24 - tak łatwo się mnie nie pozbędziecie...
Pov. Normalna
Obudziłam się w próżni. Kompletnie nic tu nie było. Było jasno, i biało. Zaczęłam się rozglądać. Zauważyłam dwójkę ludzi. Prawdopodobnie małżeństwo. Szli spokojnie, w moją stronę. Kiedy im się przyjrzałam zauważyłam, że bardzo przypominają mnie. A bardziej ja ich, ponieważ są starsi. Kiedy byli już blisko kobietą odezwała się.
- Nie bój się. Jesteś w międzyświecie wyboru. - Miała miły i spokojny głos. Przypominał mi coś, ale nie potrafiłam zidentyfikować, co.
- Kim wy jesteście? Znam was to pewne. Ale nie wiem skont.
- Jesteśmy twoimi rodzicami skarbie.
- J...jak to? Skoro jesteście moimi rodzicami to możecie mi powiedzieć jak mam na nazwisko!
- Sama się tego niedługo dowiesz. - Tata mówił stanowczo, ale miło
- Anito skup się. Nie masz dużo czasu. Teraz musisz wybrać. Chcesz wrócić do Hogwartu i wypełnić przeznaczenie czy pójść razem z nami i nigdy nie wrócić na ziemię żywa? Masz jedną szansę. Jak wybierzesz nie będzie odwrotu.
- Bardzo chciałabym zostać z wami, ale... przyjaciele mnie potrzebują.
- Dobrze, zamknij oczy i wyobraź sobie Hogwart.
Kiedy wykonałam instrukcje mamy – przy okazji otwierając oczy - dookoła mnie pojawiły się kolorowe iskierki. Zielone, białe i srebrne. Otoczyły mnie tak, że nic nie widziałam. Zrobiło się strasznie jasno - tak jasno, że musiałam zamknąć oczy. Kiedy je otworzyłam nie byłam już w międzyświecie wyboru tylko w Skrzydle szpitalnym. Moje łóżko było osłonięte ze wszystkich stron zasłonami. Przy łóżku leżała kartka. Kiedy ją przeczytałam zaparło mi dech w piersiach. Było tam napisane, że ja, Anita, nie żyję od 24 godzin. Nie pamiętałam dokładnie, co się stało na cmentarzu, ale pamiętam jak Voldemort wypowiadał zabójcze zaklęcie w moją stronę. Wychodzi na to, że jestem odporna na Avadę. Wyjrzałam przez zasłony i zauważyłam, że jestem jedyną przytomną osobą w całej sali. Wstałam z łóżka zostawiając zasłony dokładnie tak jak były. Pędem pobiegłam do swojego dormitorium umyłam się i przebrałam, ponieważ nadal miałam na sobie ubranie z trzeciego zadania turnieju. Kiedy byłam już ogarnięta usłyszałam za drzwiami głosy golden trio. Wydawało się, że wszyscy płakali.
- Szkoda, że nie ma jej już z nami. Była wspaniałą przyjaciółką.
- Aż do samego końca. Chociaż nadal zastanawia mnie, dlaczego jej duch nie pojawił się, kiedy różdżki się połączyły.
- A ja cały czas mam przeczucie, że to nie tak jak się wydaje. Ona nie mogła zginąć od byle zaklęcia.
- Hermiono nie widzisz, jakie to nie dorzeczne? Nie mogła zginąć od byle zaklęcia? Avada to byle zaklęcie? Ona po prostu nie żyje. Musimy się z tym pogodzić
- ja po prosu czuję, że ona żyje i pojawi się w najmniej oczekiwanym momencie.
Potem głosy ucichły i dało się słyszeć tylko jak oddalają się w stronę wielkiej sali. Rzuciłam na siebie zaklęcie kameleona i poszłam za golden trio. Kiedy dotarliśmy do wielkiej sali oni podeszli do ławek z przodu, a ja stanęłam w kącie. Ciekawe, co się dzieje...
Pov. Osoba 3
Jutro odbędzie się zakończenie roku. Właśnie w tej chwili w Wielkiej Sali odbywa się uroczysty pogrzeb Cedrika Diggory'ego i Anity.
- ponieśliśmy wielką, bolesną stratę. Podczas turnieju trój magicznego zginęła Anita oraz Cedrik. Byli nie tylko wyjątkowo pilnymi uczniami, my jednak będziemy ich pamiętać, jako bardzo oddanych przyjaciół. Dlatego uważam, że macie prawo wiedzieć jak zginęli. Zamordował ich Lord Voldemort. Ministerstwo nie życzyło sobie abym o tym mówił. Gdybym na to przystał obraziłbym ich pamięć. Ból, który wszyscy teraz czujemy przypomina mi, przypomina nam, że chociaż pochodzimy z różnych krajów, mówimy różnymi językami, nasze serca biją jednym rytmem. Po tych wszystkich wydarzeniach więzi przyjaźni zawarte w tym roku będą o wiele mocniejsze niż kiedykolwiek. Pamiętajcie o tym a okaże się, że Cedrik i Anita nie zginęli nadaremno. Pamiętajcie o tym a uczcicie ludzi, którzy byli odważni, szczerzy, szlachetni i uczciwi do samego końca.
