40 - nie wątp w swoje możliwości

Niedługo po przyjęciu były święta. Po raz drugi nie spędzałam ich w Hogwarcie. Tym razem zaprosiła mnie pani Weasley, co przekazał mi Ron w wieczór przed wyjazdem. Kiedy mi to powiedział pobiegłam jak najszybciej mogłam do swojego pokoju i wyciągnęłam mniejszy kufer. Włożyłam do niego kilka ubrań, buty, kosmetyczkę, jakąś książkę, pamiętnik oraz prezenty dla rodziny Weasley'ów. Później, kiedy byłam już spakowana wzięłam prezenty dla państwa Malfoy, otworzyła okno i poleciałam do sowiarni gdzie czekała na mnie Puella. Dałam jej paczki uprzednio zaczarowując je tak, aby nie były za ciężkie oraz nie zmokły podczas podróży i dałam je swojej sowie mówiąc adres. Od razu wzbiła się w powietrze i wyleciała. Wróciłam do pokoju tak samo jak wyszłam. Wzięłam kilka niewielkich paczuszek i poszłam do pokoju wspólnego Slytherinu gdzie miałam nadzieję zastać moich przyjaciół. Tak jak myślałam. Moja paczka siedziała na kanapie i gadała o jakiś pierdołach. Za pomocą magii przeniosłam prezenty do ich pokoi i wróciłam do siebie.

Z samego rana wszyscy poszliśmy na stację w Hogsmeade skąd miał nas odebrać Hogwart expres. Z powodu i na okoliczność tego, że jadę do Weasley'ów postanowiłam, że to z nimi spędzę tę podróż.

Dojazd na peron 9 i ¾ zajął nam jak zwykle kilka godzin. W tym czasie, kiedy Hogwart Expres mknął po torach ja zdążyłam się pogodzić z Potterem. Wyjaśniliśmy sobie parę spraw, on przyznał się, że woli Ginny i w sumie sprawa z naszym udziałem poszła w niepamięć. Oczywiście jak poinformowałam o tym Draco to miał swoje do powiedzenia na temat mojej „przyjaźni" z bliznowatym, lecz ja wybroniłam się pretekstem korzyści ze sławnych znajomych. Bo wiecie, znajomość z Potterem ma swoje korzyści. Szczególnie jeśli chodzi o gryfonów.

Gdy dotarliśmy w końcu do Nory pani Molly przywitała nas z uśmiechem na twarzy. Na wigilię przyjechał prof. Lupin z Tonks, oraz wszyscy, no prawie wszyscy, bracia Rona, w tym Bill z Fleur. Niestety po kolacji – z deserem – profesor i Tonks musieli się zbierać. Pożegnałam się z nimi i mówiąc, że jestem zmęczona udałam się do pokoju, który pani Molly mi przydzieliła. Jednak mój spokój nie trwał długo, ponieważ niecałe pięć minut później pojawili się Śmierciożercy i podpalili dom. Otworzyłam okno pokoju i wyleciałam na zewnątrz, aby zobaczyć czy będę potrafiła opanować ogień. Na szczęście była to tylko szatańska pożoga więc uwinęłam się w jakieś piętnaście minut. Reszta świąt minęła wyjątkowo spokojnie w porównaniu z wigilią.

Po powrocie do szkoły przestałam spędzać tyle czasu z kimkolwiek. Zajęłam się swoimi sprawami wmawiając sobie, że niedługo odnowie kontakty międzyludzkie. Cały czas próbowałam złapać profesora Dumbledore'a aby przekazać mu przepowiednię. Jednak nigdy nigdzie go nie było. W końcu pewnego dnia gdy miałam już dość zabawy w kotka i myszkę, usiadłam w jego gabinecie, na jego krześle i czekałam. Na czekaniu spędziłam chyba cały dzień. Dopiero pod wieczór, gdy zbliżała się 23:00 profesor się pojawił. Wyglądał na wykończonego, ale nie dałam za wygraną.

- musimy porozmawiać – powiedziałam, zwracając na siebie uwagę nauczyciela.

- witaj Anito, wybacz ale jestem zajęty. Możemy porozmawiać kiedy indziej?

- nie, nie możemy. – Powiedziałam ostro – unika mnie profesor od kilku tygodni, a ja muszę z panem porozmawiać!

- no dobrze – odpowiedział zdziwiony – o czym chcesz porozmawiać?

- o profesor Trelawney. Jakiś czas temu... - opowiedziałam nauczycielowi całą historię o skrzydłach i przepowiedni – kulę cały czas nosze przy sobie – dodałam na zakończenie, wyciągając szklany przedmiot z kieszeni.

- niesamowite – stwierdził dyrektor – zawsze wiedziałem, że masz wielką moc, ale żeby aż taką?

- nigdy nie będę taka jak pan – powiedziałam cicho

- to prawda. Ty już jesteś lepsza Anito. – Odpowiedział mi profesor. Bardzo zdziwiła mnie ta odpowiedź.

- ale jak to? Jestem tylko nic nieznaczącą szarą myszką w świecie pełnym ludzi potężniejszych ode mnie.

- Anito, jesteś potężniejsza ode mnie, to, że na razie jesteś uważana za „szarą myszkę" to tylko znak, że ludzie jeszcze cię nie znają. W odpowiednim czasie, musisz pokazać, kim tak naprawdę jesteś. Z resztą, czy to nie ty zamieniłaś profesor Umbridge w ropuchę?

- no niby tak. Ale, kiedy będzie ten odpowiedni moment?

- jak nadejdzie, będziesz wiedziała. A tę przepowiednię możesz tu zostawić.

- dziękuję profesorze. Potrzebowałam tego – powiedziałam i wyszłam. Już szczęśliwa chciałam iść do siebie, ale spotkałam bliznowatego i Rona. Ten drugi zachowywał się jak po amortensi.

- cześć Potter, co z nim?

- połknął eliksir miłosny – powiedział cicho Harry

- gdzie Romilda?

- idźcie do Slughorna. Powinien wam pomóc. – Powiedziałam przecierając oczy ze zmęczenia – widzimy się jutro przed meczem?

- jasne. Idź spać, widzimy się jutro – odpowiedział mi Potter

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top