6 Wojna

-Babciu wyślij mnie i Sasuke na misję - jęczał blondwłosy mężczyzna. Tsunade dotąd obrócona w stronę okna, zerknęła na niego. Jego twarz tak bardzo przypominała jej Czwartego. Te same oczy, nos, włosy... Ale wystarczyło tylko, żeby się odezwał. Kropka w kropkę Kushina. Rozdarte to, chamskie, wygadane, zawsze ma to co chce... a mimo to wszystko, kochane.

-Powiedziałam już. Sakura będzie tu za cztery dni. Nie mogę ci nic obiecać.

Hokage miała dość ciągłego gadania mężczyzny. Zresztą gadanie jak gadanie, ale jemu to się chyba płyta zacięła.

-Ale po co ci Sakura?

-Potrzebna i tyle. Nie ufam im... Ludzie w ogóle chodzą podejrzliwi i wystraszeni tym, że oni bez żadnego zaświadczenia o niewinności prowadzają się po wiosce.

-Ale...

-Nie Naruto. To moja ostateczna decyzja.

Zrezygnowany Uzumaki opuścił biuro Hokage. Szedł przygnębiony, nie zwracając uwagi na nic. Już tak dawno nie był na misji. Sam nie wiedział gdzie podążał. Z chwili zadumy wyrwało go szczekanie psa. Zdezorientowany rozglądał się dookoła, ale nic. Dopiero śmiech osoby uświadomił go, że obiekt, którego szukał był na drzewie.

Uzumaki Naruto siedział wraz z dwójką przyjaciół w Ichiraku-Ramen. Fakt, że po północy bar powinien być zamknięty, świadczył o upartości blondyna i jego chęci do uzyskania zamierzonego celu. Teraz zajadał się swoją ulubioną potrawą. Właśnie kończył dziewiątą porcję i miał zamiar zjeść ich jeszcze kilka. Po jego lewej stronie znajdował się Sasuke Uchiha. Jego rywal, przyjaciel, brat. Zaś z drugiej strony był Sai - towarzysz.

-Poproszę kolejną porcję ramen, staruszku!!!

Mężczyźni westchnęli. Po chwili jednak Sasuke popatrzył na Naruto.

-Głąbie! Czy ciebie badali? Sprawdzali ile masz żołądków?

-Sam jesteś głąbem!! I mam poprawną liczbę żołądków.

-Czyli ile? - zapytał Sai dla żartów. W ogóle nie spodziewał się, że młodzieniec nie będzie tego wiedział. Naruto głupio się zaśmiał i podrapał po głowie.

-No wiesz...

To ich załamało.

-Naruto? - zaczął Sai i poczekał, aż przyjaciel spojrzy na niego. - Czy jak umrzesz, to możemy z Sakurą zrobić na tobie sekcję zwłok?

W Naruto, aż się zagotowało. Zrobił się czerwony i ziemia zaczęła drżeć...

DRŻEĆ!!!

Szklanki zaczęły podskakiwać, miski się poprzewracały, a lampki pospadały. Zorientował się, że to nie on to spowodował. Cała trójka wyskoczyła z baru. Przy bramie zachodniej coś się działo. Pojawiły się wybuchy. W domach zaczęły zapalać się światła. Ludzie, którzy powybiegali z domów, zaczęli uciekać w stronę budynku Hokage. Sasuke aktywował Sharingan i zobaczył przy wejściu członków Akatsuki.

~Co do cholery?

Jego wzrok zarejestrował coś jeszcze. Przy bramie południowej też były zamieszki. Po chwili zastanowienia spojrzał na bramy północną i wschodnią. To samo.

-Okrążyli nas. Chodźcie do Tsunade!

Sai i Naruto pokiwali głowami i ruszyli za Uchihą.

W gabinecie spotkali Shikamaru, Ino, Choji'ego, Lee, Neji'ego, Tenten, Kibę i Shino.

-Dobrze, że jesteście. Zostaliśmy zaatakowani przez Akatsuki. Shikamaru, Choji i Kiba udacie się do bramy wschodniej. Tenten, Neji i Shino do północnej, zaś Naruto i Lee do zachodniej dołączy do was Kotetsu. Sasuke, Sai wasza jest brama południowa. Idziecie z Izumo. Jak to będzie możliwe wyślę wam ANBU. Ino leczysz rannych! Jasne?

