Rozdział 14

                                                                                   Rozdział 14

                                                                                            HOLLY

Jest już po dziesiątej wieczorem, gdy słyszę jak w całym mieszkaniu rozbrzmiewa dźwięk dzwonka do drzwi. Nie spodziewam się nikogo o tej porze, więc postanawiam zignorować natręta. Może ktoś się pomylił albo wręcz przeciwnie. Z jakiegoś powodu obrał sobie ten adres za cel i zamierza dostać się do środka. Tylko czy złodzieje używaliby dzwonka? Myślę nad tym czując narastający niepokój. Patrzę na Nacho, który czujnie węszy pod drzwiami, a potem zaczyna machać ogonem. Tak, mój pies nie nadaje się na stróża. Wpuściłby każdego i jeszcze oczekiwał zabawy. Wstaję z sofy i wyłączam telewizor, w którego bezsensownie wgapiałam się przez ostatnią godzinę, a potem zerkam w stronę pokoju brata. Miles zmęczony szkołą i treningami poszedł spać wcześniej niż zwykle. Żal mi go, bo naprawdę wiele poświęca, aby być lepszym w łyżwiarstwie i hokeju. Złoszczę się na samo wyobrażenie, że ktoś wybudza go ze snu. Powoli podchodzę do drzwi, a dźwięk dzwonka kolejny raz odbija się od ścian. Nacho popiskując krząta się po pokoju. Wygląda na jednocześnie bardzo podekscytowanego i zdezorientowanego. Patrzę na niego próbując zrozumieć czemu, do cholery, zachowuje się tak jakby za drzwiami stał ktoś znajomy. Zaraz, a jeśli stało się coś złego i to Tilly zamiast jakiegoś zamaskowanego drania czeka tuż za drzwiami? Albo Kaylee? Szlag. W pośpiechu chwytam za parasol. Tak na wszelki wypadek i blokując nogą psa, otwieram drzwi. To nie jest Tilly, Kaylee, a ani nawet Chris. Podświadomie wycofuję się w głąb mieszkania, gdy pomarańczowo blade światło z zewnętrznego kinkietu opada na wykrzywioną w gniewie twarz Kane'a. Mrugam nie rozumiejąc, co robi przed moimi drzwiami i to w dodatku w czarnym garniturze. Nie chcę oceniać. Naprawdę staram się nie myśleć skąd mógłby wracać, ale przekrzywiony krawat i rozczochrane włosy pobudzają moją wyobraźnie na tyle, że ledwo panuję nad nerwami.

– Daj mi ten cholerny papier. – cedzi przez zaciśnięte zęby.

– Czy ty wiesz, która jest godzina? – obrzucam go pogardliwym spojrzeniem. – Nie mam pojęcia, o co ci chodzi, ale byłoby miło, gdybyś już sobie poszedł.

Chcę zamknąć drzwi, ale w tym samym czasie wyciąga rękę i torpeduje moje działania.

– Byłby miło – mówi niskim, groźnym tonem, od którego dostaję dreszczy. – Gdybyś w końcu dała mi ten zasrany dokument.

Dokument? Marszczę brwi analizując jego słowa, a kiedy uzmysławiam sobie, że hokeista wybrał się na wieczorną przejażdżkę tylko po to, aby dostać zaświadczenie potwierdzające, że nie ma problemów ze złością, na moich ustach pojawia się szeroki, pełen rozbawienia uśmiech.

– Nie możesz być poważny. – rzucam wsuwając dłonie w rękawy bluzy, bo stanie przy otwartych drzwiach przy dwóch stopniach niemal doprowadza mnie do hipotermii. Mężczyzna robi krok w przód, przez co ja znowu się cofam i nim się orientuję, oboje znajdujemy się w mieszkaniu.

– Ty naprawdę jesteś poważny. – mamroczę

– Potrzebuję tego kurewskiego świstka. – warczy nie spuszczając ze mnie roziskrzonego furią spojrzenia. – Teraz.

– Oszalałeś?

– Ja? – dziwi się. – Ja nie. To oni zachowują się jak idioci.

– Jacy oni? – pytam krzyżując ramiona.

– Ta banda wrażliwców. – syczy nieprzyjemnie. – Kazali mi na jutro dostarczyć jebane zaświadczenie od jebanego psychologa, więc kurwa, nie patrz na mnie jakbym przed chwilą odebrał ci dziewictwo, tylko wypisz ten cholerny dokument.

