Rozdział 13
Rozdział 13
KANE
Mógłbym się na nią rzucić. Przysięgam, zrobiłbym to gdyby nie odgradzająca nas banda i świadomość, że jestem bacznie obserwowany przez gapiów, którzy wpadli pooglądać jak bestia trenuje młodzież. Nie wiem jak wielu z nich uważa się za moich fanów, a ilu jest tu jedynie, aby podkręcać w sieci falę hejtu. Nawet specjalnie mnie to nie interesuje. Z jakiegoś powodu poświęciłem całą uwagę tej pyskatej ślicznotce, która wciąż uparcie twierdzi, że jestem jej obojętny. Taa, szczególnie gdy karmiłem ją pieprzoną tartaletką. Widziałem jak na mnie patrzyła. Dostrzegłem tą tłumioną namiętność i tęsknotę za czymś... Może za tym, co nieznane? Kusząca niewiadoma. Tabula rasa.
– Lepiej byłoby, gdybyś zamiast fantazjowania zajął się terapią. – Holly wbija we mnie roziskrzony wzrok. – Proponuję sesję w czwartek o dziesiątej rano. Dasz radę?
– Nie wiem.
– Nie wiesz? Dlaczego?
– Istnieje ryzyko, że znajdę sobie inne zajęcie. Bardziej przyjemne. – pochylam się nad jej twarzą. – Jeśli wiesz, co mam na myśli.
– Uważasz, że jakaś kobieta będzie chętna na seks o dziesiątej rano? Zresztą, nie odpowiadaj. Nie obchodzi mnie to. Zastanów się nad czwartkiem i napisz mi wiadomość.
– Lubisz rządzić, co? – Z uśmiechem na ustach przypatruje się jej twarzy. Jak to możliwe, że dziewczyna o tak łagodnych rysach i pięknych czekoladowych oczach jest tak... irytująca?
– Skończyłam naszą rozmowę. – ucina krótko.
– Wydaje ci się, że możesz tak po prostu odejść? – pytam unosząc brew.
–A co? Zatrzymasz mnie? – Spogląda na mnie zaczepnie.
– Zrobiłbym to, gdybyś tylko była w moim typie. – Każde słowo, które wypowiadam parzy mi język.
– W porządku. – odsuwa się od bandy i obraca na pięcie. – Do zobaczenia.
– Jesteś zazdrosna? – wołam za nią. – To niczego nie zmieni.
Holly, nie przerywając swojego marszu, pokazuje mi za plecami środkowy palec.
Wybucham niekontrolowanym śmiechem, a potem jeszcze przez parę długich sekund wpatruję się w miejsce, w którym stała. Ta mała wredota staje się moim największym utrapieniem i co dziwne, zaczyna mi się to podobać.
– Hej! – nieoczekiwanie z rozmyślań wyrwa mnie głos Darryla. Po jego minie widzę, że chce porozmawiać więc podjeżdżam do bramki i opuszczam lodowisko.
– Myślałem, że skończyłeś praktyki. – odzywa się z lekkim uśmiechem na ustach. – Poza tym, nie wiem jak to robisz, ale te dzieci są naprawdę tobą zachwycone. Nie usłyszałem na ciebie ani jednej skargi.
– Zależy mi, żeby wrócić do gry. – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Gdy mam cel, stać mnie na wiele poświęceń, by go osiągnąć.
– Tak, widzę twoją determinację. – podchodzi bliżej i klepie mnie w ramię. – Już niedługo. Dziś ostatni mecz. W środę jesteś z nami.
– To oczekiwanie, jest jak ropiejący wrzód na dupie. – wzdycham opierając brodę o trzonek kija. – Myślisz, że dadzą radę z Wingsami? W ostatnim ledwo wyszli na prowadzenie. Gdyby nie ta asysta Ollie'ego, to nie wiem, czy Charlie wbiłby gola.
– Kane, jak zawsze będę z tobą szczery. Drużyna jest silna. To nadal są mocni, twardzi zawodnicy, ale twój brak jest dla nich mocno odczuwalny. A już szczególnie dla Ollie'ego, Charliego i Cada, który jako kapitan powinien trzymać cały zespół w ryzach, a on niestety chwieje się w posadach.