-Hai! - Wszyscy zgodnie odpowiedzieli.

-Musimy... - Sasuke nie słuchał, lecz patrzył przez okno, które było na wprost bramy zachodniej, która teraz wyglądała jak wieża wartownicza. Tsunade po chwili spojrzała na nieprzytomny wzrok Uchihy. Zastanawiała się co mu się stało. Zerknęła w stronę, w którą był skierowany jego wzrok i zamarła. To "coś" należało do Akatsuki. To samo było na południu, północy i wschodzie. Nagle ze szczytów wież w niebo wystrzeliły promienie energii, by po chwili połączyć się i utworzyć półkulę.

Konoha była w pułapce.

*~*~*

Przez las szły dwie młode kobiety oraz podopieczna jednej z nich. W drodze były już trzeci dzień. Marsz do Suny zajął im stanowczo mniej czasu. Jednym z powodów był brak dziecka i szybkie tempo.

Każda dziewczyna myślała o czymś innym.

Hinata zastanawiała się co słychać u Naruto. Standard. Uważała, że Uzumaki nie zwracał na nią uwagi, tylko interesował się Sakurą. Ona nawet nie wiedziała jak bardzo się myliła.

Tsamugi również miała wiele zmartwień. Bała się, że jej nie zaakceptują, że znowu nie będzie mieć przyjaciół. Że będzie tak jak w Sunie. Westchnęła zrezygnowana.

Sakura zaś miała dziwne przeczucie. Szła z duszą na ramieniu. Wszystko wydawało jej się podejrzane. Może to za sprawą Deidary? Skoro o nim mowa to spotkała go jeszcze kilka razy. Ostatni raz:

"Sakura obudziła się w środku nocy. Przez godzinę przekręcała się to w lewo, to w prawo. W końcu nie wytrzymała i wyszła z pokoju. Jednak nim opuściła pomieszczenie to spojrzała za siebie. Hinata spokojnie spała, a w nią wtulona Tsamugi. Wyszła delikatnie zamykając drzwi. Korytarz był słabo oświetlony, ale na tyle, żeby widzieć schody. Niepostrzeżenie wyszła na dwór. Noc była piękna. Nie było zachmurzenia dzięki czemu widziała gwiazdy. Pięknie błyszczały. Postanowiła się przejść i pozwiedzać Sunę, gdyż jeszcze przed świtem ruszały do Konohy. Szła pomiędzy domami, mijała wiele sklepów, które oczywiście były zamknięte. Zaszła do parku. Posiedziała tam kilkanaście minut po czym stwierdziła, że należy już wracać. Miała się oddalać, lecz usłyszała lekkie uderzenie. Jakby ktoś uderzył się o gałąź. Wyczuliła zmysły. Faktycznie ktoś znajdował się na drzewie osiem metrów za nią. Nawet wiedziała kto. Uśmiech sam wpełzł na jej twarz. W jednej chwili znalazła się za blondwłosym mężczyzną. Ten stał oparty ręką o pień drzewa. Momentalnie spuścił głowę i wymamrotał do siebie:

-Cholera, wpadka.

Sakura zachichotała, po czym położyła dłoń na ramię Deidary.

-Co tu robisz?

-Nudziło mi się - powiedział mało przekonująco.

-A tak na serio?

-Eh... Chciałem się z tobą jeszcze raz zobaczyć. - Westchnął. - Sakura musisz uważać na siebie. - Obrócił się i spojrzał jej w oczy. - Dobrze robisz wracając już teraz do Konohy. Musisz się pospieszyć.

-Ale o co chodzi, Deidara?

-Proszę zaufaj mi - powiedział to takim tonem, że Sakurze zmiękły kolana. - Pamiętaj, ja i Hidan będziemy po waszej stronie.

Po tych słowach zniknął.

Sakura miała mętlik w głowie. Z niewiedzą ruszyła do hotelu. Gdy tylko przekroczyła próg pokoju, w oczy od razu rzuciły się walizki i szum w łazience."

Teraz szła jednak zdenerwowana i zirytowana. Nie lubiła stanu niewiedzy. Nie chciała czuć dyskomfortu.

