7 Uchiha się zmienił

Chwilę spokoju przerwało wtargnięcie Paina. Wyczuł, że coś było nie tak. Dla pewności próbował skontaktować się z Konan. Jego złe przeczucia sprawdziły się. Kucnął koło ukochanej. Dotknął jej twarzy, po czym skierował rękę na szyję. Nie wyczuwał pulsu.

-Aaaaaaaaaa!!!!! - Ogarnął go szał.

Sakura cofnęła się o krok, zaś jej towarzysze zaczęli szykować się do ataku. Haruno wpadła na pomysł. Nie gwarantował on, że się uda, ale spróbować nie zaszkodziło. Może akurat pomoże. Musiała teraz tylko zwrócić uwagę Shikamaru, który zmuszony był pomóc jej ten pomysł wykonać. Chłopak po kilku sekundach spojrzał na nią.

-Użyj na nim jutsu cienia - szepnęła mu tak, by wyczytał z ruchu ust. Gdy zrozumiał o co chodziło dziewczynie, wykonał polecenie. Sakura złożyła pieczęci i nabrała dużą ilość powietrza w płuca, po czym ją wypuściła. Powstała ogromna kula szarozielonej, gęstej masy. Chłopcy nie musieli się martwić, że ich to dosięgnie, gdyż stali wysoko na gałęziach. Gaz ten był silnie usypiający. Zaraz jednak nastąpił wybuch. To Pain się uwolnił. Nagle Sakura uniosła się do góry, by po chwili spaść z potężną siłą. Chłopcy zmarli. Zastanawiali się czy koleżanka przeżyła. Członek Akatsuki zastosował na niej jutsu Shinra Tensei. Było to bardzo potężna technika. Różowowłosa przeżyła co prawda upadek, lecz nie obyło się bez stłuczeń i złamanej ręki. Haruno, gdy tylko się podniosła, skoczyła do pierwszego lepszego drzewa, by móc się za nim schować i uleczyć rękę.

~Kurde no! Kość się przemieściła. Nosz cholera...

Chciała zebrać się za to nastawianie i leczenie, lecz została zasypana gradem broni. Musiała ewakuować się za następne drzewo.

Mężczyźni widząc żyjącą kunoichi odetchnęli z ulgą. Zaraz koło niej pojawił się Shikamaru.

-Sakura nic ci nie jest? - zapytał i wtedy zobaczył rękę dziewczyny wygiętą pod dziwnym kątem. - Masz iść do lecznicy! Natychmiast!

-Nie! Muszę wam pomóc. Jakkolwiek.

HUK

Choji wziął się do roboty.

-Muszę ją tylko usztywnić.

Shikamaru popatrzył na nią jak na idiotkę.

-Czy ty całkowicie zgłupiałaś? Powinnaś iść do szpitala.

-Nie!!! Ja tu zostaję.

Shikamaru zrezygnowany przystał na pomysł przyjaciółki.

-Ale na odległość - zastrzegł. Haruno przekręciła oczami, po czym pokiwała głową. Nara dał jej swoją koszulkę, by mogła usztywnić sobie rękę. Pomógł jej i zniknął na polu walki. Sakura zaś umiejscowiła się przodem do walczących. Zastanawiała się jakby tu pomóc. Chciała rzucić senbon nasiąknięte trucizną, ale mogłaby trafić w któregoś kolegę. Musiała obmyślić inny plan.

Tymczasem Kiba i Akamaru atakowali Paina. Chcieli go chociaż trafić. To byłby punkt dla nich. Zaraz do walki włączył się Shikamaru. Inuzukę olśniło. Szybko pobiegł do Sakury, którą widział schowaną za drzewem. Pies podążył za nim.

-Sakuro! Słuchaj mam plan jak zaatakować, lecz potrzebna mi twoja pomoc.

-Słucham? - Kiba zaczął zdradzać swój plan.

*~*~*

Sasuke Uchiha nacierał na Kisame. Widać było, że niebieskoskóry był wycieńczony. W końcu miał trzech przeciwników. Brunet był tym bardziej zdenerwowany jak i zdeterminowany, gdyż Izumo - ich kompan leżał ciężko ranny w szpitalu lub nawet martwy w kostnicy. On i Sai musieli go wykończyć teraz, bo sami już niedługo padną. Uchiha popatrzył na kumpla i kiwnął głową.