– Coś jest z nim nie tak. Od paru miesięcy. Nie wiem, może nie czuje się w tej roli?
– Możliwe, ale jeszcze nie spasował, więc mamy nadzieję, że to tylko jakiś spadek motywacji. Drużyna lepiej sobie z nią radziła, gdy dawałeś te swoje przemówienia.
Uśmiecham się pod nosem.
– Pogadam z nimi. Miałem taki zamiar od samego początku, dlatego nie schodziłem z lodu.
– Zaraz mamy trening.
– Wiem.
– Znasz reguły. Nie możesz w nim uczestniczyć.
– Tylko porozmawiam. – zapewniam spokojnym głosem. – Martwię się, trenerze. Chciałbym wierzyć, że będzie dobrze, ale czuję, że nie damy rady.
Darryl zaciska szczękę i zawiesza wzrok na moim kiju. Wiem, że zależy mu na zwycięstwie tak samo jak mi. Wiem także, że gdyby tylko mógł olałby zakaz departamentu i przywróciłby mnie do gry zaraz po wydaniu kary. I wtedy uzmysławiam sobie, że to ja jestem odpowiedzialny za te kiepskie nastroje chłopaków, ledwo wywalczoną bramkę i nerwy Darryla. Spieprzyłem sprawę. Czuję gniew. Palący, wszechogarniający wkurw na samego siebie, a moje dłonie coraz mocniej zaciskają się na kiju.
– Nawet jeśli przegramy, to to nie jest koniec świata.
– Nienawidzę przegrywać, trenerze.
– Wiem, że masz z tym problem. – przyznaje cicho.
– To nie jest problem.
– Kane, twoja brutalna chęć rywalizacji i nieradzenie sobie z gorszymi wynikami, to jest problem. I mam nadzieję, że coś z tym robisz.
– Moja ambicja jest dla ciebie problemem? – pytam nieprzyjemnym tonem.
– Nie. Dobrze wiesz, że nie. Problemem są twoje emocje, których nie umiesz sobie poukładać.
– Proszę cię. – prycham rozdrażniony. – Moje emocje, są kurwa, idealnie poukładane.
– Kane.
– Są tak zajebiście poukładane, że gdybyś zajrzał w moją głowę, to zobaczyłbyś pieprzone kartoteki. Miliony jebanych kartotek w porządku alfabetycznym. Wszystkie zatwierdzone moim, kurwa, własnoręcznym podpisem.
Darryl patrzy na mnie z niedowierzaniem. Nie rozumiem, dlaczego wciąż to robi? Czemu twierdzi, że potrzebuję jakiegoś zasranego specjalisty? Dobra, może i mam słaby lont, ale przecież to nie jest, żadne przestępstwo, prawda?
– Dokładnie to miałem na myśli.
– Kartoteki?
– Twoją złość.
– Ależ ja się nie złoszczę. – zmuszam usta do głupiego uśmiechu. – Wszystko mam pod kontrolą.
– Człowieku, stąd widzę jak się gotujesz.
– Nie. – zapewniam zaciskając szczękę. – Absolutnie, kurwa, nie.
– To dlaczego przeklinasz?
– Bo, kurwa, mogę. – warczę wbijając w niego rozgniewany wzrok. – Coś jeszcze?
– Chłopaki idą.
Przesuwam spojrzenie w kierunku drugiego wejścia, które otwiera się wyłącznie gdy drużyna trenuje bądź są rozgrywane mecze. Ten wąski korytarz, nazywany czasami tunelem łączy się z ligową szatnią, przez co nie tracimy czasu na dotarcie na lodowisko. Unoszę dłoń, na co Charlie reaguje głośnym buczeniem.
– Jest moje słoneczko! – krzyczy i zaraz potem podbiega.
– Raz, dwa, trzy – mówię i zderzamy się barkami.
– Bestia! – wydziera się Ollie uderzając kijem o podłogę.
– Oto i on. Nasz lodołamacz. – Śmieje się Cade uderzając mnie w plecy. – Cholera, Kaner, w tych trenerskich ciuchach wyglądasz całkiem seksownie.