– Dlaczego? – jedynie to, jestem w stanie z siebie wydusić.

– Bo może przypadkowo kogoś szturchnąłem.

– Co?

– I może ten ktoś stracił równowagę i poleciał na jebany automat z napojami. – mówi zwijając dłonie w pięści. Nie mogę uwierzyć, w to co słyszę. Chociaż rozzłoszczona postawa mężczyzny nie daje nawet złudzenia, że mógłby kłamać. Stoi przede mną, spięty i w każdej chwili gotowy do ataku.

– Ten ktoś? – dopytuję.

– Rezerwowy wingsów. – w ponurej ciszy wpatruję się w grubą pulsująca żyłę na jego szyi. – Wkurwiał mnie przez cały mecz, więc dałem mu ostrzeżenie.

– Czekaj, ty dziś grałeś mecz?

– Nie. Siedziałem grzecznie na ławie i patrzyłem jak chłopaki przegrywają. Ten jebany cwel śmiał się z ich wysiłku, co według ciebie miałem zrobić?

– Zignorować. Jeśli ktoś szuka zaczepki, to najlepiej tego kogoś zignorować, Kane.

– Nie użyłem całej siły. – odzywa się takim tonem, jakby to miało załagodzić sprawę.

– Ale i tak tamten uderzył o automat z piciem.

– Taa. – spogląda mi w oczy. – Dlatego potrzebuje tego zaświadczenia.

– Musisz odbyć terapię. – informuję go. – Dopiero wtedy dam ci dokument, który rzetelnie opisuje twój stan. Nie mogę i nie chcę niczego fałszować.

– Muszę wrócić na lód, Holly. Jeśli przylepią mi kolejną karę, to strzelę sobie w łeb. – niespodziewanie łapie mnie za obie dłonie. – Proszę. Pomóż mi.

Desperacja w jego głosie połączona z ciepłym dotykiem dłoni, powoduje spięcie w moim mózgu. Bo tylko w ten sposób można wyjaśnić fakt, że w ogóle zaczynam zastanawiać się nad wystawieniem lewego zaświadczenia. Boże, ten mężczyzna sprowadzi mnie do piekła.

– Pod jednym warunkiem. – zastrzegam grożąc mu palcem. – Przejdziesz przez całą terapię.

– Dobra.

– I będziesz traktował ją poważnie.

– To już dwa warunki.

– A drugą sesję zaczniemy teraz.

– Mówiłaś o jednym warunku, a wymieniłaś ich trzy. Musisz z dwóch zrezygnować.

– Módl się, żebym z wypisaniem zaświadczenia nie zrezygnowała. No już, king-kongu, zapraszam do mojej sypialni.

W chwili, gdy wypowiadam ostatnie słowo mimowolnie płonę z zażenowania.

– To znaczy... – próbuję naprostować sytuację. – Tam będziemy rozmawiać.

– W sypialni? – unosi brew, co w ogóle nie pomaga mojemu skupieniu. – Żaden problem, pingwinku. Możemy rozmawiać w sypialni. – mruga łobuzersko okiem, a potem nie czekając na moją reakcję idzie w kierunku wspomnianego pomieszczenia.

Prawdopodobnie popełniłam błąd zapraszając go do sypialni, ale nie chciałam, aby ktokolwiek lub cokolwiek nam przeszkadzało. W pokoju dziennym jest wiele różnych bodźców no i ma sporą powierzchnię, która nie daje poczucia intymności oraz bezpieczeństwa. Podążam za hokeistą nie mogąc nadziwić się temu, że to on prowadzi mnie do mojej własnej sypialni. Przysięgam, jeszcze nigdy nie spotkałam tak władczego i seksownego patafiana. Z przyjemnością zawieszam spojrzenie na jego szerokich barkach, które przechodzą w mocne plecy i wąskie biodra. Tracę dech, kiedy docieram do jędrnych, umięśnionych pośladków.

– Nie gap mi się na tyłek. – słyszę jego wibrujący głos.

– Nie bądź śmieszny. Dlaczego miałabym się gapić na twój tyłek? – parskam poirytowana tym, że mnie przyłapał.

– Pewnie dlatego, że nocami o mnie fantazjujesz. – śmieje się cicho.

