21. Zmiana planów

Oboje rozejrzeli się jeszcze raz wokół siebie, ale nadal bez żadnego skutku.

- Red robinie, jakaś podpowiedź?- Dick przyłożył palce do słuchawki, ale żadnej odpowiedzi się nie doczekał.- Red robin?- powtórzył nieco głośniej, ale w dalszym ciągu nikt nie odpowiadał.

- Problem ze sprzętem?- wtrącił nagle Jason, widząc zdenerwowanie przyjaciela.- Nie martw się. Pewnie po prostu jesteśmy już w strefie zakłócającej, która otacza CADMUS'a i tyle. Nie ma powodu do obaw.

Grayson spojrzał na przyjaciela, ale zauważając jego spokój, minimalnie się rozluźnił.

- Pewnie masz rację. Jednak brak Tima mocno utrudni tę akcję. Byłoby o wiele prościej gdybyśmy mieli jakieś "oczy" wewnątrz budynku.- zauważył rzeczowo.

- Trudno się nie zgodzić. I z jego pomocą ten plan ma niewielkie szanse powodzenia.- mruknął drugi z chłopców na tyle cocho, żeby Dick nie mógł tego usłyszeć.

- A wracając do poprzedniego tematu. Zauważyłeś w ogóle kiedy on zniknął?- spytał Nightwing, ale zanim zdążył otrzymać jakąkolwiek odpowiedź, dotarli na miejsce.

Zostawili motory schowane, ale tak, aby w razie potrzeby, były gotowe do szybkiego uruchomienia i odjazdu. Następnie zaś weszli na pobliski dach, ale tak aby być odsłoniętymi od wszelkich kamer mogących wyłapać ich obecność.

Nightwing nic już nie mówił, tylko zaczął przeglądać sprzęt, który był w jego posiadaniu. Jak się okazało, było go całkiem sporo m.in. bomby dymne, dyski zakłócające działanie elektronicznego sprzętu, kulki z gazem usypiającym oraz kilka wybuchowych. Spojrzał następnie na minutnik, który ustawił już wcześniej i mruknął coś pod nosem niezadowolony, gdy zobaczył pozostały im czas. Mieli jeszcze tylko piętnaście minut. Czyli najwyższy czas się zbierać.

Już miał zabrać głos, kiedy ktoś zrobił to zamiast niego.

- W tym tempie to i dwa razy dłuższy czas by wam nie wystarczył. Grzebiecie się niemiłosiernie.

Zarówno Dick jak i Jason odwrócili się gwałtownie i zobaczyli za sobą swojego zagubionego "partnera", który w najlepsze opierał się o komin dachu i przyglądał im się z politowaniem.

- Czyli jednak nie stchórzyłeś?- zażartował starszy z chłopców, ale w głębi odetchnął z ulgą. Bardzo liczył na pomoc X.

Ten tylko zaśmiał się cicho i podszedł spokojnie do Nightwinga. A dokładniej to przeszedł koło niego. Odezwał się dopiero, gdy stał już na krawędzi dachu.

- Nie wycofuję się, ale...- zamilkł na chwilę, aby ułożyć sobie w głowie to, co chce im powiedzieć. Jednak w końcu postanowił zrobić to wprost.- Mam pewne zastrzeżenia co do waszego planu. Chociaż z tego co już ustaliliście, to takowego praktycznie nie macie. Ale mniejsza o to. Chodzi mi o to, że... nie potrzebuję waszej pomocy. Pójdę tam sam - po tych słowach przerwał na chwilę, aby dać im czas na przetrawienie tego co właśnie powiedział. On tym czasem wpatrywał się uważnie w budynek na przeciwko nich i starał się wykombinować zalążek planu lub coś, co chociaż minimalnie by go przypominało.

Nie minęło jednak długo, gdy usłyszał zaskoczony głos jednego z bohaterów.

- Co ty mówisz? Nie ma takiej opcji..- zaoponował Nightwing.

- Nie mamy czasu na twoje chumory. Powiedziałem już, że pójdę tam sam i wcale nie pytałem o zgodę. Po prostu nie wchodźcie mi w drogę.- chociaż brzmiał na pewnego, to Dick'owi wystarczyło jedno spojrzenie, aby upewnić się, że rzeczywistość ma się zupełnie inaczej.

Jednak nie mógł pojąć, co stoi za decyzją X. Widocznie nie tylko on.

- Niby czemu miałbyś to robić?- pytanie zadał Jason, który bacznie przypatrywał się złodziejowi.

Ten zaś tylko westchnął zirytowany zbędną stratą czasu, jednak udzielił zdawkowej odpowiedzi.

- W tym stanie tylko by mi zawadzał.- wskazał na Dicka, który zrobił nieco urażoną minę, za to X zdawał się tego nie zauważać, gdyż bez krempacji kontynuował.- Podchodzi do tego zbyt emocjonalnie, a i bez tego popełniał znaczące błędy. Więc teraz byłoby tylko gorzej. Poza tym bez urazy, ale nie pracuję z takimi amatorami.

Na te słowa, Jason obruszył się i już miał jakąś ripostę na końcu języka, ale Dick uciszył go ruchem ręki.

- Jesteś tego pewien?- spytał poważnie, patrząc na zamaskowanego antybohatera.

- Gdybym nie był, to już by mnie tu nie było.

Nightwing skinął lekko głową i podszedł do dawnego znajomego.

- Jesteś bardziej szalony niż myślałem.- uśmiechnął się i wyciągnął w jego stronę dłoń z niewielkim komunikatorem.- Wychodzi na to, że tym razem będę miał u ciebie ogromny dług.

