5. Szczerość przede wszystkim.
Dick
Stałem tak na środku salonu i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Byłem zły na chłopców, że tak się zachowali, ale jeszcze bardziej byłem wściekły na samego siebie. To wszystko moja wina. Powinien był im o tym powiedzieć w jakiś delikatniejszy sposób. Przecież od początku wiedziałem, że to nie będzie proste. A jak już doszło do konfrontacji, to nawet nie umiałem nic sensownego powiedzieć, ani choćby przerwać tego wszystkiego. Podsumowując, spaprałem to i to totalnie.
- Mam nadzieję, że jesteście z siebie dumni.- powiedziałem tylko i nie czekając na odpowiedź, wyszedłem.
Damian
Nie wierzę, że Dick to zrobił. Sprowadził go tutaj, nic nam o tym nie mówiąc. I czego on niby oczekiwał ? Że po prostu powiemy: "O cześć Jason. Ostatnim razem o mało nas nie pozabijałeś, ale to przecież nic takiego." Jego niedoczekanie. Po tym jak nas potraktował niech lepiej się stąd zabiera. A jeśli jeszcze raz go tu zobaczę, to nawet Dick mu w niczym nie pomoże.
Po krótkiej chwili chłopak skierował się w stronę Batjaskini. Musiał się na czymś wyżyć.
Tim
Wiem, że Dick nie tego od nas oczekiwał i przyznaję, że to co powiedzieliśmy nie było zbyt miłe, ale w większości taka jest prawda. Nie moja wina, że wybrał taką drogę. Codziennie łapiemy wielu ulicznych rabusiów czy przestępców i wsadzamy ich do więzienia. A w porównaniu z nim są praktycznie nie winni. A Dick mimo to ciągle go broni. Przykro mi, ale niech nie oczekuje tego ode mnie.
Bohater po chwili skierował się w stronę swojego pokoju.
Jason
Chłopak odszedł dosyć spory kawałek od rezydencji, aż wreszcie usiadł pod jakimś drzewem, żeby to wszystko przemyśleć.
Oni mają rację i żadne zaprzeczenia tego nie zmienią. Zrobiłem wiele złych rzeczy i teraz muszę za to zapłacić. Mają rację mówiąc, że to już nie jest moje miejsce. Może kiedyś było, ale te czasy już minęły. Wracanie tutaj było błędem.
Nagle coś wyrwało go z zamyślenia. Było to jakieś czarne zwierzę zbliżające się w jego kierunku. Jak po chwili się okazało, był to, sporych rozmiarów, pies. Jednak nie wyglądał on na wrogo nastawionego. Podszedł do chłopaka i po krótkim obwąchaniu, rozłożył się koło niego, kładąc mu łeb na kolanach.
- Przynajmniej ty jeden mnie nie oceniasz.- zwrócił się do psa, jednocześnie drapiąc go za uchem. Jednak po jego słowach pies podniósł głowę i zaskomlał, machając przy tym ogonem. Zupełnie, jakby chciał coś odpowiedzieć. Nagle Jasona zaciekawił inny fakt.- A tak właściwie to skąd się tu wziąłeś ? Za moich czasów Bruce nie miał żadnego psa.- po tych słowach sprawdził obrożę zwierzęcia i po chwili znalazł to czego szukał.- As, prawda ?- na to pies znów odszczeknął i zamachał ogonem.
W pewnym momencie Jason uświadomił sobie, co właściwie robi i zaśmiał się z tego.
- Brawo chłopie, gadasz z psem. To nie wygląda za dobrze.
Nagle jednak usłyszał za sobą czyjś głos.
- Żebyś jeszcze się nie zdziwił. On naprawdę dużo rozumie.
Po chwili koło Jasona dosiadł się Dick.
- Bruce kiedyś znalazł go na ulicy i postanowił zabrać na chwilę do siebie. Jednak to "na chwilę" przerodziło się w już "na stałe". To dla tego, że kiedy ktoś zakradł się do domu, As go powstrzymał. Gdyby nie on mogłoby się to źle skończyć. Zresztą po tamtym zajściu została mu pamiątka.- mówiąc to rozgarnął nieco sierść na prawym boku psa, gdzie było widoczne dość długie cięcie.- Dostał mieczem, widzisz ?
- Kto niby zdołał się tu włamać i do tego posługuje się mieczem ?
- Slade.- odpowiedział krótko Dick.
- On ? A czego on tutaj chciał ? No bo musiał mieć jakiś powód.
- Owszem miał. Jeden z nas nie był wtedy akurat w szczytowej formie. A on chciał to wykorzystać.- odpowiedział wymijająco Dick. Nie za bardzo chciał wchodzić w szczegóły. Jednak Jason to wyczuł i szybko domyślił się, dlaczego tak było.
- Niech zgadnę. Tim, prawda ? Po walce... ze mną ?
- Tak.- Dick nie chętnie pokiwał głową.
Przez chwilę nastała dosyć niezręczna cisza. Kiedy wreszcie Dick chciał coś powiedzieć, żeby ją przerwać, Jason nie dał mu czasu dojść do słowa.