Różowowłosa po przejściu kilku metrów uświadomiła sobie, że do Konohy został jeszcze jakiś kilometr drogi. Było ciemno, lecz blask księżyca oświetlał im drogę. Rozejrzała się po towarzyszkach. Obie wyglądały na wyczerpane. Sama chciała jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Nawet nie pofatygowałaby się do łazienki by wziąć prysznic. Nagle coś błysnęło w powietrzu. Zdezorientowana zatrzymała się. Hinata po chwili zobaczyła brak przyjaciółki. Odwróciła się, zaś Sakura cofnęła o trzy kroki. Pomiędzy liśćmi na niebie zobaczyła świecącą kopułę. Wyglądało to jak miska obrócona dnem do góry. Serce Sakury zaczęło bić szybciej. Jej źrenice rozszerzyły się. To COŚ było nad Konohą!!!!

*~*~*

-Chidori!!! - Krzyk Sasuke rozległ się przy bramie południowej. Młody Uchiha zniszczył kolejnego wodnego klona Kisame. Ciężko było z nim wygrać, gdyż miał on najwięcej chakry z całego Akatsuki. Po chwili niebieskoskórego zaatakowały malowane zwierzęta Saia. Był w wiosce niecały miesiąc, aż tu nagle ta wioska miała być zrównana z ziemią. Ledwo co odzyskał dom!

Nie!!! Nie pozwoli na to!

-Chidori Nagashi!!

Błyskawice ogarnęły część Konohy.

Brama zachodnia.

Deidara wraz z Hidanem i Painem rozpoczęli atak z bramy głównej. Blondyn czekał na odpowiedz moment, by zaatakować. Ludzie przed nimi zaczęli uciekać w popłochu. Jednak nie wszyscy. Przed nimi stało trzech ninja. Blondyn - dobrze znany Akatsuki oraz dwóch brunetów.

Pain z szyderczym uśmiechem chciał atakować, lecz stało się coś niespodziewanego.

*~*~*

Sakura zatrzymała się dwadzieścia metrów przed "bramą". O ile można było to tak nazwać. Bardziej przypominało to wieżę zbudowaną z gładkich kamieni. Wznosiła się na wysokość trzydziestu pięciu metrów. Była jedną z czterech, które otaczały Wioskę. Ich zadaniem było blokowanie wyjścia, jak i wejścia do Konohy. Było jasne, że ktoś ich zaatakował. Sakurze na usta cisnęły się pytania: kto? i po co? Jednak najpierw należało zburzyć wieże, czego skutkiem byłoby zniszczenie bariery ochronnej. Haruno odwróciła się do dziewczyn. Na pierwszym miejscu postawiła bezpieczeństwo uczennicy. Użyła znaków i przywołała Katsuyu.

-Witaj Droga Katsuyu. Proszę, wyświadcz mi przysługę. Zabierz Tsamugi do schronu. My z Hinatą spróbujemy zburzyć mur.

Katsuyu tylko kiwnęła głową i "połknęła" brunetkę. Była na tyle inteligenta, by nie pytać o co chodziło. Poczekała tylko, aż bariera zniknie. W tym czasie Hinata trochę się odsunęła, zaś Sakura zaczęła biec w stronę bramy. W dłoni umieściła bardzo dużą ilość chakry i szybko uderzyła w przejście, wypuszczając skumulowaną energię. Uderzenie było tak silne, że rozwaliło mur od razu, powodując wzbicie się kurzu, duży podmuch wiatru i lekkie drżenie ziemi.

Brama południowa.

BUCH!!!

Wielki wybuch przy bramie zachodniej powstrzymał Uchihę od ataku na Kisame. Nie wiedział co się działo. W wybuchu nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie to, że razem z nim pękła bariera.

-Co jest do cholery? - zapytał cicho Kisame.

Uchiha sam chciał wiedzieć. Zdezorientowany spojrzał na Saia. Tamten uśmiechał się, co jeszcze bardziej zdziwiło Uchihę. Zmarszczył brwi. Sai widząc minę kompana powiedział: - Sakura wróciła.

Brama zachodnia.

Huk!