- A żebyś wiedział.- przytaknął X z uśmiechem, którego Dick mógł się z powodu maski wyłącznie domyślać, a zaraz potem zabrał podany mu sprzęt.

- W razie jakbyś jednak potrzebował wsparcia.- wyjaśnił Nightwing, zauważając pytające spojrzenie złodzieja.

- Nie zakładam takiej opcji.

- I obyś miał rację.- przytaknął bohater i patrzył na szykującego się do skoku X. Jednak z uśmiechem dodał jeszcze w ostatniej chwili.- A podobno nie lubisz zgrywać bohatera.

Ten tylko spojrzał na niego, ale nawet Dick nie wykrył, co to spojrzenie miało oznaczać. Zaś po chwili X bez słowa zeskoczył w dół, a zaraz potem zniknął dwum pozostałym z oczu.

- Co nie znaczy, że nie wiesz jak.- dokończył z uśmiechem Dick i jeszcze przez chwilę patrzył w miejsce gdzie zniknął ich chwilowy wspólnik.

Tymczasem w Batcave
10 min. wcześniej.

"- Proszę cię. Masz mnie za amatora? Jasne, że tak, ale z innymi skanami trzeba być ostrożnym, bo jak A.R.G.U.S. się zorientuje, to będzie kiepsko."

Tim wcisnął kilka przycisków na komputerze, chcąc przerzucić ekran na widok na nnteresujący ich pokój wewnątrz CADMUS'a.

Sam się sobie dziwił, ale wystarczyła jedna doba, żeby naprawdę polubił Jasona. Dlatego też chciał się teraz do czegoś przydać. I teraz już dobrze wiedział, dlaczego Dick'owi tak zależało na udzieleniu mu pomocy. Zdecydowanie na to zasługiwał, a i sam potrafił się niesamowicie odwdzięczyć, o czym Tim sam się dziś przekonał.

Chociaż w sumie nie ma w tym nic dxiwnego. Chociaż żadnego z nich nie łączyły więzy krwi, to mimo to prawdziwie rodzinna więź była wyczuwalna, chociaż nie każdy chciał o tym głośno mówić.

Ale taka była prawda. Prawie żaden z tutejszych mieszkańców, nie miał już prawdziwej rodziny i być może właśnie dlatego stali się sobie tak bliscy. Każdy z nich chciał stworzyć choćby namiastkę rodziny.

I Tim musiał przyznać, że to się udało. Każdy z nich był inny, ale czy tak nie jest też w normalnych rodzinach?

Dick był tym zawsze pogodnym, uśmiechniętym i mającym jakiś dowcip czy dobrą radę w zanadrzu. Może i czasami robił z siebie błazna, ale jednocześnie miał niesamowitą zdolność do wyczuwania nastrojów innych i zawsze wiedział jak pomóc.

Jason'a może i Tim nie znał zbyt długo, co nie oznaczało, że nie może o nim czegoś powiedzieć. Starszy chłopak również był towarzyski i pomocny, co w sumie z początku zdziwiło Tima, bo póki znał go jako przestępcę, to raczej myślał o nim nieco inaczej. Jednak mylił się.
U starszego chłopaka, była widoczna też jeszcze jedna cecha, a mianowicie nie był on tak bardzo nastawiony na przestrzeganie zasad, jak Dick. Todd po prostu nie przykładał do nich takiej wagi. Czasami oczywiście było to problemem, ale niekiedy mogło to być też jak najbardziej wskazane.

No i pozostawał Damian. Chociaż zgrywał on rolę tego oschłego i niedostępnego, to Drake zdążył przecież poznać go z tej drugiej strony. I musiał przyznać, że kiedy chłopak nie próbował nikogo zabić, to był całkiem sympatyczny.
I co ciekawe, był strasznie zazdrosny... o Dick'a. To było dla Tima aż zbyt oczywiste. Właśnie stąd były te wszystkie kłótnie i starcia z Jasonem. Chociaż młodszy Wayne nigdy by tego nie przyznał, to cenił Nightwinga nie tylko jako pewnego rodzaju wzór, ale również zaakceptował go jako brata. Chociaż nie często to okazywał. Jednak nie było to aż tak dziwne, biorąc pod uwagę w jakich warunkach się wychowywał i dorastał. A teraz miał się pojawić ktoś komu Dick bedzie poświęcał sporą część swojej uwagi. I to przeszkadzało Damianowi.
Przynajmniej tak wydawało się Timowi. Akurat Wayne'a trudno było rozgryźć.

Tim uśmiechnął się pod nosem. Bądź co bądź, trafiła mu się całkiem fajna, choć czasami wybuchowa rodzinka.

Jednak nagle stało się coś czego chłopak przenigdy by się nie spodziewał. A mianowicie...

Poczuł tuż przy szyi zimne, metalowe ostrze, które skutecznie zatrzymało go w miejscu. Zaś następnie usłyszał tuż przy uchu nieznajomy, ale poważny głos.

- A teraz siedź grzecznie i bez sztuczek, albo zaraz będzie o jednego Robina mniej.


No cześć!

Wiem, nadal smędzę w tych rozdziałach, ale jak pewnie widzicie sami, to już w następnym zaczyna się akcja.

A tak w ogóle, to cieszę się, że wreszcie ruszyłam z tym opowiadaniem. Mam nadzieję, że nie okaże się to tylko jednorazowy zryw.

I nie wiem czy ktoś to w ogóle jeszcze czyta, ale jeśli tak, to serdeczne pozdrowienia i podziękowania nakeżą się AndreasLoves , do gdyby nie pna, to pewnie tych rozdxiałów by nie było. Tak więc jeszcze raz dziękuję.

I do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top