Rozdział 6
Rozdział 6
HOLLY
Z każdym haustem powietrza zbliżam się do celu.
Moje ciało jest zanurzone w wodzie, a głowa ani razu nie zadarła się do góry. Wypełnia mnie spokój, który daje mi dodatkową siłę. Ramiona pracują naprzemiennie jak dwa tłoki potężnej maszyny. Mam lekko ugięte kolana, a moje nogi poruszają się, aż od bioder. Mówią, że pływanie kraulem jest trudne, bo należy synchronizować oddychanie z ruchami głowy i tułowia, lecz ja znajduję w nim wytchnienie. Odprężam się. Gdy płynąc przecinam wodę czuję satysfakcję i radość. Mam kontrolę nad wszystkim i jestem przygotowana na każdą ewentualność. Nic mnie nie zaskoczy. Nie pojawią się żadne nieprzyjemności. Podczas pływania staję się szybka i zwinniejsza niż na lodzie. Niespodziewanie do mojego umysłu z impetem wdziera się obraz popularnego hokeisty. Niemal widzę ten arogancki uśmieszek błąkający się na idealnie wykrojonych ustach. Dlaczego ci najbardziej wkurzający mężczyźni są tymi najseksowniejszymi? Słowo daję, ledwo mogę oddychać w jego obecności, a przepastne spojrzenie czarnych oczu wodzi na pokuszenie.
Jesteś pod wodą. Skup się.
Jestem dumna z tego, że wczoraj mu się postawiłam. W obronie Milesa jestem zdolna do wielu różnych, czasami naprawdę zadziwiających rzeczy. Układ był jedną z nich. Nie planowałam stać się terapeutką wściekłego gwiazdora NHL. Na samo wyobrażenie naszych nadchodzących sesji czuję jak żołądek zaciska mi się w trudny do rozplątania supeł. To nie będzie spacer po kwiecistej łące. Raczej przejście po rozżarzonych węglach z towarzyszącą mu nadzieją na bezkrwawy rozejm. Cholera, w co ja się wpakowałam?
Wyciągnięta dłoń napotyka coś twardego, więc wynurzam się i łapię brzegu. Zaczynam żałować swojej pochopnej decyzji, lecz wycofanie się nie jest w moim stylu. Zresztą nie mogłabym zrobić tego bratu. Tak bardzo zależy mu na tym hokeju, że mimo rozczarowania i upokorzenia jakich przeżył wciąż pragnie jechać na arenę. Podciągam się i podpieram łokciami o krawędź. Normuję oddech i rozluźniam spięte mięśnie po wykonaniu ponad dwudziestu długości basenu.
– Holly?
Unoszę wzrok rozpoznając znajomy głos.
– Chris! – rzucam na widok mężczyzny w niebieskich slipach do pływania. Nie wiem czy jestem zdziwiona czy zwyczajnie zawiedziona tym, że spotkałam go właśnie tutaj i właśnie teraz, gdy próbuję okiełznać chaos, który niespodziewanie rozsiał się w moim pozornie uporządkowanym życiu. Chris przeczesuje palcami włosy. Są krótkie, czarne i kapie z nich woda, co sugeruje, że niedawno opuścił jeden z dostępnych torów.
– Co za niespodzianka, prawda? – uśmiecha się nieśmiało i siada na murku tuż obok moich wyciągniętych ramion. – Nie wiedziałem, że lubisz pływać.
– Cóż, nie różnię się niczym od większości. – parskam przypatrując się morskim zdobieniom na ścianach.
– Trenujesz czy rekreacja?
– Obecnie nie mam czasu na treningi więc rekreacja. A ty? – łypię okiem na jego smukłą sylwetkę celowo omijając ciasne slipy.
– Też. Może opowiesz mi o swoim ulubionym stylu?
Wzdycham cicho. Czy Chris naprawdę chce rozmawiać ze mną o tym w jaki sposób pływa mi się najlepiej? Nie mam ochoty na takie pogadanki. Nie w tym momencie.
– Wyglądasz na zmęczoną. – dodaje szeptem.