~Teraz!

Kilkanaście zwierząt Saia trzymało członka Akatsuki. Natomiast Sasuke biegł z kataną na niego.

-Chidori Nagashi!!!! - Zadał ostateczny cios. Kisame padł martwy. Zmęczony Sai upadł na kolana i zaczął powoli oddychać.

-Chodźmy do innych - powiedział Sasuke. Sai po chwili kiwnął głową i ruszyli.

*~*~*

Sakura czekała na odpowiedni moment, by zaatakować. Plan, który wymyślił Kiba był dobry, lecz aby się powiódł musiał być wykonany precyzyjnie. Haruno nie miała dużo do roboty, jednak to ona rozpoczynała atak. Po tym nastąpi reakcja łańcuchowa, która trwała będzie około minuty, ewentualnie przy złej passie do kilku minut.

Rozmyślania Sakury przerwał znak Kiby, na który umówili się, na rozpoczęcie ataku. Dziewczyna dotąd siedząca pod drzewem z wyprostowanymi nogami, teraz uniosła wysoko jedną z nich, by opuścić z wielką siłą i ogromnymi pokładami energii na ziemię. Ta roztrzaskała się na wiele kawałków. To było jednak tylko prowokacja, by Pain skoczył do góry. Tam zaatakowali go Kiba z Akamaru. Uderzali w niego z całej siły. Po chwili przyłączył się również Choji. Nacierali na niego zużywając całe pokłady chakry.

Sakura obserwując rozwój walki, w pewnym momencie zauważyła Kibę lecącego na ziemię. Szybko poderwała się do biegu, by móc zamortyzować upadek przyjaciela. Jednak podczas tego zadania naruszyła złamaną rękę jeszcze bardziej. Krzyk wydobył się z ust kobiety, jednak powstrzymała go zaciskając zęby. Po chwili przetransportowała kolegę w bezpieczne miejsce. Kilkanaście metrów dalej zaczęła uleczać jego rany. Sakura nie była w pełni sił, jednak zdrowie chłopaka było najważniejsze. Lecząc go zastanawiała się, co tam z Tsamugi. Miała nadzieję, że dziewczynka była bezpieczna.

Po jakiś dziesięciu minutach Kiba ocknął się.

-Dziękuję Sakuro - odezwał się z uśmiechem i usiadł z jej pomocą. Koło nich nagle zjawił się Akamaru i mocno przytulił się do swojego właściciela.

-Ha ha ha ha ha. - Zaśmiał się głośno Inuzuka.

Tę chwilę przerwał mocny wybuch z "pola bitwy".

Sakura zamarła. Zmęczona skierowała wzrok w tamtym kierunku. Nie było nic widać przez ten dym i kurz. Po kilku minutach nerwowego oczekiwania, koło niej w kłębie dymu pojawił się Shikamaru z Choji'm, który był przewieszony przez jego ramię. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że Akimichi miał złamaną nogę i dużą ranę w brzuchu, zaś jego chakra była znikoma. Sakura poderwała się do pomocy. Najpierw położyli go delikatnie na trawie, po czym dziewczyna zaczęła leczyć obrażenia. Po piętnastu minutach, rany prawie w cale nie było. Została tylko noga. Jednak Sakurze powieki zaczęły ciążyć, by po chwili mogły opaść. Haruno zaczęła gwałtownie lecieć na ziemię. W ostatniej chwili Shikamaru złapał przyjaciółkę i wziął na ręce.

-Czy Pain żyje?

-Nie. Kiba dasz radę wziąć Chiji'ego?
Ten z uśmiechem odpowiedział: - Pewnie! Akamaru go zaniesie.

Tak jak Inuzuka powiedział, tak zrobił. Shikamaru niósł Sakurę, zaś Akamaru Choji'ego. W tym szyku doszli do szpitala. Gdy tylko przekroczyli drzwi, od razu zauważyli masę pacjentów. Kilkoro siedziało na krzesłach, lecz większość leżała na karimatach na podłodze.