Wszędzie znajdował się kurz i dym. Od bramy poleciał duży podmuch powietrza i pełno małych kamieni. Naruto, który szykował się do ataku, zastygł i wycofał jutsu. Zobaczył również, że bariera nad Wioską znikła. Po chwili ujrzał bokiem do siebie stojącego Paina. Pył powoli opadał. Widział kątem oka towarzyszy szykujących się do ataku. Jego uwagę przykuło jednak coś na niebie. Zerknął tam i ujrzał jakby coś się odbiło. Pewien błysk. Później poczuł kolejne uderzenie i odleciał kilkanaście metrów dalej.

Gdy Sakura rozwaliła bramę, postanowiła zaatakować. Naprzeciw siebie poczuła ogromne pokłady chakry w tym dwie nieznane. Postanowiła zaatakować jedną z nich. Na szczęście Deidary i Hidana, był to Pain. Haruno podskoczyła wysoko do góry i spadła z ogromnymi pokładami chakry w stopie. Wybuch był potężny. Gdy tylko w niego uderzyła, szybko odskoczyła pod zawaloną bramę. W jednej chwili Pain znalazł się przy Sakurze. Uderzył w nią, ale ona była przygotowana na cios, dlatego zrobiła unik i sama zaatakowała. Pain uskoczył i wbił ją w ziemię. Z uśmiechem na ustach stanął koło drzewa. Gdy dym opadł, rudowłosy zobaczył, że było tam tylko drewno.

~Podmiana.

W tym samym czasie do Naruto podbiegł Deidara. Uzumaki zaczął formować Rasengan, jednak członek Akatsuki go powstrzymał.

-Naruto! Hidan pomoże ci walczyć z Painem. Ja i Sakura idziemy pomóc innym.

Naruto stał zdezorientowany. Nic nie rozumiał. Miał coś powiedzieć, gdy koło nich przeleciała Haruno i uderzyła w budynek. Uzumaki znalazł się od razu przy niej, ale nie on sam. Drugi blondyn od razu zrobił to samo.

-Sakurcia, nic i nie jest? - Naruto pomógł jej wstać. Na ramieniu miała lekką ranę, którą szybko uleczyła.

-Naruto. Idź walczyć. Ja i Deidara pójdziemy dalej. O.K.?

Naruto pokiwał głową. W tym czasie Hidan i Lee walczyli z Painem.

Białowłosy ciągle atakował Lidera Akatsuki.

-Hidan do cholery! Co ty robisz?!

-Mam już ciebie dosyć!!! Chcę wreszcie normalnie żyć! Teraz mam szansę. Ty mi nie przeszkodzisz w tym!!! - Białowłosy zamachnął się na Paina. Jednak chybił. Do walki włączyli się Lee i Naruto.

Przez ulice Wioski biegli Sakura i Deidara. Starali się pomóc tylu osobom ilu udało się. Oczywiście blondyn ściągnął płaszcz i schował, gdyż inaczej wywołałby niemałe zamieszanie. Zaś jego twarz nie była tak rozpoznawalna jak na przykład Uchihów.

Sakura leczyła rannych, a były członek Akatsuki wysyłał ciężko rannych i dzieci na glinianych ptakach do schronu. Tam też znajdowali się lekarze.

-Gdzie teraz? - zapytał Deidara, gdy w miarę opanowali sytuację. Sakura chwilę się zamyśliła.

~Żeby pokonać Paina należy uderzyć w jego słaby punkt.

-Czy Pain ma kogoś?

Deidara przytaknął.

-Konan. To jego dziewczyna.

-Gdzie jest?

-Przy bramie wschodniej.

Sakura uśmiechnęła się szyderczo. Już wiedziała jak go sprowokować. Zdenerwowany człowiek popełnia najwięcej błędów, dzięki którym jego przeciwnicy wygrywają. Zaczęła kierować się w wyznaczonym kierunku.

Przedzierając się przez zawalone budynki, spotkała Ino wraz z Hinatą, która zaraz po zniszczeniu, zabrała się do pomocy, mimo zmęczenia.

-Sakura!!! Kto to jest? - Krzyk Ino było chyba słyszeć w całej wiosce.

-Nie teraz! Najpierw mi powiedz, czy jest dużo rannych w innych częściach wioski?