– Jesteś obrzydliwy.

Zatrzymuje się i naciska klamkę.

– Obrzydliwy, niegrzeczny i zdeprawowany. – mówi przepuszczając mnie przodem. – Ale przede wszystkim głodny.

Wchodzę do pokoju i strzelam okiem w stronę dwuosobowego łóżka. Zwykle jest to mój ulubiony mebel, ale teraz omijam go szerokim łukiem i siadam na mniej wygodnym krześle. Myślę, że Kane zajmie miejsce na puchatej pufie, ale on od razu rzuca się na łóżko i kopniakiem pozbywa się butów. Staram się nie patrzeć na pracę jego mięśni, gdy zdejmuje marynarkę, ani wtedy gdy kładzie się wygodnie na mojej różowej narzucie. Brakuje mi powietrza. Dlaczego, do cholery, nie przewidziałam, tego że Kane wypełni całe pomieszczenie swoim buchającym testosteronem?

– To od czego zaczniemy? – pyta

– Cieszę się, że znalazłeś sobie wygodne miejsce. – mówię czując jak przyjemne ciepło wędruje po całym moim ciele. – Myślę, że mógłbyś zacząć od tego, dlaczego go uderzyłeś.

– Powiedziałem ci.

– Każdego dnia jesteśmy prowokowani na milion różnych sposób przez milion różnych osób. Czy to znaczy, że powinniśmy biegać z zaciśniętą pięścią i się z nimi bić?

– Nie wiem. – wbija oczy w sufit. – Może?

Biorę drżący wdech.

– Złość to bardzo potrzebne uczucie. Ma wiele funkcji, a jedną z nich jest informowanie nas o tym, że rzeczywistość w której się znaleźliśmy znacznie odbiega od tego, czego w danej sytuacji oczekujemy. Wspomniałeś, że Caps przegrali. Czy to twoim zdaniem mogło wpłynąć na późniejszy przebieg wydarzeń?

– Pewnie tak.

– Czyli nie umiesz przegrywać. – stwierdzam, choć to z pewnością wie każdy, kto choć trochę zdążył go poznać. – A co jeśli powiem, że przegrana wcale nie musi oznaczać porażki?

– To uznam, że nie znasz się na sporcie. – mamrocze splatając dłonie na brzuchu. – Cały ten psychologiczny bełkot jest niczym, wobec odpowiedzialności za drużynę, którą dźwigamy razem z chłopakami.

– Co się stało, gdy uderzyłeś tamtego faceta?

– Zostałem wezwany na dywanik do gabinetu trenera.

– I powiedział ci o możliwych konsekwencjach?

– Mhm.

– Jak się wtedy czułeś?

– Byłem wkurzony. Zresztą nadal jestem. Posłuchaj, tamten naprawdę mnie prowokował i to w najgorszy sposób, bo naśmiewał się z chłopaków. Nie mogłem tego zostawić.

– Ale teraz możesz mieć problemy. Czy nie lepiej było pomyśleć, że tym razem nie dam się sprowokować? Albo nie będę posuwał się, aż tak daleko i narażał swojej cennej kariery dla zupełnie obojętnego mi człowieka?

– Nie wiem. Może. – nabiera głęboko powietrza, a potem je wypuszcza. – Czy ja jestem agresywny, Holls?

Nie patrzy na mnie, kiedy zadaje mi to pytanie. Właściwie jego wzrok ani razu nie oderwał się od sufitu i naprawdę mogłabym to uznać, za lekceważące, gdyby nie ton głosu, którym wypowiedział ostatnie słowa. Jakby gdzieś czuł jakąś obawę.

– Nie wiem. Na tym etapie, nie jestem w stanie potwierdzić ani zaprzeczyć. Musimy się lepiej poznać, a przede wszystkim ty musisz zacząć zastanawiać się nad tym kiedy zaczynasz się irytować, co wprawiło cię w ten stan. Czy są konkretne osoby, przy których zacząłeś okazywać zdenerwowanie?

Kane znowu wzdycha.

– Teraz czy ogólnie? – zaskakuje mnie.

– Ogólnie.

