Rozdział 8.

   Kiedy wypadli na zewnątrz, powitał ich kompletny chaos. Bandy orków biegały dosłownie wszędzie, walcząc ze strażnikami z Leśnego Królestwa. Wszyscy, bez wyjątku, usiłowali doścignąć krasnoludy. Kołczan Idril stał się pusty w zbyt szybkim tempie. Już po kilkunastu minutach szaleńczego biegu po wysokim brzegu rzeki łuk stał się bezużyteczny. Płynnym ruchem wyjęła miecz z pochwy i przebiła jakiegoś wyjątkowo brzydkiego orka.

- Padnij! - wrzasnął do niej Lindir. Elfka padła na ziemię i przeturlała się na bok. W miejscu gdzie przed chwilą stała, właśnie upadał bezgłowy truposz. - Nie ma za co! - zniknął zanim zdążyła podziękować.

Podniosła się i natychmiast zablokowała topór przeciwnika. Następnie cięła przez jego całą klatkę piersiową i kopniakiem posłała na kamienie. Znów popędziła przed siebie, choć Kompania znajdowała się już dobre sto jardów dalej. Nie przerywając biegu odcięła głowę następnemu goblinowi i uderzyła płazem następnego. Ten stracił równowagę i spadł w szybki nurt Leśnej Rzeki, tracąc parszywe życie pod krystaliczną wodą.

Nie wiedziała ile czasu minęło, gdy wreszcie znalazła się nad Jeziorem. Wkrótce obok niej pojawiła się Miriel z Legolasem u boku, a następnie Tauriel, Malre i Lindir, który nawet z zakrwawioną nogą wyglądał cudownie.

- Wszystko w porządku? - w ciągu sekundy znalazła się przy szatynie, który usiadł na głazie.

- Nic mi nie jest... - usiłował zaprotestować. Elfka natychmiast zabrała się do przemywania rany wodą z rzeki. - Idril nie musisz obwiązywać mi nogi swoim szalem, dam sobie radę! - usiłował opędzić się od niej, gdy zaczęła obwiązywać udo.

- Nie ruszaj się i milcz, nie chcę przez przypadek otworzyć skrzepu.

Reszta patrzyła na to z niemałym niedowierzaniem, w końcu panna Idril-Nie-Dotykaj-Mnie-Odgryzę-Ci-Głowę-Odetnę-Ręce opiekowała się kimś!

- Co robimy teraz? - zapytała Miriel, gdy córka Thranduila podniosła się z klęczek. - Krasnoludy uciekły, prawdopodobnie są już w pobliżu Miasta, może znaleźli jakiegoś przewoźnika?, ale jak my mamy się tam dostać?

- Możemy zbudować tratwę - zaproponował Legolas. - W końcu jest nas szóstka, chyba uporamy się z tym szybko, no nie?

~*~

Jak się okazało, budowanie tratwy nie jest takie proste, jakby się wydawało. Środek nocy nie ułatwiał też pracy. Idril ostentacyjnie zakazała Lindirowi ruszania się, przez co elf był w stanie tylko przypatrywać się wysiłkom innych. A gdy próbował choćby zmienić pozycję, elfka posyłała mu spojrzenie, zdolne zmusić ucieczki smoka.

W końcu po kilku godzinach tratwa była gotowa, a oni z trudem się w niej wszyscy pomieścili.

- Odpływamy jak zacznie świtać - orzekła Malre.

- Pójdę poszukać trochę chrustu, żeby podsycić ognisko - Miriel wstała.

- Idę z tobą - Legolas także podniósł się z ziemi. Elfka nie protestowała.

Szli przez ciemny las, oświetlany srebrzystym światłem księżyca. Złotowłosa zebrała już całe naręcze suchych gałęzi.

- Em... Tyle chyba wystarczy. - Odchrząknęła córka Galadrieli, unikając wzroku towarzysza, odwróciła się w stronę, z której przyszli.

- Miriel - syn władcy Mrocznej Puszczy złapał ją za ramię i obrócił w swoją stronę, tak że stał teraz z nią twarzą w twarz.

- Coś się stało? - zapytała spuszczając wzrok.

- Czemu unikasz spojrzenia mi w oczy? - uniósł jej podbródek. - Zrobiłem coś złego?

- Po prostu, chodzi o to, że tak dawno się nie widzieliśmy... - zawiesił na chwilę głos.- ...a teraz, po tylu latach... znowu cię widzę...

Stoi za blisko, o wiele za blisko, pomyślała Miriel.

- Chyba mi nie powiesz że wszystko co między nami było zupełnie wygasło? - wyszeptał. Miriel spojrzała w jego błękitne oczy, tak znajome. Elf ujął jej twarz w dłonie i zbliżył do swojej.

- Nie mogę... - złotowłosa odsunęła się od niego. - Z Idril nie widziałyśmy się jakieś... dziesięć, dwadzieścia lat? To nic, dla nas, dla Eldarów. Ale ty... Nigdy nie było cię przy mnie... Ostatnim razem widzieliśmy się, gdy wyjeżdżałam z Mrocznej Puszczy. Sto, może dwieście lat temu...

- Miriel... - przerwał jej.

- Wracajmy już... - elfka zabrała stertę chrustu, którą wcześniej położyła na ziemię, i udała się w stronę obozowiska.

~*~

Kiedy tylko blady świt pojawił się na horyzoncie, Malre wraz z Legolasem, którzy pełnili wartę, obudzili wszystkich. Po śniadaniu złożonym z Lembasów, złotowłose rodzeństwo przeniesło tratwę do wody.

Gdy wszyscy ułożyli się, względnie, wygodnie, włączając w to zakłopotanego Lindira, który został zmuszony przez Idril do rozprostowania nogi i zajmowania większej przestrzeni.

