10 - butelka i Riddiculus

Pov. Draco

Kiedy doszliśmy z Zabinim, Crabem i Goylem do pokoju wspólnego Slytherinu a potem do naszej sypialni Diabeł (Zabini) zaczął rozmowę.

– zagramy w butelkę?

– mi pasuje.

– ok.

– niech będzie... – powiedziałem niechętnie

– to ja kręcę.

Gramy od kilku godzin. Znowu wypadło na mnie. Zabini zadał mi pytanie.

– Smoku, mój kochany przyjacielu – Nienawidzę jak tak mówi – Pytanie czy wyzwanie?

– wyzwanie...

Zabini długo się zastanawiał nad tym, co ma mi dać za wyzwanie. W pewnym momencie zaczął się podle uśmiechać. Już mi się nie podoba jego pomysł. Chociaż może być ciekawie.

– dobra, wiem. Do końca miesiąca masz pocałować Anitę.

– co!?!?!?!? Stary wiesz, jakie to jest niewykonalne! Ta dziewczyna jest bardziej niedostępna od, od... od pokoju Dumbledore'a!

– poddajesz się? Z resztą to zadanie nie jest wyssane z palca. Przez całą ucztę się na ciebie gapiła!

– a ty skąd to niby wiesz?

– Smoku chyba, jako jedyny nie patrzyłeś na nią przez całą ucztę.

– nie rozumiem...

– no nie zauważyłeś jak ona się zmieniła? Teraz to dopiero jest piękna! I ewidentnie coś do ciebie ma, ponieważ całą ucztę patrzyła się na ciebie.

– dobra idziemy spać, bo ewidentnie wam na mózg padło. A jutro są lekcje – Powiedziałem zmęczony już gadaniną moich znajomych.

– lekcje z Anitą... A tym czasem dobranoc. – Rozmarzył się Diabeł i poszedł spać

Pov. Normalna

Rano obudziła mnie moja kotka. Dopiero teraz zorientowałam się, że za niecałe pół godziny zaczynają się lekcje! Szybko się ubrałam w brązowe rurki, jasnokawowy sweter oraz kawowe trampki. Włosy rozczesałam, zabrałam podręcznik do OPCM i wybiegłam z pokoju. Pobiegłam w stronę klasy prof. Lupina. Po drodze na moje nie szczęście wpadłam na kogoś. Oczywiście upadłam boleśnie na tyłek. Równowaga nigdy nie była moją mocną stroną. Tym kimś okazał się tleniony blondyn o szarych oczach. Czytaj – Malfoy.

– uważaj jak łazisz nędzna szla... – przerwałam mu

– muszę cię z przykrością poinformować, że nie jestem szlamą. A tak na przyszłość, jak na kogoś wpadasz, mówisz przepraszam, pomagasz danej osobie wstać a dalej zależy.

– oj An, ty chyba nie masz za dobrego kontaktu ze światem. To tak dla ciebie na przyszłość, ja nie przepraszam. A i jeszcze jedno, to ty na mnie wpadłaś a teraz przepraszam, ale idę na lekcje.

– a mówiłeś, że nie przepraszasz. Zabawne. A przy okazji nie mów do mnie An, bo tak mogą mnie nazywać jedynie przyjaciele i po drugie jak byś zapomniał idę z tobą na lekcje.

Moje końcówki włosów ewidentnie teraz były koloru czerwonego. Zawsze tak mam, kiedy się denerwuję. Malfoy to chyba zauważył.

– masz ciekawe włosy... nie denerwuj się.

– specjalista od metamorfomagii się znalazł!

Wyminęłam go i poszłam na lekcję ewidentnie się spóźnię, razem z tym idiotą. Szkoda, miałam nadzieję, że pierwsza osoba, którą spotkam będzie moim znajomym, a z tym blondynem nie chcę mieć nic wspólnego. Dotarłam do klasy. Na szczęście Lupin dopiero zaczynał lekcję, więc nic mnie nie ominęło.

– ... co jest w tej szafie...

– to na pewno bogin...

– dobrze Din. W szafie siedzi bogin. A jak wygląda?

– nie wiadomo, bogin przyjmuje postać tego, czego człowiek aktualnie się boi.

– brawo Hermiono. Na bogina jest przeciw–zaklęcie, ale tak naprawdę wykończyć może go śmiech. Dobrze a teraz powtórzcie za mną Riddiculus.

– Riddiculus – Odpowiedziała klasa jednocześnie

– dobrze, ale trochę wyraźniej. A teraz ustawcie się w kolejce, jeden za drugim. Neville! Co ciebie najbardziej przeraża?

– prfesorsnape

– słucham?

– profesor Snape

– o tak nie tylko ciebie. Mieszkasz z babcią prawda?

– ale nie chcę aby bogin się w nią zmienił!

