Rozdział 2

Miriel znudzona wpatrywała się w grzbiet konia. Nic się nie działo od tak długiego czasu, że zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno to jest przygoda, a nie posiedzenie u babci.

Z tyłu kolumny wędrowców, jak zwykle trzymali się Lindir i Idril, którzy się kłócili. Tak właściwie nie była to kłótnia. Idirl wyzywającym tonem wrzeszczała na elfa w dialekcie Mrocznej Puszczy, a Lindir tylko się uśmiechał. Najwyraźniej mu to nie przeszkadzało. Gdyby się głębiej zastanowić, to jeśli Idril tak bardzo przeszkadzał Lindir, czemu po prostu nie trzymała się od niego z daleka? Córka Galadrieli długo się przyjaźniła z księżniczką Mrocznej Puszczy, ale jeszcze nigdy nie udało jej się przewidzieć co zrobi.

- Światło! Widzę światło!- krzyknął Bilbo.

Zapadła cisza. Nawet Idril przestała wrzeszczeć na elfickiego szlachcica.

- Myślę, że to ognisko.-Kontynuował hobbit.

- Świetnie!- Thorin z zadowoleniem uświadomił sobie, że ten niziołek może być przydatny.- Panie Baggins, jako włamywacz pójdzie pan sprawdzić co to za światło. Jeśli to będzie coś dobrego, na przykład domostwo jakiś gościnnych ludzi, zahukaj trzy razy jak puchacz. Jeśli to będzie coś niebezpiecznego, jak trolle, nic nie rób, tylko uciekaj. Jeśli nie wrócisz w przeciągu... pół godziny? Idziemy po ciebie. Krasnoludy, kobieto, elfowie! Robimy obozowisko!

- Idę z tobą hobbicie.- Z konia zsiadła Malre. Kasztanowe włosy miała spięte w ciasnego warkocza, a złociste oczy lśniły w blasku księżyca.

Krasnolud tylko skinął głową. Dziewczyna i hobbit zanurzyli się w cieniu drzew.

Godzinę później...

- Nie uważacie, że powinniśmy iść po nich? Za chwilę północ.- Lindir usiadł obok Miriel i Idril.

- Długo nie wracają.- Przyznała Idirl.- Marle jest córką namiestnika Gondoru, na pewno, jeśli byłby to gościnny dom wróciła już i powiedziała nam o tym.

- Thorin o niech nie dba.- Stwierdziła Miriel.- Uważa Bilba, Marle i nas za zbędny bagaż. W jego mniemaniu starczyliby sami krasnoludowie. Może nawet bez Gandalfa.-Potarła w zamyśleniu brodę.- Może i przyjął nas z uśmiechem, ale nie uwierzę, że nie trzyma urazy. Jest ostatnim, w linii prostej, potomkiem Durina. Dziedzicom wpaja się nienawiść do naszej rasy, z resztą nam też.

Córka Thranduila wstała.

- Idziemy.- Stwierdziła zdejmując łuk z pleców.

~*~

Weszli w cień drzew tak, by inni członkowie wyprawy ich nie zauważyli. Zaraz Thorin zrobiłby awanturę, a tu liczy się każda sekunda.

Po kilkunastu minutach zobaczyli ognisko wyraźnie.

Należało do trolli. W garnku, który stał na ogniu pływał hobbit, a Marle zwisała głową w dół, przywiązana do drzewa, na przeciwległym krańcu polany.

- Jak pięknie pachnie!- największy z trolli zaciągnął się zapachem. Idril nie mogła zrozumieć jak zapach gotowanego, brudnego hobbita może być piękny.

- Zamknij się Bill. Już prawie gotowe.- Nieco mniejszy troll, ale o wiele brzydszy zamieszał metrową łyżką w garze.- Bert podaj mi proszę trochę marchwi. Trzeba zjeść te okropne warzywa. Potem zgniją i nici z naszych zapasów.

Najmniejszy troll wyjął z pobliskiej beczki warzywa i podał je koledze.

- To się wpakowali.- Jęknął Lindir.

- Co robimy?- Miriel spojrzała na przyjaciół.

- To chyba jasne. Trzeba zabić trolle. Problem w tym, że ich skóry prawie nie da się przebić. A jest trzy na trzy. Nie poradzimy sobie z nimi. Na jednego trolla trzeba przynajmniej trójki.- Idirl się zamyśliła.- Możemy też jednego odciągnąć. Jest też opcja, że zaczekamy do świtu. Tyle, że do tego czasu Marle zmieni się burakowo głową lalkę, a Bilbo w potrawkę.

- Odciągamy jednego?- bardziej spytał, niż stwierdził Lindir.

- EJ TY!- Idril nie czekając na pozwolenie wyskoczyła z zarośli.- TAK TY! KIM TY JESTEŚ?! TWOJA MATKA WYRZUCIŁA CIĘ Z DOMU ZA BRZYDOTĘ?!

Zdumione trolle popatrzyły na nią.

- Idril...- jęknęli jednocześnie Lindir i Miriel.

- Mięso!- zaślinił się Bert.

- Bill, idź złapać to coś. Bert, zostajesz i pomagasz mi przyrządzać jedzenie.- Drugi z trolli nic sobie nie robił z wrzasków elfki.

- MIĘSO!- troll rzucił się na nią. Elfka uskoczyła zgrabnie i popędziła w zarośla, gdzie była reszta jej przyjaciół.

Dwójka elfów ze zdumieniem patrzyli na córkę Thranduila, która wskoczyła na kark trolla i teraz ujeżdżała go pomiędzy drzewami.

- Ruszcie się i mi pomóżcie!- krzyknęła wystrzelając trzy strzały w głowę olbrzyma.

Elfy natychmiast wyciągnęły broń i zaczęły ciąć potwora po nogach. Idril zrezygnowała z łuku. Założyła go na plecy i wyciągnęła sztylety, raz po raz wbijając je w łeb stwora.Kiedy wreszcie, po dłuższym czasie, księżniczka Mrocznej Puszczy uniosła jego głowę, a Miriel wycelowała trzema strzałami w jego gardło, pojawiła się... cała kompania.

W niecałe pół godziny uporali się z trollami i uwolnili Bilba raz Marle. Wszyscy, bez wyjątku odetchnęli z ulgą. Zwłaszcza gondorska wojowniczka, która zwisała dwie i pół godziny głową w dół.

- Muszą mieć tu gdzieś kryjówkę. Musiały się gdzieś chować w czasie, gdy świeciło słońce.- Gandalf się rozglądnął.

- Może pójdziemy za śladami wielkich stóp?- zapytał Kili stojąc przy wyraźnej wyrwie w drzewach.

- Może tak.- Zgodził się Glóin.

WOW. 757 słów.

Po pierwsze: należą się wam naprawdę wieeeeeelkie przeprosiny i wyjaśnienia. A więc... nie miałyśmy weny i motywacji. W ogóle. Także... rozdziały na pewno będą się pojawiać częściej.

Zapraszamy do komentowania i gwiazdkowania! (Tak, wiemy. Strasznie oklepany tekst.)







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top