22. Porwani
Obrzeża Gotham City, godz. 23:45
W te rejony nie zapuszczał się nikt, kto choć odrobinę cenił swoje życie, gdyż wiadomo było, że to właśnie w tym miejscu często przebywali najgroźniejsi przestępcy w tym mieście. A było ich na prawdę wielu...
Tak było i tym razem, zaś obecnie goszczący tu gospodarz w szem i w obec ogłaszał swoją obecność wszystkim tym, którzy mieliby czelność szwędać się w pobliżu. Co jakiś czas bowiem, można było usłyszeć głośny śmiech, który jednak nie mógł należeć do żadnego człowieka zdrowego na umyśle. I każdy w Gotham wiedział, do kogo on należał.
W istocie klaun przebywał w jednym z budynków. I nie był tam sam. Siedział na krześle, zaś pozą przypominał wielce obrażone dziecko. Jednak w jego oczach widoczny był błysk, który zapowiadał, że już nie długo na zamiar pozostawać bezczynny.
Ale narazie jedyne do czego się ograniczał, to patrzenie nienawisttnie na stojącego naprzeciwko "chwilowego partnera". A, że dodatkowo mu się nudziło, wynalazł sobie niezwykle twórcze zajęcie, jakim okazało się składanie samolotów z banknotów i puszczanie ich po całym pomieszczeniu.
Jednak kiedy skończył mu się materiał na coraz to nowsze zabawki, postanowił przerwać dotychczasową ciszę, w której odmianę od czasu do czasu sranowił jego własny śmiech.
- Ile jeszcze będziemy musieli na niego czekać? Zaczyna mi to już działać na nerwy.
Z początku, jego towarzysz nie wydawał się skory do udzielenia odpowiedzi, ale pomimo tego, odpowiedział po chwili również nieco zniecierpliwionym tonem, ale nadal zachowując przy tym spokój.
- Niektóre zadania w naszym planie wymagają odrobiny finezji, a co za tym idzie, czasu.
- W takim razie pozwól mi chociaż się nieco zabawić.- przestępca zrobił błagalną minę, lecz na jego partnerze nie wywarło to większego wrażenia.
- Już ci mówiłem, że potrzebujemy ich żywych.- położył szczególny nacisk na ostatnie słowo.
- Co jednak ci nie przeszkadzało, kiedy to ty go sprałeś.- wyrzucił mu klaun.
- Musiałem coś zrobić, żeby się tak nie rzucał.- odpowiedział bez żadnego skrępowania człowiek w masce, który w międzyczasie zabrał się za czyszczenie swojej broni.
- To nie fair. Czemu tylko ty możesz mieć...
Psychopata nie odpuszczał, jednak nie dane mu było dokończyć, gdyż nagle drzwi otworzyły się gwałtownie, a chwilę potem do środka został brutalnie wrzucony chłopak w czerwonym kostiumie. Zaś kiedy jego ciało zderzyło się z podłogą, wydał z siebie stłumiony jęk.
Dwoje przestępców, którzy jeszcze przed chwilą sprzeczało się ze sobą, odrazu zamilkło i najpierw ich wzrok skierował się na związanego i półprzytomnego chłopaka, zaś następnie na tego, który wszedł do środka za nim.
- Widzę, że zadanie nie sprawiło ci większego kłopotu.- odezwał się do nowo przybyłego człowiek w masce.
- Daleko mu jeszcze do poziomu, w którym mógłby się ze mną równać.- odparł dumny z siebie mężczyzna w ciemnym stroju.
- Chociaż z tego co widzę, nie doceniłeś go dostatecznie.- zauważył kpiąco zamaskowany, jednocześnie przypatrując się towarzyszowi, na którym widoczne były ślady pozostawione po uderzeniu czymś metalowym.
