Pierwszy wspólny patrol (Dick i Jason)
Dick POV
Gdy znalazłem się już na ostatniej prostej do rezydencji, przspieszyłem. W końcu tutaj nie ma już żadnych ograniczeń prędkości.
Trochę głupio spóźniać się w takim dniu, ale zatrzymały mnie obowiązki w nowej pracy. W ostatnich dwóch latach miałem obiecującą posadę jako detektyw w policji w Blúdhaven, ale że teraz sporo czasu spędzam znowu w Gotham, poprosiłem o półroczne przeniesienie na tutejszy wydział.
A powodem, dla którego tak trudno mi rozstać się z tym miastem jest nastoletni, usmiechnięty chłopak, którego wszędzie pełno. Przejął on po mnie rolę Robina, co jest dla mnie w pewnym sensie wyróżnieniem. Nigdy nie przypuszczałem, że stanę się dla kogoś...wzorem. Chyba mogę tak to ująć?
Jasona miałem okazję poznać zaledwie parę dni temu, ale z tego co wiem, pracuje on już z Brucem od conajmniej dwóch miesięcy. Pierwszy raz, gdy o nim usłyszałem, poczułem pewną zazdrość. Co prawda sam dobrowolnie odszedłem od Batmana, jednak gdy usłyszałem, że postanowił mnie zastąpić, poczułem się tak, jakby ktoś uderzył mnie prosto w twarz, a naprawdę nie jest to przyjemne uczucie.
Jednak, kiedy wreszcie nabrałem dostatecznie dużo odwagi, by wybrać się ponownie do Gotham i osobiście poznać tego chłopaka, okazało się, że moje odczucie było zupełnie nie uzasadnione.
Jego po prostu nie da się nie lubić. To istny wulkan energii, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Musi wszystko wiedzieć i nie odpuści póki nie osiągnie tego co sobie postanowił.
A kiedy sam poprosił mnie o wspólny patrol, nie mogłem się nie zgodzić. Widziałem jak bardzo mu na tym zależało, choć szczerze...nie wiem dlaczego. Przecież to samo mógł zrobić z Batmanem. Jednak muszę przyznać, że to miłe uczucie, być docenianym.
Przynajmniej przez niego.
Z tą też myślą dojechałem wreszcie do Batjaskini, gdzie zatrzymałem motor i jeszcze nim zdążyłem z niego zsiąść, młody już znalazł się przy mnie.
- Jednak jesteś. Już się bałem, że się rozmyśliłeś.- przywitał mnie z uśmiechem, na co ja po ściągnięciu kasku, odpowiedziałem podobnym gestem.
- Przecież coś ci obiecałem. A ja zawsze dotrzymuję słowa.
Po tych słowach rozejrzałem się po jaskini w poszukiwaniu jeszcze jednej osoby, z którą będąc szczerym, jeszcze nie do końca się pogodziłem.
I tak jak też się spodziewałem, stał on niedaleko schodów prowadzących do rezydencji, przygllądając się nam typowym dla siebie, pozbawionym uczuć wzrokiem. Mimowolnie z mojej twarzy zniknął dotychczasowy uśmiech.
Właśnie dlatego nie chciałem tutaj wracać. Ten wzrok i jego ogólna postawa zawsze działały mi na nerwy. Mam tylko nadzieję, że takie zachowanie nie przejdzie na chłopaka.
Przez jakiś czas jeszcze mierzyliśmy się badawczymi spojrzeniami i żaden z nas nie chciał się odezwać jako pierwszy.
Pewnie cisza ta trwałaby dłużej, gdyby nie interwencja młodego chłopaka.
- To jak, możemy wreszcie ruszać?- mówiąc to pociągnął mnie lekko za ramię.
Tym samym odwrócił moją uwagę od Bruce'a i spojrzałem na niego ponownie przybierając niieco zadziorny uśmiech.
- No jasne. Nie ma na co czekać.