– Jest parę takich osób. – odpowiada tajemniczo, co natychmiast budzi moją czujność. Spycham na boczny tor swoje rozszalałe hormony, które nieustannie każą mi spoglądać na hokeistę. Wkładam niewiarygodnie dużo siły, w to aby myśleć jak specjalistka, a nie napalona nastolatka. Poprawiam się na siedzisku i nie wiedząc co zrobić z dłońmi, układam je na kolanach.

– Chcesz to rozwinąć?

– Nie.

– W porządku. A czy mógłbyś powiedzieć dlaczego akurat te osoby przyczyniły się do początków twojej złości?

– Bo byłem sam. – mamrocze cicho. – We wszystkim byłem sam i musiałem nauczyć się walczyć.

– Po to, żeby być bardziej widocznym?

– Po to, żeby przetrwać.

– A rodzice? Czy oni nie byli dla ciebie wystarczającą podporą?

– Wychowałem się przy matce i dziadku. Ojca nie znam. – mężczyzna powoli przekręca się na bok, dzięki czemu widzę jego wykrzywioną w grymasie twarz. – Z tego co się dowiedziałem, był z wymiany studenckiej. Poderwał moją mamę i spłodzili mnie w zardzewiałej mazdzie w oczekiwaniu na zamówienie z drive thru.

Niewidzialna ręka zaciska się na moim sercu. Jestem wstrząśnięta tym co przed chwilą powiedział. Spodziewałam się problemów wychowawczych, ale na pewno nie tego, że mężczyzna pochodzi z niepełnej rodziny.

– Dziadek był dla ciebie wzorem do naśladowania?

– Ależ, kurwa, skąd. Keith nigdy nie akceptował mojego zdania. Chciał mieć wnuka, który będzie spełniał jego młodzieńcze ambicje, ale kiedy powiedziałem, że rzucam dłubanie w jego warsztacie na rzecz hokeja, to przez jebany miesiąc nie odezwał się do mnie ani słowem. Rozumiesz? Ani jednym słowem.

Jestem wrzaśnięta. Wpatruję się w jego ciemne oczy, w których dostrzegam tłumioną złość. Wcześniejsze podniecenie przemienia się w ból, którego nie powinnam czuć, ponieważ Kane jest moim pacjentem. A przynajmniej w ten sposób należałoby go potraktować. Otwieram usta, a potem je zamykam, bo niespodziewanie mam totalną pustkę w głowie.

– To przemoc. – wyduszam po długiej przerwie. – Stosowanie kary milczenia to zachowanie bierno-agresywne i jest formą przemocy psychicznej. Ile miałeś lat?

– Dziesięć albo jedenaście. Nie pamiętam. Zresztą, co to zmienia? Nie cofniesz czasu. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.

– Nie sprzątnięta plama po mleku zasycha tworząc cuchnąca skorupę. Co z twoją mamą?

– Nie wiem.

– Nie wiesz?

– Była. Jest. – zaciska szczękę. – I tyle.

– Nie wspiera cię?

– Wspiera, po prostu...Nie wiem, żyjemy z dala od siebie. Kupiłem jej, a zasadzie im, bo mama mieszka ze swoim ojcem, dom o podwyższonym standardzie, żeby nie musieli się martwić o ogrzewanie czy grzyb na ścianach. Regularnie przelewam im kasę. Czasami przylatują na mecz i zostają kilka dni.

– Dziadek przylatuje na twoje mecze? Myślałam, że nie był w stanie zaakceptować hokeja.

Kane uśmiecha się szeroko, jakbym właśnie opowiedziała jakiś dowcip.

– Zmienił nastawienie, gdy zarobiłem pierwszy milion.

– Dlaczego? Przecież to były i nadal są twoje pieniądze.

– Którymi się dzielę.

Boli mnie żołądek, gdy słucham tego co mówi, ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że mam wrażenie, że to zaledwie czubek góry lodowej. Wyszarpany kawałek, który łączy się z innymi tak samo poszarpanymi wspomnieniami. Wstaję z krzesła, bo nerwy przejmują nade mną kontrolę. Ukradkiem zerkam na zegar, jest druga w nocy. Ta rozmowa powinna zostać przeprowadzona w gabinecie, za dnia i bez żadnych emocji.

– Co ci jest? – pyta obserwując jak się krzątam po pokoju. – Masz hemoroidy?

– Nie, po prostu ścierpłam. – wyjaśniam nie patrząc w jego stronę.