- Dick proszę cię nie mów tego. Powtarzanie sobie, że nic się nie stało, nie jest rozwiązaniem. Prawda jest dobrze znana. Ja ją znam. Ty ją znasz. Nawet tamte dzieciaki. Więc przestań mi wreszcie powtarzać, że wszystko będzie dobrze i że wszystko da się naprawić. Otóż nie. Nie licząc wczorajszego wieczoru, nie pamiętam kiedy ostatnio w moim życiu było "dobrze". A tego co zrobiłem nie naprawią żadne słowa. Oni mnie nie znoszą i to się nigdy nie zmieni. To są sprawy, których nie da się już odkręcić. Ja... ja już sam nie wiem co mam teraz zrobić.
Nagle Jason poczuł na ramieniu rękę przyjaciela, a kiedy na niego spojrzał, zobaczył, że ten uśmiecha się do niego pokrzepiająco.
- Lepiej, jak to wszystko z siebie wyrzuciłeś, prawda ?
Jason uśmiechnął się lekko i skinął głową.
- Trochę.
- Dobrze. W takim razie nie powiem ci tego co zwykle. W zasadzie jeśli nie chcesz, to nic nie będę mówił, ale jeżeli coś jeszcze cię gryzie, to możesz mi śmiało powiedzieć. Wysłucham cię.
Jason przez chwilę zastanawiał się, czy chce o tym mówić głośno, ale w końcu podjął decyzję. Wziął głęboki oddech i zaczął.
- Jest jeszcze jedno, ale nie zaprzeczaj temu od razu, dobrze ?
Dick pokiwał tylko twierdząco głową.
- Jak by to powiedzieć ? Chodzi o to, że ty i oni... tworzycie rodzinę. Tak było od dłuższego czasu, a teraz ja... nie chcę się wpraszać i wam tego zepsuć. Nawet jeśli bym został to ile razy jeszcze doszłoby do spięć, w których stanąłbyś po mojej stronie, za co byłbym ci oczywiście niezwykle wdzięczny. Jednak to, szybko popsułoby wasze relacje. Rozumiesz o co mi chodzi ? Krótko mówiąc nie chcę wam się wpraszać w wasze życie. Do tego czasu radziliście sobie beze mnie więc teraz...- jednak chłopak nie chciał już tego kończyć. Zresztą tylko przed Dickiem mógł się tak otworzyć. Przed nikim innym. I za to był mu bardzo wdzięczny.
- Jason... naprawdę tak uważasz ? Naprawdę sądzisz, że kiedykolwiek o tobie zapomniałem, choćby na chwilę ? Nigdy w życiu. Oni mają swój charakter. Lubimy się owszem, ale to nie oznacza, że zawsze jest tak kolorowo. Przez bardzo długi czas szukałem wspólnej nici porozumienia z Damianem. Wiesz ile mi to zajęło ? Prawie rok. Poza tym najważniejsza rzecz. Oni są świetni, każdy na swój sposób, ale nie są tobą. I nigdy, przenigdy nie zdołają mi cię zastąpić. To ciebie znam najdłużej. Ty byłeś moim pierwszym następcą. Robinem. Ciebie nauczyłem wszystkiego co umiałem. I to nie kto inny jak właśnie ty, jest moim pierwszym i najlepszym bratem. A wiesz, że po tym co przeszedłem, rodzinę stawiam na pierwszym miejscu i traktuję ją naprawdę poważnie. Więc nigdy nie myśl, że mógłbyś mi w czymkolwiek i kiedykolwiek przeszkadzać.
Po tej wymianie myśli między chłopcami znowu zapadła cisza, lecz tym razem nie była ona niezręczna. Po dłuższej chwili Jason wreszcie ją przerwał.
- Dziękuję Dick.
- Nie ma sprawy.
- Wiesz co ?
- Jeszcze nie.
- Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego brata.
- Ah o tym. To o tym akurat wiem.
Po tych słowach obaj się zaśmiali.
- I jeszcze jedno.
- Tak ?
- Olać całą resztę. Zostaję tutaj.
Hej ! Coś mnie wena wzięła na pisanie tego opowiadania, to ją wykorzystuję. (Co tam, że jutro mam sprawdzian z geografii, a jeszcze nawet nie zajrzałam do książki.) A co do rozdziału to wiem, że chcielibyście wreszcie jakąś, ale nie moja wina, że nie umiem się streszczać. A co do "ckliwości" tego opowiadania to (dla niektórych niestety) ono takie będzie.
Po prostu mam taki pomysł i w sumie to wyrażam w nim trochę tego, że na co dzień sama nie za bardzo mam się przed kim otworzyć, dlatego zawieram takie rzeczy w opowiadaniu. Ale kto by chciał słuchać o moim nudnym życiu :)
Jeżeli komuś się to nie podoba, lub go to nudzi to niech po prostu tego nie czyta. A jeżeli komuś się taka wersja podoba, to bardzo się cieszę.
No to pa !
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top