* * *
Tuż koło mojej głowy przeleciał kolejny już pocisk, przez co byłem zmuszony ponownie cofnąć się za róg.
To wszystko nie tak miało się potoczyć. Jeszcze parę minut nic nie zwiastywało, że zwykły patrol przerodzi się w coś takiego. A zaczęło się od tego, że Robin zauważył trzech podejrzanych typów, którzy wchodzili do opuszczonego budynku. Postanowiliśmy się nimi zająć. To miała być szybka akcja.
I nim się zorientowaliśmy, wylądowaliśmy w samym środku negocjacji dwóch, potężnych mafii Gotham, które szybko przerodziły się w okropną strzelaninę. A co jeszcze gorsze, młody zniknął mi z oczu już jakiś czas temu, a ja zamiast go szukać, muszę się męczyć z conajmniej sześcioma uzbrojonymi typami, do których nawet nie mogę się zbliżyć! Niech to!
Nie miałem ich jak zajść od tyłu, więc pozostawał jedynie atak frontalny. A jakby tego było mało, od czasu ostatniego patrolu w moim mieśćie, nie zdążyłem uzupełnić podstawowego sprzętu. Tak wiem, to błąd amatora, ale miałem sporo na głowie. Tia...marna wymówka.
Z westchnięciem sięgnąłem po obie pałki, które miałem na plecach. Przynajmniej nie jestem tak całkowicie bezbronny.
Dobra, czas działać.
I w momencie, gdy zamierzałem przejść do kontrataku, usłyszałem, że strzały nagle zamilkły, a zastąpiły je odgłosy niezłego zamieszania. A to mogło oznaczyć tylko jedno...
Wyszedłem zza rogu i z uwagą przypatrywałem się jak nowy Robin rozprawia się z gangsterami nie szczędząc przy tym złośliwych czy ironicznych uwag. Niezwykłe, nawet podczas walki był niczym wulkan pozytywnej energii. Naprawdę dobrze odnajdywał się w roli superbohatera. Być może nawet lepiej niż ja w jego wieku.
Uznałem, że dobrze sobie radzi i moja pomoc nie będzie mu potrzebna. Miał wszystko pod kontrolą, więc jedyne co mi pozostało, to stać i przyglądać się jak Jason rozprawia się już z ostatnim z tej grupki.
Kiedy wszyscy zostali już pokonani, Robin odwrócił się w moją stronę z uśmiechem.
- Strasznie się grzebałeś, więc pomyślałem, że trochę ci z nimi pomogę.
Lekko pokręciłem głową i nie odpowiedziałem na tę zaczepkę. Niech mu już będzie, ale wcale nie potrzebowałem pomocy. Sam też dałbym radę.
- Naprawdę świetnie ci poszło. Jestem pod wrażeniem.- mówiąc to, podszedłem do pierwszego z leżących i zabrałem się do związania go. Tak na wszelki wypadek.
Tak jak przypuszczałem, chłopak nie spodziewał się akurat takiej odpowiedzi z mojej strony, dlatego zamiast kolejnego źartu czy próby przekomarznia, jedynie spóścił wzrok w dół i nalreślił okrąg na ziemi czubkiem buta.
- A ty coś tak zamilkľ? Naucz się przyjmować komplementy.- dorzuciłem po chwili i podniosłem wzrok znad kolejnego już wiązanego przestępcy, na wciąż zakłopotanego Robina.- Od Batmana raczej nie często słyszysz takie słowa?- zapytałem już poważniej, choć przecież doskonale znałem odpowiedż.
- Tak w zasadzie to...jesteś pierwszym, od którego to słyszę.- po tym dość osobistym wyznaniu chłopak podniósł wprost na mnie swój wzrok.