– Nic dziwnego, skoro tyle przesiedziałaś na tym krześle. Chodź do mnie – klepie drugą stroną łóżka. – będzie ci wygodniej.

– Nie.

– Boisz się, że zaczniesz mnie rozbierać? – wybucha cichym śmiechem, który brzmi zdecydowanie zbyt zmysłowo. – Nie ufasz sobie, pingwinku?

– Tobie nie ufam! – prawie wykrzykuję.

– Ja nie gapiłem się na twój tyłek. – uśmiecha się psotnie. – Nie dziś.

Zaciskam powieki, a następnie bez zastanowienia chwytam za bluzę, którą po pracy przewiesiłam na oparciu krzesła i rzucam nią w hokeistę. Potrzebuję się od niego odciąć, zbudować jakiś mur, którego nie będzie w stanie przeforsować. Oddycham ciężko, widząc jak zdejmuje z głowy odzież i nieoczekiwanie wsuwa dłoń do kieszeni. Zastanawiam się co takiego robi, gdy po chwili wyjmuje plecioną bransoletkę, którą dostałam dziś od Kaylee.

– Hej, to moje. – oburzam się, w momencie, kiedy mężczyzna powiększa ją i z trudem wciska na swój nadgarstek.

– Znalezione nie kradzione. – stwierdza przyglądając się plecionce. – myślę, że różowy to mój kolor. Idealnie pasuje do moich...

– Czarnych włosów na rękach? – parskam śmiechem. – Rzeczywiście.

– A co, barbie nie może mieć problemów hormonalnych? – prycha pod nosem.

– Nie no, pewnie, że może. – ledwo powstrzymuję śmiech. – Kaylee ją dla mnie zrobiła po obejrzeniu filmu.

– Przykro mi, ale mało mnie to obchodzi.

– Kane.

– Nie oddam.

– Jesteś nieznośny.

– Pewnie, że jestem. – uśmiecha się. – Przyjdziesz do mnie, czy będziesz tak stała przy ścianie, aż znowu ścierpniesz?

– Będę tak stała. Zastanowiłeś się co z czwartkiem?

– Nie. – odrzuca moją bluzę na krzesło i leniwym ruchem zdejmuje krawat z szyi . – A ty kupiłaś bratu hantle?

– Nie. – świdruję go spojrzeniem. – Jeszcze nie. Zrobię to po wypłacie. Jeśli chodzi o czwartek, to mam wielką nadzieję, że się zgodzisz. Ponieważ zdecydowanie musimy kontynuować nasze spotkania.

– Czy to właśnie w ten sposób psychoterapeuci próbują wyrwać kogoś na randkę? – pyta i tuż po chwili podnosi się na kolana. – Hej, bardzo mi się podobasz. Myślę, że zdecydowanie musimy kontynuować nasze spotkania. – parafrazuje jednocześnie wyciągając obie dłonie w moim kierunku. – Przyznaj się, powiedziałaś to Chrisowi.

– Nie i nie. Mam jednak do ciebie jedno pytanie, oczywiście nie czuj się urażony, ale czy masz zamiar pojechać do domu?

– Wszystko zależy od ciebie.

– Ode mnie?

Uczucie gorąca ponownie rozprzestrzenia się po moim ciele. Walczę, aby nie spojrzeć mu w oczy, bo gdy to zrobię stracę resztki zdrowego rozsądku.

– Mhm. – mruczy chwytając mnie za ręce. – Nie wyjdę dopóki nie dostanę zaświadczenia, więc im szybciej się tym zajmiesz, tym szybciej zostawię cię samą.

Serce dudni mi w piersi jakby miało zaraz wypaść. To co się ze mną dzieje w otoczeniu tego mężczyzny woła o cholerną pomstę do nieba. Niespodziewanie jego kciuk zaczyna muskać wierzch mojej dłoni. Delikatny, prawie czuły dotyk pobudza mnie równo mocno co zastrzyk adrenaliny i zupełnie nieświadomie spomiędzy moich warg wylatuje cichy, nieśmiały jęk.

– Ale ty wcale nie chcesz, żebym zostawiał cię samą, prawda?

– Chce. Bardzo chcę.

– Okej. – przyciąga mnie do siebie. – W takim razie wiesz co robić.

