37 - głos feniksa

Weszłam do pwG i praktycznie od razu zobaczyłam golden trio. Podeszłam do nich i przywitałam się.

- hej, Potter dobrze mi się wydaje, że to Draco cię tak urządził?

- tak, pochwalił się?

- nie. Sama do tego doszłam. Jak wam wakacje minęły?

- Flegmowato – powiedział zniesmaczony Ron

- że jak?

- całe wakacje spędził w towarzystwie Fleur Delacour. A Flegma to jej przezwisko. – Wytłumaczyła mi Hermiona

- rozumiem, że wasza dwójka łączyła się z nim w bólu? – Zapytałam wskazując na Herm i Pottera

- tak. A tobie? Jak minęły wakacje?

- normalnie. Książki, włóczenie się po zamku i lesie, książki, kłócenie się z Filchem o głupoty i tyle

- faktycznie nudno – odpowiedział mi Ron. Gadaliśmy jeszcze chwilę, ale niestety musiałam wracać do Ślizgonów. Powolnym krokiem szłam przez korytarze zamku kierując się coraz niżej aż w końcu dotarłam do lochów, z których wybrzmiewała już muzyka. Weszłam do środka przy okazji rzucając zaklęcie wyciszające i wróciłam na swoją kanapę wywalając z niej kilku trzecioklasistów. Rozsiadłam się wygodnie, ale po chwili na swoich kolanach poczułam ciężar w postaci głowy mojego chłopaka.

- nie za wygodnie ci? – Zapytałam uśmiechając się do niego. Jakimś magicznym trafem zawsze jak na niego patrzę mam więcej chęci do życia.

- nie, wiesz? Jest idealnie.

- wyglądacie jak para – usłyszałam nad sobą Zabiniego.

- my jesteśmy parą – powiedziałam nie patrząc na przyjaciela i dalej bawiąc się włosami blondyna, który teraz był wyjątkowo zamyślony.

- jak to jesteście parą!? Od kiedy!? – Wydarła się Pansy

- Merlinie kobieto nie drzyj się! – Powiedziałam do koleżanki

- od zeszłych świąt – powiedział Draco nawet nie patrząc na przyjaciół

- jak to!? Nie możliwe! Anita, ty przecież wtedy chodziłaś z Potterem!

- nie, bliznowaty rzucił mnie przed świętami twierdząc uwaga cytuję „Teraz widzę, że to nie ma sensu. To z nim powinnaś być, nie ze mną. To jego kochasz. Nie mnie." Koniec cytatu – powiedziałam bez emocji

- jakoś nie wyglądasz jakby cię to dotknęło – powiedziała Pansy

- teraz tak wygląda, ale kiedy Potter z nią zerwał płakała dobre trzy godziny – powiedział Draco uśmiechając się lekko za co ja zrzuciłam go z kanapy z triumfalnym uśmiechem.

- o ty mała diablico! – Powiedział a bardziej krzyknął szybko podnosząc się z podłogi i zaczął mnie łaskotać. Śmiałam się jak opętana, ale nagle przestałam, bo usłyszałam głos. Ktoś mnie wołał, lecz brzmiało to jakby mówił szeptem. Nie potrafiłam rozpoznać tego głosu. Zaczęłam się odganiać od łaskotek Dracona już się nie śmiejąc.

- przestań, przestań – powiedziałam wstając z kanapy i podchodząc do okna. Tam najlepiej słyszałam ten głos. Szybko wybiegłam z pokoju wymijając wszystkich. Biegłam i biegłam aż nad jezioro, lecz tam mój trop zmienił się. Tym razem głos wydobywał się z lasu. Wbiegłam pomiędzy drzewa już nie wiedząc, co robię i biegłam aż na polanę gdzie głos ucichł lecz coś podpowiadało mi abym szła dalej przed siebie. Skończyło się to tym, że chwilę później stałam na środku jeziora a przede mną wisiał majestatyczny feniks, kiedy otworzył dziób usłyszałam ponownie ten głos.

- Anito, przez lata uczyłaś się panować nad swoją mocą z mniejszą lub większą pomocą osób trzecich. Nadszedł już czas ostatecznego sprawdzianu – powiedział ptak i wleciał prosto w moje serce.

Poczułam rozprzestrzeniające się ciepło oraz niewyjaśniony ból. Bolały mnie plecy w okolicy łopatek. Chwilę później ból zniknął tak samo ciepło a ja poczułam jak coś dotyka moich pleców i kostek. Było bardzo delikatne i miękkie. Spojrzałam w swoje odbicie w tafli wody i zobaczyłam wielkie białe skrzydła. Wyglądały jak skrzydła aniołów przedstawianych na obrazach tylko różniły się pod paroma względami. Wyglądały na mniej materialne, jakby były od ducha, do tego całe skrzydła były oplecione tymi pamiętnymi iskierkami, które towarzyszą mi od czwartej klasy, przez co nie były do końca białe. Mieniły się na zielono, srebrno, niebiesko, złoto. Dziwnym trafem wiedziałam jak z nich korzystać. Rozłożyłam je i machnęłam dwa razy, co poskutkowało tym, że wzbiłam się w powietrze na około trzy metry. Było to dziwne z tego powodu, że tak jak wcześniej powiedziałam wyglądały jakby nie były materialne, jakby były nieprawdziwe. Wylądowałam i zaczęłam się zastanawiać jak je ukryć przed wszystkimi. Jednak po chwili same zniknęły w akompaniamencie dziwnego mrowienia w miejscu ich doczepienia do mnie. Wszystko to robiłam jakby podświadomie. Nagle odzyskałam kontrolę nad moim ciałem i poczułam jak wpadam do jeziora. Usłyszałam jedynie krzyki moich przyjaciół. Nie mając siły wypłynąć na powierzchnię zamknęłam oczy i pozwoliłam działać siłom natury. Jednak chwilę później poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie i wyciąga na brzeg. Otworzyłam oczy kaszląc wodą, którą połknęłam i rozejrzała się. Zobaczyłam równie mokrego, co ja Draco oraz suchych Blaise'a i Pansy. Wszyscy patrzyli na mnie zmartwieni.

- nic ci nie jest? – Zapytała się mnie Pansy kucając przy mnie

- nie, chyba nie. – Powiedziałam wstając i osuszając siebie i Draco.

- na pewno? Przed chwilą miałaś skrzydła a chwilę później tonęłaś, więc tak się zastanawiam czy...

- wszystko ok. – powiedziałam ostro, przerywając Zabiniemu – proszę, nie mówcie nikomu o tym, co się tu stało...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top