37. Bolesne pytanie
Jason
Na kilka następnych sekund czas jakby się zatrzymał. A może to było tylko w mojej głowie? W każdym razie, gdyby nie fakt, że jak na ten moment utrzymanie się na nogach było szczytem moich możliwości, miałbym z tym szaleńcem parę spraw do omówienia. W końcu to on pociągnął za ten przeklęty spust.
Jednak co by o mnie nie mówić, nie jestem samobójcą. Nie zamierzałem się rzucać na uzbrojonego psychopatę wiedząc jednocześnie, że nawet nie zdążyłbym uniknąć pierwszego lepszego ataku.
- No już!- tym razem polecenie wybrzmiało gwałtowniej i bardziej ponaglająco niż poprzednim razem.
Teatralnie uniosłem więc ręce w górę i odwróciłem przodem do, aż za dorze znanego mi przestępcy. Całe szczęście spostrzegawczość nie była jego najmocniejszą stroną, bo nawet nie zauważył jak ukradkiem wcisnąłem w dłoń Robina poprzednio używany wytrych.
Nasze spojrzenia skrzyżowały się, przy czym on jak zwykle wyglądał na niezwykle rozbawionego obecną sytuacją. To on teraz był tym, który kontrolował sytuację. I to mu się podobało.
- A mówiłem, żeby nie traktował cię tak ulgowo. Masz w sobie jeszcze całkiem sporo życia.- mówiąc to zaczął niespiesznie podchodzić, nie kierując się jak na razie w stronę konkretnego z nas. Następnie dodał jeszcze z charakterystycznym dla siebie szerokim uśmiechem.- Jak na mój gust, zdecydowanie za dużo.
Jedyne co mogłem w tej chwili robić to piorunować go nienawistnym wzrokiem. Wchodzenie z nim w dyskusje nie miało sensu. Wsadziłem więc ręce do kieszeni i czekałem w napięciu na jego kolejny ruch.
To zresztą nie trwało długo. Widocznie bierna postawa była właśnie tym co go sprowokowało. A jak wiadomo, do tego nie trzeba było wiele.
Jednak tym co zdecydowanie mi się nie spodobało to fakt, że teraz obrał na cel kogoś innego. Tima.
- Zabawne, jak szybko Batman znajduje sobie nowego pomagiera. Gdyby tak...- zamiast dokończyć, przyłożył tylko pistolet do piersi nastolatka i uśmiechnął porozumiewawczo.- Hm? Nie byłoby straty. Nie sądzisz?
Skrzywiłem się na te słowa. Pamiętam, że podobnymi sposobami próbował działać na mnie. Dlatego wiem, że choć może się to wydawać tylko głupim żartem, naprawdę może zaboleć. On zresztą też doskonale o tym wiedział.
Niestety udało mu się wmówić mi podobne kłamstwa. A co raz się uzna za prawdę, trudno potem wykorzenić. W końcu dlatego właśnie zaatakowałem Red robina parę miesięcy temu. Byłem wściekły... i zazdrosny.
Ale przecież on nie był niczemu winny. Teraz to wiedziałem. Ale wtedy.... Wyżyłem się na nim, za błędy innch. Moje. Bruce'a. Ale nie jego. On tylko znalazł się w złym miejscu o niewłaściwym czasie. Trafił na mnie.
Całe szczęście, że w pobliżu był Damian. Chociaż wtedy z pewnością nie patrzyłem na to w ten sposób. Teraz jednak wiem, że gdyby mi nie przeszkodził, zrobiłbym coś, czego nigdy bym sobie potem nie wybaczył.
Już wiem co takiego Dick zobaczył w tych dzieciakach. Potrzebowali kogoś takiego jak on. Tak jak ja kiedyś. Zresztą co tu dużo gadać? Też ich polubiłem. Na swój sposób. Nawet tego zarozumiałego i oziębłego Demona.
A patrząc w tej chwili na Tima, widziałem samego siebie. Na pozór spokojny i nieustraszony. Tego nauczył się od Batmana. Tego od niego oczekiwano. Jednak wystarczyło spojrzeć w jego oczy, by wiedzieć, że to tylko kolejna maska. Złapałem z nim taki kontakt tylko na chwilę, ale to w zupełności wystarczyło.
Wiedziałem lepiej niż ktokolwiek inny jak czuł się w tej chwili. Pozostawiony na łasce psychopaty.
Nie! To nie mogło się powtórzyć.
Może i ja nie mogłem liczyć na pomoc innych. Ale on może. Jeżeli nie nadaję się do niczego innego, to przynajmniej ściągnę jego uwagę na siebie.
- Z wiekiem stajesz się monotonny. Numer powtarzany dwa razy nie jest zabawny, a żałosny.- odezwałem się spokojnym, choć zaczepnym głosem.
Miałem nad Jokerem tę jedną przewagę, że zdążyłem go trochę poznać. Na tyle na ile można poznać upodobania szaleńca. W każdym razie wiedziałem co tak naprawdę chce osiągnąć. To nie samo sprawianie bólu dawało mu radość. Choć niewątpliwie to lubił. Ale wcale nie o to mu chodziło. Jego główny cel był inny. Największą satysfakcję czerpał z momentu, gdy udało mu się kogoś złamać. Kiedy straci jakąkolwiek nadzieję. Porzuci dotychczasowe ideały. Podda się. Właśnie to było dla niego największą atrakcją.
