plan. Oczywiście bliznowaty protestował, ale jak zwykle nie miał nic do gadania. Hermiona wyrwała mu jeden włos i wrzuciła do buteleczki, którą trzymał Moody. Podał eliksir sześciu osobom, które po chwili wyglądały dokładnie jak Harry.
- przebierać się – powiedział Szalonooki rzucając na ziemię worek identycznych ubrań. – Została jeszcze jedna rola do omówienia. Anita, ty będziesz pilnować powodzenia całej akcji. Masz z nas wszystkich największą moc, więc jakby pojawili się Śmierciożercy staraj się bronić wszystkich z ukrycia. Wiesz gdzie lecieć więc ty lecisz prosto tam. Dobra. Każdy Potter ma parę? Tak, to świetnie.
Wyszliśmy przed dom. Pojawiły się miotły, testrale oraz motor Syriusza. Ja odmówiłam lecenia na miotle tłumacząc, że mam lepszy środek transportu. Wyruszyliśmy dokładnie w tym samym czasie, z tą różnicą, że ja wystartowałam trochę później bo musiałam rozwinąć skrzydła. Leciałam nad nimi. Widziałam wszystkich, więc miałam sytuację pod kontrolą. Ostatnio nauczyłam się magii bezróżdżkowej więc chciałam ją przetestować nie wyciągając różdżki z torby. Kiedy wylecieliśmy po za kopułę ochraniającą dom Pottera zaczęłam mieć złe przeczucia.
- różdżki w pogotowiu! – Krzyknęłam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top