– Mój brat trenuje hokej.
– I to dlatego jesteś zmęczona?
Nie rozumie. To oczywiste, że nie zrozumie. No bo kto by to zrozumiał nie wiedząc, że jestem obecna na każdych zajęciach i siedząc na ławce proszę boga i wszystkich świętych, abym przypadkiem nie wpakowała brata pod bluzę i zwyczajnie zwiała. Te treningi mocno obciążają moją psychikę, ponieważ muszę znosić przystojnego patafiana w hokejowej czapce założonej daszkiem do tyłu. No do cholery, kto tak zakłada czapkę?!
– Tak, to dlatego. – Odpowiadam nie wdając się w szczegóły.
– Może mógłbym ci jakoś pomóc?
– Musiałbyś napluć mu w twarz, a potem uwiecznić na zdjęciu jego minę. – wypalam bez zastanowienia.
– Przepraszam, ale chyba nie nadążam. Miałbym komuś napluć w twarz?
– Co?
– Powiedziałaś, że...
– Nie. – zaprzeczam szybko. – To nieważne.
– No dobrze. Skoro tak uważasz.
– Zdecydowanie tak uważam. – czuję jak płoną mi policzki.
Co za żenada. Dlaczego profesjonalna Holly znika wraz z opuszczeniem gabinetu i muszę stale użerać się z tą drugą, bardziej postrzeloną częścią mnie. To nie jest fair.
– Ale to ktoś ważny?
– Hm?
– Jakiś polityk czy prezydent? Słyszałaś o ostatniej podwyżce podatków?
– Wiesz co? Chyba jeszcze popływam.
Puszczam się krawędzi i zanurzam się w wodzie z nadzieją, że Chris najzwyczajniej w świecie odejdzie. Nie wiem co dzieje się z tym facetem. Czy nikt mu nie uświadomił, że rozmowa o pieprzonej polityce na basenie w czwartkowy poranek to nienajlepszy pomysł? Wynurzam głowę, otwieram oczy i szlag. Nadal tu jest.
– Czuję, że przy tobie wychodzę na durnia. Pojęcia nie mam czemu tak się dzieje. Może twoje piękno działa na mnie tak ogłupiająco. W każdym razie chciałem zapytać czy mógłbym wziąć cię na kawę. Przyjacielską. Bez zobowiązań. I nie tutaj. Myślałem o tej francuskiej kawiarence, gdzie podają rogaliki z czekoladą.
– Rzeczywiście nie zacząłeś najlepiej. – uśmiecham się zerkając na niego z zaintrygowaniem. – Te rogaliki brzmią niezwykle dobrze, supermanie.
– Wciąż nazywasz mnie Clarkiem. – rozciąga usta w lekkim uśmiechu. – Czy mam być o niego zazdrosny?
– No raczej. – chichoczę kładąc się na wodzie. – Każda chciałaby faceta w czerwonej pelerynie i niebieskich rajtuzach z lajkry.
Chris zerka na mnie ostrożnie, a potem bez słowa wyciąga się w przód i muska czubkiem palca mój policzek.
– Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką znam. – wyznaje ściśniętym głosem. Na co szybko tracę równowagę i wpadam do wody. Chris zaalarmowany biegnie do drabinek i czym prędzej wchodzi do basenu, ale ja już zdołałam wypłynąć na powierzchnię.
– Wszystko w porządku? Rany, nie chciałem cię wystraszyć. Ja tylko... – wzdycha zwieszając głowę. To zachowanie przypomina mi Milesa. Robi tak kiedy czuje się zażenowany daną sytuacją i nie wie jak z niej wybrnąć.
– Nic się nie stało.
– Pewnie już żałujesz naszego spotkania w kawiarni, co?
– Nie. – podpływam do mężczyzny i żartobliwie pluskam go wodą. – Więcej luzu, Clark. Wiesz, wtedy na imprezie u Tilly wydawałeś się bardziej spokojny i pewny siebie. I jeśli dobrze pamiętam, nawet ze mną flirtowałeś.