-Sakura! - Krzyk ten wydobył się z ust Hinaty. W trzy sekundy znalazła się przy przyjaciółce. Z uwagą badała ciało dziewczyny. Z ulgą stwierdziła, że ona miała tylko złamaną rękę.

-Shikamaru zanieś ją do jej gabinetu. Pokój numer osiemnaście na parterze. Zaraz tam przyjdę.

Chłopak wykonał zadanie.

Nie wiedzieli jednak, że tej scenie przyglądała się pewna osoba. Była szpiegiem, który miał za zadanie zlikwidować Haruno.

*~*~*

W tym samym czasie Sasuke i Sai zaczęli przenosić rannych do szpitala. Uchihę zastanowił jeden fakt.

~Czy to możliwe, że Akatsuki tak szybko przegrało? Przecież to najsilniejsza organizacja na świecie.

Po głębszym zastanowieniu doszedł do wniosku, że może faktycznie się udało. Bo przecież było dużo osób, których on znał z dzieciństwa, a teraz byli jouninami.

-Sasuke!!! Sai!!! - Jego rozmyślania przerwał nie kto inny jak Naruto.

Uzumaki podbiegł do nich i chciał o coś zapytać, jednak bał się odpowiedzi. Bał się, że doszło do spotkania przyjaciół i coś poszło nie po jego myśli. Postanowił jednak zaryzykować.

-Sai nie widziałeś Sakury-chan? - Oczy Sasuke otwarły się szerzej, zaś Sai zatrzymał się i popatrzył na niego wystraszony.

-Na której bramie byłeś Naruto? Na głównej, prawda?

Uzumaki pokiwał głową.

-Przecież Sakura zniszczyła ją, więc powinna być z tobą i Lee.

Sai zamartwiał się o przyjaciółkę. Nie wiedział co z nią było.

-Nie, nie, nie... Ona poszła później pomóc. Nie mam bladego pojęcia gdzie jest. Niepokoi mnie jednak fakt, że Sakurcia zna członków Akatsuki. To z jednym z nich poszła.

-Co?!!! - krzyknął Sai niedowierzając.

-Chodźmy jej szukać!! - rozkazał blondyn.

Ruszyli biegiem przez ulice Konohy, jednak nie przebyli stu metrów, gdyż spotkali po drodze Shikamaru, który był we krwi. Pierwszy z pytaniem wystrzelił Naruto.

-Shikamaru! Widziałeś Sakurę??? - zapytał przejęty.

-Tak. Jest w szpitalu. - Sai i Naruto odetchnęli z ulgą, zaś Sasuke udawał, że jego to nie obchodziło, lecz w oczach również można było dostrzec uczucie ulgi. - Ma złamaną rękę i ogólnie wycieńczenie organizmu.

Naruto zamarł na chwilę.

-Co?!!!!!! Zabiję tego całego Deidarę!

Shikamaru stał zdziwiony.

-Jaki Deidara? O co ci chodzi?

-No taki blondyn, co skrzywdził Sakurkę!

-To Pain ją zranił. Przecież widziałem. Ona walczyła ze mną, Kibą i Choji'm. Najpierw zabiliśmy Konan, później pojawił się Pain i pomogła nam się go pozbyć.

~Sakura była w stanie zabić Konan?! Członkinię Akatsuki? To naciągane.

-No a co z Deidarą?

-Nie rozumiem Naruto. Zaczynam się gubić. O jakiego Deidarę ci chodzi?

-No on poszedł z Sakurą!

-Sakura przyszła sama.

To zdziwiło wszystkich.

-Czy Sakura jak przyszła to była ranna?

Naruto popatrzył na Saia jak na kretyna, po czym krzykną: - Przecież Sakura-chan jest medykiem!!!

-Ale złamanej ręki nie da się od tak wyleczyć. - Argumentował Sai.

Naruto się zamyślił.

-Ale za to miała niski poziom chakry - odezwał się Nara.

-Czyli go zabiła? - zapytał Naruto.