Zadziałało więc i tym razem.
Bladoskóry odwrócił się do mnie zaintrygowany. Z kolai w spojrzeniu młodszego w pierwszej kolejności pojawiła się nieukrywana ulga. Jednak zaraz potem zastąpił go strach, gdy zrozumiał co chciałem osiągnąć. Milcząco pokręcił głową, na znak bym przestał, ale ja nie zamierzałem go słuchać.
- Może i potrafileś przestraszyć małego chłopca, ale to wszystko. Na więcej nigdy nie było i nie będzie cię stać.- patrzyłem na niego bez cienia strachu.
Rzucałem mu wyzwanie.
A on złapał przynętę. Przekrzywił nieco głowę i parę razy uderzył metalową kolbą broni o wnętrze dłoni, rozważając przez chwilę moje słowa.
- Co ty powiesz Ptaszyno?
- Nie jestem już Robinem.- przerwałem mu oschle.- Drugi Robin zginął tamtego dnia.
- W takim razie kim teraz jesteś? Wyrzutkiem? Kolejną biedną sierotką? A może mordercą?- wymieniał kolejno, a każde z tych określeń było niczym wymierzony policzek. Bo wszystkie były prawdą.
Bylem wyrzutkiem. Nie pasowałem już do ludzi otaczających Bruce'a. Nie byłem dłużej bohaterem.
Joker zabił moją matkę. Prawda, nie była ideałem, ale starała się walczyć z nałogiem. Miewała lepsze dni. Choć większość należała raczej do tych gorszych.
A o ojcu lepiej nie wspominać.
Wreszcie słowo "morderca" doskonale mnie opisywało. Nie byłem lepszy od tych, których kiedyś próbowałem powstrzymać. Od tych, których potępiałem. Miał rację. Byłem nikim więcej jak bezdusznym zabójcą.
Szlag! Miałem być ponad to. Przykułem jego uwagę, ponieważ to właśnie ja miałem być tym trudniejszym do złamania. A przyznaję mu rację już po pierwszym zdaniu. Weź się w garšć Todd!
Ponownie spojrzałem na niego hardo. Ale moje chwilowe zawachanie nie uszło jego uwadze. Widziałem ten jego tryumfalny uśmiech. Ten, który przez długi czas śnił mi się po nocach. Starałem się powstrzymywać napływające wspomnienia. To nie był czas na rozpamiętywanie cholernej przeszłości! Nie mogłem sobie na to pozowlić. Zwłaszcza teraz...przy nim.
- Obaj wiemy, że mam rację.
Wzdrygnąłem się, gdy usłyszałem jego głos tuż koło siebie. Kiedy on zdążył...?
Nim zdążyłem się cofnąć, poczułem silne uderzenie lufą broni, tuż obok i tak już doskwierającej rany. Oczywiście że, było wymierzone tam gdzie najbardziej zaboli. Tak właśnie działał Joker.
Instynktownie złapałem się za żebra, skąd ból już zaczął promieniować do innych części ciała. Osunąłem się na kolana, głęboko łapiąc powietrze. Pod palcami zaś poczułem nieprzyjemne oznaki, że rana na nowo się otwarła.
Zamknąłem oczy i jak żywe stanęły przede mną wspomnienia tamtych wydarzeń. Strach. Ból. Bezradność.
Obiecałem, że nigdy więcej nie pozowolę sobie na te uczucia.
Przecież już sobie z tym poradziłem. Zaakceptowałem to co się stało. Nie bałem się już tego psychopaty. Nie mogłem się go bać...
- Biedaczek. Sam nawet nie wie kim właściwie jest.- usłyszałem na pd sobą ironiczny, pełen fałszywego współczucia głos.
Chciałem coś odpowiedzieć. Zaprzeczyć. Powiedzieć, że się myli. Lub chociaż rzucić mu pewne siebie spojrzenie.
Ale tego nie zrobiłem. Po prostu nie mogłem. Nawet ja wiedziałem, że byłoby to niczym więcej niż marnym kłamstwem, w które nawet ja sam nie wierzyłem.
Nagle jednak usłyszałem charakterystyczny odgłos wyprowadzanego i trafiającego w cel ciosu, a zaraz w ślad za nim cofające się nieskładnie kroki.
Zaś, gdy podniosłem nieco wzrok, przed sobą zobaczyłem plecy zasłaniającego mnie Robina. Czyżby on...chronił mnie? To było coś nowego.
I przyjemnego.
Jednak to jego następne słowa były prawdziwym zaskoczeniem. Wypowiedział je z takim przekonaniem, że chyba nikt nie śmiałby się z nim w tej kwestii spierać.
- Jest jednym z nas.
No hej.
Ogólnie dziękuję za tak pozytywny odbiór tej książki. Naprawdę motywuje on do pisania. Tak samo jak każdy wasz komentarz. 💙
Tę notkę zaś piszę głównie po to, by powiedzieć wam, że do tego rozsziału dorzucam bonus, który miał się już pojawić jakiś czas temu, ale o nim zapomniałam. Za to teraz dołączam wam zrobione przeze mnie AMV właśnie o Jasonie. Myślę, że wyszło całkiem nieźle i się wam spodoba.
A teraz już do zobaczenia w następnym rozdziale!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top