– Na imprezie był alkohol, Holly. – mamrocze zawstydzony. – Mnóstwo alkoholu.
Uśmiecham się do siebie. To niebywałe, że zapamiętałam Chrisa jako wyluzowanego miłośnika czerwonego wina. Byłam przekonana, że pękałam ze śmiechu ilekroć się odzywał. Choć może to rzeczywiście wina alkoholu. Na pewno to wina alkoholu. Straciłam kontrolę i pozwoliłam umysłowi tworzyć jakieś własne wizje.
– Czyli chcesz mi powiedzieć, że na trzeźwo nie recytujesz Szekspira?
– O boże, recytowałem Szekspira? Zupełnie tego nie pamiętam. – mężczyzna czerwieni się jeszcze bardziej. – To co jednak utkwiło mi w pamięci to Ty.
Milczę. Wpatruję się w mężczyznę i milczę, bo nie wiem, co mogłabym odpowiedzieć na słowa, które właśnie opuściły jego usta. Prawdopodobnie wyznał coś, czego do tej pory nie usłyszałam od żadnego innego faceta. I to cholernie mnie rozczula. Muszę mrugać, aby pozbyć się pieczenia pod powiekami.
– Ani na moment nie byłem w stanie oderwać od ciebie wzroku. – ciągnie rozmarzonym tonem. – Stałaś przy barze w tej przepięknej sukience, a ja powstrzymywałem oddech w obawie, że jeśli odetchnę zbyt głęboko to rozmyjesz się i znikniesz niczym mgła nad rzeką.
Od tego wszystkiego co powiedział wiruje mi w głowie. Mimowolnie przesuwam się bliżej i lekko zadzieram brodę. Mam porządne pięć stóp i niecałe siedem cali wzrostu, co plasuje mnie powyżej średniej wśród kobiet w Wielkiej Brytanii, ale przez to, że spotykam na swojej drodze samych dryblasów czuję się jak okruszek. Chris co prawda nie jest tak wysoki jak egocentryczny dupek na łyżwach, lecz to nadal ponad dziesięć cali więcej ode mnie. Unoszę
– Może ten flirt nie był wyłącznie sprawką alkoholu. – mówię wpatrzona w jego niebieskie oczy.
– Na pewno dodawał odwagi. – przyznaje zduszonym głosem i niespodziewanie unosi dłoń. Czuje jak jego palce delikatnie gładzą skórę na moich ramionach. – Na trzeźwo i bez żadnych rozpraszaczy, twoja obecność powoduje, że zapominam języka w gębie.
– Przecież to tylko ja.
– Nie, Holly. To aż ty. – uśmiecha się niepewnie. – Czy zrobiłem z siebie jeszcze większego głupka?
– Absolutnie nie.
– Powiesz mi, gdybym przypadkiem przesadził?
– Dobrze, ale naprawdę nie musisz się o to martwić. Twoja szczerość jest niezwykle ujmująca i zaczynam żałować, że jednak nie zgodziłam się pójść na tamtą randkę w restauracji.
– Pewnie miałaś swoje powody.
Tak i nadal je mam, ale obiecałam Tilly, że zacznę dbać o siebie. Opieka i wychowanie Milesa tak mocno mnie pochłaniają, że czasami gdy spoglądam w lustro nie rozpoznaję osoby, którą widzę w odbiciu. Staram się jak mogę zapewnić bratu wszystko, czego potrzebuje, a to niestety nierzadko wiąże się z pieniędzmi. Zdarza mi się brać więcej pracy niż zwykle. Zresztą strych dawniej zapuszczony teraz olśniewa porządkiem kiedy wysprzedałam większość niepotrzebnych gratów. Nie jest mi łatwo. Są momenty, gdy łzy cisną mi się do oczu, bo troska o Milesa przyćmiewa moją własną. Dlatego chcę spełnić obietnicę, którą dałam przyjaciółce. Chcę powoli odzyskiwać siebie. A to oznacza, że nie mogę non stop przejmować się swoim bratem. Mój wyjazd na basen to początek skomplikowanej drogi. Zostawiłam go tuż po śniadaniu ufając mu, że sam trafi metrem do szkoły. Czy rzeczywiście w niej jest? Czy nie zgubił się gdzieś pomiędzy dzielnicami?
