38 Wszystko ma swój czas
Słysząc głos Paina, w Sakurze zagotowało się. Gdzieś w zakątkach umysłu liczyła na przedawnione informacje, jakie podali im porywacze. Nic bardziej mylnego. Dowodem tego była ich pozycja. Stała pośród gruzu zawalonego budynku wraz z przyjaciółmi, na przeciwko kogoś kto powinien już od jakiegoś czasu nie żyć. Faktem było, że jego ciała nie znaleziono, ale nie wątpiła w swoje umiejętności. Widocznie to było jej ogromnym błędem, za który teraz przyszło jej płacić.
Przesunęła lekko nogę w tył, by zmienić pozycję na bardziej stabilną. Miała przeogromną ochotę zerknąć na swojego chłopaka, ale byłby to nierozważny ruch z jej strony. Nie mogła tego zrobić przez silnego przeciwnika, którym był lider nieistniejącej już organizacji. Teraz Sakurze wiele rzeczy pasowało.
~Yamashito...
Użycie go jako wabika, późniejsze wykorzystywanie go do zdobywania informacji.
~Zadanie zabicia mnie...
Pozbycie się niewygodnego świadka – wysłanie go na misję samobójczą.
~Dodatkowo moja utrata wzroku... Zaczynam wątpić, że to był przypadek.
Atak na Konohę... śmierć Konan...
~Zemsta...
Sakura miała ochotę strzelić sobie w łeb. Była tak skołowana faktami, a jeszcze pozostawało tyle pytań bez odpowiedzi...
Haruno jednak wiedziała, że teraz nie czas ani miejsce na to. Teraz, należałoby się pozbyć przeciwnika.
Najpierw, postanowiła się mu przyjrzeć i osądzić jego poziom mocy. Teraz Sakura musiała być precyzyjniejsza i na pewno go zabić.
Jego fioletowe oczy przesuwały się po każdym z zebranych, na dłużej zatrzymując się na byłych członkach Akatsuki.
-Tak fajnie jest mieszkać w Konoha?
To było pierwsze pytanie, które przecięło ciszę panującą w pomieszczeniu. Skierowane było głównie do Itachiego, którego kiedyś Pain najbardziej szanował i cenił. Odpowiedział jednak Hidan.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. - Jego twarz przeciął zwycięski uśmiech, a plecy napięły się gotowe do ataku.
Wojownicy podzielili się na dwa obozy, w których „tych złych", było ze dwa razy więcej. Spora część, została zlikwidowana przez drużynę pod przywództwem Itachiego, a kilkunastu zginęło od uderzenia w ścianę.
Sakura dziwiła się tym shinobi, którzy wiedząc jak byli traktowani, nadal pozostawali wierni Painowi.
~Ten człowiek traktuje ludzi jak zabawki.
Nie zawahał się użyć tak potężnej techniki jaką była Shinra Tensei, mimo wiedzy, że przebywali tu także jego ludzie.
~On jest niespełna rozumu.
Sakura mimo takich myśli, pozostawała całkowicie skupiona, a jej umysł trzeźwy.
Nagle do ataku rzucił się Sasuke, czego Sakura się najbardziej obawiała. Nie wątpiła w siłę swojego mężczyzny, ale w moc przeciwnika również. Nabrała powietrza w płuca i ze zgrozą, patrzyła na jego atak. To był ten moment, który rozpoczął walkę. Przeciwnicy ruszyli do ataku i Sakura ponownie musiała się skupić, na tym co działo się tu i teraz. Nie mogła także ciągle myśleć o poczynaniach Sasuke.
Teraz została już tylko garstka ninja, ale ci byli bardziej wyszkoleni niż poprzednicy. Owszem, dla Itachiego, Hidana czy Temari to pestka, ale Sakura zamartwiała się o pomocników z Herbaty. Musiała zagwarantować ich przeżycie, a to mogło się okazać trudne. W końcu na głowie miała także towarzyszy, a w szczególności Sasuke.
Westchnęła i kątem oka ujrzała kolejnego przeciwnika, który zamierzał zaatakować ją od tyłu. Nie wiedziała kto to był, dlatego tylko szybko kucnęła, przez co ta osoba nadziała się na miecz shinobi, z którym zaczęła chwilę wcześniej walczyć Haruno. Dopiero gdy odskoczyła, ujrzała krwistą czerwień włosów i okulary. Zszokowana znalazła się pod ścianą i z niedowierzaniem, patrzyła na słaniające się ciało kunoichi.
Z jednej strony nie chciała mieć rywalki, która byłaby tak blisko z Sasuke – przynajmniej nie dziś. Ale z drugiej, nie chciała jej śmierci, nawet jeżeli wcześniej tak zapowiedział Sasuke.