-Na to wygląda - odezwali się Sai i Shikamaru jednocześnie.

Sasuke wracał do domu. Tradycyjnie miał ręce w kieszeniach. Stawiał powili jedną nogę za drugą. Potrzebował snu. Mimo wszystko zastanawiał się, czy Sakura zabiła członków Akatsuki.

Westchnął zrezygnowany. Sam nie wiedział co myśleć. Dręczyły go pytania takie jak:

~Czy ja uważam ją za przyjaciółkę?

~Co ona myśli o mnie?

Wszedł do domu i postanowił to rozmyślanie o Sakurze zostawić na kiedy indziej. W holu zdjął kurtkę i buty. Zastał absolutną ciszę.

-Itachi!! - nic. - Suigetsu!!

Nadal nic. Odwiedził kuchnię, salon, pokoje i łazienki. Nikogo nie było. Był zmęczony tym wszystkim.

-Eh... Znajdę ich później...

Postanowił wziąć szybki prysznic i pójść spać. Po piętnastu minutach piaskowy dziadek zabrał go w swoje sidła.

*~*~*

W gabinecie Hokage znajdowała się Shizune oraz Kakashi, czekający na oddział ANBU, który ruszył w teren i przez całą noc przenosił zwłoki. Sporo ich było. Tsunade za ten czas liczyła straty. Bardzo by chciała poprosić Sunę o pomoc, ale nie chciała ich wykorzystywać znowu.

Jeśli chodziło o atakujących to teoretycznie zabili Kaukuzu, Paina, Zetsu, Tobiego, Konan i Kisame... Teoretycznie bo ciał Lidera i jego dziewczyny nie odnaleziono. Ale... jeśli Sakura miała coś z tym wspólnego to nic dziwnego. Jest jeszcze niepokojąca sprawa. W więzieniu mieli dwóch członków Akatsuki: Deidarę i Hidana. Ci w chwili złapania przenosili rannych. Tsunade nie wiedziała co z nimi zrobić. Po namyśle jednak postanowiła ich przesłuchać i dać im wywar Sakury tak, jak braciom Uchiha i ich kolegom. Skoro mowa o Sasuke i Itachim... Nie spodziewała się, że obaj wezmą czynny udział w obronie wioski. Myślała, że będą po drugiej stronie, ale najwyraźniej myliła się. Podczas, gdy młodszy z braci poszedł walczyć z najsilniejszymi przeciwnikami, to starszy atakował pozostałe wojska - te które były słabe. Podobnie Jugo i Suigetsu. Zastanawiało ją jednak to, jak Sakura zareaguje na wieść o tym, że Sasuke od prawie miesiąca mieszkał w wiosce... A może się już spotkali. Jeśli tak, to...

-Tsunade-sama - odezwał się członek ANBU podając jej kartkę z danymi. - Tu jest wszystko o co pani prosiła.

Kobieta nie zauważyła jak weszli. Hokage pokiwała głową i zaczęła przeglądać kartkę. ANBU zbierało się do wyjścia, lecz jeden sobie coś przypomniał.

-Tsunade-sama. Dowiedzieliśmy się, że Sakura jest w szpitalu, jako pacjent.

Godaime na ostatnie słowa gwałtownie wstała, aż fotel się przewrócił, po czym wybiegła z gabinetu. W pomieszczeniu przez chwilę panowała całkowita cisza. Shizune widząc, że ANBU nie chciało iść, rzekła: - To jej trochę zajmie. Możecie iść. Ty też Kakashi.

Wykonali polecenie.

W tej samej chwili Tsunade wpadła do szpitala jak burza. Zrobiła niemałe zamieszanie. Rozejrzała się po holu, a gdy zobaczyła Ino od razu ją zawołała.

-Gdzie jest Sakura?

-W swoim gabinecie. Nie było miejsca na sali, więc Shikamaru zaniósł ją tam.

Kobieta biegła na złamanie karku do sali numer osiemnaście. Otworzyła drzwi i zamarła.

Godzina wcześniej.

