15. Rozmowa z Batmanem i hiszpański.

Komisariat policji, październik 29, wtorek, godz. 00:32

Na dachu budynku należącego do GCPD zazwyczaj nikogo nie było. Wyjątkami były sytuacje kiedy komisarze musieli skontaktować się z Batmanem w jakiejś istotnej sprawie.

I tak było tym razem. Różnicą był jednak fakt, że tym razem nie był to komisarz, lecz zwyczajny funkcjonariusz. A ściślej mówiąc- Thomas. Mężczyzna stał tam już od kilku dobrych minut, jednak Batman nadal się nie zjawiał.

Policjant już miał zamiar zrezygnować, kiedy nagle usłyszał za sobą czyjś głos.

- Zazwyczaj to komisarz załatwia takie sprawy. O co chodzi?

Thomas lekko wystraszoy, szybko odwrócił się, a za sobą zobaczył tego, na którego czekał. Batmana. Odetchnął głęboko, po czym trochę niepewny, zaczął wyjaśniać cel, w którym wezwał bohatera.

- Owszem, ale tym razem... To znaczy pomyślałem, że...- jednak pomimo prób, nie mógł wyjaśnić tego w żaden sensowny sposôb.

W końcu Batman postanowił przyjść mu z pomocą.

- Spokojnie. Weź głęboki oddech i powiedz, to co chciałeś mi przekazać. Jak się domyślam, komisarz ma o tym nie wiedzieć.- to ostatnie było bardziej stwierdzeniem niż pytaniem.

- Tak. Dobra, słyszałeś o Czerwonym Kapturze? Głupie pytanie. Pewnie, że słyszałeś. Rzecz w tym, że niedawno wrócił do Gotham. Zaś dzisiaj policja urządziła na niego... nazwijmy to, pułapkę. Nawet dobrze szło, tylko, że tym razem coś było nie tak.

- Co rozumiesz, przez "nie tak"?- zapytał Batman, który przez cały czas zachowywał powagę i nie pokazywał własnych emocji. Chociaż musiał przyznać, że zaczynał się trochę niepokoić.

- Chodzi o to, że gdybyśmy to my, nie zaczęli walki, to on wcale by do niej nie dążył. A kiedy już do niej doszło, to nie walczył tak brutalnie jak zwykle. Po prostu wydaje mi się, że on się zmienił.

- A co to ma wspólnego z wezwaniem mnie?

- Przestudiowałem poprzednie raporty z nim związane i trochę poszperałem. Grunt w tym, że już wcześniej miałeś z nim do czynienia. A przy twojej skuteczności, wniosek nasuwa się samoistnie. Jeżeli do tej pory go nie złapałeś, to tylko dlatego, że nie chcesz. Musisz mieć w tym jakiś cel. Zresztą nie wnikam. Chciałem ci przekazać, że mój przełożony traktuje misję złapania go bardzo poważnie i pomyślałem, że zainteresuje cię fakt, że jest blisko odkrycia jego tajnej tożsamości. Dokładniej mówiąc, zrobi to za dwadzieścia cztery godziny.

- Nie odpuści, prawda?

- Nie ma takiej opcji.- odparł z przekonaniem Thomas.

- Dobrze. Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś. Co do Red Hood'a mam własne plany.- po tych słowach Batman zeskoczył z dachu, zaś kiedy funkcjonariusz wyjrzał za jego krawędź, bohatera już tam nie było.

Obrzeża Gotham City, październik 29, wtorek, godz. 1:26.

Robin obudził się i odrazu rozejrzał po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Było ono niewielkie i słabo oświetlone. Ogólnie, nie należało do zbyt przyjemnie wyglądających.

Chłopak powoli spróbował sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia. Doskonale pamiętał kłótnię z Nightwingiem. Tuż po niej wyjechał z Batcave i nie zamierzał tam za szybko wracać. Oczywiście wyłączył komunikator oraz telefon. Nie miał zamiaru wysłuchiwań tłumaczeń Dicka, ani nakazów Batmana. Przez kilkanaście godzin bez trudu wynajdywał sobie przeróżne zajęcia. I wszystko było dobrze... aż do dzisiejszej nocy. Chłopak pamiętał jak ktoś go zaatakował. Musiał to mieć obmyślone już od jakiegoś czasu. I nie można mu było odmówić umiejętności w walce. Jednak nim Robin zdążył rozpoznać napastnika, do walki przyłączyła się druga osoba. I wspólnymi siłami zdołali go pokonać.