– nie o to chodzi. Pamiętasz, w co jest ubrana?

– ma czerwoną torebkę...

– nie mów na głos. Jak ty to zobaczysz to my też. A teraz zrobisz tak. Wyobraź sobie, prof. Snape'a w ubraniu babci.

Kiedy profesor to powiedział do Neville'a szafa się otworzyła a w niej staną prof. Snape. Powoli szedł w stronę Neville'a a ten krzyknął Riddiculus a Snape był w stroju babci Neville'a. Następna byłam ja. Snape zamienił się we mnie. Moją kopię zaczęły otaczać kolorowe światła. Moja kopia złapała się za głowę i krzyknęła bezgłośnie. Moje włosy stały się niebiesko– fioletowe (smutek i strach) szybo krzyknęłam zaklęcie a ta scenka zmieniła się w scenkę z mojego snu a mianowicie przerażonego Malfoy'a zmieniającego się w białą fretkę. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a ja delikatnie się uśmiechnęłam, widziałam minę Malfoya, który stał za mną. Wyrażała jednocześnie zdziwienie, przerażenie, złość i chyba się zaśmiał. Nie sądzę, że po tym wyczynie będzie dla mnie miły.

- bardzo ciekawe. Z tego, co rozumiem boisz się utraty kontroli. Tak?

- tak. – Odpowiedziałam niepewne

Lekcja się skończyła, kiedy do bogina podszedł Harry. Szłam do dormitorium, ponieważ teraz miałam przerwę dwugodzinną pod moimi drzwiami zatrzymało mnie golden trio.

– cześć, jestem Hermiona, to jest Harry a to Ron.

– cześć. Ja jestem... – Nie dokończyłam, bo Ron mi przerwał.

– ty nie musisz się przedstawiać, wszyscy ciebie znają tak jak Malfoya – powiedział Ron

– a co do Malfoya to, co to było? Malfoy, jako fretka? Świetne!

– no wiecie śniło mi się to kilka dni temu... - Powiedziałam cicho

– śniło ci się takie coś? Ja też chcę takie sny! – Ekscytowała się Hermiona

– nie chcesz. To jakaś udręka! Może wejdziecie to pogadamy na spokojnie?

– bardzo chętnie.

– to chodźcie...

Wypowiedziałam hasło do mojego pokoju, a drzewo się odchyliło.

– niesamowite. Do twojego dormitorium prowadzi takie wejście jak do naszego tylko, że nie pilnuje go człowiek...

– to drzewo jest zaczarowane, Dumbledore stworzył ten obraz, kiedy tworzył tę komnatę.

– matko jak tu pięknie! Też chcę takie dormitorium

– dziękuję

– to mów. Co jeszcze ci się śni? – Powiedział Ron siadając na dywanie

– to tak, trzy lata temu śniłam o kolacji powitalnej, na której byliście przydzielani do domów. Tylko dziwne w tym było to, że jedynymi osobami, które były wyraźne to wy i fretka.

– fretka?

– jej chyba chodzi o Malfoya, Ron.

– dokładne. Jakoś po dzisiejszej scenie spodobało mi się to przezwisko, ale wracając. Śnił mi się też Harry i Bazyliszek w komnacie tajemnic, innym razem jakieś lustro i Dumbledore, który mówi, że to lustro nazywa się Ain–Eingarb.

– ja widziałem to lustro na prawdę. Co w nim zobaczyłaś? – Przerwał mi Harry

– chyba dorosłą siebie, obok stał, chyba, dorosły fretka i jakiś dzieciak, który wyglądał jak mały klon Malfoy'a. A potem to zmieniło się, i widziałam dwójkę dorosłych ludzi stojących za mną. Nie wiem skont, ale wiedziałam, że Ci dorośli za mną to państwo Slytherin.

– ale przecież Salazar Slytherin nie miał rodziny.

– skąd ty się urwałeś! Miał syna, który miał syna, który miał syna, który miał; córkę!

– do czego zmierzasz?

– Harry mówiłeś, że to lustro pokazuje najszczersze pragnienia serca. Anita to prawda, że nie znasz rodziców?

– tak...

– no widzisz. Czyli prawdopodobnie dorośli, których zobaczyłaś to twoi rodzice, ale tego pierwszego obrazu nie mogę rozszyfrować. Ty i dorosła fretka? To nie ma sensu.

– dobrze myślisz Ron. A ten pierwszy obraz miał by sens gdyby Anita była... nie to mi przez gardło nie przejdzie.

– zakochana w Malfoyu....

– tak, jasne. Nie lubię Dracona bardziej niż brukselek. A tych nie cierpię. A teraz chodźcie na OPMS  z Hagridem. (Wiem, że to było przed OPCM, ale na potrzeby opowiadania jest inaczej.) A po lekcjach pójdę do Dumbledore'a się spytać, co do rodziców.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top