Nie wiedziała, co czuł do niej Uchiha, ale na pewno nie żywił do niej aż takiej nienawiści, chociaż...
Sakura biła się z myślami, gdyż z jednej strony Uchiha zasugerował jej, że byłby z Karin, ale z drugiej kiedyś ją prawie zabił.
~Ciebie też kiedyś chciał zabić.
Ta niechciana myśl jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła.
Wojownik, który przeciął Karin, najwyraźniej się nie przejął jej śmiercią (którą Sakura potwierdziła, wyczuwając brak tętna) i wyjąwszy broń, skierował w jej stronę. Haruno popatrzyła na niego z powątpiewaniem, ale nie zlekceważyła go. Zamiast tego, utworzyła w lewej dłoni nóż z chakry, którym poderżnęła mu gardło.
Mając chwilę spokoju, rozejrzała się po towarzystwie szukając dokładnie kilku osób. W pierwszej kolejności, ujrzała dwóch pomocników z Herbaty, którzy całkiem nieźle radzili sobie w walce. Później dostrzegła Temari, która z miną godną wysłannika piekieł, walczyła z dwoma naraz. Hidana dostrzegła zaraz za przyjaciółką. Zarówno on i Idate walczyli jak lwy.
~Dwóch, Tem, Hidan, Idate... Piątka.
Zabrała się za poszukiwanie kolejnych osób. Odnalezienie Uchihów nie było problemem, zwłaszcza przy rozmiarach ich Susanoo.
Gdy wyszła zza wielkiego kawałka muru, ujrzała całą „świecącą się" trójkę, która zajadle walczyła z Painem. Nie martwiła się o nich, bo wiedziała, że dadzą sobie radę. Przynajmniej tak się pocieszała i poczęła liczyć od nowa.
~Dziewięć, dziewięć, dziewięć... ze mną dziewięć. Kogoś brakuje.
Dopiero przy drugiej próbie ogarnięcia sali zorientowała się, że tych z Herbaty było dwóch plus Idate.
~CHOLERA!!!
Zielone tęczówki, rozglądały się w poszukiwaniu szatyna. Sakurę ogarniała panika na myśl, że stracili kogoś. Rozglądając się po pomieszczeniu, przejeżdżała językiem po zębach, a palcami wybijała rytm na udzie.
~Tam!
Krzyknęła jej podświadomość, wyimaginowaną ręką pokazując na zwalisko gruzu. Otaksowała wzrokiem jeszcze teren i nie widząc zagrożenia, wybiegła w stronę poszkodowanego. Gdy tylko się tam znalazła, utworzyła medyczną kulę chakry, a drugą dłonią odrzuciła kawał betonu.
W „pomieszczeniu" było dość ciemno, a to przez zawalony sufit, na którym znajdowały się lampy. Jasnością były Susanoo i Kurama z Naruto oraz latarnie przy pobliskiej drodze.
-S-Sakura...?
-Nic nie mów. - Dopiero, gdy robiło się coraz ciemniej, Sakura uniosła wzrok ku górze. Okazało się, że bracia odciągnęli Paina i ich walkę na inny teren. Kobieta nie wiedziała, czy to było zamierzone czy nie, ale dziękowała im w duchu.
Gdy tylko mężczyzna był zdatny do walki, pomogła mu wstać i rozejrzała się za Temari. Kobieta siedziała koło jakiejś skały i trzymała się za brzuch. Sakura niewiele myśląc, zbliżyła się do przyjaciółki i postanowiła ją zbadać.
-Daj zerknę - powiedziała i odsunęła jasne dłonie kobiety. Temari jednak nie mogła się wyprostować przez ból w dolnej części brzucha. Haruno szybko utworzyła medyczną kulę chakry i zbliżyła do „rany". Ta ulga była jak ułaskawienie więźnia i dopiero po tym, szatynka mogła się wyprostować. Z uczuciem ulgi, położyła dłoń na ramieniu Haruno i zamknęła oczy. Nie wiedziała dlaczego poczuła ten rwący ból, ponieważ nie dostała w brzuch. Gdy Sakura wyczuła za pomocą chakry, co dokładnie było Sabaku, skamieniała. Nie ruszyła się nawet o milimetr, a tylko wzmocniła przepływ energii.
-Saki, już mnie nie boli.
-To tak dla pewności. Weź jeszcze zamknij oczy - wyszeptała stanowczo. Gdy Temari z pewnym ociąganiem spełniła prośbę, Sakura wezwała Katsuyu i umieściwszy ją na ciele przyjaciółki powiedziała: „Zabierz ją do Tsunade". Mieszkanka Suny tylko zdążyła otworzyć usta, z których jednak nic się nie wydobyło i zniknęła pochłonięta przez ślimaka.