Kiedy nauczyciel skończył mówić drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się gwałtownie.
– panie dyrektorze! Przepraszam, że przerywam, ale Anity... nie ma.
- jak to nie ma? Nie rozpłynęła się chyba w powietrzu?
- prawda. W skrzydle szpitalnym mnie nie ma, dlatego że jestem tutaj. I miło mi było słuchać mój pogrzeb. Dobrze pan dobrał słowa.
Pov. Normalna
Mówiąc to wyszłam z kąta Sali. Miny wszystkich były bezcenne. Szkoda, że nie mam aparatu.
- spokojnie nie jestem duchem. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie.
- ale jak to się stało, że przeżyłaś śmiertelnie zaklęcie?
- widocznie jestem na nie odporna... z resztą, ja jestem Anita! Mnie śmierć nie powstrzyma.
Kiedy to powiedziałam wszyscy wstali z ławek i podeszli do mnie. Po kolei każdy z moich przyjaciół mnie przytulił. Jako jeden z ostatnich - co mnie najbardziej zdziwiło - podszedł Draco. Miał przeszklone oczy jakby płakał. Widząc jego minę, która wyrażała tyle, że chce powiedzieć dużo, ale nie umie tego dobrać w słowa po prostu go przytuliłam. Bardzo się zdziwił z początku, ale po chwili odwzajemnił przytulasa. Musiało to ciekawie wyglądać przy moim 175 cm i jego 185cm. (jestem jedną z wyższych dziewczyn w szkole.) (W sumie nie wiem czy Malfoy już był taki wysoki. Jeśli nie to różnica dziesięciu cm pozostaje)
- brakowało mi ciebie Slyt... Anito
- mnie też. Ale nadal nie będzie tak jak w zeszłym roku...
- wiem. Ja naprawdę przepraszam.
Następnie podeszło golden trio.
- mówiłam, że pojawi się w najmniej oczekiwanym momencie. – Zaśmiała się moja przyjaciółka.
- a ja wszyściutko dokładnie słyszałam. Byłam wtedy w pokoju.
- cieszymy się, że do nas wróciłaś.
- ja również Ron. Harry, co się stało? – Powiedziałam widząc minę chłopaka
- możemy pogadać w cztery oczy?
- jasne. Chodź. – Rozsunęłam tłum otaczających nas ludzi i wyszliśmy z Wielkiej Sali. Stanęliśmy pomiędzy filarami trochę dalej od wejścia, aby nikomu nie przyszło do głowy podsłuchiwanie. – To mów, o co chodzi?
Chłopak zamiast coś powiedzieć najpierw mnie przytulił, a potem pocałował. Dopiero potem się odezwał.
- brakowało mi ciebie. Kiedy Voldemort rzucił na ciebie Avadę myślałem, że go zabiję. Co dziwne Lucjusz Malfoy również był zrozpaczony twoją śmiercią.
- dziwne. No cóż, ale żyję i to się liczy. Mniej szczęśliwe jest to, że Ced nie żyje... Ale nie można się załamywać. Co ma być to będzie, a jak będzie to jakoś sobie z tym damy radę. Nie?
- jesteś niesamowita.
- uczę się od najlepszych – zaśmiałam się – opowiesz mi, co działo się na cmentarzu? Mam pustkę w głowie.
Do końca dnia Harry opowiadał mi to, co działo się na cmentarzu oraz po mojej śmierci. Ja wyleczyłam jego rękę. Tak spędziliśmy ostatni dzień szkoły. Jutro zakończenie. A właśnie! Nie uwierzycie, ale Moody odchodzi! Musi spędzić trochę czasu w św. Mungu. Niestety, mocno oberwał od Crouch'a Jr. Z młodym Malfoyem pogodziłam się, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ale jego przejęzyczenie dało mi do myślenia. Slyt..., o co mogło chodzić?. Muszę się tego dowiedzieć. Ciekawe, co przyniesie następny rok...
*********************************
rozdział dłuższy od reszty, ale wydaje mi się, że ciekawszy. Pewnie już wiecie jakie mam plany.... jak to pisałam, nie potrafiłam trzymać w niepewności nawet siebie. Ale spokojnie, już potrafię i w kolejnej książce (którą już zaczęłam pisać, ale na razie jej nie wrzucę) będzie to już dużo lepsze. Ba! cała książka będzie lepsza! Ale na to musicie poczekać... mogę wam zdradzić, że będzie ciekawie....
Do zaczytania itp.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top