– Holly?
– Przepraszam, troszkę się zamyśliłam.
– Zauważyłem. Będziesz chciała jeszcze popływać?
– Nie. Mam za dużą ochotę na kawę, żeby zostać w wodzie.
Przechodzę obok niego i wspinam się na pierwszy szczebel drabinki. Wiem, że teraz Chris zobaczy ostre wycięcie z tyłu mojego jednoczęściowego stroju kąpielowego i nie mogąc się powstrzymać wypinam lekko tyłek.
– Holly?
Uśmiecham się w pełni z siebie zadowolona. Wsuwam klapki na stopy i kołysząc biodrami podchodzę do metalowej barierki, za którą ustawiono rząd trybun.
– Tak? – zerkam na niego kokieteryjnie. Jestem przekonana, że spodobał mu się mój mały pokaz i jedynie zaostrzyłam mu apetyt.
– Gdy wychodziłaś zgubiłaś bransoletkę. – odzywa się pokazując mi złoty łańcuszek z czterolistną koniczynką. – Prawie poszła na dno.
– Och, serio? – szybko sprawdzam prawy przegub. – Nie mam pojęcia jakim cudem się odpięła, ale bardzo ci dziękuję.
– Nie ma sprawy. Czuwam nad wszystkim.
– To zobaczymy się na dole przed recepcją?
– Jeśli chcesz. Nie mógłbym ci niczego narzucić.
– Czasami byłoby to wskazane. – chichoczę odrywając się z miejsca i wolno podążając w kierunku szatni.
– Narzucenie mojego zdania? Dlaczego? – Chris szybko wychodzi z wody i niemal tak samo prędko owija się ręcznikiem. – Ty nie zabierasz na pływalnię ręcznika?
– Nie mam takiej potrzeby. Używam go dopiero, gdy jestem w szatni.
– Mhm. A wracając do tego narzucania... czułbym się z tym niekomfortowo. Przecież dbanie o kobietę, to przede wszystkim okazywanie jej szacunku.
– Oczywiście, masz rację. Jednak są pewne sytuacje... – urywam sugestywnie.
– Jakie?
– Seks. – wypalam nie mogąc znieść tego, że nie umiał się domyśleć.
Chris rozdziawia usta, a w jego oczach dostrzegam błysk jakby ktoś umieścił w nich dwie zapalone świeczki.
– Seks. – powtarza zasysając powietrze. – Zdaje się, że nie powinniśmy w tym momencie o tym rozmawiać. Jestem za bardzo obnażony. – mówi i przesuwa ręcznik z ramion na biodra. – To niebezpieczne.
Wcale nie chcę, ale z jakiegoś durnego powodu wspominam Gabe'a i to jak na golasa tańczył salsę przy otwartych drzwiach tarasowych.
– Do zobaczenia, supermanie.
Wchodzę do szatni, biorę prysznic, a potem nieśpiesznie znajduję swoją szafkę. Otwieram torbę i biorę w dłoń telefon, żeby sprawdzić czy Miles nie potrzebuje pomocy. Zaraz jednak dociera do mnie, że takie zachowanie nie ma zbyt wiele wspólnego z dawaniem sobie swobody i wrzucam go do bocznej kieszonki. Nie na długo. Po zaledwie paru sekundach znów trzymam go w rękach i przekonuję siebie, że odblokowuję wyświetlacz tylko, aby się upewnić czy wszystko jest w porządku. Nie wytrzymałabym nie mając tej pewności. Po śmierci rodziców stałam się nadopiekuńcza i jeszcze nie wiem jak powinnam nad tym panować. Na ekranie wyskakują dwa powiadomienia. Jedno z aplikacji pogodowej, a drugie z instagrama. Stukam w ostatnie i niechętnie przechodzę do folderu z wiadomościami, które wysyłają mi osoby spoza mojej listy obserwujących. Nie zliczę ile razy byłam dodawana do jakichś beznadziejnych grup oferujących szybkie zarobki albo podrywana przez Marokańczyków. Teraz pewnie nie będzie inaczej. Trzymam palec w gotowości, żeby pozbyć się natrętnego powiadomienia kiedy niespodziewanie widzę profil z nazwą Kane Wilder Official.