Jeszcze oszołomiona Haruno, musiała aż przysiąść na skale. Nabrała duży haust powietrza i zamknęła oczy.
~Boże...
Nie miała jeszcze siły dojść do siebie, gdy koło niej znalazł się Hidan.
-Saki...? Wszystko w porządku? - Położył jej dłoń na ramieniu i pogłaskał delikatnie. - Źle się czujesz? Coś nie tak?
-Co...? Nie, wszystko w porządku. - Nabrała duży haust powietrza i wstała. - Jak wygląda sytuacja?
-Hmm... No w sumie to tak, że Itachi, Sasuke i Naruto ciągle walczą z Painem. Przyszedłem tylko spytać czy wszystko w porządku i też się zabieram za pomoc. Skurczybyk jest silniejszy niż ostatnio.
Haruno spojrzała nad ramieniem przyjaciela, gdzie stała czwórka shinobi z Herbaty. Nie chciała ich mieszać, w tak poważne konflikty jak na przykład z Painem, ale nie mogła też im zakazać walki. Spojrzała na Hidana całkowicie bezradna.
-Co mam zrobić? - wyszeptała płaczliwym tonem. Już dawno nie czuła się taka... bezbronna.
-Moim zdaniem nic. Powinnaś się teraz schować i czekać...
-Czyś ty...
-Będąc na polu bitwy – szybko wtrącił się jej w zdanie, wiedząc co chciała powiedzieć – będziesz dekoncentrowała mnie, Sasuke, Naruto i Itachiego. Każdy z nas martwi się o ciebie i Temari, wolelibyśmy żebyście stąd poszły. A propo, gdzie Tem?
-O nią nie musisz się martwić. Jest w całkowicie bezpiecznym miejscu. - Nie miała ochoty tłumaczyć mu wszystkiego, a widząc jego uniesione brwi, wiedziała, że do tego by doszło. - Co z chłopakami?
-Na razie wszystko idzie średnio. Nie mogę powiedzieć, że dobrze bo nadal nie udało nam się go pokonać, ale nie mogę też powiedzieć, że źle bo jeszcze żaden z nas nie został ranny.
-Jeszcze? - Zawyła łapiąc mężczyznę w stalowy uścisk. - Co to znaczy jeszcze?!
-Sakura łamiesz mi kości! Przejęzyczyłem się. A teraz puść.
Sakura spełniła jego prośbę z rosnącym uczuciem niepokoju. Chciała pójść walczyć. Przecież nie po to tyle trenowała, by teraz bezczynnie siedzieć. Sam Hidan powinien wiedzieć najlepiej do czego zdolna była.
-Sakura... Uważam, że najlepiej będzie, jeśli nie wtrącisz się do walki. Dla każdego z nas jesteś jak siostra – po chwili dodał – no prócz Sasuke i nie chcielibyśmy, by coś ci się stało.
-Ale... - Kobieta zamarła ze słowami „to moja misja" na ustach.
-Nie Sakura. To koniec dyskusji.
-To co mam robić?! - W końcu wybuchła z tej wszechobecnej niemocy.
-Usiąść w bezpiecznym miejscu... - Urwał patrząc z iskierką w oczach na Haruno. Mocniej ścisnął jej ramię. - Albo zorientuj się co i jak w okolicy - dodał wyjątkowo cichym głosem. Tak, jakby nie chciał, by „pomocnicy" się dowiedzieli. - Większość ludzi udała się do schronu, ale może ktoś jeszcze został. Przydałyby nam się informacje.
-Jakieś konkretne?
-Wszystko! Co tylko uda ci się uzyskać.
-Dobra to my pójdziemy... Ale obiecaj mi coś. - Stawiła warunek, który Hidan przyjął ze śmiechem. - Obiecaj, że przeżyjecie!
-Ma się rozumieć, maleńka. Uważaj na siebie.
I po tych słowach rozstali się. Sakura zbliżyła do mężczyzn, którzy cały czas przysłuchiwali się rozmowie między dwójką przyjaciół.
-Słyszeliście? Musimy poszukać informacji. Do roboty!
*~*~*
-Wysłałem Sakurę. Tak jak kazałeś - powiedział Hidan, gdy zjawił się koło Sasuke. Uchiha chciał pozbyć się Haruno z pola walki, a to akurat była idealna wymówka. A nuż widelec coś znajdzie. Dwa w jednym.
-KATON! - Usłyszał głośny krzyk brata, po czym w powietrzu pojawiła się ogromna kula ognia.
-Dobrze.
Mężczyźni przenieśli się na obrzeża wioski, gdzie mogli w spokoju walczyć. Nie musieli się martwić ani o cywili, ani o dziewczyny.
