28. Nagły wybuch agresji

Jason

Ciemnowłosy po przeczytaniu tych kilku słów zmrużył oczy w groźnym geście i w ostatniej chwili powstrzymał się przed zgnieceniem owej kartki. To, że ktoś mu zagraża, nie było dla niego nowością. Jednak fakt, że ktoś zamierza prowadzić z nimi jakąś chorą grę i wciągnął w nią także młodszych chłopców, wzbudziła w nim gorącą falę wściekłości.

Musiał w końcu przyznać, że jakby na to nie spojrzeć, to byli mu do pewnego stopnia bliscy. No, przynajmniej Tim. A to, że ktoś miał na tyle śmiałości by go skrzywdzić, morskooki odebrał jako rzucone mu wyzwanie.

Jeżeli ten idiota chciał kłopotów, to właśnie je znalazł.

Dick

Starszy chłopak przed dotarciem do jaskini jeszcze nie w pełni doszedł do siebie po ostatnich wydarzeniach. W jego głowie wciąż kłębiło się sporo myśli. Jednak wyparowały w jednej chwili, gdy tylko zobaczył pobojowisko czekające na nich na miejscu.

Zszokowany zsiadł z motoru i uważnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Przyswojenie tego co widzi, zajęło mu zaledwie parę sekund. Nie oznaczało to wcale, że się nie martwił. Oczywiście, że był przejęty. I to bardzo. Lecz z doświadczenia wiedział też, że w stanie silnych emocji nie powinien rozpoczynać podobnych dochodzeń. Jego umysł powinien być skupiony na celu i racjonalnie analizujący fakty. Rozwiązał już niejedną sprawę i ta nie miała być wyjątkiem.

Wziął głęboki wdech i w tym momencie odrzucił od siebie wszelki niepokój, który z pewnością zaburzałby jego osąd.

Raźnym krokiem podszedł do plamy czerwieni widniejącej na ziemi i wyuczonym już przez lata ruchem sięgnął do jednej z kieszonek po sprzęt, dzięki któremu chwilę potem pobrał próbkę do analizy. Przypuszczał, do kogo ona należała, ale jako detektyw nie mógł się opierać wyłącznie na własnych domysłach.

Po skończonej czynności podniósł się z kucek i kątem oka zaobserwował Jasona, który stał nieopodal schodów i trzymał w ręku niewielki skrawek papieru. Widocznie treść wiadomości nie należała do pozytywnych, na co wskazywała napięta postawa chłopaka.

Dick bez namysłu podszedł do niego i zerknąwszy mu przez ramię, przeleciał wzrokiem po kartce. Zdecydowanie nie spodobało mu się to co właśnie przeczytał. Co gorsza miał wrażenie, że skądś kojarzy ten styl pisma. Nie mógł sobie tylko przypomnieć skąd.

W tym momencie Jason odwrócił się na pięcie i niewzruszony jego widokiem spróbował go bez słowa wyminąć.

Dick zaś nie musiał być geniuszem, by domyślić się, że to co teraz planuje jego brat z pewnością jest bardzo lekkomyślne i ryzykowne. Dlatego też nim ten zdążył przejść choćby parę kroków, starszy wstrzymał go kładąc mu rękę na ramieniu w uspokajającym acz stanowczym geście, zatrzymując go przez to w miejscu.

- Nawet o tym nie myśl Jay.- odezwał się ostrzegawczo i tym razem nie czuć w tym było ani grama niepokoju czy smutku. Mówił rzeczowo i konkretnie.

I to najwidoczniej przelało szalę goryczy. Rozdrażniony dziewiętnastolatek wyrwał się z uścisku, posyłając przy tym starszemu niemal wrogie spojrzenie.

Graysona zaskoczyła jego agresywna postawa. Nie było tajemnicą, że Jason nigdy nie należał do zbyt ugodowych i pokojowych osób, ale raczej nie zdarzało się, by swoją złośc kierował akurat na niego.

Jednak mimo początkowego zaskoczenia, nie dał po sobie niczego poznać i bez mrugnięcia okiem wytrzymał oskarżycielskie spojrzenie bruneta. To jednak wcale nie ostudziło jego zapędów, a wręcz jeszcze bardziej je wzmogło.

