Rozdział 3
Dwójka wiedźminów weszła do karczmy. Ona siadła przy stole w rogu, a on rozmawiał z szynkarzem.
Po chwili przyszedł z kuflami pełnymi alkoholu, a chwilę później doniósł talerz z pokrojonym bochenkiem chleba i gulaszem.
- Więc? O co chodzi? - spytała wiedźminka mocząc biały chleb w mięsnym sosie.
- O to, co mamy dla tego maga znaleźć. To nie jest zwykłe zlecenie. To coś więcej... Na razie nie wiem co, ale jakie znasz mikstury, odwary, oleje czy katalizatory do których potrzeba rogu jednorożca? Poczytałem jego zpiski, tego Ernesta Turrena, kiedy srał. To, co chce zrobić, odbije się na całym świecie... Nie umiem tego wytłumaczyć, ale czuję, że coś się święci, coś złego.
- Może poczekajmy na rozwój wypadków. Nic innego nie możemy zrobić... Może to tylko stres tak na ciebie działa. Na was, Wilki. To moja pierwsza taka robota, wiesz? To... Coś innego niż ćwiczenia w warowni. To prawdziwy świat, gdzie łatwo można stracić życie...
- Tak jest, zaprawdę - zamyślił się Vesemir. - Ale nie myśl o tym za nadto. Taki nasz fach, im szybciej przywykniesz, żołtodziobie, tym lepiej.
- Spierdalaj - warknęła Matta dojadając chleb.
Dopili piwa w milczeniu i ruszyli na spoczynek do osobnych pokoi. Szykowała się długa noc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top