34. Najgorszy ratunek w historii
Obrzeża Gotham City, pażdziernik 30, godz 9:30
Dick
Niebieskooki w ostatnim momencie powstrzymał się od zniszczenia ściskanego w pięści komunikatora. To w niczym by w tej chwili nie pomogło, a kto wie może jeszcze okaże się przydatny?
Mimo to po całej jego napiętej postawie, zaciętym wyrazie twarzy, a nawet zbyt szybkim i gwałtownym uchwycie na kierownicy łatwo było wywnioskować, że coś było bardzo nie w porządku.
Nie umknęło to uwadze siedzącego obok pasażera, który nie spuszczał zaintrygowanego wzroku z młodszego.
- Kolejne kłopoty?- zapytał, choć odpowiedź była raczej oczywista. Co więcej nie zamierzał być tym irytującym typem, który wtyka nos w nie swoje sprawy i tym samym tylko jeszcze bardziej pogarsza całą sytuację.
Czuł się jednak w obowiązku chociaż zapytać. Głupie sentymenty. Dlatego właśnie wolał działać w pojedynkę. Wtedy o nikogo nie musiał się martwić. Nie miał żadnych zobowiązań wobec nikogo poza samym sobą.
- Tak.- odparł krótko brunet, a następnie pospiesznie zmienił temat, nie mając ochoty wchodzić w szczegóły. Chciał zacząć działać. Zrobić cokolwiek. Ale wiedział też, że jest już na to za późno.
"Ależ z niego kretyn! A ze mnie jeszcze większy, że tego nie przewidziałem. Przecież to było tak oczywiste..."
Teraz jednak musiał zamknąć obecną sprawę, a dopiero potem zabrać się za kolejną. Choć nie było to wcale łatwe. W końcu jako starszy brat powinien zacząć działać. To na nim spoczywała cała odpowiedzialność.
- Mówiłeś, że nie potrzebujesz dalszej pomocy. W takim razie gdzie cię podrzucić?- zapytał, starając się utrzymać swoje emocje na wodzy, a tonowi nadać w miarę obojętny wydźwięk. Nie był jednak w stanie całkowicie zamaskować pośpiechu, który go właśnie poganiał.
- Stare miasto. Dalej dam sobie radę.
Dobrze się składało, gdyż podana lokalizaja leżała stosunkowo niedaleko stąd. Co więcej była po drodze do rezydencji, do której Dick zamierzał zajrzeć po podstawowy sprzęt.
Tymczasem jednak w nietypowym dla niego milczeniu skinął głową i uruchomił silnik samochodu. Droga minęła w napiętej atmosferze, w trakcie której żaden z nich się nie odzywał. Dopiero kiedy dotarli na miejsce Dick odetchnąwszy głęboko, jakby miało mu to pomóc z dręczącymi go obecnie demonami, a następnie odezwał się, patrząc po raz ostatni na brązowowłosego, który znalazł się tu właśnie z jego winy.
- Posłuchaj, przepraszam, że wplątałem cię w to wszystko. Gdybym tylko wiedział...
- Daj spokój. Jeśli o mnie chodzi, nie gniewam się. A ty lepiej skup się teraz na tym na czym powinieneś.- mówiąc to, dźgnął go w pierś. Nie zrobił tego co prawda boleśnie, ale na tyle wyczuwalnie, by niebieskooki nie mógł tego zignorować. Chciał w ten sposób podkreślić wagę swoich słów.
I chyba mu się to udało, co stwierdził po poważnej i tym razem zdeterminowanej już minie Graysona. Widząc to uśmiechnął się pod nosem, a następnie wysiadł, kierując się w swoją stronę.
Czarnowłosy był zaś już na tyle pochłonięty obmyślaniem najlepszej strategii na najbliższy czas, że nawet nie zwrócił uwagi na fakt, że jego znajomy zdołał zabrać wraz ze sobą "swoją" własność.
Jason
- Za bardzo się z nim cackałeś. Mówiłem, że lepiej gdybym to ja się nim zajął.
- Bez obaw. Będziesz jeszcze miał swoją szansę.
- Kiedy? Do tej pory tylko wy dwaj macie niezły ubaw.
- Cierpliwości. Teraz, gdy mamy już wszystkich, możemy zacząć ostateczną rozgrywkę.
Jason od paru minut miał okazję przysłuchiwać się prowadzonej przez oprychów rozmowie. Nie musiał też otwierać oczu, by wiedzieć kogo ma tuż koło siebie. Wymagało też od niego ogromnej siły woli by nie dać im choćby najmniejszej oznaki, że odzyskał już przytomność. W milczeniu więc przysłuchiwał się toczącej się rozmowie, starając się utrzymać równomierny oddech i nie pozwalając sobie na choćby najmniejsze drgnienie mięśni, mimo wciąż odczuwalnego pulsującego bólu. Oto jedna z lekcji jaką nabył wychowując się na ulicy.
Co więcej ze zdziwieniem przyjął fakt, że któryś z przestępców- obstawiał Deathstroke'a- przejął się czymś takim jak pobieżne opatrzenie jego rany postrzałowej. Choć z tego co zdążył usłyszeć, potrzebowali ich żywych. W tym i jego. A to oznaczało, że przynajmniej na tę chwilę, nie zamierzali pozwolić mu się wykrwawić.
