26 - pamięć
Razem z Gin i Herm pomogłyśmy pani Weasley z przygotowaniem kolacji.
- pokaż mu. – Usłyszałam Moody'iego. Stanęłam za Harrym i zobaczyłam nagłówek proroka. Wielkimi literami było tam napisane „Plotter"
- atakują tak również Dumbledore'a – powiedział Lupin.
- ale dlaczego?
- Knot uważa powrót Voldemorta, za bzdurę wyssaną z palca, więc próbuje wcisnąć tą opinię innym oczerniając ciebie i Dumbledore'a.
Następnego dnia z rana Harry miał iść na przesłuchanie. Już od szóstej dręczę pana Weasley'a abym mogła pójść z nimi. Po chyba godzinie, uległ. Tuż po śniadaniu ja, Harry i pan Weasley udaliśmy się do Ministerstwa Magii. Weszliśmy do windy razem z Kingsley'em. Szepnął coś na ucho panu Arturowi. Chwilę potem miły kobiecy głos powiedział „departament tajemnic".
- szybko! Bo się spóźnisz Harry! – Zbiegliśmy po jakiś schodach i zatrzymaliśmy się przed dużymi ciemnymi drzwiami. – Dalej nie możemy iść.
Harry wszedł do pomieszczenia mieszczącego się za drzwiami. Pan Weasley usiadł na ławce i zaczął czytać proroka codziennego, a ja postanowiłam się rozejrzeć. Na ścianie naprzeciwko ławki wisiała duża tablica obwieszona ogłoszeniami. Na górze wisiała kartka z wielkim napisem „sprawy nierozwiązane". Przeczytałam ogłoszenie o zaginięciu jakiejś Berty Clark. Czarownica poszła do lasu na piknik i tam nie dotarła. Sprawa wyjątkowo prosta. Kobieta musiała zginąć po drodze. Druga kartka obwieszczała odnalezienie nierozpoznanych zwłok w okolicach lasu sąsiadującego z tym, w którym zaginęła Berta. To rozjaśnia poprzednią sprawę. Nierozpoznane zwłoki to pani Clark. Rozwiązałam jeszcze parę spraw aż usłyszałam odgłos otwieranych drzwi i kroki. Podeszłam z powrotem do pana Weasley'a obok którego stał Harry.
- i jak? Udało się? – Zapytałam
- a jak sądzisz? Jasne, że tak!
- czyli... teraz jesteś wolny i możesz zachować różdżkę?
- dokładnie
- Arturze. Myślałem, że pracujesz na wyższym piętrze.
- bo tak jest Lucjuszu. – Stałam tyłem, więc dopiero, kiedy usłyszałam to imię rozpoznałam osobę. Odwróciłam się do niego przodem. – Przyprowadziłem w raz z Anitą Harry'ego na przesłuchanie.
Pan Malfoy słysząc moje imię spojrzał na mnie przerażony. Widziałam już kiedyś ten wzrok. Cofnęłam się o krok przypominając sobie pewną sytuację z dzieciństwa. Rodziców, rodzinę Malfoya i... nazwisko. Slytherin. To nazwisko obijało mi się po głowie. Cofnęłam się aż do ławki, na której usiadłam. Przez cały czas miałam szeroko otwarte oczy. Złapałam się za głowę. Przypomniał mi się zielony promień i kilka innych rzeczy. Dopiero po chwili zobaczyłam, że przede mną stoją przerażeni pan Lucjusz, pan Weasley i Harry.
- Anita? Wszystko dobrze? Co się stało? – Zapytał mnie Harry
- pan wiedział. Wiedział pan jak zobaczył mnie pan na cmentarzu. Wiedział pan jak się nazywam, kim byli moi rodzice... Draco w zeszłym roku też się nie przejęzyczył. Chciał powiedzieć moje nazwisko, Slytherin. Tak brzmi. Prawda?
- Anita na pewno wszystko dobrze? Mówisz niestworzone rzeczy. – Powiedział zmartwiony pan Artur. Wstałam i podeszłam do Lucjusza.