-A Temari?
-Nie było jej z Sakurą. Podobno jest w bezpiecznym miejscu. - Wzruszył ramionami by dodać: „nie wiem dokładnie co to znaczy".
-W porządku.
Uchiha uruchomił ponownie Sharingan i spojrzał na rudowłosego. Walka była dużo cięższa, ale to chyba dlatego, że Pain miał teraz jedno, a nie sześć ciał. I tą energię miał skoncentrowaną... Taka była teoria Uchihy. Nie miał zamiaru się jednak ani zagłębiać, ani wymyślać kolejnych, bo trudna walka nadal trwała. Itachi stał naprzeciw niego i zadawał brutalne ciosy.
Mimo, iż byli w pełni formy, to nadal ciężko im było zadać jakiś poważniejszy cios. Brunet zerknął na blondyna i widząc jego zaciętą minę, wiedział, że był zdenerwowany. Uzumaki był w gorącej wodzie kąpany i to pewnie przez brak jakichkolwiek sukcesów w walce spowodował, że rzucał się jak opętany. Zachowywał się jak bezmyślny gennin.
Uchihę to trochę denerwowało, bo nie dość, że musiał wymyślić jakiś sposób na Paina, to jeszcze uważać na przyjaciela.
Nagle na ramieniu Sasuke, pojawił się ślimak Sakury. Chłopak zmarszczył brwi bojąc się, że kobieta chciała ich sprawdzić i włączyć się do walki.
-Sasuke-kun? Tsunade-sama pyta czy przysłać wam posiłki?
~No tego to się nie spodziewałem... Tak czy nie? Czas na męską decyzję, Uchiha. Niech duma ustąpi! Nie możesz pozwolić, by ktokolwiek z twoich ludzi zginął.
-Tak. Ale...
Nim zdążył zadać pytanie, Katsuyu zniknęła i pojawiła się za nim jakieś dwadzieścia razy większa. Po sekundzie poczęła „wypluwać" z siebie shinobi, którymi między innymi byli Deidara, Shikamaru, Lee i jeszcze wielu innych.
~Więc moja odpowiedź, to tylko czcza gadka, skoro i tak miała już przyszykowany zespół...
-Jaki jest stan rzeczy? - Zadał racjonalne pytanie Nara, nim ktokolwiek walnął głupim tekstem.
-Pokonaliśmy wszystkich shinobi, którzy uczestniczyli w porwaniach. Został nam tylko Pain, który dowodził tym wszystkim.
Każdy z przybyłych spojrzał na pole walki, gdzie naprzemiennie walczyli Naruto z Itachim.
-Skurwysyn jest o wiele silniejszy, niż podczas ataku na Konohę.
-Dajcie mi chwilę... - powiedział Shikamaru i przyjrzał się walce. Za ten czas Lee podszedł bliżej i zagadał Uchihę.
-To może zanim Shikamaru wymyśli co i jak dasz mi się troch wyszaleć? - Spojrzał w czerwone niczym ogień oczy przyjaciela. Widząc kiwnięcie, z głupią radością wskoczył do walki.
-Ma jakieś słabe punkty?
-Ostatnim razem była to Konan. - Głos o dziwo zabrał Deidara, ale Nara go poparł. - W ten sposób ostatnio ich pokonaliście.
-Zgadza się.
Shikamaru przyłożył palec do brody i głośno westchnął. Obserwując walkę między przyjaciółmi a wrogiem, próbował doszukać się słabego, chociażby małego punkcika, który przechyliłby szalę na ich stronę. Uzumaki używał Rasen-Shurkienów, Itachi prócz Susanoo próbował spalić go Amaterasu, a Lee stosował swoją najlepszą broń – Taijutsu.
Nic jednak nie było w stanie złamać obrony jaką stosował Pain.
DO CZASU!
Podczas, gdy Itachi stał po przeciwległej stronie pola i patrzył na walkę, Naruto kucał bliżej Sasuke i łapał oddech, to Lee walczył tracąc ogromne pokłady energii. Już do walki miał włączyć się Sasuke, by sprowokować Paina do ukazania czegokolwiek, gdy stało się coś, czego połowa zgromadzonych nie ogarnęła, a przez co druga połowa doznała zawału.
Przed Painem pojawiła się Sakura, która jednym kopniakiem wyrzuciła ciało rudowłosego na wysokość kilkuset metrów. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, w powietrzu pojawiła się kolejna Haruno, tym razem jednak pięścią uderzyła brzuch mężczyzny, który pod wpływem siły opadł na dół, gdzie klon różowowłosej wbił go w ziemię.
Wybuch był przeogromny, a krater jaki powstał zmieściłby wszystkich mieszkańców Konohy.