Rejs trwał około godziny. W tym czasie wszyscy, wyłączając oczywiście elfa z Rivendell, zamieniali się wiosłami. W końcu dobili do miasta na jeziorze. Wysiedli z tratwy, przy czym Idril osobiście prawie wyniosła Lindira na brzeg, ponieważ "nie może przemęczać nogi".

- Kim jesteście? - burknął siwy starzec, najwyraźniej strażnik.

- Nie kłap jęzorem, jeśli nie musisz - księżniczka Mrocznej Puszczy postanowiła zagrać autorytetem.

- Za kogo ty się uważasz, elfiątko?

- Jestem księżniczka Idril Ithildin Malruin, po ojcu Arathea, córka Thranduila, władcy Mrocznej Puszczy. I ty śmiesz mnie nazywać elfiątkiem?

- Lady-y-y Idril-l-l? A pani przyjaciele? - przełknął głośno ślinę.

- Księżniczka Miriel Elendae, córka pani Galadrieli z Lórien; - z każdym wymienionym imieniem wskazywała na jego posiadacza. - mój brat, książe Legolas, Zielony Liść; Malre, starsza córka Namiestnika Gondoru; lord Lindir, prawa ręka Elronda Półelfa z Rivendell oraz Tauriel, naczelna strażniczka Leśnego Królestwa.

- P- przepraszam, możecie przejść! - przerażony starzec, ukląkł na ziemi. - Tylko proszę nie zabijajcie mnie!

- Nie mieliśmy zamiaru. - Idril uśmiechnęła się triumfalnie, po czym drużyna ruszyła w głąb miasta.

- Jak znajdziemy krasnoludy? - zapytał Legolas.

- Jedynym wyjściem, jest poszukanie miejsca na odpoczynek, pewnie zatrzymali się w jakiejś gospodzie - stwierdziła Miriel.

- A propos* odpoczynku... - Idril spojrzała na nogę Lindira, obwiązaną przesiąkniętym krwią szalem. - Wy znajdźcie jakąś karczmę, ja w tym czasie poszukam ziół leczniczych. - Obróciła się i ruszyła przez zaśnieżone miasto.

- Idę z tobą! - zawołała MIriel za nią. Córka Thranduila zatrzymała się i poczekała parę chwil na przyjaciółkę, po czym obie elfki ruszyły oblodzonymi uliczkami miasta.

  - Gdzie tu znajdziemy Athelas? - zapytała po jakimś czasie córka Galadrieli.

- Dużo ludzi uważa je za zwykły chwast... - Idril zatrzymała się nagle. - Już wiem! Świnie! Ludzie często dają im Athelas jako paszę! Idziemy do obory.

~*~

Po wynegocjonowaniu nieco zioła od jakiegoś biedaka, kobiety wlekły się do najbliższej gospody, co jakiś czas pytając kogoś o drogę. Gdy tak smętnie szły przez zaśnieżone miasto, usłyszały wymianę zdań dwóch dziewczynek.

- Biegnij troszkę szybciej, nie możemy zapomnieć  o spotkaniu krasnoludów!

- Hej wy tam! Czekajcie! - zawołała Idril.

Dwie siostry zatrzymały się i przerażone popatrzyły na nadal zakrwawione po walce z orkami przedstawicielki Eldarów.

  - N- nie zrobiłyśmy nic złego! - powiedziała starsza z dziewczynek.

-  Spokojnie, nie bójcie się. - Uśmiechnęła się Miriel. - Chcemy tylko zapytać o te krasnoludy, o których mówiłyście. Bo wiecie, my zgubiłyśmy właśnie naszych towarzyszy, którzy są krasnoludami i ich szukamy.

- Taki malutki... Bill chyba, pytał czy nie widzieliśmy drużyny elfów i kobiety - stwierdziła młodsza z nich.

- Bilbo - poprawiła ją Idril. - I z pewnością mówił o nas, zaprowadzicie nas do nich?

Dziewczęta skinęły skrzętnie głowami i znów rzuciły się do biegu, który, chociaż dla nich wyczerpujący, dla przyjaciółek był miłą przebieżką. Nagle drzwi jednego z budynków otworzyły się.

- Idril? Właśnie miałem was iść szukać, co tak dług...

- Nie ma czasu! Wołaj resztę i idziemy, wiemy gdzie są krasnoludy - odpowiedziała.

Po chwili kompania stała przy małym drewnianym domku. Weszli do środka, lecz nikogo w nim nie znaleźli.

- No nie! Spóźniliśmy się! - Malre usiadła na ławie.- I co teraz? Pewnie są w połowie drogi do Góry. - Lindir także poszedł w jej ślady, lecz siadajac syknął cicho z bólu.

- Idiota - fuknęła. Machnęła ręką na Malre, by ta zeszła z siedziska, co szybko wykonała. - Kładź się, trzeba ci to przemyć. Potrzebuję wrzątku i czystego płótna - poleciła siostrom, nie zważając na to, że dziewczynki nie miały żadnych podstaw, by jej usługiwać. Te jednak kiwnęły głową i już po chwili księżniczka Mrocznej Puszczy przemywała mu paskudną ranę naparem. Następnie obwinęła mu udo bandażem.

- Musimy teraz odpocząć, zwłaszcza ty - spojrzała wściekle na Lindira, który próbował się podnieść. - Jutro pomyślimy co dalej.
***
Dokończyłyśmy wreszcie ten rozdział. Wiemy, że przerwa była o wiele ZA długa, ale to w większości przez kogoś kto do nas dołączył...
Malutki Owczarek Niemiecki o imieniu Adara 💗💗💗( na zdjęciu przed chwilą wpadła do rzeki)

Gwiazdki i motywujące komentarze są mile widziane :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top