– Nasza gorąca dupeczka. – podchwytuje Robby i zaczyna wyć jak wilk.
– Kaner! – Yuri, nasz obrońca przeciska się pomiędzy Robbym i Charliem, a gdy już stoimy naprzeciwko siebie kładzie swoje silne łapy po obu stronach mojej głowy i zaczyna wrzeszczeć mi w twarz.
– Ty chertov chudak – odpowiadam patrząc mu prosto w błękitne oczy.
– Masz fatalny akcent. – stwierdza rozbawiony.
– Ty też. Tyle lat w jebanej Ameryce i nadal zawiewa od ciebie Moskwą.
Yuri wzrusza ramionami.
– Tak już jest. – wyszczerza swoje nierówne zęby. – Jak było na treningu?
– Właśnie. Świeża krew! Nadaje się ktoś do juniorów? – pyta Cade. – Będą z nich gracze?
– Buster jest świetny. – chwalę. – Myślę, że na pewno będzie chciał wejść do USHL.
– Ja zaczynałem w USHL. – wspomina Marshall, grający na pozycji bramkarza.
– I ja. – mówi Robby, na co przewracam oczami.
– Kto nie był w Western Ontario nie zna życia. – parskam. – Najlepszy klub juniorski jaki znam.
– Zacznijmy od tego, że ty, Kaner, nie miałeś lepszych perspektyw i dlatego wybrałeś Western Ontario– zaśmiewa się Ollie, a ja mimo, że nie chcę to czuję znajomy ból w okolicy serca.
– Nie żałuję. – rzucam hardo nie dając tamtym uczuciom wypłynąć na wierzch. – Dzięki temu zdobyłem potrzebne doświadczenie i przeszedłem do Walkerton Caps.
– Trudno nawet byłoby sobie wyobrazić, gdybyś nie awansował. – mówi Charlie
– Podejrzewam, że wszystkich znokautował. – śmieje się Cade. – Jak się rozpędził to wleciał w tych biednych chłopców jak kula do kręgli, a potem nie miał kto grać w juniorach.
– Wcale nie. – odpowiadam rozbawiony wizją Cadena. – Po prostu byłem najlepszy. Ale teraz nie skupiajcie się na takich pierdołach. Macie mecz do wygrania.
– Albo przegrania. – mruczy Ollie. – Czerwoni są w dobrej formie.
– Wyszli na prowadzenie po zwycięstwie z nafciarzami. – dodaje Marshall.
Zerkam na milczącego Cada. W tym momencie, gdy chłopaki stoją z marsowymi minami i wątpią we wygraną powinien jebnąć pięścią i kazać im się ogarnąć. Jednak w chwili, kiedy drużyna potrzebuje przywódcy, on sznuruje usta. Nie podoba mi się to.
– Damy z siebie wszystko. Jak zwykle. – przemawia wreszcie.
– Tak jest! – krzyczę obejmując Cada za szyję. – Chcę widzieć jak rozwalacie czerwonych!
– Będziesz na meczu? – pyta Robby
– Ktoś przecież musi machać dla was pomponami, nie? – Odsuwam się od chłopaków. – A teraz jazda na trening.
– Pięknie. – Darryl śmiejąc się podchodzi bliżej. – Może ty się jednak minąłeś z przeznaczeniem, Kane? Widzę w tobie trenerski potencjał. Nie chciałbyś zrobić jakichś dodatkowych szkoleń?
– Nie. – odpowiadam krótko. – Bycie trenerem okazało się lepsze niż sądziłem, ale to zejście z drogi, którą od lat podążam. Nie chcę tego robić.
–Masz rację. Jesteś o wiele bardziej potrzebny drużynie. Mimo wszystko, kusiło mnie spytać co sądzisz na ten temat.
– Trzymajcie się, cukiereczki. – klepię Darryla po ramieniu. – Wracam do domu odpocząć.
– Widzimy się wieczorem! – krzyczy Yuri, na co pokazuję mu uniesiony kciuk.