- W takim razie co niby proponujesz?! Siedzieć tu z założonymi rękami i czekać aż ten szaleniec uderzy ponownie? Takich się likwiduje, zanim będzie za późno! Czemu wy nigdy się tego nie nauczycie? Ile osób ma jeszcze zginąć, aż to do ciebie dotrze Grayson?

Dick poczuł się, jakby właśnie otrzymał cios prosto w twarz. Przez kilka sekund stał niczym wmurowany, próbując przetrawić to, co usłyszał. Doskonale zdawał sobie sprawę, do czego zmierza jego przyjaciel oraz co w ten sposób próbuje mu przekazać.

Jednak prawda była taka, że miał nadzieję, że już wyjaśnili sobie tę kwestię i nie miał ochoty ani siły ponownie do niej wracać. Postawił Jasonowi jasne ultimatum. Będzie go wspierał i stał za nim murem, dopóki ten nie będzie przekraczał granic.

I nie zamierzał mu na to pozwolić również teraz.

Wziął więc głębszy oddech i posłał w kierunku szatyna łagodne spojrzenie, nie chcąc go dalej prowokować.

- Posłuchaj. Rozumiem co masz na myśli, ale...- już gdy zaczynał mówić, zorientował się, że dobór słów nie był zbyt trafny. A Todd szybko utwierdził go w tym przekonaniu.

- Rozumiesz? Czyżby? Wiesz jak to jest być zostawionym na postwę szaleńca? Wiesz, że jedyne o czym wtedy marzysz, to to, by ktoś komu zaufałeś ponad życie, ruszył się wreszcie i to zakończył? A może wiesz, jak boli brutalna prawda, która do ciebie pod koniec dociera? Że zostałeś całkiem sam i nikt nie przyjdzie ci na pomoc.- przy wypowiadaniu ostatniego zdania, podniósł wzrok i spojrzał prosto w twarz niebieskookiego. Następnie dodał nienaturalnie spokojnym tonem.- Nie wydaje mi się, żebyś cokolwiek o tym wiedział. Ale ja tak. I nie pozwolę, by oni musieli przejść przez to samo.

Nightwing nie mógł się powstrzymać od odwrócenia wzroku. Było bowiem coś jeszcze. Coś czego Todd nie powiedział wprost, a mimo to zawisło w powietrzu.

"Po tym co się wtedy stało, również nie jesteś bez winy. Nie popełnij tego błędu po raz drugi."

To zabolało.

Co prawda Jason nigdy nie powiedział wprost, że ma do niego żal z powodu tamtych wydarzeń. Jednak Dick podświadomie czuł, że tak właśnie jest.

Nagle uderzyła w niego inna myśl. Coś na co wcześniej nie zwrócił uwagi i nim się spostrzegł, uśmiechnął się lekko. A zanim Jason zdążył zapytać co go niby tak bawi, starszy bohater sam zabrał głos.

- Naprawdę się o nich martwisz, co?

Tak jak przypuszczał, to nagłe "oskarżenie" momentalnie ostudziło gniew chłopaka, który został zastąpiony przez zmieszanie i speszenie.

Czasami on i Damian wcale nie różnili się od siebie tak bardzo. Obaj chociażby nie potrafili otwarcie przyznać się do tkwiących w nich uczuć. A kiedy już ktoś poruszał ten temat, wprawiało ich to w zakłopotanie. Z tym, że Damian często maskował to kolejną dawką agresji czy to śłownej, czy też tej drugiej.

Na szczęście Jason był inny. Teraz, gdy nie pałał już tak ogromną rządzą zemsty, Dick mógł spróbować przemówić mu do rozsądku.

- Dobrze wiesz, że ja też. I z pewnością nie zamierzam siedzieć z założonymi rękami jak to ująłeś. Ale pomyśl tylko. Ta wiadomość to najlepszy dowód, że obaj jeszcze żyją, a ktoś próbuje nas sprowokować. Dlatego tym bardziej powinniśmy być ostrożni. Mamy do czynienia z kimś kto dobrze wie co robi. Zna nas lepiej niż byśmy chcieli i orientuje się, kiedy najlepiej uderzyć. Naprawdę sądzisz więc, że takie rzucanie się do bójki to dobry pomysł?