O mój boże.
Wpatruję się w okrągłe zdjęcie profilowe, na którym stoi bokiem i się uśmiecha przez co skutecznie kamufluje swojego wewnętrznego patafiana. Ma na sobie hokejową bluzę, bardzo podobną, do tej którą otrzymał Miles przed rozpoczęciem treningów. Serce łomocze mi jak dzwon, gdy czytam trzy krótkie wiadomości.
Kane Wilder Official
Arena.
Kane Wilder Official
Za godzinę.
Kane Wilder Official
Trening.
Wytrzeszczam oczy, bo nie mam pojęcia jak mnie znalazł. A może to jednak nie on? Klikam w jego profil i widzę, że ma niebieski znaczek autentyczności. Wracam do okienka dialogowego i prycham pod nosem widząc te trzy krótkie polecenia. Kto, do cholery w ten sposób pisze wiadomości? Mam ochotę odłożyć telefon i zacząć się ubierać, ale wiem, że jeśli oleję sprawę to ona odbije się na moim bracie. Nie mogę do tego dopuścić. Szlag! Co powinnam mu odpisać? Zacząć od pytania jak mnie znalazł czy może od razu wytknąć mu brak kultury?
Ja
Cześć. Zgaduję, że poprzednia wiadomość z wyjaśnieniem tych trzech informacji została wchłonięta przez czarną dziurę instagrama. Z tego powodu, proszę, o jej ponowne przesłanie, gdyż w chwili obecnej nie jestem w stanie zrozumieć, o czym piszesz.
Pozdrawiam serdecznie
H.
Biorę torbę i wraz z telefonem, którego cały czas trzymam w dłoni wchodzę do przebieralni. Ściągam strój kąpielowy prędko osuszam ciało ręcznikiem. Właśnie wkładam majtki, kiedy otrzymuję nową wiadomość. Cóż, ma wyczucie.
Kane Wilder Official
Nie wkurzaj mnie.
Kane Wilder Official
Pingwinku.
Mógłby przestać nazywać mnie tym pingwinkiem, to okropne.
Ja
Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że te dwie wiadomości zmieściłby się w jednej? Naprawdę, nie trzeba ich rozdzielać.
Kane Wilder Official
Nie
Kane Wilder Official
Miałem
Kane Wilder Official
O
Kane Wilder Official
Tym
Kane Wilder Official
Pojęcia.
Biorę głęboki wdech. Wiem, co chce zrobić i jeśli nadal będę się irytowała to z pewnością osiągnie swój cel. Dupek.
Ja
Co z tym treningiem? Dlaczego ma się zacząć za godzinę, skoro zawsze zawodziłam go na piątą po południu. Miles przyjeżdżał prosto ze szkoły.
Tak, przejdźmy do rzeczy.
Kane Wilder Official
Indywidualny
Kane Wilder Official
Zacznie się
Ja
Nie zdążę w godzinę!
Kane Wilder Official
Za pięćdziesiąt osiem minut
To są chyba jakieś jaja! Nie może tak po prostu, bez wcześniejszego ustalenia...
Kane Wilder Official
Tik-tak, tik-tak.
Ja
Jestem poza domem, a Miles ma lekcje.
Kane Wilder Official
Co za niefart.
Kane Wilder Official
Pięćdziesiąt sześć minut.
Postawił mnie pod ścianą. Co za obrzydliwie zachowanie. Rozzłoszczona odkładam telefon i wsuwam dżinsy, które zestawiam z zieloną luźną bluzą. To absolutnie pochrzanione, żebym wyrywała brata z reszty zajęć, ale mimo wielu minusów i tak wcielę ten durny plan w życie. Dla Milesa. Wychodzę z przebieralni czując się jak Etna chwilę przed erupcją. Denerwują mnie nawet mokre kosmyki, które lepią mi się do czoła.
