24. To kwestia czasu
Siedzibą ARGUSA
Red X
Zamaskowany mężczyzna skręcił w kolejny już korytarz na swojej drodze. W zasadzie nie różnił się on zbytnio od pozostałych, mijanych przez niego dotychczas. Wszystkie były wąskimi przejściami o ciemnych, metalowych ścianach, które samym swoim wyglądem przyprawiały o klaustrofobię, a na myśl przysuwały coraz mroczniejsze scenariusze.
Włamywacz był pewny, że gdyby pobył tu dłużej, stałby się tak pesymistyczny i nerwowy jak ludzie zmuszeni tu pracować. Owszem, zmuszeni, bo nie sądził, żeby ktoś z własnej woli pracowałby w miejscu gdzie każdy kolejny dzień mógł być jego ostatnim, a jakby tego było mało, jego szefową byłaby najostrzejsza kobieta jaka chodziła po tym świecie. Choć z tego co o niej słyszał, w jego opini była nietyle surowa co po prostu odrobinę... psychiczna. Ale nie to w tej chwili było jego zmartwieniem. Miał własne zadanie. No, nie do końca własne...mniejsza o to.
Mimowolnie skierował spojrzenie ku górze, gdy przebiegał tuż przed jedną z wielu kamer umieszczonych w tym budynku. Zazwyczaj należało na nie uważać, jednak w jego przypadku nie było takiej konieczności. W końcu jedną z wielu praktycznych funkcji jego kostiumu była opcja niewidzialności, którą zresztą już niejednokrotnie wykorzystywał i która nawiaaem mówiąc należała do jednej z jego ulubionych. W każdym razie nie było opcji, żeby go zauważyli, no chyba, że kamery miałyby wmontowane czujniki cieplne, a tego raczej nie zakładał.
Z tego co też obliczył, zapas pozostałego mu xenotium powinien mu spokojnie wystarczyć na czas wkradania się, a jeśli dobrze pójdzie to i na czas walki, do której był niemal pewien, że dojdzie. Przygotował się już na nią.
Jedyne czego żałował to fakt, że nie mógł się teraz połączyć z Nightwingiem i raz jeszcze mu wypomnieć, że jego plan jest naprawdę beznadziejny. I nie ważne, że włamywanie się tu w pojedynkę to był jego własny pomysł. Komuś musiał podrzucić choć część winy...najlepiej tę większą. Zaś drugą rzeczą jaką chciał mu przekazać, to to, że jeśli tylko wyjdzie z tego cało, bohater będzie miał u niego ogromny dług. W zasadzie jeszcze nie wiedział co dokładnie będzie on obejmował, ale jednego był pewien. Na sto procent będzie to coś niezwykle...drogiego. W końcu nie narażałby się za darmo. Nie jest typem jednego z tych naiwnych bohaterów. A przynajmniej to sobie wmawiał od dobrych kilku minut.
Sam przed sobą nie umiał wyjaśnić co właściwie ma oznaczać jego zachowanie. Po co to wszystko? Dla kogo? Przecież to co właśnie robił, było diabelnie ryzykowne. Narażał przy tym nie tylko swoją wolność, ale i życie. Brzmiało to może i brutalnie, ale takie już było Gotham. Nie był tu nikim znaczącym...a nawet rozpoznawalnym. Żołnierze ARGUSA mogli go bez skrupułów zastrzelić i nikt nawet nie zauważyłby jego nieobecności. Nikt nie pociągnąłby ich za to do odpowiedzialności. Taka była przykra rzeczywistość.
Red X zatrzymał się przed jednym z panelów, który zauważył w ostatniej chwili. I całe szczęście, bo tuż przed nim znajdowała się niemal przeźroczysta laserowa ściana, która całkowicie zagradzała mu dalsze przejście. Jednak nie na długo. Nie była to przeszkoda nie do przebycia. Jako złodziej doskonale zdawał sobie sprawę, że kuszącą opcją byłoby zwyczajne zniszczenie panelu, który najprawdopodobniej odblokowałby mu dalszą drogą, ale przy okazji zawiadomił o jego obecności tutaj całą bazę i przedwcześnie ściągnęłoby mu to na kark kilkunastu przeciwników. A tego wolał jak najdłużej uniknąć.
Dlatego też postawił na swoją metodę, a mianowicie cofnął się i wyciągnął przed siebie jedną rękę. Zaś chwilę później z jego rękawicy wyleciał promień, który pozostawił w barierze charakterystyczny dla niego znak. Nie zastanawiał się on długo i zwinnym skokiem znalazł się po drugiej stronie. Zaś zaraz potem bariera za nim wróciła do poprzednoego kształtu. To był powód, dla którego niezwykle cenił tę sztuczkę. Nie pozostawiała po sobie śladu i odcinała go od możliwego pościgu. Podaumowując, same plusy.
Jednak to nie był czas na podziwianie umiejętności kostiumu, z którym zresztą zdążył się już doskonale zaznajomić. Miał go już przecież od kilku lat i do tej pory prawie nigdy go jeszcze nie zawiódł. Był ciekawy czy i tym razem szczęście go nie opuści.