W odpowiedzi tylko prychnął pod nosem rozgniewany, po czym chcąc uciąć ten niezręczny temat, podszedł do leżącego i nawet w najmniejszym stopniu nie siląc się na delikatność, podniósł czarnowłosego i skierował się w stronę zamkniętych drzwi, przy których właśnie złośliwie stał jego rozmówca. Jednak on tez nie zamierzał już kontynuować tego tematu. Nie miał on bowiem dla niego znaczenia. Ważne, że wszystko do tej pory szło zgodnie z planem
Bez słowa weszli do zamkniętego do tej pory pokoju, w którym jak się okazało nie znajdowało się zupełnie nic, z wyjątkiem przykutwgo do jednej ze ścian ok. dwunastoletniego chłopca w kostiumie bohatera. Mimo iż było po nim widać kilka zadrapań i siniaków, jego pewność siebie wcale nie zniknęła, co doskonale pokazywał wzrok, którym obdarzył nowoprzybyłych. Już miał na końcu języka jakąś ciętą uwagę czy groźbę, lecz w tym momencie jego spojrzenie padło na związanego chłopaka, w którym odrazu rozpoznał swojego przyjaciela. Co rozgniewało go jeszcze bardziej.
- Co mu zrobiliście?- prawie, że wysyczał przez zaciśnięte zęby i gdyby nie trzymające go łańcuchy, był gotowy rzucić się na nich z gołymi pięściami.
Ale niestety nie otrzymał na to pytanie odpowiedzi. Przynajmniej nie takiej jakiej oczekiwał. Mężczyzna w pomarańczowo-czarnej masce spojrzał na niego z kpiną, która była jawnie wyczuwalna.
- Powiedz mi Robinie, od kiedy to troszczysz się o kogoś z wyjątkiem siebie? Kiedyś byłeś nieustępliwym i bezwzględnym zabójcą, z którego twój dziadek mógłby być dumny. Jednak w Gotham zmiękłeś. Stałeś się tylko chłoptasiem na posyłki Batmana...
- A tacy szybko giną.- wtrącił się do tej wymiany zdań Joker.
Zaś Robin zacisnął tylko mocno zęby i spiorunował Slade'a wzrokiem. W tej chwili był bezsilny, ale to za niedługo się zmieni, a wtedy zmusi go, żeby zmienił o nim zdanie. Pokaże mu, że nadal jest godny tytułu wnuka Ra's Al Ghula. Jednak to musiało zaczekać.
Na razie Robin jedynie pozornie mierzył wrogim spojrzeniem swoich oprawców, jednak w rzeczywistości, jego wzrok był utkwiony w Timie. I chociaż nie mógł tego pokazać przy nich, martwił się o niego i przysięgał w duchu, że jeśli choćby spróbują go ponownie tknąć, gorzko tego pożałują.
Dopiero w tej chwili zauważył, że podczas walki Red Robin musiał dostać czymś ciężkim w okolice skroni, gdyż widniała tam niezbyt ładnie wyglądającą rana. Dobrze, też wiedział, że bez należytego opatrzenia, może ona stać się groźna. Jednak i na to niewiele mógł w tej chwili poradzić.
Mógł wyłącznie przyglądać się przestępcom, którzy przypinają go do ściany, tak samo jak zrobili z nim samym, a następnie zabierają całą broń, jaką tylko miał przy sobie. Zaś po zakończeniu tej czynności, skierowali się do wyjścia.
Jednak Robin nie byłby sobą, gdyby pozostawił to bez żadnego słowa.
- Obiecuje, że tego pożałujecie. Nie ujdzie wam to na sucho.- zagroził, a w jego głosie aż nadto wyczuwalna była powaga.
Po tych słowach trzeci z przestępców odwrócił się jeszcze w jego kierunku z uśmiechem i odparł, głosem pełnym satysfakcji.
- Ależ już nam uszło. A zabawa się jeszcze nawet nie zaczęła.
Po tych słowach drzwi się za nim zamknęły, a Robin znów został w ciemności, pogrążony we własnych myślach.
Hej. No więc macie na dobry początek dnia. Zgidnie z umową. Przegłosowaliście dobitnie, czym byłam zaskoczona. Ostrzegałam jednak, że nie wyjaśnię tutaj jeszcze o co chodzi w tej akcji. A sam rozdział wyszedł dłuższy niż myślałam. No, ale to chyba lepiej?
I takie pytanko na koniec. Kto jeszcze chodzi do szkoły? Bo ja niestety muszę.
To pa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top