12. Pułapka.

Gotham City, październik 28, poniedziałek, godz. 15:30

Dick siedział na kanapie w salonie. Pozornie zajęty był czytaniem wiadomości w gazecie, lecz w rzeczywistości praktycznie wcale się na tym nie skupiał. Przez jego głowę przewijało się pełno myśli między innymi: "Gdzie podziewa się Robin?", "Jak poszła rozmowa Jasona i Roy'a i o czym w zasadzie gadali?", "Gdzie wybierze się z Timem, jak ten wróci ze szkoły?" oraz "Co takiego zaplanował Wally na dziś wieczór? Powiedział tylko, żeby gdzieś później wyskoczyli." Czyli innymi słowy, Richard zajęty był własnymi przemyśleniami na różne tematy. A mówią, że chłopacy nie potrafią skupić się na kilku rzeczach na raz.

Nagle z rozmyślań wyrwały go czyjeś kroki na schodach. Obejrzał się w tamtym kierunku i ujrzał Jasona schodzącego na dół. Przyjaciel, kiedy go zauważył, podszedł do niego i zerknął mu przez ramię.

- Co tam czytasz?

- Nic specjalnego.- odparł Dick, pokazując mu artykuł, na którym aktualnie otwarta była gazeta.

- "Niewyjaśnione zabójstwa z pomocą broni białej. Sprawca nadal pozostaje na wolności."-przeczytał na głos chłopak.- Na pewno to bardzo interesujące. Miłej lektury. A tak w ogóle to wychodzę.- ostatnie zdanie powiedział już w trakcie marszu do drzwi wyjściowych.

- Lepszy humor?

- Trochę.

- To dobrze. Miło to słyszeć.- po tych słowach wrócił do czytania. Z początku automatycznie chciał spytać, gdzie wybiera się jego przyjaciel, ale zaniechał tego pomysłu. Przypomniał sobie, jak Damian reagował na takie pytania. Nie chciał, aby Jason pomyślał, że mu nie ufa. Dlatego siedział cicho.

Młodszy chłopak jeszcze przez chwilę stał w drzwiach jakby na coś czekając. W końcu jednak nie wytrzymał.

- Żadnych pytań? Nic? Co z tobą Dick? Bruce nie dał by mi przejść spokojnie za próg, zanim nie udzielę mu kilku "podstawowych" odpowiedzi.

- Nie jestem Bruce'm.- odpowiedział lekko poirytowany Grayson. Nie lubiał kiedy porównywano go do Batmana.

- No wiem, wiem. To tylko taki przykład. Zresztą mało trafiony. Ale znam cię na tyle, żeby wiedzieć, że ciekawość zżera cię od środka. Nie mów, że nie.

- Pewnie masz rację.- zgodział się chłopak.

- To dlaczego siedzisz cicho?- dopytywał Jason.

- Ponieważ to twoja sprawa, gdzie chodzisz. Masz prawo robić to na co masz ochotę. A ja nie jestem od tego, aby cię przesłuchiwać. Jeżeli będziesz chciał mi powiedzieć to to zrobisz, a jak nie, to nie.- odparł nadal spokojnie Dick.

- To... miła odmiana.- po tych słowach nastała krótka cisza, którą chłopak zresztą szybko przerwał.- Idę rozejrzeć się po mieście. Dawno nie byłem tak po prostu się przejść. Zresztą i tak was nie będzie, to po co miałbym siedzieć tu sam. Swoją drogą, miłego wyjścia wam życzę.

- Dzięki. Spokojnie kiedyś odrobimy to wyjście.- Dick uśmiechnął się pod nosem, czego Jason nie mógł widzieć, przez wciąż trzymaną przez Dicka gazetę. Domyślał się, że stosując obraną taktykę, dowie się więcej, niż gdyby po prostu go przesłuchiwał. I tak też się stało.- To do zobaczenia wieczorem. No i klasyka. Uważaj na siebie.- po tych słowach rzucił przyjacielowi serdeczny uśmiech.

Chłopak jeszcze wziął z wieszaka swoją ulubioną kurtkę, zaś na ramieniu miał już wcześniej przeżuconą torbę. Tak przygotowany wyszedł na zewnątrz, a po chwili dało się słyszeć warkot silnika motorowego.