Kładę dłonie na jego piersi z zamiarem odepchnięcia, lecz wtedy jego ręce opadają na moje biodra i jedyne co jestem w stanie zrobić, to wspiąć się na łóżko.

– Sprawdziłem, co oznacza patafian. – szepcze mi na ucho.

– Nie znałeś tego słowa?

– Nie miałem, kurwa, pojęcia co to jest. – wyznaje siadając w szerokim rozkroku. – Jesteś złą kobietą. – mówi i ostrożnie sadza mnie pomiędzy swoimi udami.

– Nieprawda. – odpowiadam zduszonym głosem.

– Oprzyj się. – zachęca i lekko popycha mnie na swoją klatę.

Siedzę zwrócona plecami, więc nie widzę jego twarzy, ale za to mój wzrok błądzi po czarnych garniturowych spodniach, które w nienachalny sposób podkreślają wysportowane nogi mężczyzny. W momencie, gdy moja potylica znajduje sę na jego piersi ogarnia mnie przedziwny spokój. Zupełnie tak jakby ktoś wyrzucił z mojego umysłu nagromadzony przez kilkanaście godzin chaos.

– Co zawrzesz w zaświadczeniu? – pyta przesuwając czubkami palców po moim karku.

– Wszystkie twoje złe cechy, panie Wilder. – śmieje się nerwowo. – Z uwodzeniem na czele.

– Uważasz, że cię uwodzę?

– Tak.

– Daj spokój. – sunie dłonią po moim kręgosłupie doprowadzając mnie do wrzenia. – Gdybym cię uwodził już dawno leżałabyś tutaj zupełnie naga. – mówi ochryple.

– Czyżby?

– Mhm. Nie wytrzymałabyś napięcia. – zbliża swoje usta do mojego ucha. – Błagałabyś, żebym cię dotknął. – ciepły oddech owiewa mi policzek.

– Interesujące. – powoli kładę rękę na jego łydce i powoli sunę w kierunku uda. – Gdzie chciałabym poczuć twój dotyk?

– Kark – mruczy pocierając swoim szorstkim zarostem wrażliwą skórę na wspomnianej przez siebie części ciała. – Uwielbiałabyś moje pieszczoty.

Przymykam powieki. Ma rację, czerpałabym rozkosz z każdego jego dotyku, ale prędzej piekło zamarznie niż mu, o tym powiem. Nakręcona jego zmysłowym pomrukiem i wizją, która tylko z pozoru jest niewinna postanawiam przesunąć dłoń jeszcze wyżej, a potem lekko uścisnąć wewnętrzną stronę. Mężczyzna wypuszcza ze świstem powietrze, a jego dłonie owijają się wokół mojej szyi.

– Kupiłem karnet do Gym Rats i zamówiłem hantle dla Milesa. – zaskakuje mnie.

– Dlaczego?

– Nie wiem. – chwyta mnie za włosy i zmusza, bym odchyliła głowę. – Po prostu to zrobiłem. – dodaje wpatrując się w moje oczy.

– Dziękuję.

– Drobiazg. – odpowiada puszczając moje włosy.

– Ale i tak się z tobą nie umówię na randkę. – rzucam tekstem, który jest totalnie w jego stylu.

– Och, pingwinku ja nigdy bym się na nią nie zgodził. – zapewnia, a potem bez wahania wyciąga się w kierunku mojej szafki nocnej i sięga z niej laptopa. – Proszę. – podaje mi sprzęt. – Możesz zacząć pracować.

Przewracam oczami. Czy naprawdę sądzi, że byłabym się w stanie skupić mając jego klatę za plecami? Odsuwam się i bez słowa schodzę z łóżka.

– Uciekasz ode mnie? – błyska zębami w szerokim uśmieszku i nie spuszczając ze mnie wzroku rozpina koszulę.

– Co ty robisz?

– Co?

– Rozpinasz koszulę? – dukam zarazem z przerażenia i podekscytowania.

– Tak, gorąco tutaj. Przeszkadza ci to, pingwinku?

– N-nie.

