39 - czy Voldemort...

W czasie, kiedy ja myślałam podobno odbyło się jakieś spotkanie klubu ślimaka, a Harry'emu udało się wygrać mecz ze Ślizgonami wmawiając Ronowi, że ma szczęście, co później poskutkowało tym, że od niedawna nie da się go zobaczyć niecałującego się z Lavender

Ale do rzeczy. Zebrałam się w sobie i postanowiłam porozmawiać z Draco. Wysłałam Puelle z kartką, na której napisałam prośbę o spotkanie przy jeziorze w zakazanym lesie a niedługo później otrzymałam wiadomość z godziną spotkania. Miało się odbyć podczas dzisiejszej kolacji. Ubrałam się ciepło i poszłam nad jezioro, aby trochę podgrzać tam temperaturę abyśmy nie zamarzli. Kiedy to zrobiłam zdjęłam kurtkę i usiadłam na trawie podkulając nogi pod brodę i patrzyłam w wodę. Niedługo później poczułam jak ktoś siada obok mnie.

- po co chciałaś się spotkać? – Usłyszałam głos mojego chłopaka

- musimy porozmawiać, ale tak szczerze. – Spojrzałam na chłopaka, a z jego ust zniknął nagle uśmiech.

- coś się stało? To ma związek z tymi skrzydłami?

- nie, spokojnie. Chodzi mi bardziej o ciebie. Draco czy... czy Voldemort jakoś ukarał waszą rodzinę za to, że przeszkodziłam twojemu ojcu w zeszłym roku? – Zapytałam patrząc na niego i starając się cokolwiek zobaczyć w jego oczach. – Proszę, powiedz mi. – Powiedziałam zmuszając się do lekkiego płaczu dla większego efektu.

- nie mogę... - powiedział i wstał z ziemi jednak złapałam go za nadgarstek lewej ręki a on syknął jakbym go oparzyła.

- Draco... mnie nie okłamiesz... ja wiem – powiedziałam również wstając z ziemi i przybliżając się do niego. On jedynie patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Chwyciłam jego rękę i podwinęłam rękaw. Niestety tak jak podejrzewałam, ukazał mi się mroczny znak. Dotknęłam go delikatnie przez co delikatnie zblakł. Później po prostu przytuliłam się do Dracona co on po chwili odwzajemnił.

- przepraszam – powiedział bliski płaczu.

- wiem co ci poprawi humor! – Stwierdziłam – Zgredku! – Zawołałam skrzata a gdy pojawił się przede mną złożyłam zamówienie – przynieś nam proszę ciasteczka z czekoladą oraz mleko – szepnęłam, na co skrzat zasalutował i zniknął, a chwilę później pojawił się z zamówieniem, które odebrałam. Podziękowałam i podeszłam do Draco – zawsze jak byłam smutna jadłam takie ciastka razem ze Snape'm. To była jedyna osoba w całym zamku, która potrafiła mi w tedy poprawić humor.

Usiedliśmy z powrotem na trawie i zaczęliśmy jeść ciastka i rozmawiać na różne tematy, ale już ignorując Voldemorta i sprawy z nim związane. Około północy wróciliśmy cichaczem do zamku.

Niedługo po tym zdarzeniu odbyła się impreza świąteczna u Slughorna. Oczywiście byłam zaproszona. Nie chciałam się stroić no bo, po co. Ubrałam zwykłą granatową sukienkę a włosy związałam w koszyczek rozjaśniając lekko końcówki. Na nogi założyłam buty na obcasie wzorowane na trampki. Usta pomalowałam malinowym błyszczykiem, pomalowałam rzęsy i zrobiłam kreski eyelinerem. Gotowa poszłam do gabinetu Slughorna gdzie impreza odbywać się miała. Już na korytarzu było słychać muzykę i gwar dobiegający z pomieszczenia, w którym był tłum uczniów. Wzrokiem odnalazłam Pottera, Lunę, Herm, Neville'a oraz Blaise'a, do którego podeszłam.

- witam przyjaciela! – Przywitałam się zmuszając się do uśmiechu

- cześć An, czemu nie przyszłaś z Draco?

- miał coś ważnego do zrobienia – powiedziałam jednoznacznie

- powiedział ci już? – Zdziwił się Zabini

- nie, wiesz? Ptaki mi to wyśpiewały.

- ha, ha, ha... – zaśmiał się - bardzo śmieszne. Mam rozumieć, że sama to od niego wyciągnęłaś?

- no jasne – powiedziałam z kpiną - jednak nadal nie wiem, co on musi do końca zrobić.

- może ci kiedyś powie. O patrz Granger i McLaggen utknęli pod jemiołą.

- to ja idę ją ratować – powiedziałam zrezygnowana i poszłam w stronę przyjaciółki. – Cześć Herm! Możemy pogadać w cztery oczy? – Zapytałam, mordując wzrokiem McLaggen'a.

- o Anita, jasne chodź. – Powiedziała i pociągnęła mnie w stronę okna gdzie niedługo później pojawił się Potter.

- co wy tu robicie? – Zapytał wyjątkowo znudzony resztą towarzystwa.

- uciekłam Cormacowi z pod jemioły.

- a ja jej pomagałam – powiedziałam dumna z siebie – Herm musimy się schować gdzieś indziej – stwierdziłam widząc idącego w naszą stronę McLaggen'a. Poszłyśmy gdzieś indziej zostawiając zdezorientowanego Pottera na pastwę McLaggen'a. Jednak po chwili znowu zrobiło się zamieszenie zgadnijcie, wokół kogo? Wokół Malfoya oczywiście! Jednak sytuacja szybko została opanowana. Stwierdziłam, że jest to idealny moment na ucieczkę, więc wyszłam za Draco i Snape'm. Zauważyłam, że profesor prowadzi gdzieś chłopaka, więc postanowiłam trochę przysłuchać się ich rozmowie. Znowu rzuciłam na siebie zaklęcie kameleona – chyba stanę się mistrzem – i podeszłam do nich bliżej

- może rzuciłem urok na Katie Bell, a może nie – powiedział Malfoy. Czyli jak zawsze miałam racje. Ale skont wie o tym Snape? Kolejna zagadka. Ale dla mnie nic nie jest problemem. W końcu się dowiem.

- obiecałem cię chronić. Złożyłem wieczystą przysięgę – stwierdził cicho profesor

- nie potrzebuję ochrony – jasne, zaśmiałam się w duchu – ja wykonuję to zadanie, on mnie wybrał, mnie! Nie zawiodę go. – Jakie zadanie?

- ty się boisz Draco, próbujesz to ukryć, ale nieumiejętnie, więc pozwól sobie pomóc.

Ponownie zaśmiałam się w duchu i postanowiłam już ich więcej nie śledzić, więc poszłam w stronę swojego pokoju po drodze zgarniając Pottera, aby również nie podsłuchiwał, z czego nie był zadowolony. Odciągnęłam go od nich i nakazałam, aby więcej nie śledził Draco czy Snape'a. Obiecał, że więcej tego nie zrobi, ale i tak jestem pewna, że mnie nie usłucha. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top