– Myślisz, że cały świat kręci się wokół ciebie, co? – warczę rozczesując włosy. – Że jesteś cholernym bogiem, co? – mamroczę podłączając suszarkę.
Nie wiem ile czasu mija zanim udaje mi się okiełznać włosy. Starałam się zrobić to jak najszybciej. Spakowana i nadal podminowana opuszczam szatnię i biegnę schodami na dół.
– Cześć ponownie. – Widok Chrisa wypływa na mnie dziwnie uspakajająco.
– Hej, musimy nieco zmodyfikować plany. – informuję jednocześnie pisząc do Milesa, że usprawiedliwiam go z lekcji i ma czekać z torbą na hokej na boisku.
– Coś się stało? Och, chodzi o naszą kawę, prawda? Chcesz to przełożyć?
– Nie. to znaczy tak. Chodzi o kawę, ale nic nie przekładamy. Ten matoł nie będzie rządził moim życiem. – buczę siadając na plastikowym krzesełku tuż obok mężczyzny. Wciągam na stopy skarpetki, a potem wsuwam na nie martensy i zapinam puchową kurtkę.
– Matoł? Chyba mam zbyt mało informacji, żeby nadążyć.
– Pojedziemy po mojego brata, wysadzimy go na arenie i stamtąd udamy się dokądkolwiek chcesz, dobrze?
– Twój brat trenuje hokej na arenie? Myślałem, że gdzieś na zwykłym lodowisku.
– Tak, udało mi się nawiązać współpracę z pewnym hokeistą. – wypluwam słowa tak szybko jakby parzyły.
– Jestem pod wrażeniem, ale Ty, czego byś się nie dotknęła i tak zamienisz w złoto. Jesteś kobiecą wersją Midiasa.
Nie jestem przygotowana na kolejną dawkę komplementów. W ogóle moje emocje wahają się od rozpaczy po nienawiść aż po wzruszenie i rozczulenie. Mam wrażenie, że jestem w trakcie ataku choroby dwubiegunowej. Wzdycham ciężko i podnoszę się z krzesełka.
– Chodźmy.
To nienormalne, ale obawiam się spojrzeć na telefon. Boję się, że zobaczę tam kolejną wiadomość od Wildera z chamskim odliczaniem. Nie jesteśmy, kurwa mać, w przedszkolu!
Na dworze panują chłód i wilgoć. Jeszcze nie pada, ale wszystko wskazuje na to, że niebawem się to zmieni. W pośpiechu mknę na parking. Nie ustaliłam z Chrisem czyim samochodem pojedziemy, ale na szczęście dreptał za mną jak cień, więc przynajmniej tę kwestię mamy z głowy. Wsiadamy do mojego auta i oboje zapinamy pasy bezpieczeństwa.
– Bardzo schludne wnętrze.
– Dzięki, przedwczoraj odkurzałam. – spoglądam na mężczyznę z uśmiechem. – Często wożę z tyłu Nacho, mojego psa.
– A no tak, pamiętam. Na urodzinach wspominałaś coś o zwierzątku, chociaż byłem przekonany, że to kot.
– Nigdy w życiu. – rzucam z lekkim oburzeniem, a potem wciąż przestrzegając prędkości jadę zatłoczoną ulicą w kierunku Chesapeake Street. Nagle przeszkadza mi cisza, która niczym nieproszony gość wypełniła cały samochód i włączam muzykę. Czuję się odrobinę lepiej, gdy nucę pod nosem Sometimes Britney Spears.
– Może zwolnimy?
– Nie przekroczyłam prędkości.
– Tak, ale niewiele brakuje.
– Chris, w tym momencie nie ma takiej opcji. Jeśli ci to przeszkadza to nie wiem, zamknij oczy czy coś.
– Mówiłem ci, że mam chorobę lokomocyjną?