Dick jeszcze przez chwilę leżał wygodnie na kanapie, dopóki Alfred go z niej nie zgonił, karząc mu zdjąć nogi z drogiego materiału, którym była wyłożona. Dick niechętnie wykonał polecenie, ale zaraz potem spojrzał na zegarek i doszedł do wniosku, że czas podjechać po Tima.

Szybko zabrał do kieszeni kilka potrzebnych rzeczy m. in. portfel, telefon i kluczyki i tak gotowy wyszedł na dwór, wcześniej jeszcze żegnając się z Alfredem. Pospiesznie wsiadł do zaparkowanego auta i odpalił silnik. Następnie ruszył w kierunku szkoły.

Droga tam zajęła mu ok 15 min. i po upływie tego czasu samochód stał już zaparkowany pod szkolnym gmachem. Wystarczyło jedynie poczekać na dzwonek.

A ten rozległ się niecałe dwie minuty później.

Dick jeszcze przez krótką chwilę przeglądał swoją komórkę. Właśnie kończył odczytywać wiadomość otrzymaną niedawno od Wally'ego, kiedy drzwi samochodu się otworzyły i do pojazdu wszedł uśmiechnięty Tim. Niedbale rzucił torbę na siedzenie obok, po czym zapytał starszego "brata".

- No, to gdzie jedziemy? Do parku? Pizzerii? Albo poćwiczyć do Batcave?

- Nie. - Dik pokręcił przecząco głową. - Właściwie, to miałem inny pomysł. - dodał, przekrėcając kierownicę.

- Jaki? - spytał z ciekawością Drake i w tym samym momencie wyjrzał za szybę.

Okazało się, że Richard parkuje samochód na trawniku, nieopodal budynku szkoły, po czym sam wysiadł i gestem ręki pokazał, by nastolatek zrobił tak samo.

- No wiesz co? - Nawet nie zdążyłem się porządnie przejechać. - powiedział odpinając pasy.

- Ale jeszcze zdążysz. - wraz z tymi słowami, popłynął huk zamykanego bagażnika, po którym Tim szybko opóścił pojazd.

Gdy odwrócił się w stronę przyjaciela, zobaczył, że stoi on koło dwóch rowerów - dużego niebieskiego i mniejszego czerwonego.

- Hej! - krzyknął zadowolony. - Prawie już o nim zapomniałem?

Dik uśmiechnął się zwycięsko.

- A gdzie go znalazłeś? - zaciekawił się piętnastolatek.

- Poszperałem  trochę po strychu i...

- Ale chodziło mi o twój. - przerwał mu Tim. - Ja nawet nie wiedziałem, że ty w ogóle miałeś rower.  zamyślił się.

Dik tylko wzruszył 

Tymczasem u Jasona.

Chłopak jechał bez konkretnego celu ulicami Gotham. Tak naprawdę nie miał żadnego konkretnego planu na spędzenie tego dnia. No bo niby gdzie miał pójść? Do gelerii? Nigdy za nimi nie przepadał. Nie był też głodny, więc wszystkie opcje z tym związane odpadały. I niby co jeszcze mu zostało?

Przez kilka minut jechał w spokoju, bez żadnych przeszkód. Spory zgiełk oraz korki na ulicach nie stanowiły dla niego żadnego problemu. W końcu od czego ma się wypasiony motor, jak nie od wymijania większych i wolniejszych aut?

Nagle jeden z plakatów wywieszonych na pobliskim słupie przykuł uwagę chłopaka. Sprawnie zatrzymał on swój pojazd i uważnie przeczytał treść zawartą na papierze. Nie było to nic szczególnego. Promował on "niezwykłą ofertę" filmu puszczanego w kinach. A właściwie to filmów. Gdyż w dość niskiej cenie można było obejrzeć aż 3 filmy. Na plakacie dużymi literami zapisana była nazwa "Avengers".