Wychodząc z lodowiska wciąż się uśmiecham. To niesamowite jak dobrze było zobaczyć się z chłopakami, nawet gdy ci trochę denerwowali mnie swoją bierna postawą w sprawie starcia z wingsami. Energicznym krokiem ruszam w kierunku tylnego wyjścia, które oferuje znacznie więcej prywatności niż główne, przy którym zwykle gromadzą się fani, antyfani oraz dziennikarze. Wsiadam do samochodu i czując jak powoli ogarnia mnie zmęczenie przeciskam się na Chinatown w kierunku Massachusetts Avenue. Droga jest cholernie zakorkowana i mimo, że bardzo nie chcę to wlekę się za dziesiątkami innych kierowców. W pewnej chwili zatrzymuję się na czerwonym świetle i postanawiam napisać do Holly.
Ja
Kup Milesowi hantle.
Ja
I karnet do Gym Rats.
Im prędzej do niej dotrze, że musi zaopatrzyć brata w potrzebny sprzęt, tym lepiej. Mam nadzieję, że potraktuje moją wiadomość poważnie, lecz mimo wszystko mam wątpliwości, bo przecież z taką dziewczyną, jak panna psychoterapeutka Turner nic nie jest jasne. Powinien istnieć jakiś paragraf na bycie tak irytującą. Zupełnie nieświadomie zaczynam myśleć o jej długich ciemnoblond włosach i czekoladowych oczach. Nawiedzają mnie i z jakiegoś powodu pozbawiają tchu. Odkładam telefon, kontroluję sytuacje na drodze. Światła sygnalizacyjne zmieniły się na zielone, ale zanim następuje moja kolej, kolejny raz świecą na czerwono. Mam już przekląć, gdy komórka powiadamia mnie o nowej wiadomości.
Holly Turner
A „dzień dobry", to gdzie?
Ze złości aż zaciskam zęby. Serio? Czy może choć raz przestać się o wszystko czepiać? Nie tracąc czasu zaczynam odpisywać. Moje palce agresywnie stukają w każdą literę, tworząc jedno, całkiem niezłe zdanie.
Ja
dzień dobry, mademoiselle. Kup Milesowi hantle.
Holly Turner
Początek zdania piszemy wielką literką. Zawsze. Bez wyjątków.
Ruszam na zielonym i obieram trzeci zakręt na dupot circle, a potem kontynuuję jazdę w stronę drugiego ronda. I odbijam w lewo na Nebraska Avenue. Mam wrażenie, że dziewczyna się obraziła, co oczywiście zupełnie mnie nie obchodzi. Mam o wiele ważniejsze rzeczy na głowie, niż analizowanie swoich słów i bicie się w pierś za wyrażenie prawdy. I nagle, w tym momencie telefon wypluwa powiadomienie o nowej wiadomości, a ja w pośpiechu ją odczytuję.
Nie wierzę. Naprawdę, nie mogę uwierzyć, że to napisała. Wiem, że prowadzenie samochodu korzystanie z telefonu jest surowo zabronione, ale żadna siła na ziemi nie jest w stanie mnie powstrzymać przed odparciem ataku.
Ja
Nie wiem, czy istnieje osoba, która byłaby bardziej wkurzająca od ciebie.
Holly Turner
Oczywiście, że istnieje. Wiesz kto to?
Ja
Nie.
Holly Turner
Spójrz w lustro.
Wytrzeszczam oczy odczytując jej ostatnią wiadomość. Wydaje jej się, że to ja jestem tym złym? Czy, ona już do reszty oszalała? Jadę Tenley circle i skręcam w lewo w Wisconsin Avenue. Mijam Domino's Pizza i wjeżdżam w Harrison Street.
Ja
To nie jest śmieszne.
Odpisuję przepuszczając pieszych.
Holly Turner
Zgadzam się. To tragiczne.
Ja
Kup mu te pieprzone hantle i karnet do Gym Rats.
Stoję przed pasami, mimo, że nikt nie przechodzi i w gniewie stukam w klawiaturę.
Ja
Miles musi ćwiczyć. Nabrać masy mięśniowej.
Holly Turner
Proszę, a nawet błagam. Naucz się pisać wiadomości. Zawieraj wszystkie zdania w jednym miejscu. To naprawdę nie jest takie trudne.