Zmierzyl go uważnym spojrzeniem i z ulgą zauważył, że przyjaciel analizuje to co właśnie usłyszał. Teraz pozostawało mu tylko czekać.

Cisza, która zapadła, trwała dobre kilka minut, lecz Nightwing nie odważył się jej przerywać. Zdawał sobie sprawę, że Jason potrzebuj czasu na uspokojenie buzujących w nim emocji oraz wyciszenie dręczących go w tej chwili wspomnień.

Wreszcie jednak przerwał on ciszę.

- Może i masz jakąś tam rację.- przyznał acz niechętnie. Lecz pospiesznie dodał coś jeszcze.- Choć i tak nie uśmiecha mi się pomysł czekania na ich ruch.- po tych słowach mimowolnie zerknął na wciąż ściskaną przez siebie kartkę. Trwało to zaledwie sekundę, ale nie umknęło uwadze starszego.

On zaś szybko się domyślił, co kryło się za poprzednim stwierdzeniem morskookiego. Podszedł więc do niego i raz jeszcze położył mu dłoń na ramieniu. Tym razem jednak chciał poprzez ten gest okazać mu swoje wsparcie i podkreślić wagę swoich mastępnych słów.

- Jay, obiecuję ci, że to się nie powtórzy. Nie pozwolę nikomu skrzywdzić moich młodszych braci. Tym razem możesz na mnie liczyć.- mówił to z całą szczerością na jaką było go stać.

- Rich, potrafię już sam się o siebie zatroszczyć.- odparł chłopak, chcąc pokazać swoją niezależność, ale wciąż nie odsunął się od brata. Bez względu na to co mówił, doceniał jego obietnicę i czuł się dzięki niej lepiej. Ufał mu. A mimo to nie potrafił wydusić z siebie głupich przeprosin. To po prostu nie leżało w jego naturze.

Jednak tak naprawdę wcale nie musiał. I bez tego rozumieli się bez słów.

Przez chwilę jeszcze trwali w tym niemym porozumieniu. Lecz nie trzeba było być super spostrzegawczym, aby zauważyć wyczerpanie starszego zarówno te psychiczne jak i fizyczne, spowodowane przejściami niedawnych dni. A zwłaszcza ostatniego.

Chcąc więc trochę zadość uczynić za poprzedni wybuch oraz zakończyć niewygodny dla siebie temat dotyczący jego uczuć co do tamtych dzieciaków, Jason zaproponował ugodowym tonem.

- Idź się trochę przespać, a ja tu nieco ogarnę. Przyda ci się chwila odpoczynku.

Przez chwilę Dick nie wierzył własnym uszom. Czyżby właśnie Jason dobrowolnie, przez nikogo nie przymuszony, zaproponował, że weźmie się za sprzątanie? Chyba musiał wyglądać wyjątkowo żałośnie, jeśli młodszy był skłonny zaproponować coś takiego.

Jednak myśl, że miałby spuścić go z oka choćby na chwilę, w sytuacji, gdy mają do czynienia z wyjątkowo przebiegłym i niebezpiecznym przeciwnikiem, nie przypadła mu zbytnio do gustu.

Lecz chłopak szybko rozwiął jego wątpliwości.

- Ten gość był tu wcześniej, a widać, że działa w pewnych odstępach czasu. Nie zaatakuje w tym samym miejscu dwa razy. Sam powinieneś na to wpaść panie detektyw.- rzucił ironicznie i posłał mu nieco prowokujący uśmiech.

Przez chwilę jeszcze widocznie Grayson toczył mentalną bitwę, ale w końcu zmęczenie wzięło górę i skinąwszy głową ruszył w kierunku schodów.

Po przejściu paru kroków zatrzymał się jednak, uświadamiając coś sobie.

- Nie zamierzasz pod moją nieobecność...- zaczął niepewnie, ale morskooki nie dał mu skończyć.

- Nie. Gdybym zamierzał stąd odjechać, nie powstrzymałbyś mnie nawet gdybyś tu był.

Richard tylko pokręcił zrezygnowany głową i machnąwszy ręką ruszył dalej, nie mając ochoty wdawać się w dalsze przekomarzanki.

Jak tylko wstanie, wspólnie ustalą jakiś plan działania, ale przedtem potrzebował choć godziny snu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top