A teraz znajdował się tutaj i nawet nie mógł się ruszyć, gdyż był przykuty do ściany. Zaś przeciwnik musiał go dobrze znać, ponieważ pozbawił go wszystkich ukrytych gadżetów. W tej sytuacji nie pozostało mu nic innego, jak zaczekać na rozwój wydarzeń. A taki obrót sprawy wcale mu nie odpowiadał.

Na szczęście okres ten był krótszy, niż Robin początkowo przypuszczał.

Nagle w pobliżu rozległ się głośny, szaleńczy śmiech. Nie było najmniejszej wątpliwości do kogo należał. Do tej pory Damian nigdy nie miał okazji osobiście spotkać Jokera, aczkolwiek wiele o nim słyszał.

Jednak po chwili clown znalazł się w polu widzenia chłopaka. Oczywiście na jego twarzy jak zwykle gościł psychopatyczny uśmiech. Lecz zanim zdążył dojść do głosu, Robin go w tym ubiegł.

- Ty jesteś Joker.- bardziej przypominało to stwierdzenie niż pytanie.- Spodziewałem się po tobie czegoś bardziej wyjątkowego. To oczywiste, że nie ty za tym wszystkim stoisz. Jesteś na to zdecydowanie za głupi.

- Bardzo słuszne spostrzeżenie Robinie.- Damian momentalnie rozpoznał do kogo należał ten głos. Poznałby go zawsze i wszędzie. Zaś po chwili ta osoba również stanęła przed nim.

A nie był to koniec niespodzianek. W następnym momencie do obecnych dołączył ktoś jeszcze. Gdy chłopak go zobaczył, w jego głowie przewijała się tylko jedna myśl- "Ale to nie możliwe, żeby to był on." A jednak tak właśnie było.

- Nie bądź taki zdziwiony Robin. Zabawa dopiero się zaczyna, a ty masz miejsce w pierwszym rzędzie.

Rezydencja Wayne'a, październik 29, wtorek, godz. 7:20

Tim zaspanym wzrokiem spojrzał na budzik, który znajdował się na pobliskim biurku a kiedy zobaczył godzinę, zerwał się z łóżka jak oparzony. Szybko zarzucił na siebie pierwsze lepsze ciuchy i wybiegł do łazienki.

A trzeba było jednak posłuchać Dicka w sprawie "szybszego pójścia spać". Ta myśl przemknęła chłopcu przez myśl, podczas mycia zębów. Po wykonaniu wszystkich porannych czynności Tim spakował plecak i pędem pobiegł na dół.

Być może zaspanie do szkoły o dwadzieścia minut dla większości nie była jakimś specjalnym problemem, ale on poza wszytkimi porannymi czynnościami musiał jeszcze brać pod uwagę conajmniej dwadzieścia minut jazdy do szkoły.

Zaś w salonie już czekali na niego inni domownicy. No, o ile przeglądanie wiadomości przez Dicka i przysypianie Jasona na fotelu, można było uznać za czekanie. Zaś Alfred, gdy tylko zobaczył chłopaka, szybko pogonił go do stołu, każąc zjeść śniadanie.

- Dick, jak mogłeś?- spytał z wyrzutem Tim.

- To za nie posłuchanie mnie wczoraj wieczorem.- odpowiedział jakby nigdy nic Dick, przerzucając na inny kanał.

Tim tylko westchnął i przewrócił oczami, poczym zabrał się za pospieszne zjedzenie śniadania. W końcu bez tego Alfred nie wypuściłby go z domu. "Choć może to i nie jest taki zły pomysł."- pomyślał chłopak. Jednak szybko powrócił do teraźniejszej chwili, gdy usłyszał następujące pytanie.

- A jak tam dziś zapowiada się szkoła?- zapytał Jason. Oczywiście to nastawienie nie uszło uwadze Dicka. Od razu dało się zuważyć brak napięcia, które do tej pory, panowało nieustannie. Chłopak cieszył się, że chłopcy przestali skakać sobie do gardeł.

