41 - Dumbledore...
Następnego dnia obudziłam się wyjątkowo wypoczęta. Wiedząc, że zrobiłam już wszystko, co miałam, ubrałam się i poszłam na śniadanie. Usiadłam razem z Draco i naszą paczką. W końcu muszę odnowić kontakty prawda? Po południu miał być mecz Quiddicza, na który oczywiście musiałam iść, bo podobno „może być ciekawie". Mam nadzieję, że rozumiecie moją aluzję.
Niestety mecz za ciekawie się nie skończył. Potter – znowu – wylądował w SS przez McLaggena. Podczas gdy wybraniec leżał w skrzydle szpitalnym ja postanowiłam odświeżyć relacje z pewnym księciem. Pewnego wieczoru, dwa dni po wypadku bliznowatego weszliśmy z Malfoy'em na wyższy poziom związku.
Pov. Harry Potter
Po tym jak wylądowałem w skrzydle szpitalnym poprosiłem Stworka i Zgredka, aby śledzili za mnie Malfoya. Wieczorem po dwóch dniach siedzenia w SS oba skrzaty poinformowały mnie, że nie mogą dalej śledzić Malfoya.
- Zgredek nie może dalej śledzić panicza Malfoya. To się nie zgadza ze Zgredka zasadami – powiedział mi skrzat.
- ale jak to? Powiedziałeś, że zrobisz dla mnie, o co cię poproszę. Co się stało?
- otóż, Zgredek śledził panicza Malfoya od rana. Nie robił nic istotnego. Jednak wieczorem, wieczorem, zrobił coś bardzo dziwnego. Spotkał się z panienką Anitą i w wyśmienitych humorach zamknęli się w pokoju panienki Anity. Chyba panienka rzuciła jakieś zaklęcia, bo Zgredek nic nie mógł usłyszeć ani dostać się do środka.
Zdziwiony spojrzałem na mapę huncwotów. Dziwnym trafem pokój Anity był na niej. Faktycznie, oboje byli w środku, a kropki nad ich imionami prawie na siebie nachodziły. Zniesmaczony, szybko zamknąłem mapę.
- Zgredku poczekaj pod pokojem Anity do czasu, aż Malfoy nie wyjdzie. Później dalej wykonuj zadanie.
Pov. Normalna
Obudziłam się w bardzo dobrym humorze. Zaraz moment, od kiedy poduszki się ruszają? Otworzyłam oczy i spojrzałam w górę. Racja. Draco. To on był moją „poduszką". Wstałam, wzięłam jakieś ubrania z szafy i poszłam do łazienki. Kiedy wyszłam Malfoy nadal spał. Dopiero jak rozejrzałam się po pokoju zorientowałam się, że chyba nas faktycznie poniosło. Wszędzie leżały nasze ubrania. Chociaż różdżki były na swoim miejscu. Wzięłam swoją i machnęłam nią. Od razu ubrania zostały złożone. Później „obudziłam", a bardziej próbowałam obudzić Draco i poszłam na śniadanie.
Koło jedenastej do Wielkiej Sali wszedł Draco. Spojrzałam na niego, ale on nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Skupił się na Katie Bell, która wróciła dzisiaj z Munga. Zdenerwowany szybko wybiegł z Sali a Potter za nim. Dla bezpieczeństwa ja również pobiegłam za nimi. Znalezienie ich nie było proste, lecz w końcu znalazłam ich w łazience płaczącej Marty. Pech chciał, że walczyli na różdżki. Nosz kurde! Czy oni nie mogą się pogodzić? A nie, czekaj. Świat wtedy byłby za piękny. W pewnym momencie Potter wykrzyknął zaklęcie, o którym kiedyś opowiadał mi Snape. Sectumsempra. Uduszę go za to! To powinno być jedno z zaklęć niewybaczalnych. Ale wracając. Draco padł zakrwawiony na ziemię. Przerażona przywołałam zaklęciem Snape'a. Na szczęście szybko przyszedł. Jego wściekłość nie miała granic. Potter dostał szlaban, a ja dostałam zadanie uprzątnięcia łazienki po walce.