Jason miał przeczucie, że powinien skądś znać tę nazwę. A nawet był tego pewien. Nagle to sobie przypomniał. Dawno temu, jak był jeszcze dzieckiem, Dick opowiadał mu pewną historię. Nie pamiętał jej niestety w całości. Jednak wspominał w niej o... Kapitanie Ameryce. Mówił coś o tym, że jak był mały to przeniósł się z Batmanem do przeszłości. Wtedy ci dwaj zamienili się pomocnikami. Dalej niestety nie pamiętał co było. Wiedział tylko, że Kapitan należał do grupy superbohaterów o nazwie "Avengers". Nightwing bardzo go zachwalał. (Ta historia była naprawdę, więc wyjątkowo jej nie zmyśliłam. Dop. Aut.)

"Może warto nieco wrócić do starych lat? Zresztą i tak nie mam nic lepszego do roboty."- pomyślał chłopak. Następnie odpalił motor i ruszył w stronę najbliższego kina. Znajdowało się ono tylko kilka przecznic dalej. Więc po kilku minutach był już na miejscu. Szybko sprawdził następny seans. Miał szczęście, gdyż był on zaledwie za pół godziny.

Chłopak kupił bilet, pospacerował nieco w pobliżu kina i po jakimś czasie mógł już wejść na salę.

6 godzin później.

Chłopak wyszedł wreszcie z budynku. Musiał przyznać, że filmy nie były złe. Chociaż trochę bardziej w stylu Dicka. On osobiście wolał filmy akcji itp. No, ale grunt, że zajął sobie czymś czas. Spojrzał na zegarek. Dochodziła 22:00. Czas zacząć nocny patrol. Dobrze wiedział, że miał się nie wychylać. Jednak i tak wytrzymał już długo. Zresztą ktoś musi pilnować miasta, a Nightwing i Red Robin raczej dzisiaj nie będą dostępni. A Robina w ogóle nie ma. Został tylko Batman.

Wiedział, że będzie musiał uważać na policję. Nadal nie miał z nimi zbyt pozytywnych relacji, mimo iż już od dłuższego czasu nic nie zrobił. Mimo to wcześniej... chłopak zbeształ się w myślach. Nie teraz. Wiedział, że narobił głupot, ale trudno. Teraz tego nie zmieni. Trzeba żyć dalej.

Jason wsiadł na swój motor i pojechał do nieco opuszczonej części Gotham. Wjechał do jednego z opuszczonych magazynów, kiedyś zapewne należącego do sporej firmy. Jednak teraz stał opuszczony. Do celów Jasona nadawał się idealnie. Chłopak ukrył motor w ustronnym miejscu. Następnie zrzucił torbę, którą cały czas miał na ramieniu. Rozpiął sówak i we wnętrzu ukazało się kilka przedmiotów. Jednak najbardziej w oczy rzucał się czerwony hełm. Chłopak wyjął go i założył.

- Odrazu lepiej.- odezwał się sam do siebie.

Następnie z torby wyjął jeszcze skórzaną kurtkę tę, którą ubierał jako część stroju. Tą, którą zaś miał na sobie do tej pory, schował do torby. Ostatnim co wyjął ze środka był cały jego sprzęt. Teraz był gotowy.

Chłopak ukrył torbę niedaleko motoru, a następnie wyszedł z magazynu. Następnie już po chwili znajdował się na dachu pobliskiego budynku. Uznał, że tym razem poruszanie się górą będzie bezpieczniejsze i mniej rzucające się w oczy, niż jeżdżenie ulicami Gotham.

I w ten sposób zaczął się patrol. Już po kilkunastu minutach miał na swoim kącie kilku mniejszych opryszków. Zostawił ich ogłuszonych i wysłał krótki sygnał do radiowozu, który patrolował pobliską przecznicę. Oczywiście zrobił to w taki sposób, aby się nie ujawniać.

Nagle w odbiorniku, który służył mu do wychwytywaniu co ważniejszych komunikatów i wezwań policyjnych coś zaszumiało, a następnie dało się słyszeć taki oto komunikat.

"Do wszystkich oddziałów. Na nabrzeżu mamy napad z użyciem broni. Powtarzam przestępca jest uzbrojony i niebezpieczny. Ma zakładnika. Nasz obowiązek to złapać go za wszelką cenę."- może nie był to zbyt honorowy sposób zdobywania informacji, ale grunt, że był skuteczny.

- No, to może być coś ciekawego. Nareszcie.