- wiedział pan i powiedział Draconowi. Prawda?
- sam się tego domyślił.
- wiedziałam! Wiedziałam! Wiedziałam! – Ucieszyłam się podskakując - Możemy iść do domu. – Dodałam już poważnie patrząc na pana Artura i Harry'ego.
Te kilka tygodni do powrotu do Hogwartu minęło bardzo szybko. Dumbledore pozwolił mi zostać na Grimmauld Place do rozpoczęcia, na które miałam przyjechać pociągiem. Razem z innymi uczniami. Od kiedy wiem jak się nazywam moje życie trochę się zmieniło. Cały czas szukam informacji o Slytherinach, ale znalezienie czegokolwiek jest trudniejsze niż myślałam. Przy okazji pomogłam „odpotworzyć" mieszkanie. Nawet nie wyobrażacie sobie ile tam tego się zalęgło. W dzień wyjazdu do Hogwartu wszyscy byli strasznie poddenerwowani. Syriusz upierał się, aby odprowadzić nas na peron w postaci psa, ale nie podobał mi się ten pomysł. Miałam przeczucie, że ktoś go odkryje. Oczywiście nikt nie będzie słuchać panny Slytherin, więc ostatecznie nas odprowadził. Peron wyglądał niesamowicie. Rozglądałam się wszędzie gdzie się dało. Pociąg był bardziej majestatyczny niż w nocy, – kiedy go normalnie widuję – wsiedliśmy do pociągu i zajęliśmy przedział z Ginny i Neville'm. Kiedy ruszyliśmy z peronu widziałam pana Lucjusza. Uśmiechnął się do mnie prawie nie widocznie.
Pierwsze półtorej godziny przegadaliśmy, ale potem wszyscy zajęli się swoimi sprawami. Herm i Ron musieli iść do wagonu prefektów, Harry zajął się rozmową z Gin a Neville ekscytował się swoja roślinką. Z nudów postanowiłam poszukać Draco. Znalazłam go piętnaście minut później w wagonie dla prefektów. Super! Malfoy został prefektem, tak jak Herm i Ron. Oni się pozabijają. Siedział w fotelu rozmawiając z Pansy Parkinson. Nienawidzę dziewczyny. Jest taka sztuczna i dziwna. Podeszłam do nich od tyłu i powiedziałam „bu" łapiąc Draco za ramiona. Tak się przeraził, że aż podskoczył. Dokładnie tak samo reagował jak byliśmy dziećmi. Oczywiście wtedy wyglądało to trochę inaczej, bo mieliśmy ledwo rok.
- dokładnie tak samo reagowałeś jak byliśmy mali. – Zaśmiałam się stając przed nimi.
- to ty pamiętasz? Skont wiesz?
– twój tata mi przypomniał. Rozmawiałam z nim gdzieś w połowie wakacji. O dziwo pamiętam wszystko aż do dnia... - tu się zacięłam, bo nie potrafiłam wypowiedzieć tego słowa. Już jak o nich myślałam widziałam śmierć ojca i słyszałam krzyki matki.
- co jest Anita? Nie potrafisz się wysłowić? – Usłyszałam drwiący głos Parkinson. Od kiedy przyszła do Hogwartu strasznie mi dokucza.
- Pansy nie nabijaj się z niej. Też nie mogłabyś mówić o śmierci rodziców bez problemowo. – Bronił mnie Draco
- tak zmieniając temat. W pewnym sensie jestem waszą opiekunką. W sensie całego Slytherinu.
- czemu?
- panna Slytherin, opiekunka domu swojego pra, pra, pra, pra dziadka...
*********************************
no dobra, mam jedno, bardzo ważne pytanie. Żyje tu ktoś? odnoszę ciche wrażenie, że nikt tego nie czyta... odezwijcie się czasem... nie wiem, poprawcie mnie czy coś. Bardzo by to zmotywowało do dalszego wstawiania rozdziałów.
a tym czasem,
Do zaczytania itp.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top