Zaciskam powieki, niech mnie szlag za to jąknie. Nigdy nie miałam z tym problemów, dlaczego więc teraz? Dlaczego przy nim? Czuję jak cała płonę z żenowania i pożądania. To okrutna mieszanka uderzająca do głowy równie mocno co tequila. Z całych sił biorę się w garść. Powtarzam sobie, że jestem profesjonalistką, a Kane moim pacjentem. Bardzo seksownym i zadziornym pacjentem, który doskonale, wie jak mnie podniecić. Stop! Siadam na krześle i przenoszę laptop na uda. Nigdy wcześniej nie wystawiłam zaświadczenia o nieagresji osobie, która nie ukończyła terapii. To mnie stresuje.

– Hej – Kane niemal natychmiast pojawia naprzeciwko mnie. Rany, kiedy zszedł z łóżka?

– Muszę się skoncentrować.

– Wiem, ja tylko chciałem... – kuca przede mną, na jego twarzy maluje się wyraz ulgi. – Dziękuję, Holly. – mówi wspierając brodę o moje kolano.

– Nie mam pojęcia dlaczego ratuję twój zgryźliwy tyłek.

– Prawdopodobnie dlatego, że ci się cholernie podoba. – mruczy sennie.

– Nie wlewaj sobie. I mam prośbę, której nie powinieneś odmówić zważywszy na to, co właśnie dla ciebie robię.

– Hm?

– Zapnij tę cholerną koszulę.

Kane śmieje się cicho, co brzmi naprawdę niepoprawnie uroczo. Mam dość tego, że hokeista jest tak...wkurzająco pociągający.

– Dlaczego? – pyta, choć na pewno już zna odpowiedź. Jego ego samo mu ją podyktowało.

– Bo nie mogę pracować widząc – unoszę dłoń i wskazuję palcem na jego umięśnioną pierś. – To wszystko.

– Powiedz po prostu, że na mnie lecisz.

– Nigdy. – mamroczę i kiedy dostrzegam jak się szczerzy lekko kopię go w stopę. – Ale ty możesz to przyznać.

– Nigdy. – odpowiada z błyskiem w oku.

Tłumiąc śmiech zawieszam wzrok na dokumencie, którego staram się wypełnić jak najrzetelniej potrafię. Nie chcę jednak zagłębiać się w sprawy prywatne Kane'a, dlatego opisuję wszystko poglądowo i wykluczam problem z agresją, choć podkreślam wybuchowy temperament. Praca pochłania mnie do tego stopnia, że tracę poczucie czasu i dopiero kiedy zapisuję na dysku dokument wracam do rzeczywistości. Odkładam laptop, wstaję z krzesła i rozciągam zastane mięśnie.

– Kane. – wołam mężczyznę, który usnął na mojej poduszce. Podchodzę do łóżka i pochylam się nad nim. – Hej, patafianku. – szturcham go w ramię, ale ani drgnie. Ziewając siadam na skraju i nie mam pojęcia co zrobić. Mówię sobie, że zaraz coś wymyślę, ale chwila zmienia się w godzinę. Jestem zmęczona, śpiąca i rozdrażniona tym, że Kane śpi w moim łóżku, więc ponawiam próbę.

– Obudź się. – podobnie jak za pierwszym razem nie otrzymuję żadnej reakcji i już mam odejść, gdy niespodziewanie zarzuca mi na szyję swoje ramię.

– Kane – wstępuje we mnie nadzieja.

– Tak, jestem przy tobie. – bełkocze nie otwierając oczu. – Już dobrze.

Przygarnia mnie tak mocno, że tracę równowagę i ląduję tuż obok niego na łóżku.

– Jestem tu. – mamrocze ciasno mnie obejmując.

– Do diaska. – szepczę kompletnie zdumiona tym, co się przed momentem wydarzyło. Zmieszana odwracam się na bok i powoli pozwalam opaść powiekom. Zaczynam się rozluźniać i nieoczekiwanie Kane postanawia zostać moją dużą łyżeczką. Oplata mnie ramionami w pasie i wtula połowę twarzy w mój kark.

Najpierw cała sztywnieję, ale potem, gdy przyzwyczajam się do ciepła bijącego z jego ciała zaczynam się uspakajać. No bo przecież to nic takiego, prawda? Mam za plecami potężnego, seksownego mężczyznę. Normalka.

– Już dobrze. – słyszę jego przytłumiony szept. – Już wszystko dobrze.

I może to głupie, ale właśnie przez to, że to powtarza naprawdę nabieram pewności, że wszystko jest w porządku. Otulona bezpieczeństwem spokojnie odpływam w sen. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top