Uchiha widział szok na twarzy brata, który tak jak on sam, nie spodziewał się takiego zwrotu akcji.
-S-S-Sa-Sakura-chan... - Stęknięcie Naruto, dotarło do Sasuke.
-Uuuuchiiiiihaaaa! Oszukałeś mnie!!!! - Jej głos zagrzmiał jak uderzenie pioruna i wszyscy shinobi nieświadomie napięli mięśnie, gotowi do obrony.
Sasuke wiedział jedno – Sakura była zła.
Uchiha wyprostował ramiona, gotowy do stoczenia słownej walki z ukochaną kobietą, gdy ciało Paina zaczęło się podnosić.
~KURWA!
No tak, każdy wystraszony zachowaniem Sakury, zapomniał sprawdzić co z przeciwnikiem. Sasuke pluł sobie w brodę za głupotę i rozkojarzenie. Miał ochotę przełożyć osiemnastolatkę przez kolano, gdyż to z jej winy się zapomnieli. W panice, zrobił pierwszą rzecz jak przyszła mu na myśl: przeniósł Haruno do innego wymiaru za pomocą Kamui.
Widział najpierw zdezorientowany, a później rozbawiony wzrok brata, który widocznie jako jedyny pojął, gdzie podziała się Haruno. Młodszy z braci zdawał sobie sprawę z tego jak wściekła teraz była Haruno, ale musiał ją zabrać w bezpieczne miejsce. A skoro jego plan się nie powiódł – musiał sam ją „wyparować" z placu boju.
Nagle koło Paina pojawił się Neji i Lee, którzy postanowili zaatakować, póki Pain był osłabiony. Gdy Sasuke to ujrzał, mało nie wpadł we wściekłość. Mieli taką okazję, taką wspaniałą chwilę na wykończenie dziada! Sakura, tak go rozproszyła, że przez chwilę myślał tylko o tym, by pozbyć się jej ze strefy zagrożenia. Nie przeszło mu nawet przez myśl, żeby zaatakować. Liczyło się tylko bezpieczeństwo Haruno.
Zdenerwowany obrócił się w stronę Shikamaru, który szukał wyjścia z tego kompasu.
-Nic mi do głowy nie przychodzi, Sasuke. Nic prócz wykończenia go, poprzez ciągłe ataki. Nawet on nie jest tak wytrzymały, by walczyć z nami w nieskończoność.
Brunet kiwnął głową i głośno westchnął. Nie widząc innego wyjścia uaktywnił Susanoo, którym zaraz zaczął nacierać. Teren był coraz bardziej zniszczony, ale nic poza tym. Ani Pain nie został ranny, ani shinobi z Konohy.
Sasuke po godzinie bezsensownej batalii, wrócił na poprzednie miejsce, gdzie podsunął pomysł strategowi.
-Shikamaru wiem jak można go osłabić, ale musiałbyś za pomocą swojej techniki całkowicie go unieruchomić.
Shikamaru kiwnął głową i rozejrzawszy się, musiał jeszcze coś wytłumaczyć koledze.
-Najpierw, trzeba odciągnąć od niego Naruto i twojego brata. Nie mogę pozwolić, by ktokolwiek z moich ludzi został ranny.
Uchiha kiwnął głową.
Cały plan mieli idealnie obmyślony, wystarczyło tylko odpowiednio rozłożyć siły.
Sasuke utworzył długi pręt z chakry i zaczął się zbliżać do Paina. Natomiast Shikamaru wypowiedział cicho: „Kagemane no Jutsu", po czym po ziemi zaczął sunąć jego cień, kierując się w stronę wroga. Itachi widząc co się święciło, zwrócił uwagę rudowłosego na siebie, również po to, by Uzumakiemu nic się nie stało.
-Naprawdę uważasz, że ta wasza organizacja długo by pociągnęła? Wszystko ma swój czas...
-Organizacja rosła w siłę, mieliśmy pod sobą cały Kraj, Itachi. A skoro mowa o czasie, to osobiście uważam, że twój i Konohy już nadszedł. Rozprawię się z wami.
-Jesteś idiotą, jeżeli tak uważasz.
-To się jeszcze okaże.
Podczas tej – zdaniem Sasuke – idiotycznej pogawędki, chłopak zbliżył się do Paina na tyle, by móc zaatakować. Machnął Narze, jako znak i po chwili były lider Akatsuki stał unieruchomiony. W pierwszej chwili nadeszło oszołomienie jednak wiedział, że to była tylko część czegoś większego. Shikamaru podniósł ręce do góry, podczas gdy Uchiha jednym sprawnym ciosem przebił ciało Paina.