Z tą też myślą pobiegł dalej. Tym razem był bardziej skupiony na drodze i możliwych zabezpieczeniach czy też pułapkach. Poprzednio udało mu się w porę dostrzec niebezpieczeństwo, ale niepowiedziane, że i drugim razem mu się to uda. Dlatego też był zmuszony zachować należytą ostrożność.
W myślach przypominał sobie pokazaną przez bohaterów holograficzną mapę wskazującą mu punkt gdzie powinien się udać, aby dotrzeć do komputera. Plan był prosty: włamać się tam, załatwić pilnujących urządzenia strażników, podłączyć dysk dzięki któremu bohaterowie zdołają schakować i usunąć wszelkie niewygodne dla nich dane, a w międzyczasie on nie może dopuścić, aby kolajna fala agentów dotarła do komputera i uniemożliwiła tamtym wykonanie ich części zadania. Żałował tylko, że w praktyce nie będzie to zapewne tak proste jak teraz się wydaje.
A nie, to już teraz nie wydaje się proste, więc w praktyce będzie jeszcze gorsze.
Gdy znalazł się już na ostatniej prostej, sięgnął do jednej z kabur przy pasie i rzucił krótkie spojrzenie na urządzenie podarowane mu w ostatniej chwili przez starego znajomego. Był to niewielki komunikator. Złodziej pod maską uśmiechnął się po raz pierwszy od dawna. Pamiętał ostatnie słowa wypowiedziane przez czarnowłosego, gdy się rozstawali. Co prawda był to ledwie szept, ale i tak je dosłyszał i zapamiętał.
"Gdyby cokolwiek poszło nie tak, wezwij mnie. Obiecuję, że ci pomogę. Bez względu na wszystko."
Od kilkunastu lat nikt nie przejmował się jego losem. Był zdany wyłącznie na siebie. Jednak teraz tamten bohater był gotowy poświęcix dla niego własną reputację... i nie tylko to.
"Czyli obaj jesteśmy gotowi do poświęceń, co? Z tą różnicą, że ty masz co stracić...ja już nie."
Z tą myślą ponownie schował komunikator do kieszeni i ruszył przed siebie w dalszą drogę, która zresztą zajęła mu niewięcej niż minutę. Przystanął dopiero przy ostatnim skręcie, za którym kryły się drzwi do jednego z gabinetów. Miał tylko szczerą nadzieję, że był to ten właściwy, bo w przeciwnym wypadku nie będzie miał czasu na kolejne przemieszczenie się na drugi koniec placówki.
Celowo wybrał akurat to miejsce na postój, gdyż tuż nad nim znajdowała się kamera, co oznaczało, że przy odrobinie szczęścia, które mu jeszcze pozostało, nie powinna zarejestrować ona tego co teraz zamierzał zrobić.
W miejscu przedramienia z jego kostiumu wysunął się metalowy X, który zazwyczaj służył mu do walki wręcz, ale tym razem przewidział dla niego inne zastosowanie. Ostrożnie ustawił go tak, aby nie zwracając uwagi najprawdopodobniej stojących przy drzwiach strażników, a jednocześnie pozostając poza zasięgiem kamery, samemu móc rozejrzeć się w sytuacji.
Tak jak się spodziewał, w odbiciu własnej broni zauważył dwóch uzbrononych strażników stojących przed wejściem. Nad nimi też znajdowała się kolejna z kamer. Na myśl przyszło mu, że ci ludzie mają na ich punkcie jakąś obsesję. Zamieszczanie ich na co drugim rogi naprawdę utrudniało mu robotę.
Jednak nie miał czasu na narzekania. Musiał się sprężać i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Zostało mu około dziesięciu minut. Teraz liczyła się każda sekunda. Jeśli tamci nie zdołają tego usunąć na czas wszystkie jego wysiłki pójdą na marne. A na to nie zamierzał pozwolić.
Gdy tylko skończył swoje obserwacje, niemal odrazu wychylił się zza rogu i nie musiał już tracić czasu na zbytnie celowanie do przeciwników, gdyż przed chwilą poznał ich pozycje. Zdecydował się na bola elektryczne, które już po chwili owinęły się na nie spodziewających się nagłego ataku agentach. Z ich ust wydobyły się ściszone krzyki, zaś już w następnej chwili obaj leżeli nkeprzytomni na ziemi.
Ładunek elektryczny nie był na tyle silny by ich zabić, a jedynie ogłuszyć. To była jego zasada. Był złodziejem, nie mordercą. I tego zamierzał się trzymać.
Stanął naprzeciw drzwi prowadzących do jego celu. Właśnie rozpoczęła się najważniejsza gra w jego życiu i zegar zaczął odliczać.
"Nigdy nie znosiłem gier na czas...i już wiem dlaczego."
No cześć! Jestem mega ciekawa czy ktokolwiek tu jeszcze został...
Bo przerwa była spora. I jak zwykle rozdziału nie byłoby, gdyby nie wasze motywujące komentarze. W zasadzie to noe wiem czemu mnie tak wzięło na lekcji na pisanie tego, ale chyba nie będziecie narzekać.
Co najważniejsze jestem ciekawa waszych przypuszczeń dalszej akcji i ogólnke opinii. Więc jeśli ktoś chciałby się nią ze mną podzielić to zachęcam.
I mam nadzieję, że jeszcze za niedługo uda mi się wrzucić kolejny rozdział, na który nie będziecie musięli czekać znów tyle czasu. To pa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top