– Nie. O jezu, niedobrze ci? Błagam tylko nie wymiotuj.
Zerkam zmartwiona na Chrisa, który rozpina kurtkę i wyjmuje z wewnętrznej kieszonki pudełko. Zastanawiam się czy tam trzyma tabletki na swoją chorobę lokomocyjną, ale kiedy otwiera wieczko zauważam okulary. Co przypominało mu teraz o ich założeniu? Nie mam jednak czasu zaczynać rozmowy. Skupiona docieram do Jackson Reed High School i zatrzymuję się przy boisku. Mój brat już na mnie czeka. Zniecierpliwiony biegnie w stronę samochodu i jak to ma w zwyczaju szarpie za klamkę przednich drzwi pasażera.
– Dziś tu zajęte. – odzywa się nieco speszony Chris.
– Kim jesteś? – pyta Miles siadając z tyłu. – I dlaczego masz mokre włosy, skoro na dworze nie pada?
– To mój kolega. Spotkaliśmy się na basenie. – wyjaśniam szybko. – Masz wszystko? Butelkę z wodą? Łyżwy?
– Pakowałaś mnie. Na pewno dobrze wiesz, co znajduje się w mojej torbie. Będziecie oglądać mój trening?
– Nie, zaprowadzę cię na halę, a potem pojedziemy na kawę. Dasz mi znać, o której ten pata... O której Wilder z tobą skończy, okej?
– W-Wilder? – Chris patrzy to na Milesa to na mnie. – TEN Wilder?!
– No. – Mój brat rozciąga usta w szerokim uśmiechu. – Zajebiście, co?
– Czekaj, ty go znasz? – dziwię się łypiąc okiem na Chrisa. – Serio?
– Kibicuję Washington Capitals odkąd wyrosłem z pieluch. – odpowiada drżącym z ekscytacji głosem. – Co prawda, hokej jako sport nie jest czymś, czym chciałbym się zająć. Przerażają mnie te wszystkie kontuzje i walki wręcz.
– Dlaczego każdy, dosłownie każdy w tym mieście uwielbia hokej?! – wybucham uderzając dłonią o kierownicę. – Do diaska. Spóźnimy się.
– Jesteś pewna, że to Kane do ciebie pisał? Wiesz, ktoś mógł się pod niego podszyć.
– Jestem pewna, Miles.
– To trochę dziwne. Dlaczego napisał? Myślałem, że nas nie lubi. I te indywidualne zajęcia? Holls, czy ty coś mu powiedziałaś?
– Nie, skąd taki pomysł?
– No bo cię znam. – wzdycha głęboko. – Lepiej żebyś nie przyniosła mi wstydu, to mój idol. I tak ledwo udaje mi się panować nad sobą, gdy muszę z nim rozmawiać. To takie niesamowite.
– Wierz mi, że ja również przy nim mam problemy z opanowaniem.
– Też bym miał. – rzuca Chris. – Bestia jest... zabrzmi to głupio, ale po prostu jest bestią.
– No. – Miles śmieje się cicho. – Potrafi dopiec. Za to go uwielbiam. Gdy dorosnę to również taki będę. Silny, odważny i bogaty.
– Po moim trupie. – syczę cicho wjeżdżając w ostry zakręt. Na chwilę zapominam o arenie i ściskając w dłoniach kierownicę walczę o utrzymanie naszej trójki przy życiu. Wściekam się na siebie, że hokeista tak łatwo wyprowadza mnie z równowagi. I na Chrisa, za to, że okazał się jego fanem. I nawet na Milesa za to, że jest tak cholernie ślepo zapatrzony. Czy nikt nie dostrzega jego potężnych wad? Niecierpliwie czekam, aż szlaban uniesie się w górę, po czym mknę na pierwsze dostępne miejsce parkingowe.
– Wysiadamy! – krzyczę rozemocjonowana.
– Ale ja też mam iść? – Chris patrzy na mnie z pewną nieśmiałością. – Nie jestem gotowy na spotkanie z bestią.
