88

Nastała noc, mała skrzydlata istotka pełniła nocną wartę na terenie ogromnego pałacu. Siedziała na swoim ulubionym najwyższym drzewie uważnie obserwując otoczenie. Jak zwykle wsłuchiwała sie w każdy szelest. Na jej twarzy było widać skupienie, miała to opanowane do perfekcji, wkońcu była strazniczką samej Alfy. Wielkiej władczyni tego kraju.   
Oczy miała szeroko otwarte. Mogłabyć gdzieś godzina 2 w nocy gdy nagle usłyszała kroki. Nikt o tej godzinie zazwyczaj nie chodził po lesie po ciemku, więc ogarnęło ją zdziwienie. Delikatnie i bezszelestnie zleciała na ziemię, wyjęła sztylet. Instynktownie rzuciła nim w stronę gdzie dochodził szelest. O mało nie zabiła swojego przyjaciela.


-Co ty tu do cholery robisz?! Prawie cię zabiłam! Po co tutaj przyszłes?


Zapytała trochę zdenerwowana tą sytuacją.


-Nie miałem co robić... Bardzo za tobą tęskniłem więc postanowiłem cię poszukać, wiedziałem że dzisiaj masz wartę ale musiałem się z tobą spotkać.



Ona tylko przewróciła oczami i usiadła pod drzewem okrywając się swoimi skrzydłami. On także usiadł kładąc głowę na jej mięciutkie jak poduszka skrzydło. Zaczęli rozmawiać, jak zwykle śmiali się, wygłupiali, ale nadszedł temat który zdezorientował kruka. Próbowała na wszelkie sposoby tego uniknąć ale on nie dawał za wygraną. Była już ku kresu wytrzymałości, cały czas wypytywał się o jej największą i najbardziej tragiczną historię jej życia. Wreszcie nie wytrzymała napięcia i ze łzami w oczach powiedziała:


"Czy możesz wkońcu odpierdolic się od mojego życia?! Przestań mnie tak dręczyc! Masz się ode mnie odpierdolic, rozumiesz?! Już nigdy więcej mnie nie zobaczysz!!"


Po czym odfrunęła zostawiając zszokowanego i zrozpaczonego chłopaka pod drzewem z bronią w ręku.









C. D. N 😊

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top