Jason odrazu skierował się w tamtą stronę. Naszczęście nie był zbytnio oddalony od wspomnianego miejsca. Po ok. dziesięciu minutach był już w porcie. Okazało się, że teren był już otoczony przez policję, a kilkunastu funkcjonariuszy patrolowało nabrzeże. W jednej ręce mieli latarki, a drugą trzymali broń gotową do użycia.

"Ciekawe na kogo zrobili taką obławę? To musi być coś ważnego." Po chwili obserwacji Jason włączył noktowizor zamontowany w swoim hełmie. Naliczył 12 osób. "No nieźle. Zostanie niezauważonym może być trochę utrudnione." Nagle uwagę chłopaka przykuła jeszcze jedna osoba. Leżała ona na ziemi kilka metrów dalej od patrolujących port gliniarzy. Jednak nie dostrzegł przy niej nikogo innego.

"Dziwne. Nawet bardzo."

Red hood podszedł cicho w tamto miejsce. Rzeczywiście poza leżącym polocjantem było tu pusto. Po krótkim zastanowieniu się zaczął powoli iść w tamtym kierunku. W każdej chwili był przygotowany na atak.

Nagle, kiedy od mężczyzny dzieliły go niecałe trzy metry, usłyszał niepokojący odgłos. Odrazu zrozumiał o co tu chodzi. To wszystko była pułapka. Na niego. Niestety teraz było już za późno.

Nagle poczuł silne porażenie prądem, które jednak miało na celu wyłącznie sparaliżowanie go, nie zaś ogłuszenie. Obolały i nieco zesztywniał padł na ziemię. Kiedy zaś lekko uniósł głowę, że na dwóch skrzyniach i dwóch słupach stojących w pobliżu, przyczepione były niewielkie urządzenia.

"Bariera energetyczna."- stwierdził w myślach chłopak.-"Nie wierzę, że dałem się tak łatwo nabrać. To był już szczyt amatorstwa. Brawo Jason."

W międzyczasie wokół Red hood'a zebrało się kilku policjantów, którzy celowali wprost do niego, aby dać mu do zrozumienia, żeby nie próbował żadnych sztuczek. Zaś ten, który wcześniej leżał na ziemi w roli przynęty, wstał i jakby nigdy nic podszedł do swoich kompanów.

- No... i co teraz?- odezwał się Jason, który stwierdził, że jedynym wyjściem z tej sytuacji jest granie na czas, aby paraliż zdążył choć trochę ustąpić.

- Teraz czeka cię kara, na którą zasłużyłeś.- w tym momencie policjanci rozstąpili się, aby przepuścić właściciela tych słów.

Kiedy Jason go zobaczył, już wiedział, że ma spore kłopoty. Był to funkcjonariusz ważniejszy rangą od pozostałych, najwidoczniej ich przełożony. Mężczyzna miał dobrze zbudowaną sylwetkę oraz kolory w jasnym odcieniu blondu. Jego spojrzenie było surowe, zresztą podobnie jak wyraz twarzy. Jednak teraz wyjątkowo na jego obliczu widniał uśmiech. I to nie ten z rodzaju przyjaznych czy wesołych.

- Też miło pana widzieć.- odparł sarkastycznie Jason na widok oficera. Chociaż dobrze wiedział, że przy nim, nic nie zdziała gierkami słownymi. Był to człowiek, który bardzo poważnie, a czasami wręcz obsesyjnie, traktował zadanie złapania go.

- Stałeś się nieostrożny... albo zw yczajnie głupi. Dla mnie bez różnicy.- po tych słowach zaczął się do niego zbliżać z wycelowaną bronią.- Nie narzekam. Tylko ułatwiasz mi robotę.

Jason wiedział, że musi działać szybko. Nie mógł się tak po prostu poddać. Nie teraz, kiedy w jego życiu nareszcie zaczęło się jakoś układać.

Niestety skutki paraliżu nadal były odczuwalne, choć zdążyły już w pewnym stopniu zaniknąć. "Walić to. Będzie musiało wystarczyć."