Tak, to niezłe pocieszenie.
Chłopak niemal prychnął z rozdrażnieniem, ale powstrzymał się przed tym odruchem. W końcu dopóki tamci myśleli, że wciąż jest nieprzytomny, miał nad nimi przewagę.
W tej chwili poczuł jednak, że wokół jego nadgarstków zapinane są solidne kajdanki, mające za zadanie utrzymać go w tym jednym miejscu. Jasne, jakby to było takie łatwe.
Następnym dźwiękiem jaki dotarł do jego uszu, były oddalające się kroki dwóch osób oraz skrzypienie zamykanych drzwi. A to oznaczało, że miał chwilę, zanim ponownie tu zajrzą.
Otworzył więc oczy, które potrzebowały chwili by przyzwyczaić się do panujących dookoła ciemności rozświetlanych jedynie przez niewielkie stróżki słońca wpadające przez niewielkie górne okienko.
Tym co jednak pierwsze rzuciło mu się w oczy, było to, że nie on jeden był tu zamknięty. Mimowolnie uśmiechnął się ironicznie.
- No proszę, proszę. Jakby na to nie patrzeć, jednak was znalazłem.- odezwał się nieco słabiej niż to miał w zwyczaju, mimo to siląc się na w miarę pogodny ton.
Jednak żaden z młodszych chłopców nie wydawał się tym rozbawiony. Damian był... cóż, był po prostu sobą. Mimo faktu, że z ich trójki to właśnie on musiał spędzić tu najwięcej czasu, wciąż nie wyzbył się typowego dla siebie uporu. Patrzył hardo w stronę zamkniętych niedawno drzwi, starając się najwidoczniej zignorować fakt, że utknął tu z Toddem, którego szczerze nie znosił.
Z kolei Tim wydawał się bardziej przejęty nowoprzybyłym, a raczej jego stanem, co można było wywnioskować z jego następnego pytania.
- Może to nie zabrzmi zbyt mądrze, ale... jak się czujesz?
Jason nie przywykły do tego, że ktokolwiek, może poza Nightwingiem, się o niego martwi, z początku nie był do końca pewien jak powinien zareagować. Wreszcie jednak postawił na tą nieco bardziej optymistyczną postawę. W końcu tej dwójce na nic nie przydałaby się solidna porcja narzekań czy nawet paru przekleństw rzuconych pod adresem tamtych psychopatów. Choć prawdą było, że brunet miał ochotę zarówno na jedno jak i na drugie. A już zwłaszcza na to drugie.
- Gdyby do tego lipnego opatrunku dołożyli coś przeciwbólowego, nie obraziłbym się. Ale i bez tego jakoś przeżyję.- odparł przyciszonym głosem, by nie zwrócić przez przypadek uwagi porywaczy.
Ponad to odkrył, że nikt nie zaprzątał sobie głowy, by nastawić jego poprzednio skręcony nadgarstek, co akurat teraz okazało się wyjątkowo przydatne. Chłopak spróbował poruszyć ręką i już po chwili jedna z nich była wolna. Następnie zerknąl ukradkiem to na nią, to na pobliską ścianę.
- Chyba nie zamierzasz...- niedokończone pytanie rzucone przez Red robina zawisło w powietrzu, przerwane przez gwałtowne uderzenie w wybetonowaną powierzchnię, któremu towarzyszył świstz bólem wypuszczanego powietrza przez zaciśnięte mocno zęby.- Już nieważne.
Najstarszy chłopak jeszcze przez kilka sekund oddychał głęboko po dość drastycznym nastawieniu przesuniętych kości. Nie wydał z siebie przy tym jednak żadnego dźwięku, co spotkało się z niemą aprobatą nawet ze strony milczącego do tej pory Robina, jak zauważył kątem oka Todd.
Następnie poruszył dłonią, parę razy zaciskając ją w pięść, chcąc się upewnić, że wszystko jest tak jak powinno. Na pierwszy rzut oka było i to musiało narazie wystarczyć.
Chłopak wysunął z ukrytej przegródki pod rękawem niewielki wytrych i już po kilku wykonanych nim ruchach druga z rąk również była wolna.
"No, to była ta łatwiejsza część."
- Hej Todd.
Wspomniany przed chwilą podniósł pytający wzrok na Robina, mając nadzieję, że młody Wayne ma choć na tyle oleju w głowie by chociaż na jakiś czas zakopać ich topór wojenny.
- To chyba najgorszy ratunek w historii.- dokończył zielonooki, ale na jego twarzy widoczny był cień charakterystycznego dla niego, nieco złośliwego, ale jednak uśmiechu.
Dziewiętnastolatek w pierwszej chwili nie do końca zrozumiał co miały oznaczać słowa Robina. Jednak wreszcie to do niego dotarło. Ten dzieciak właśnie zażartował. Pierwszy raz odezwał się do niego bez użycia gróźb czy innych docinków.
"No proszę. Może jednak ta cała sytuacja ma przynajmniej jeden plus?"
Czarnowłosy odwzajemnił się podobnym uśmiechem i odparł polubownie.
- Chyba ten jeden raz muszę się z tobą zgodzić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top