Tajny szpieg chciał popracować przez noc, lecz nie było mu to dane, gdyż przy Haruno ciągle ktoś się kręcił. Jak nie zakładali jej gips, to leczyli małe ranki lub jakieś dziewczyny sprawdzały stan zdrowia. I jak tu pracować? Jednak teraz znalazła się ku temu okazja. Mógł podać truciznę, która została opracowana specjalnie dla niej. On dostał zadanie, które musiał wykonać mimo tego, że jego zleceniodawca już nie żył. Mężczyzna powoli podszedł do biurka, gdzie rozłożył swój sprzęt. Mógł spokojnie przygotować truciznę, nie obawiając się, że Sakura Haruno wstanie. Najpierw nabił strzykawkę dodatkowym środkiem nasennym, a następnie wprowadził go w ciało kunoichi. Już miał nabijać truciznę, gdy usłyszał kroki. Był ranek, więc mógł to być obchód. Stał i nasłuchiwał. Gdy jednak zobaczył cień osoby stojącej przed drzwiami szybko zniknął z przyrządami w szafie. Był silnym shinobi, więc taka prędkość nie była dla niego trudna. Teraz musiał czekać, gdyż był to lekarz, a za nim wszedł jakiś mężczyzna. To shinobi, ponieważ nosił opaskę wioski. Ninja usiadł na krześle koło łóżka, na którym Sakura badała pacjentów i złapał kobietę za dłoń. Lekarz zaś sprawdzał pracę serca pacjentki.

-Co z Sakurką? - zapytał mężczyzna z przejęciem.

-Wszystko dobrze. Teraz musi odpoczywać... No i czekać, aż zrośnie się ręka.

Mężczyzna pokiwał głową i rzekł: - Mogę zostać z Sakurą? Proszę.

Widać było, że lekarzowi to w ogóle nie przeszkadzało. Pokiwał głową i wyszedł z pokoju.

Ta sytuacja bardzo nie odpowiadała mężczyźnie w szafie. Zacisnął zęby oraz pięści i czekał na rozwój wydarzeń.

-Eh... - Westchnął blondyn. - Sakurciu... Jest taka sprawa... - Chłopak wiedział, że ona i tak nie słyszała, ale wreszcie mógł się komuś wyżalić. - Chciałbym żebyś wiedziała, że Sasuke wrócił. Nie wiem czy już to wiesz, czy nie dlatego ci mówię. Ale proszę żebyś go zaakceptowała i polubiła. Chcę znów drużyny siódmej.

Blondyn teraz przyłożył sobie do twarzy rękę dziewczyny i siedział tak, dopóki ktoś nie wszedł do gabinetu.

-Naruto-kun - powiedziała to bardzo ładna granatowowłosa dziewczyna, którą szpieg kojarzył. Blondyn dopiero teraz zauważył obecność kobiety.

-Hinata. - Szybko przytulił ją do siebie. - Tęskniłem za wami.

Ta stała mocno zarumieniona. Zawsze tak się zachowywała, gdy blondyn ją przytulał. Teraz Naruto postępował jakby nie chciał jej puścić. Trzymał ręce na talii dziewczyny, zaś głowę oparł o jej ramię. Koleżanka natomiast delikatnie odwzajemniła gest.

-Hinata-chan?

-Słucham?

-Czy ty i Sakura-chan wiecie, że Sasuke wrócił do wioski?

Naruto poczuł jak mięśnie granatowowłosej napięły się. Dziewczyna odchyliła głowę i spojrzała na mężczyznę.

-O czym ty mówisz? Że niby Uchiha wrócił?

-On, Itachi i jego dwóch kolegów.

Hinata zbladła. Bała się, że coś chcieli zrobić. Może napaść na wioskę... Albo zniszczyć ją od środka...

-Po co wrócił? - zapytała słabym głosem. - Teraz? Nie mógł wcześniej? - Po chwili jednak wybuchła. - Nosz cholera jasna!!! - Ukryła głowę w ramieniu chłopaka, który stał zszokowany wybuchem przyjaciółki.

-Hinata...

-Nic nie rozumiesz Naruto... W Sunie poznałyśmy Tsamugi. Ta dziewczynka od razu przypadła do gustu Sakurze, która pod koniec misji nawet uśmiechnęła się... A teraz Uchiha ma to wszystko zepsuć - dodała załamana.