I wtedy właśnie poczułem coś, czego chyba nigdy nie będę potrafił wytłumaczyć. Była to niewidoczna, ale wręcz "braterska" więż, która połăczyła naszą dwójkę. W tym dopiero co poznanym chłopaku zacząłem postrzegać nie tylko nowego bohatera. Uświadomiłem sobie, że teraz łączy nas znacznie bliższa więż. Być może mógłbym stać się dla niego kimś, kogo nigdy wcześniej nie miał.
I nie mówię tu jedynie o opiekunie. To rola Bruce'a. Jednak z doświadczenia wiem, że nie jest on osobą, przy której często da się odczuć takie uczucia jak miłość czy ciepło rodzinne. A przecież tych dwóch rzeczy ten chłopak właśnie teraz potrzeboeał bardziej niż czegokolwiek innego. Nie miał w swoim życiu kogoś, ktoby by mu je do tej pory zapewnił. Dlatego też ja chciałem być tym pierwszym.
Uśmiechnąłem się i wstałem nie kończąc zabezpieczania ostatniego już mężczyzny. No, ale przecież przez tę minutę nagle nie ucieknie, prawda?
Następnie podszedłem do Jason'a i delikatnie położyłem mu rękę na ramieniu. Przez ułamek sekundy zauważyłem u niego chęć wycofania się, ale szybko ukrył to pod maską uśmiechu. Raczej nie spodziewał się, że pomimo tego, zdążyłem to zauważyć.
- Wiesz co? Cieszę się, że mogłem cię poznać. Dzięki temu wiem, że mogę ze spokojem powierzyć ci rolę Robina. W końcu będę miał godnego następcę.- mówiłem to szczerze. Naprawdę tak uważałem. Zaimponował mi nie tylko jako bohater, ale przede wszystkim jako człowiek. Pomimo, że nie miał w życiu łatwo, nie zrażał się i szedł dalej z uśmiechem. Nie tak łatwo było go złamać.
- Ja...nie za bardzo wiem, co powinno się mówić w takich sytuacjach.- przyznał chłopak, drapiąc się niepewnie po karku i unikając mojego spojrzenia. Widać było, że naprawdę nie odnajdywał się w tym.
Dlatego też postanowiłem rozluźnić już atmosferę. Zabrałem rękę i odezwałem się już znacznie swobodniejszym tonem.
- No to patrol można uznać za udany. Co powiesz, żebyśmy skoczyli coś przegryźć? Od śniadanie minęło już sporo czasu, a ja nie miałem kiedy wyskoczyć coś zjeść.
Chłopak od razu się ożywił i energicznie pokiwał głową.
- No jasne.
- Super. Znam świetną knajpkę...- urwałem w połowie, gdy odwróciwszy się, nie zauważyłem szóstego z gangsterów. A jednak rzeczywiście zwiał, albo co gorsza, nadal jest tutaj.
Rozejrzałem się, jednak okazało się to zbędne, gdyż w tej chwili usłyszałem głos wystrzału, choć różnił się on od zwykłego pocisku.
Momentalnie i niemal instynktownie przyciągnąłem do siebie chłopca, chcąc go osłonić przed zagrożeniem. Jednak co mnie zaskoczyło, nie poczułem żadnego bólu, a jedynie drobne ukłucie w okolicy ramienia.
Zupełnie jak przy igle. Ją też właśnie zobaczyłem, gdy zerknąłem, aby się dowiedzieć co właściwie mnie trafiło. Z początku byłem zaskoczony, dlaczego zamiast zwykłego pocisku, przestępca użył strzykawki, ale odpowiedź była raczej oczywista.
I na potwierdzenie nie musiałem długo czekać. Poczułem silne zawroty głowy, połączone z pulsującym tępo bólem. Krótko potem przyszło odrętwienie, a na końcu coraz bardziej zbliżająca się ciemność. Jak przez mgłę usłyszałem jeszcze wołanie Robina, ale nie byłem już w stanie mu odpowiedzieć.
Jednak ten patrol nie poszedł najlepiej. Bruce mi tego nie zapomni.
To była moja ostatnia myśl zanim całkowicie straciłem przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top