Niedługo później Hagrid przyszedł do mnie z bardzo smutną wieścią. Aragog zmarł. Co prawda stary był i chory, ale i tak było mi przykro. Niestety przykrych wieści nie było końca. Dumbledore'a wykańczała klątwa. Pomimo starań Snape'a profesor... umierał. Niedługo przed śmiercią wybrał się z Potterem po jeden z siedmiu horkruksów. Tak, okazało się, że jest ich siedem. W tym czasie kiedy oni byli na poszukiwaniach ja odkryłam zadanie Malfoya. Kiedy się dowiedziałam, co ma zrobić łzy zebrały mi się w oczach, ale nie przeszkodziłam mu. Wręcz przeciwnie. Pomogłam, nie pytając. Wiedziałam, że czas profesora nadszedł. Tak myślałam, kiedy pomogłam Draconowi dokończyć naprawianie szafki. Później poszłam do siebie. Wyszłam z pokoju dopiero wtedy, kiedy do mojego pokoju dotarły dźwięki walki. Wzięłam szybko różdżkę i nakładając na siebie zaklęcie kameleona wybiegłam z pokoju. To co tam zobaczyłam po prostu mnie przeraziło. Zakon walczył ze Śmierciożercami i przegrywał. Przypomniało mi się zaklęcie.
- Antio (z grec. żegnaj) – szepnęłam, a większość Śmierciożerców zniknęła, jednak zaklęcie nie było idealne, więc musieli sobie poradzić z resztą sami. Ja musiałam popędzić na wierzę astronomiczną, żeby jednak odwieść Draco od zabicia Dumbledore'a. Dotarło do mnie, że to zły pomysł po tym jak przypomniałam sobie wszystko czego mnie nauczył. Ja... po prostu nie potrafiłam się z nim pożegnać. Tak się do niego przywiązałam. Wbiegłam na wierzę i podbiegłam do Draco, którego Bellatrix nakłaniała do „zrobienia tego".
- Draco – szepnęłam mu do ucha – nie rób tego. Pomogę ci, ale nie pozbawiaj mnie opiekuna – szeptałam. Zadziałało. Chłopak zaczął się poddawać, jednak ostatecznie zielony promień wystrzelił w profesora. Jednak nie z różdżki mojego chłopaka, a Snape'a. Przerażona, widząc, że profesor spada z wierzy rozwinęłam skrzydła i wyskoczyłam z wierzy nie zważając na widownię. Doleciałam do martwego Dumbledore'a i ochroniłam przed upadkiem z wysokości. Położyłam profesora na ziemi i zaczęłam szlochać. Niedługo później nad ciałem zebrał się tłum uczniów, a ja odsunęłam się od nauczyciela pozwalając pożegnać go Harry'emu. Odsunęłam się od nich i jeszcze raz przyjrzałam. Kiedy na ziemi zobaczyłam Dumbledore'a, a na niebie mroczny znak łzy ponownie stanęły mi w oczach. Draco mówił, że tak będzie, ale jednak w to nie wierzyłam. Teraz gdy to się stało czuję jakby cały świat mi się zawalił. Podeszłam znowu do dyrektora.
- To się nie może tak skończyć. - Powiedziałam pod nosem i pobiegłam do swojego pokoju.
Wzięłam stamtąd czarny, przylegający płaszcz i teleportowałam się do Malfoy Manor. W drzwiach minęłam pana Lucjusza. Był bardzo zdziwiony moją obecnością. Dalej weszłam na piętro gdzie na schodach minęłam Bellatrix. Ona również była zdezorientowana moją obecnością. Co się dziwić, myślała, że ja nie żyję. W pokoju narad Śmierciożerców spotkałam Severusa.
- co ty tu robisz? Powinnaś być w szkole. – Warknął na mnie
- nie twoja sprawa. Mogę tu przychodzić, kiedy chcę – odpyskowałam
I w końcu ruszyłam w kierunku pokoju młodego Malfoya. Czyli celu mojej podróży. Weszłam bez pukania. Malfoy siedział przygnębiony na łóżku. Nawet nie zauważył, że weszłam.
- dlaczego? - Odezwałam się po cichu, ale miałam pewność, że mnie usłyszał.
- zabiłby mnie i moją rodzinę. Mógłby zabić i ciebie. - Nawet na mnie nie spojrzał
- wiesz dobrze, że mnie nie da się zabić w ten sposób. Przecież on zabił mnie na cmentarzu dwa lata temu. - Odpowiedziałam siadając na przeciwko niego.
- przepraszam. - Nie powiem zbił mnie z tropu
- a...ale, za co? Bo nie rozumiem.
- za wszystko. Za to jak cię traktowałem jak chodziłaś z Potterem...
- Draco wiesz dobrze, że ja nie umiem się gniewać. Pamiętasz jak byłam obrażona kiedy prawie zabili Hardodzioba? Przecież prawie nic się nie zmieniło.
- ale jednak dało się wyczuć różnicę w twoim zachowaniu.
W odpowiedzi tylko przewróciłam oczami i pocałowałam chłopaka. Najpierw był zdziwiony, lecz po chwili oddał pocałunek. Przyciągną mnie do siebie. Kiedy oderwaliśmy się od siebie z powodu braku powietrza przytulił mnie jakby to był ostatni przytulas w życiu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top