Red hood pozbierał się z ziemi najszybciej, jak to było w jego przypadku możliwe i rzucił o ziemię kilka kulek dymnych. Oczywiście policja odrazu otworzyła ogień. Bez tego by się nie obeszło. Niestety w dymie mieli ograniczoną widoczność, dlatego zaprzestali ostrzału, w obawie, że oni sami na tym ucierpią.

Naszczęście Jason nie miał takiego problemu. Jego hełm zapewniał mu dobrą widoczność pomimo otaczającego go dymu. Zresztą kilka lat ćwiczeń z Batmanem także robi swoje.

Oczywiście mógł teraz spokojnie uciec i zapomnieć o tym całym zajściu. Jednak to nie byłoby w jegk stylu. Pokaże im, że nie warto z nim zadzierać. Wiedział, że wiąże się z tym ryzyko, ale jak to mówią "Bez ryzyka nie ma zabawy". Zaatakował najbliżej stojącego policjanta i w ciągu zaledwie kilku sekund, tamten był nieprzytomny. Zaś po chwili dołączyło do niego jeszcze paru innych. Zresztą zwykli policjanci nigdy nie byli dla niego jakimś szczególnym wyzwaniem. Nim zdążyli się zorientować, że ich atakuje,a już było po wszystkim. Nie minęła minuta, a już ok. dziesięciu leżało pokonanych.

Co prawda dym zdążył już opaść, ale Red hood nie przejmował się tym zbytnio. Zresztą kto niby miał być dla niego zagrożeniem? Trzech pozostałych policjantów?

Nagle usłyszał ciche pikanie, a kiedy spojrzał w dół, odrazu zrozumiał, że właśnie uruchomił kolejną zastawioną na niego pułapkę. Szybko zrobił unik w prawą stronę i jak się okazało, słusznie, gdyż w tym momencie, w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą się znajdował, wbiło się kilka strzałek.

Jednak chłopak nie miał czasu na zastanowienie się nad ich celem, gdyż nagle poczuł uderzenie zadane bronią w tył karku. Musiał przyznać, że był to mocny cios. Zatoczył się w przód, lecz wbrew przewidywaniom napastnika nie stracił przytomności. Nadal stał na nogach lekko się chwiejąc. Spojrzał gniewnie na funkcjonariusza, który zadał cios. To była niema groźba. Nie zamierzał mu tego puścić płazem.

Szybko doskoczył do niego i płynnym ruchem wykręcił mu rękę jednocześnie zabierając broń. Następnie popchnął go na ziemie i wycelował w jego stronę. Oczywiście nie zamierzał strzelić w policjanta. Chciał go tylko trochę nastraszyć.

- I co? Teraz nie jesteś już taki...

Jednak nie dokończył zdania, gdyż w tym momencie rozległ się huk wystrzału. Przez chwilę czas jakby stanął w miejscu. Zaś następnie akcja potoczyła się w mgnieniu oka. Nagle Jason poczuł rozdzierający ból ramienia. Mimowolnie broń wypadła mu z ręki i upadła na ziemię. Zaś zdrową dłoń przycisnął do zranionej kończyny.

Na kilka sekund odwrócił się w tamtą stronę i spostrzegł młodego funkcjonariusza z drżącą jeszcze ręką. Przez chwilę jeszcze patrzył wprost na niego czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Nagle rozległ się krzyk jego przełożonego, który wybiegał z za zakrętu.

- No strzelaj! Na co ty u licha czekasz!?

Policjant jeszcze przez krótką chwilę stał niezdecydowany, lecz po chwili zrezygnowany westchnął ciężko i opuścił broń.

Jason nie czekając, aż porucznik tu dobiegnie, albo policjant w ostatniej chwili zmieni zdanie, odwrócił się i rzucił ostatnią już bombę dymną, a po chwili już go tam nie było. Słyszał jeszcze wściekłe krzyki głównodowodzącego, które odbijały się echem po praktycznie całym porcie. Jednak teraz mało go to obchodziło.

Teraz chciał tylko dojść do miejsca, gdzie zostawił swój motor. Co prawda droga nie była długa, ale z bolącą głową oraz postrzelonym i zdrętwiałym ramieniem wydawała mu się wiecznością.

W tej chwili bardziej niż kiedykolwiek chciał znaleźć się z powrotem w domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top