- Nie lepiej niż w pozostałe dni. Innymi słowy: wielkie nudy.- brzmiała odpowiedź Drake'a, który już zbierał się do wyjścia, jednak w progu zatrzymał go jeszcze głos Jasona.

- A przypadkiem nie zapomniałeś o czymś? O jakimś zadaniu...?- dociekał starszy chłopak.

Tim przez chwilę nie rozumiał do czego tamten zmierza, ale nagle do niego dotarło.

- Wypracowanie z hiszpańskiego! Zupełnie zapomniałem. No ładnie. Gość mi tego nigdy nie odpuści.- Tima mocno to zestresowało, gdyż jeszcze nie zdarzyło mu się zapomnieć zadania. A co ważniejsze, to wypracowanie składało się na pięćdziesiąt procent oceny końcowej.

- Ty wiesz co? Dick miał rację faktycznie zabawnie panikujesz.- Jason lekko się uśmiechnął, po czym podał chłopakowi kilka zapisanych i spiętych ze sobą kartek.- Może nie jest rewelacyjne, ale chyba ujdzie. Poza tym, lepsze takie niż żadne.

Tim przez chwilę patrzył z niedowierzaniem to na Jasona, to na wystawione w jego stronę wypracowanie.

- Wow, dziękuję.- powiedział, jednocześnie biorąc kartki. Miał jeszcze coś powiedzieć, ale Todd mu przerwał.

- Dobra, nie ma za co. A teraz leć, bo i tak już jesteś spóźniony. Alfred już na ciebie czeka.- chłopak nie oczekiwał zbytnich podziękowań i czuł się nieco niezręcznie w tej sytuacji. Jednak doszedł do wniosku, że jednak warto było zarwać tę noc.

- Racja. I jeszcze raz, dzięki.- po tych słowach Tim wybiegł na podwórze rezydencji, gdzie w istocie już czekał na niego kamerdyner. Po chwili zaś samochód ruszył i po krótkiej chwili zniknął dwum pozostałym chłopcom z oczu.

Dick uśmiechnął się przyjaźnie do Jasona.

- To było bardzo miłe z twojej strony. A tak w ogóle, to cieszę się, że zaczęliście się dogadywać.- zwrócił się do przyjaciela.

- Ta... jest nawet w porządku.- odparł mu krótko Jason.

- Dobrze, że my mamy już te czasy za sobą. No wiesz, szkołę i w ogóle.- Dick postanowił zmienić temat rozmowy.

- Powiedział ten, co nie meldował się w pracy od dobrego miesiąca.

- Mam urlop.- próbował tłumaczyć się Grayson.

- Chyba długoterminowy.- nie odpuszczał Jason.

- Dobra, już dobra.- Dick dał za wygraną i ponownie postanowił zmienić temat.- A tak w ogóle, to jakie masz na dzisiaj plany?

- Jadę spotkać się z Roy'em. Obiecałem, że wyskoczymy razem na miasto.

- Jasne. W takim razie życzę udanego wyjścia.- po tych słowach poklepał przyjaciela po ramieniu i zawrócił z powrotem do salonu.

Po chwili usłyszał odgłos odpalanego motoru. Już miał zabrać się za ponowne oglądanie telewizji, kiedy nagle poczuł wibracje w telefonie. Zaś gdy spojrzał na wyświetlacz, zobaczył krótką wiadomość o treści: "Musimy się spotkać. To pilne."

Wiadomość ta należała do Bruce'a, a on nie wzywa na rozmowę o ile sytuacja faktycznie tego nie wymaga.

Więc... hej! Po dłuższej przerwie (znowu), jest kolejny rozdział.

Bardzo was za to przepraszam, ale przez jakiś czas rozdziały będą się pojawiać rzadziej, bo po prostu oglądam narazie coś innego. A nie lubię pisać z czegoś na czym nie jestem. Jednak nie mówię, że nic nie będę pisać, bo widzę, że ta książka się przyjęła. Mam nadzieję, że to rozumiecie.

No i to chyba tyle. Do następnego i pa!




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top