-Tak. Ja nie nadążam ich leczyć, a Hinata jest zmęczona. Pomóż nam.

-Deidara będziesz transportował wszystkich do lecznicy. O.K.? - Zwróciła się do chłopaka.

Yamanaka spojrzała spod byka na blondyna.

-Ino! Nie czas na to! Musisz mi zaufać. Ja idę. A!! Właśnie. - Zwróciła się do towarzysza: - Dei stwórz mi dużego ptaka i daj mi swój płaszcz oraz kapelusz.

Mężczyzna niezrozumiale spojrzał na kunoichi, ale wykonał polecenie.

Po chwili Sakura stała już w stroju Akatsuki na białym, gigantycznym zwierzęciu.

-Do twarzy ci w tym - odezwał się blondyn i uśmiechnął się szarmancko. Sakura zaśmiała się tylko.

-Dobra Dei, a teraz jak nim się kieruje?

-Po prostu powiedz gdzie chcesz lecieć.

-No nad bramę wschodnią.

Ptak poderwał się do lotu, a Sakura pod naporem powietrza musiała zgiąć nogi. Szybowała teraz nad domami. Włosy schowała pod kapelusz, tak by nie było widać koloru. Gdy zbliżała się do celu, Sakura rzekła: - Podleć dużo wyżej.

Jak znaleźli się nad obiektem, osiemnastolatka skoczyła z ptaka. Wyglądało to jakby spadła. Leciała głową w dół.

W tej samej chwili Kiba, gdy tylko zobaczył płaszcz Akatsuki odskoczył na gałąź drzewa. Podobnie zrobili Choji i Shikamaru.

Konan stała zdziwiona zachowaniem mężczyzn, a była zbyt skupiona na nich, by wyczuć obcą, zbliżającą się chakrę. Gdy ta osoba była dwa metry na nią, dopiero zorientowała się, że coś jej zagrażało. W tej samej chwili, postać w płaszczu obróciła się, a pół sekundy później zrzuciła nakrycie.

Konan nie miała szans na to, by się bronić.

Nastąpił wielki wybuch.

Niebieskowłosa została zmiażdżona. Gdyby nie to, że walczyła kilka godzin, na pewno by zareagowała, ale liczne rany i wyczerpanie dawało o sobie znać.

Sakura z całym impetem uderzyła w Konan. Po chwili uskoczyła na gałąź drzewa. Nie była pewna czy dziewczyna przeżyła czy nie.

-Sakura! - Dobiegł do niej krzyk kolegi. To Kiba.

-Jesteście ranni? - zapytała nie odwracając wzroku od miejsca wybuchu. To pytanie automatycznie nasuwało się jej na usta.

-Shikamaru ma kilka ran - odezwał się tym razem Choji. Różowowłosa dobiegła do nich po czym przywitała się z uśmiechem. Chłopcy zdziwili się i pomyśleli, że to zasługa tego, że Uchiha wrócił. Po skończonym leczeniu odezwała się do Kiby: - Akamaru jest zdrowy?

-Oczywiście! - Wyszczerzył się.

Po chwili Sakura skupiła się i wyczuła czy serce Konan biło. Nic nie usłyszała. Uśmiechnęła się. Jednak tę chwilę spokoju przerwało...

*~*~*

Tsunade siedziała załamana w swoim gabinecie. Była bardzo zła za to, że nie mogła brać udziału w walce, w której już zginęło tylu niewinnych ludzi. Zastanawiała się czy z tym atakiem mieli coś wspólnego bracia Uchiha. Jednak po chwili odgoniła od siebie te myśli.

~Eh... Gdyby tak było, nie pomagaliby wiosce, a przecież kilka godzin temu osobiście wysłałam obu na front.

Westchnęła zrezygnowana. Nie wiedziała co zrobić, żeby pomóc Wiosce. Bała się, że mogli przegrać. Jednak miłym zaskoczeniem było rozwalenie jednej z wież. Na początku nie wiedziała kto to, lecz jeden członek ANBU doniósł, że to Sakura wróciła. Była zbawieniem dla nich. Zawsze to kolejny silny shinobi, który mógł im pomóc.

~Jak to się skończy, czas pokaże...

I co o tym myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top