Po podbródku mężczyzny spłynęła strużka krwi. Shinobi zaczął się śmiać, sądząc że to koniec ich jakże „wspaniałego" planu. Otworzył usta, by rozmówić się jeszcze z Itachim, nim zabije i jego, i jego brata, gdy Sasuke wzmocnił energię, która promieniami rozeszła się z miecza.
Ciało rudowłosego, zostało podziurawione jak ser. Itachi obserwując otoczenie doszedł do wniosku, że wszyscy stali wystarczająco daleko, by mógł użyć Amaterasu.
Po chwili ciało ich wroga spłonęło na wiór.
Każdy z zebranych, przyjrzał się uważnie otoczeniu jakby doszukując się ataku, ale nic takiego się nie stało.
-Yay!!!! Udało nam się! Jeeeeest! - krzyczał Naruto i unosił dłonie, w geście zwycięstwa. Po chwili do niego dołączyli Lee i Deidara, którzy byli niesamowicie uradowani z wygranej. Sasuke czuł ulgę, ale uczucie niepokoju nie opuściło go całkowicie – wiedział, że musiał porozmawiać z Sakurą.
-Sasuke? - To Shikamaru zwrócił na siebie jego uwagę. - Skoro śmierć Paina jest potwierdzona, wracamy.
-Idźcie. - Tym słowem, wzbudził zdziwienie zebranych osób. Itachi posłał bratu niezrozumiałe spojrzenie, Naruto podrapał się po głowie, a Hidan założył ramiona na klatce piersiowej.
-A Sakura? - Racjonalnie rzucił Neji.
-Muszę właśnie z nią porozmawiać. - Opanowanie jakim dysponował brunet, przyda się podczas ich „debaty".
-To nie czekać na was? - Zabrał głos Uzumaki, nie rozumiejąc za wiele.
-Nie. Niech Katsuyu przeniesie was do Konohy. Sakura skontaktuje się z Tsunade.
Shikamaru i Itachi kiwnęli głowami, jednak Naruto nie dawał spokoju.
-To przenieś Sakurę tutaj, wyjaśnimy jej wszystko i wrócimy razem.
Powstała martwa cisza, podczas której Sasuke nie odrywał wzroku od przyjaciela.
-A chcesz rozmawiać z wściekłą Sakurą?
-IDZIEMY! - Jego szybka odpowiedź, rozbawiła byłych członków Akatsuki. Całe zgromadzenie, w ciągu pięciu minut zniknęło z pola bitwy, a pojawiło się w Konoha.
Sasuke tymczasem, wziął głęboki oddech gotowy na bitwę. Postanowił to jednak zrobić po swojemu. Jeżeli ktoś tutaj był, mógł widzieć kłótnie kochanków czego Uchiha nie chciał. Sam za pomocą Kamui przeniósł się do wymiaru, w którym przebywała Sakura.
Niestety, jeszcze nie zdążył się zmaterializować do końca, jak poczuł potężny cios w brzuch. Wiedział, że była wściekła, ale nie na tyle, by go pobić. Brakło mu tchu, a jego nogi ugięły się pod nim. Nie sądził, że Sakura powali go na kolana – oczywiście nie licząc podrywu – i to wtedy, kiedy najbardziej się o nią zamartwiał.
-Coś ty sobie wyobrażał!!!? - Jej głośny krzyk, dotarł do jego uszu i podrażnił bębenki.
-Kochanie... - Próbował wstać i załagodzić sytuację.
-Nie kochaniuj mi tu! Do kurwy, jakim prawem mnie tutaj zabrałeś!!!? Dlaczego zrobiłeś mnie w chuja!!!? - Stojący już Sasuke zdawał sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Nie był w stanie jej przerwać, bojąc się, że to tylko pogorszyłoby sytuację. Nabrał powietrza w płuca i otworzył usta, widząc jak Sakura skończyła.
-Posłuchaj, zrobiłem to po to – starał się objąć ją ramionami, ale kobieta skutecznie unikała dotyku – byś ty była bezpieczna.
-JESTEM DOROSŁA I POTRAFIĘ O SIEBIE ZADBAĆ!!!!!
-Wiem, ale ja i tak się martwię...
-JESTEM SILNA!!!
-Wiem, już nieraz to udowodniłaś. - Sasuke obrał bezpieczną strategię, jaką było potakiwanie.
-Byłam jedynym medykiem w tej bitwie!!!
-Wiem na co ciebie stać.
-I mimo to zniknąłeś mnie!!! - Wydarła się na niego. Była tak wściekła, że nie przejmowała się poprawnością swoich słów.
-Bo chciałem cię uchronić – powiedział i w końcu dorwał kobietę w swoje sidła.
-Nie doceniasz mnie!!!! ANI TROCHĘ!!!