Ktoś na mnie trąbi, bo nieumyślnie zablokowałem drogę. Rozdrażniony wciskam gaz do dechy i z groźnym rykiem silnika wystrzeliwuje w przód.
Ja
Ale z ciebie upierdliwe babsztyl!
Piszę tak szybko, że nie zauważam jak autokorekta poprawia „babsko" na „babsztyla", a gdy dociera do mnie, co się stało i próbuję usunąć wiadomość, ta otrzymuje status przeczytanej. Mrużę oczy w oczekiwaniu na tysiące powiadomień, ale przychodzi tylko jedno.
Holly Turner
Piszę się; upierdliwy. Ty bucowaty analfabeto.
W odpowiedzi wysyłam jej trzy emotikony pingwinów.
Holly Turner
Czy ty właśnie próbujesz mnie obrazić?
Wściekły rzucam telefon na sąsiednie siedzenie i dojeżdżając do osiedla apartamentowców, wjeżdżam na strzeżony, podziemny parking. Złość buzuje we mnie niczym pieprzony gejzer podsycając pragnienie, aby jeszcze nie kończyć tej esemesowej wojny. Nie ulegam. Wmawiam sobie, że jeśli teraz się oprę przed wszelką złośliwością, to jestem w stanie udowodnić Darrylowi i każdemu innemu, że doskonale panuję nad swoimi emocjami. Wyjmuję torbę z bagażnika. Ściskając w dłoni telefon podążam w kierunku automatycznych drzwi. Nie mam problemu. Najmniejszego. Niespodziewanie przychodzi wiadomość, a ja w pośpiechu sprawdzam treść.
Też chciałam cię obrazić. Próbowałam bardzo, ale to bardzo mocno. Wpisałam nawet w wyszukiwarkę hasło: jak znieważyć hokeistę. Ale okazuję się, że cały wszechświat rozkłada ręce. Nie ma słowa ani emotki, która określiłaby jak wielkim patafianem jesteś.
– Co, do cholery, oznacza patafian? – mamroczę pod nosem.
Oczywiście mógłbym ją o to zapytać, lecz wtedy na pewno odczułaby satysfakcję, której zdecydowanie nie chcę jej dawać. Szybko wchodzę do windy i wciskam czwarte piętro. Gdy maszyna powoli sunie w górę, próbuję rozszyfrować znaczenie tego dziwnego słowa. To nie jest pierwszy raz, gdy go użyła. Zatem nie ma mowy o pomyłce. Szlag, przez tę pyskatą dziewczynę nie potrafię nawet myśleć! Wkurzony zaczynam przeszukiwać internet i...
– Głupek? Gamoń? Niedołęga? – czytam na jednej ze stron. – Ciamajda? Popa-kurwa-praniec?! Ja?! – podnoszę głos, który w zamkniętej windzie odbija się echem od ścian.
Ty mała paskudna angielska
Usuwam wcześniej wystukane słowa i z głębokim westchnieniem opuszczam windę. Jestem zmęczony, wściekły i gdybym tylko mógł, to chwyciłbym ją za oba ramiona i potrząsał tak długo, aż rozum wróciłby na swoje miejsce. A potem... Nie. Nie byłoby żadnego potem! A na pewno nie z nią. Wpadam do mieszkania i od razu siadam na sofie, choć tak naprawdę wszystko we mnie wrzeszczy, abym rozchodził swoje nerwy. Sięgam laptop ze stołu i wchodzę na stronę Gym Rats. Bez zastanowienia wykupuję karnet premium dla Milesa i zamawiam hantle z zaprzyjaźnionego sklepu. Zadziałałem pod wpływem impulsu, ale wcale tego nie żałuję. Opieram głowę o zagłówek, a na moich ustach błąka się psotny uśmieszek. Tak naprawdę zrobiłbym jeszcze więcej, gdybym tylko miał pewność, że to zdenerwuje Holly. Boże, oddałbym nawet połowę swoich pieprzonych zarobków, żeby tylko wiedzieć te płonące iskry w jej oczach. Żeby tylko zobaczyć ten przeuroczy, choć jadowity uśmiech. Kurwa, ta dziewczyna ma na mnie zły wpływ. Jest jak toksyna powoli rozprowadzająca się po moim organizmie.