– No to jest nas dwóch.
W przeciągu paru sekund wyskakuję z samochodu i pomagam bratu wziąć torbę, a następnie całą trójką biegniemy w kierunku gmachu areny. Miles zasapany wpada do środka, czuję na sobie baczne spojrzenia ochroniarzy i jestem pewna, że zaraz zaczną nas przeszukiwać. Na szczęście nie robią tego dzięki czemu możemy kontynuować nasz bieg. Dysząc pędzimy szerokim korytarzem wyłożonym niebiesko-czerwoną wykładziną. Łagodne oświetlenie pada na białe ściany udekorowane wielkimi portretami popularnych sportowców.
– Twoja siostra to dynamit. – słyszę zduszony głos Chrisa.
– To uważaj, żebyś rąk nie stracił. – odpowiada Miles, a ja omal parskam śmiechem.
Moje rozbawienie mija, kiedy docieramy do szatni, a właściwie kiedy spoglądam na zegar. Spóźniłam się o ponad dwadzieścia minut.
– Co mam robić? – brat patrzy na mnie zagubionym wzrokiem.
– Nie wiem. Poczekaj. – od myślenia boli mnie głowa. Jestem też aż nazbyt świadoma wdzierającej się paniki. Siadam na ławce i wyjmuję telefon.
Ja
Jesteśmy w szatni na arenie.
– Może pomyliłaś dni i trening jest dopiero jutro? – podsuwa Chris.
Ja
Wiem, że chciałeś, abym przyjechała w godzinę, jednak to było niewykonalne. Weź pod uwagę także to, że w ogóle ze mną nie ustaliłeś terminu zajęć.
Kane Wilder Official
Zaraz przyjdę.
Po raz pierwszy od wyjścia z basenu oddycham z prawdziwą ulgą. Mało brakuje, abym odstawiła swój taniec szczęścia. Daję znać Milesowi, że może się przygotować do treningu i zerkam na Chrisa, który wydaje się coraz bledszy.
– Dobrze się czujesz?
– Tak jakoś mi nieswojo. – mamrocze rozglądając po szatni.
– Przyniosę ci wodę. Miles chcesz coś z automatu?
– Nie, w porządku.
Opuszczam pomieszczenie i skręcam w lewo, tam gdzie znajdują się maszyny z napojami i słodkimi przekąskami. Boże, ten dzień to totalne szaleństwo, a nawet jeszcze się nie skończył. Czuję zmęczenie i gdzieś w głębi tracę ochotę na kawę z Chrisem. Najchętniej wróciłabym do domu i odpoczęła na sofie w towarzystwie Nacho.
– Nie uzgodniłem z tobą terminu, bo nie znam twojego grafiku. – z moimi plecami rozlega się głęboki baryton, od którego dostaję dreszczy. Nie muszę się odwracać, by wiedzieć z kim mam do czynienia.
– Wystarczyło poprosić. Przesłałabym ci go.
– Pewnie, ale jest jeden problem...
Mężczyzna robi krok w przód, a ja instynktownie w tył i wpadam na automat. Z trudem przełykam ślinę, gdy czuję jego oddech na swoim karku.
– Ja nie proszę, pingwinku.
– Nigdy? – piszczę przytłoczona jego obecnością.
– Nigdy. – Odpowiada niskim, niemal drapieżnym tonem.
Przymykam powieki. Moje ciało jest tak naelektryzowane jakbym przed chwilą się podłączyła do kontaktu. Biorę drżący wdech i gorączkowo próbuję zrozumieć, co do diaska się zadziałało.
– Idziesz czy dalej będziesz fantazjować na mój temat przy automacie?
Otwieram oczy i widzę jak na jego twarzy pojawia się psotny uśmieszek.
– Nie powiedziałeś tego.
Jak zahipnotyzowana wpatruję się w błyszczące ciemnobrązowe oczy.
– Właśnie to zrobiłem. – jego wzrok przesuwa się po mojej twarzy i zatrzymuje na ustach. – I co teraz, pyskata Holly?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top