Spokój Uchihy, był godny podziwu. Mimo jej krzyków, mężczyzna pozostawał spokojny. Wręcz przypominał mówiący głaz. Wyraz jego twarzy, nie zmienił się mimo wypowiadanych słów i obelg. Nie to co Sakura, która była tego całkowitym przeciwieństwem i jej twarz przecinały skrajne emocje, takie jak gniew, bezradność i złość. Miała nawet ochotę się popłakać.
-Nie widzisz we mnie kunoichi... - Wreszcie tamy pękły i przestała krzyczeć, a zamiast tego zaczęła szlochać. Sasuke westchnął, zastanawiając się czy wolał ją płaczącą, czy chcącą go zabić. Wtuliła się w ciepłe, ale brudne ciało bruneta.
Znajdując się w tym świecie, żadne z nich nie musiało się hamować. Sasuke przytulał kobietę do siebie, szeptał uspokajające słówka, nie martwiąc się, że ktokolwiek ich nakryje.
Stojąc na szarych klockach otaczała ich jasna szarość, która chyba na kobietę działała kojąco, bo ta powoli się uspokajała.
-Widzę, kotku widzę. Gdyby tak nie było, nie zostałabyś wysłana na misje. - Gdy uniosła głowę, oczy miała przekrwione, a nos zasmarkany. Ale to w żaden sposób, nie przeszkadzało Sasuke w pocałunku. Mimo iż jej misja trwała zaledwie kilka dni, to wystarczyło, by oboje zatęsknili za sobą. - Mówiłem kiedyś, że jesteś moją wojowniczką.
Haruno ponownie wtuliła się w mężczyznę, który czekał na całkowity spokój ze strony ukochanej.
-Jak to wszystko się skończyło?
Sasuke wyjaśnił jej cały przebieg walki i określił stan shinobi.
-Także nikt nie został ranny. Przynajmniej w jakimś znacznym stopniu. Shikamaru miał rację, wykończyliśmy go przez ciągłą walkę.
-Shikamaru rzadko się myli... - wyszeptała i zmęczona zamknęła oczy. Płacz zawsze działał na nią usypiająco.
-Chodź, wracamy... - powiedział Uchiha i teleportował ich w miejsce walki. Haruno rozejrzała się po otoczeniu i dostrzegła wiele zniszczonych domów. Wtem sobie o czymś przypomniała.
-Hej! A gdzie jest Idate i reszta?
Sasuke trzymając dłoń na jej talii, spojrzał uważnie w zielone oczy.
-Nie wiem. Nie pojawili się od twojego przybycia - wytłumaczył i uaktywnił Sharingan. Zlokalizował ich koło statku, na którym przypłynęli. - A co chcesz im powiedzieć? - zapytał wyraźnie zaciekawiony.
-No przecież trzeba ich odesłać do Kraju Herbaty... No i powiedzieć, że Tsunade się z ich władcą skontaktuje. Przecież coś teoretycznie muszą dostać, nie?
*~*~*
-O BOŻE! - Prawie krzyknęła, gdy Uchiha w nią wszedł. Tak tęskniła za tym.
Kucała oparta o zagłówek w hotelowym pokoju. Uchiha jedną ręką podpierał się tak jak Sakura, a drugą muskał wilgotną kobiecość ukochanej. Znajdując się za nią, ocierał całym ciałem o jej mokrą skórę. Haruno, słyszała jego zasapany oddech tuż nad uchem. Jej ciałem wstrząsały dreszcze, mimo iż Uchiha dopiero zaczął.
-Sa-Sakura...
Kobieta jednak nie była w stanie odpowiedzieć, a tylko zacisnęła usta. Mężczyzna przyspieszał czując, że długo nie wytrzyma. Czarne włosy mieszały się ze sobą, gdy Uchiha przyssał się do skóry na jej karku. Haruno zaczęła coraz głośniej jęczeć, co tylko podnosiło libido Uchihy.
Jego palce działały coraz mocniej i intensywniej, ciągnąc kobietę na granicę wytrzymałości.
Sakurze udało się wypowiedzieć imię ukochanego, po czym orgazm objął jej ciało, napięte mięśnie rozluźniły się, a głowa opadła na poduszkę z głuchym jękiem. Sasuke czując uściski na penisie, sam długo nie wytrzymał i szczytował zaraz po ukochanej. Nie miał ani grama siły, ale zmusił się by wyjść z niej, położyć obok i przykryć kołdrą.
Z urywanym oddechem i obolałym ciałem, przyciągnął drobne ciało do siebie. Powieki Sakury były na wpół otwarte i Sasuke nie wiedział, czy kobieta w ogóle była przytomna.
