36. Od czego zacząć?
Gotham City, godz 10:35
Nightwing
Bohater dość szybko dotarł na miejsce, skąd pochodził ostatni sygnał nadany z komunikatora Jasona. Choć jasne było, że w tamtym momencie to już nie on był w jego posiadaniu.
W duchu też dziękował za fakt, że za miejsce walki wybrali akurat ten budynek, ponieważ jako jeden z niewielu w Gotham posiadał klatkę schodową prowadzącą bezpośrednio na dach. W innym przypadku musiałby zrezygnować z pomocy Asa. A jak już zdążył się przekonać, mogła mu się ona przydać.
- No dobra, pora się tu trochę rozejrzeć.- rzucił mimochodem, choć jego zwierzęcy towarzysz wcale nie potrzebował do tego specjalnej komendy. Kiedy tylko znalazł się na dachu, od razu zabrał się do pracy i z zapałem zaczął szukać istotnych wskazówek, nie przepuszczając nawet tych najmniej dostępnych zakamarków.
Czarnowłosy widząc to, uśmiechnął się pod nosem i sam zabrał za przeszukiwanie miejsca walki. Oczywiście nie mógł przeoczyć wyraźnie rzucających się w oczy śladów potyczki, która niedawno się tu odbyła. Ostrożnie przejachał palcami po wyżłobieniach w ścianie pozostawionych przez leżące poniżej pociski. Z pewną ulgą zauważył, że z pewnością nie zostały wystrzelone z broni, w której posiadaniu znalazł się Jason.
Następnie wyprostował się i zerknął w stronę powarkującego od czasu do czasu psa. No tak, nic nie mogło umknąć przed jego wyczulonym węchem.
- Rozpoznajesz ten zapach, co As? Chyba obaj nie przepadamy za Sladem. I obaj mamy z nim niewyrównane rachunki.
W odpowiedzi otrzymał krótkie, jakby potakujące, szczeknięcie. Następnie zaś czworonóg wrócił do przerwanego zadania. Na efekty zaś nie trzeba było długo czekać. Pies stanął bowiem blisko jednej z krawędzi budynku i zaskomlał ponaglająco, zwracając tym samym uwagę swojego opiekuna.
- Co tam masz?- pytanie po raz kolejny zostało rzucone w próżnię. W końcu trudno było oczekiwać odpowiedzi ze strony psa. Było to jednak spowodowane bardziej wewnętrzną potrzebą rozmowy Dicka. Chłopak nie umiał przez długi czas utrzymywać ciszy. Taki już jego wątpliwy urok.
Niebieskooki rozejrzał się w poszukiwaniu przedmiotu, który wzbudził zainteresowanie Asa i już po chwili rzuciło mu się w oczy leżące w cieniu ostrze dobrze mu znanego miecza. Sięgnął po niego zaskoczony i przyjrzał mu się uważnie. Nie było wątpliwości. To była katana należąca do Damiana.
- No proszę, to ciekawe.- mruknął pod nosem, trzymając w dłoni porzucony przedmiot i kierując go ostrzem w dół.
Nagle wzdrygnął się nieprzyjemnie, gdy tuż koło niego rozległo się groźne i ostrzegawcze warczenie. Spojrzał niezrozumiale w kierunku psa, a następnie tam gdzie i on patrzył. Nie udało mu się jednak zauważyć niczego ani nikogo podejrzanego. Nie miał jednak wątpliwości, że skoro coś wzbudziło czujność Asa, to nie mogła być pomyłka.
Położył rękę na głowie czworonoga w uspokajającym geście. Może i powinien pójść to sprawdzić, ale był pewien, że ostrzeżenie nie mogło dotyczyć chociażby Deathstroke'a. Inaczej As nie poprzestałby jedynie na powarkiwaniach. A jeśli to nie o zabójcę chodziło, Grayson miał inne zmartwienia na głowie.
Nie oczekiwał oczywiście, aby prowadzić go za rękę przy prowadzeniu tego "śledztwa", ale fakt, że nie udało mu się znaleźć żadnej wskazówki, nie podziełał na niego zbyt motywująco.
Raz jeszcze objął spojrzeniem rozpościerającą się przed nim panoramę miasta. Co prawda nie spowijała go tak ponura aura jak zazwyczaj w nocy, ale w obecnej sytuacji wydawało mu się jeszcze bardziej tajemnicze i przygnębiające.
Chciał działać. Chciał wreszcie zachować się tak, jak to przystało na starszego brata.
Tylko od czego miał zacząć?
Jason
Chłopak nie zamierzał niepotrzebnie marnować czasu, którego zresztą jak przypuszczał i tak nie mieli za wiele. Wziął więc jeszcze parę głębszych oddechów i mentalnie przygotowując się na kolejną falę bólu, zaczął powoli się podnosić. W pierwszej chwili poczuł nagłe zawroty głowy, nie mówiąc już o okaleczonych żebrach, które gwałtownie zaprotestowały przeciwko jego ruchom. Już samo oddychanie stanowiło dla niego spore wyzwanie, a jego działania wcale nie polepszały tego stanu.
Ciemnowłosy jednak doskonale wiedział czym jest prawdziwy ból. W porównaniu z nim, jego obecny stan nie wydawał się taki tragiczny. Nie pozostawało mu więc nic innego jak zacisnąć zęby i iść dalej. To też właśnie zrobił.
Ruszył nieco chwiejnym krokiem w stronę bliżej znajdującego się bohatera. Tak się akurat złożyło, że był nim młodszy z nich.
Jason czuł na sobie zaniepokojone spojrzenie Red robina, ale w tej chwili nic by im nie przyszło z rozczulania się nad stanem któregokolwiek z nich. Na to będą mieli czas później. Teraz ich priorytetem było wydostanie się stąd. Tim zresztą również musiał to rozumieć, ponieważ nie odezwał się ani słowem.
Dziewiętnastolatek był mu zresztą za to wdzięczny. Nie miał ani ochoty, ani siły się przed nim tłumaczyć czy udawać. Bowiem utrzymanie trzeźwego myślenia stanowiło dla niego już wystarczające wyzwanie.
Niewykluczone, że być może zbyt pochopnie początkowo ocenił swój stan. Obawiał się, że kiedy już dojdzie do walki, stanie się jedynie ciężarem. Było jasne, że nie byłby w stanie wykonać nawet najprostszego uniku, do którego potrzeba szybkości czy zwinności. Nie mówiąc już o wyprowadzeniu porządnego ataku.
A przecież to, że nie wyjdą stąd bez walki, było rzeczą oczywistą.
Jednak w chwili, gdy udało mu się połowicznie rozkuć Robina, sprawy momentalnie zaczęły przybierać fatalny obrót.
- Dwa kroki do tyłu, chyba że któryś z was chce za chwilę skończyć jako moja nowa tacza strzelnicza.
Chłopak mimowolnie napiął mięśnie, a jego oczy zwęziły się groźnie. Doskonale znał ten głos. I wiedział, że jego właściciel był gotowy urzeczywistnić swoją groźbę.
To chyba tyle w kwestii ich niezauważonej ucieczki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top