-Hinata! - krzyknął Naruto, nie przejmując się tym gdzie był. - To nie tak! Sasuke zmienił się. Wrócił by wszystko naprawić... Normalnie żyć.

-Nie obchodzi mnie czego on chce. Ma się z dala trzymać od Sakury. Ja chcę, żeby ona była szczęśliwa. - Po chwili dodała. - A on to może zniszczyć.

Załamany Naruto nie wiedział co powiedzieć. Tak chciał mieć oboje przyjaciół koło siebie. Po chwili Hyuga odsunęła się od mężczyzny.

-Wiesz Naruto. Muszę już iść.

-Czekaj. Mogę cię odprowadzić? Proszę...

Hinata z lekkim uśmiechem i rumieńcami przystała na propozycję blondyna. Gdy tylko w korytarzu ucichł tupot stóp, zły szpieg wyszedł z szafy. Prawie godzinę tam przesiedział. Nerwy go zżerały. Szybko ponownie rozłożył sprzęt. Wyjął już nabitą strzykawkę i wbił igłę w lewe ramię dziewczyny.

Nacisnął na tłok i wtedy drzwi trzasnęły. Zdezorientowany odskoczył od kunoichi i uderzył się w biurko. Odwrócił się w stronę drzwi...

Tsunade w mgnieniu oka zaatakowała napastnika. Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że do takiej sytuacji może dojść w szpitalu.

-Lekarz potrzebny do gabinetu doktor Haruno!!! Szybko!!!

Tsunade unieruchomiła szpiega i szybko znalazła się przy Sakurze. Zbadała tętno dziewczyny, po czym stwierdziła, że jest przyspieszone. Podniosła strzykawkę i wtedy do sali wpadło dwóch lekarzy i trzy pielęgniarki.

-Macie się nią zająć! I... - Wyszła na korytarz, a tam spotkała Shikamaru. - Jaki ja mam szczęście, że ciebie spotkałam Nara.

-Co?

-Idź do Ibikiego i przyprowadź go tutaj. W osiemnastce jest mężczyzna, który zaatakował Sakurę.

Brunet zamarł.

-Szybko!!!

Gdy tylko chłopak zniknął, Tsunade od razy udała się do laboratorium, by zbadać toksynę. Na jej szczęście nie było tam nikogo kto by jej przeszkodził. Szybko zabrała się za badanie. Trucizna była skomplikowana, ale nie niemożliwa do rozgryzienia. Po piętnastu minutach biegła do Sakury z antidotum. Gdy tylko znalazła się w pomieszczeniu od razu odepchnęła lekarzy, by dostać się do Haruno.

-Podać mi gazik nasączony spirytusem! Szybko!!!

-Hai.

Brązowowłosa pielęgniarka natychmiast wykonała polecenie.

Tsunade wytarła część ramienia, by zaraz wbić igłę i wprowadzić antidotum.

Teraz to kwestia czasu.

Gdy miała wychodzić zorientowała się, że mężczyzny odpowiedzialnego za zamieszanie już nie było. Miała nadzieję, że Ibiki dobrze się nim zajął.

W tym samym czasie.

Ibiki Morino odpoczywał, gdy zjawił się Shikamaru. Zaczął coś tłumaczyć, ale mężczyzna w ogóle nie wiedział o co chodziło chłopakowi. Dopiero, gdy powiedział:

-Tsunade-sama... szpieg... zaatakował...

Morino od razu ruszył.

Teraz przebywał w sali przesłuchań ze szpiegiem oraz oddziałem ANBU. Jeden z członków miał za zadanie obudzić przesłuchiwanego. Czekali na efekty. Gdy tylko odzyskał przytomność od razu zapytali: - Jaki się nazywasz? Skąd jesteś? Kto cię przysłał?

Ten nic sobie z tego nie robiąc, zaśmiał się. Dopiero, gdy zastosowano drastyczne metody przesłuchania, wyznał że nazywał się Toru Yamashito i pochodził z Suny. A pracował dla...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top