– Holly pieprzona Turner. – warczę pod nosem, gdy przeglądam jej profil na instagramie. Zatrzymuję się na wczoraj dodanym zdjęciu, na którym siedzi w fotelu w swoim idealnym gabinecie rodem z cholernego Pinteresta. Ma na sobie białą obcisłą bluzkę, która w zmysłowo podkreśla piersi. Dwoma palcami przybliżam zdjęcie i łakomie wpatruję się w dwa cudowne wzgórki. Moje serce dudni w piersi jak dzwon, kiedy wykonuję zrzut ekranu. A gdy ten zapisuje się w albumie, zaczynam się rozglądać. Nerwowo zerkam to w prawo to w lewo, jakbym naprawdę musiał się upewnić, że w mieszkaniu nikogo nie ma. Że nikt oprócz mnie nie widział tego kompromitującego czynu. Z trudem przełykam ślinę, bo nagle odkrywam w sobie ogromną, niemal palącą potrzebę, aby dotknąć włosów dziewczyny. Przymykam powieki pozwalając wyobraźni przekraczać bezpieczne granice. Z mojego wnętrza uchodzi niski, drapieżny pomruk, kiedy przywołuję w pamięci kruchość jej ciała, gdy tonęła w moich objęciach. W swoich śmiałych fantazjach widzę jak zaciskam pięść na jej włosach i obnażam szyję. Słyszę jak próbuje się sprzeciwić, ale płytki, urywany oddech sugeruje, że wcale nie chciałaby odchodzić. Dlatego przyciskam usta do jej ust i uciszam. Pozbawiam ją argumentów, niemal degraduję. Całuję jej miękkie, słodkie wargi z palącą trzewia nienawiścią. Przyjemne ciepło wędruje wzdłuż mojego kręgosłupa i dociera do podbrzusza. Lewinie szarpię biodrami czując jak powoli twardnieję. Rozchylam usta, gdy wyobrażam sobie jak język Holly przesuwa się po moim podniebieniu. Zaciskam dłonie na siedzisku sofy. Tak bardzo chciałbym zasmakować w słodyczy jej pocałunku. Poznać ten zakazany smak. Unoszę rękę i delikatnie kładę ją na sztywnym kutasie. Pragnę walczyć z nią, o każdy haust powietrza. By drapała mi skórę, kiedy będę kąsał jej szyję. Zamiast krwi w moich żyłach płynie pożądanie, które spala mnie z każdą kolejną sekundą. Wsuwam dłoń za szeroką gumkę bokserek i przesuwam palcami po całej długości wyobrażając sobie jak Holly klęczy między moimi udami. Silny dreszcz podnieca powoduje, że zaciskam zęby. Nigdy nie fantazjowałem o seksie oralnym. Mało tego, nie chciałem, żeby jakaś kobieta brała mnie do ust. To zawsze była granica, której nie przekraczałem, ale teraz, gdy jestem zupełnie sam ze swoimi pragnieniami marzę o tym, aby to Holly zacisnęła swoje usta na moim kutasie. To wizja jest jak oliwa do mojego ognia pożądania. Spinam mięśnie i obezwładniony rozkoszą zaczynam głośno jęczeć.
– Kurwa. O tak. – pcham biodra jednocześnie łapiąc mocno fiuta. Jestem tak pobudzony, że nie potrzebuję wiele i zaledwie trzema silnymi ruchami doprowadzam się do orgazmu.
– Kurwa! – krzyczę, czując jak krople ciepłej, gęstej spermy spływają mi po palcach.
Niechętnie powracam do rzeczywistości. Otwieram oczy i usiłuję uspokoić łomoczące serce.
W kilka minut spuściłem się w gacie jak jakiś gówniarz.
Przez nią.
Przez Holly cholerną Turner.
* Hej! Jeśli spodobał Ci się rozdział, proszę, daj mi o tym znać. Twoje wsparcie pod postacią gwiazdek i komentarzy jest dla mnie niezwykle ważne!
Dzięki temu wiem, że nie robię tego wyłącznie dla siebie.
ty chertov chudak, z języka rosyjskiego - ty pieprzony dziwolągu
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top