25 - poza murami

Rok szkolny się skończył, a ja znowu zostałam sama z nauczycielami. Jest to dołujące, ale jak to mam w zwyczaju mówić idzie się przyzwyczaić. Już po tygodniu zaczęło mi się nudzić. Nawet opanowałam do końca patronusa! W spokoju minęły mi również następne trzy tygodnie. Lecz na początku sierpnia do mojego pokoju po raz pierwszy od dawna zawitał Dumbledore. Powiedział coś o jakimś ataku dementorów na Harry'ego, i że Moody potrzebuje mojej pomocy w przeniesieniu wybrańca na Grimmauld Place 12. Zaczęłam piszczeć i podskakiwać. Nigdy nie byłam po za granicami błoni! Ciekawe jak tam jest?

- ... za godzinę przyjdzie po ciebie Nimfadora Tonks.

- będę gotowa.

Kiedy profesor wyszedł przebrałam się w białe rurki, morską bluzkę na szerokich naramkach i granatowe koturny – uwielbiam takie buty – włosy związałam w kitkę, a usta pomalowałam matowo wiśniową pomadką. Różdżkę włożyłam do kieszeni. Usiadłam na parapecie i czekałam. Dłuższą chwilę potem w końcu zjawiła się Tonks. Była dość wysoką kobietą o fioletowych włosach i niebieskich oczach. Była ciemno ubrana. Przywitała się i przedstawiła. Teleportowała nas na Privet Drive 4 gdzie czekał już Moody i reszta. Znowu się teleportowaliśmy, ale tym razem pod drzwi pokoju Harry'ego. Z przodu stanął Kingsley, Moody i Nimfadora. Zaczęli magicznie odkluczać drzwi – jakby się nie dało inaczej! – Kiedy się otworzyły nic nie widziałam, bo Tonks wyszła na przód.

- ale porządni ci mugole – usłyszałam szept wcześniej wspomnianej kobiety

- Tonks! Na miłość boską – odszepnął jej zdenerwowany Szalonooki.

- to nie normalne...

- profesor Moody? – Usłyszałam Pottera

- możecie się przesunąć? Chciałabym zobaczyć mojego chłopaka! – Powiedziałam szeptem, dzięki czemu wszyscy się rozsunęli. Zobaczyłam Harry'ego – cześć...

Chłopak podszedł do mnie i przytulił.

- jakim cudem tu jesteś? Nigdy nie wychodziłaś poza teren Hogwartu.

- Dumbledore powiedział, że jestem im potrzebna. Tyle. Musimy iść zaraz zacznie świtać.

Wyszliśmy na ulicę i polecieliśmy na miotłach na Grimmauld Place. Szalonooki stuknął w ziemię swoją laską dwa razy – zapewne wypowiadając zaklęcie niewerbalne – a budynki zaczęły się rozsuwać. Po chwili ukazała się furtka numeru 12. Weszliśmy do środka. Starałam się nie pokazywać swojego zachwytu nowym miejscem, ale było to bardzo trudne. Od progu słyszeliśmy kłótnię dobiegającą z kuchni. Członkowie zakonu weszli do pomieszczenia. Parę sekund później przede mną i Harrym pojawiła się ruda, pulchna kobieta o miłym wyrazie twarzy i wesołych oczach.

- Harry! Jak miło cię widzieć! Zmizerniałeś, ale na kolację musisz poczekać do końca zebrania. – Powiedziała kobieta. Dopiero teraz zwróciła na mnie uwagę. – Jak się nazywasz kochanie?

- Anita. Dziewczyna Harry'ego i przyjaciółka Rona i Hermiony. Podobno gdzieś tu są.

- Molly. Mama Rona. Na górę po schodach, pierwsze drzwi na lewo.

- dziękujemy pani.

Chwyciłam Harry'ego za rękę i weszliśmy po schodach. Minęliśmy jakiś marudzący portret oraz skrzata. Nareszcie dotarliśmy do pokoju.

- Harry! – Usłyszałam głos Herm – nie słyszeliśmy jak przyszedłeś. Anita! Co ty tu robisz?

- przyszłam z Harrym. Dumbledore mówił, że mogę się przydać.

- czy ktoś w końcu może mi wyjaśnić gdzie jesteśmy?

- jesteśmy w siedzibie główniej Zakonu Feniksa.

- a co to takiego? – Po raz pierwszy o czymś nie wiedziałam.

- Zakon Feniksa to stowarzyszenie założone przez Dumbledore'a. Walczy ze Śmierciożercami itp.

- to, dlatego nie pisaliście do mnie przez cały miesiąc? Siedziałem u Dursley'ów odcięty od informacji!

- nie mogliśmy. Dumbledore zakazał!

- A mógłbym się tu przydać! To ja widziałem jak Voldemort zabił Cedrika, ja widziałem jak się odradza. Ja z nim walczyłem!

- przypomnę ci, że również tam byłam Harry!

- tak An, byłaś, ale po pięciu minutach leżałaś martwa! – Zabolało. Odwróciłam się od przyjaciół i podeszłam do okna, aby nie zobaczyli łez zbierających się w moich oczach. Usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk teleportacji.

- usłyszeliśmy twój słodki głosik Harry. – Zaśmiałam się pod nosem

- wyrzuć to z siebie. W promieniu pięćdziesięciu mil jest jeszcze kupa ludzi, która cię nie słyszała.

- a jak się już wykrzyczysz, to może dowiesz się czegoś o wiele ciekawszego... - to byli bliźniacy.

- o cześć Anita. – Powiedzieli jak gdyby nigdy nic. Chwilę potem spojrzeli na siebie nawzajem i z powrotem na mnie – Anita! Co ty tu robisz?

- podobno nigdy nie wychodzisz poza teren Hogwartu.

- kolejni! Dumbledore powiedział, że mogę się tu przydać. Więc jestem!

- dobra do rzeczy! Harry, twoje krzyki przeszkadzają nam w podsłuchiwaniu.

Wyszliśmy z pomieszczenia i stanęliśmy przy balustradzie. Fred wyciągnął z kieszeni parę uszu na długim kremowym sznurku.

- Co to jest? - Zapytałam

- nasz wynalazek, dzięki któremu jeszcze nie wywalili nas z Hogwartu. Uszy dalekiego zasięgu.

Spuściliśmy jeden koniec sznurka na dół. Przysłuchiwaliśmy się rozmowie. Usłyszeliśmy jak Black mówi coś do Snape'a.

- Snape też należy do zakonu? – Zapytał Harry

- niestety. – Wtedy usłyszeliśmy jak nasze połączenie się zacina. To Krzywołap próbował urwać ucho zwisające na dole. Kiedy mu się to udało po prostu odszedł.

- głupi sierściach!

Kiedy Hermiona skrzyczała kota usłyszeliśmy wołanie pani Molly na kolację. Zeszliśmy po schodach, a klony się aportowały. Razem z Gin i Herm pomogłyśmy pani Weasley z przygotowaniem kolacji...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top