-Jak się czujesz? - wyszeptał i zamknął na chwilę oczy.
-Wykorzystana – powiedziała i położyła dłoń na jego torsie, po czym oddała się w ramiona Morfeusza, który był tam pod postacią Sasuke.
Uchiha z głupim uśmiechem, pocałował mokre czoło i oparł o czarną głowę. Nie trzeba było długo czekać na sen.
Otworzył oczy, czując Saharę w ustach. Język przyklejał mu się do podniebienia, a ciało wręcz paliło. Przyklejona do niego kobieta, była mokra i to głównie od niej „emanowała" wysoka temperatura. Sasuke przekręcił powoli głowę w stronę Sakury. Był wyspany i pełen energii do działania. Złapał w palce czarne kosmyki, które jeszcze nic nie straciły ze swego koloru i przyłożył sobie do twarzy. Haruno ładnie wyglądała w czarnych, ale jednak brakowało mu tego różu. Musiał poprosić ją o ściągnięcie koloru.
Sasuke ziewnął i wstał z posłania. Było mu za gorąco, no i musiał się napić. Udał się więc do łazienki, w której temperatura była znacznie niższa. Nagi, oparł się o kafelki z cichym jękiem. Spojrzał przed siebie, gdzie czarne tęczówki sparował z odbiciem w lustrze. Widział to! Widział zmianę, jakiej dokonała Haruno w nim. Nie był już tym samym zimnym, oschłym, złym draniem co kiedyś. Martwił się o przyjaciół, dbał o mieszkańców wioski... kochał dziwną Haruno.
Posłał sobie uśmiech, po czym znalazł się pod prysznicem.
~Czas się zbierać...
Wszedł do pokoju i zastał Sakurę tak jak zapamiętał. Podszedł do okna, owinięty jedynie w ręcznik. Uchylił zasłony, za którymi Słońce było wysoko na niebie i otworzył okno, wpuszczając dawkę świeżego powietrza. Nie widział śmierci Karin, ale Sakura mu o niej opowiedziała.
~No i dobrze... Jakby nie zginęła, ja bym ją zabił. Tak przynajmniej się nie męczyła. No i w końcu mamy spokój.
Pomyślał Uchiha, nachylając się nad ukochaną. Przysiadł na łóżku i ściągnął z niej kołdrę. Od razu przed oczami, ujrzał ją z ich pierwszej wspólnej nocy. Też wtedy odbyło się to w hotelu.
Pamiętał to, jakby było to wczoraj i doszedł do wniosku, że kobieta z każdym razem jest coraz bardziej zachłanna. On i jego ciało, było tego przykładem. Jeszcze nigdy, nie był tak podrapany i zaczerwieniony. Miał ślady jej miłości, chyba na każdej części ciała. Nawet na pośladkach zostawiła odciski swojej dłoni. W pewnym momencie Uchiha był tak obolały, że dla bezpieczeństwa „zaproponował" inną pozycję.
-Sakura... Wstawaj.
-Grrr - wymamrotała. - To najgorsze na świecie słowo...
-Jakie? Sakura?
Kobieta w mig uniosła się i uderzyła chłopaka w ramię. Posłała mu wyzywające spojrzenie, w ogóle nie przejmując się swoją nagością.
-Yhm... - Potwierdził śmiejąc się. - Zbieraj się. Wracamy do Konohy.
Podniósł się z ziemi i ubrał wczorajsze rzeczy. Wolałby czyste ubrania, ale takowych nie mieli. Zastanawiał się na głos, ile zajmie im podróż, ale wtedy Sakura zaproponowała teleportację.
-Dla Katsuyu to nie problem.
Uchiha zgodził się i teraz, pozostawało im tylko zapłacić za nocleg.
Stojąc przed recepcjonistką, Sakurę zżerały nerwy. Kobieta robiła tak maślane oczy do jej chłopaka, że to aż mdliło.
~Dobrze, że Sasuke odszedł, bo ja się przez to zmieniłam. Strzeliłabym sobie w głowę, gdybym zachowywała się tak jak ona.
Sasuke bawił widok spiętej osiemnastolatki. Widział zazdrość, wypisaną w jej zielonych oczach, choć jej mina pozostawała strasznie obojętna.
-Dziękujemy za skorzystanie z naszych usług. Życzymy miłej podróży.
Haruno posłała mordercze spojrzenie recepcjonistce, która oczu nie odrywała od JEJ chłopaka. Postanowiła na pożegnanie, dać jej mały prezent. Tak, by Sasuke nie widział, skierowała strumień chakry w stronę jej rudej głowy. Nie było to nic niebezpiecznego, więc Sakura nie martwiła się o zdrowie kobiety, której na twarzy pojawił się wyraz ogromnego bólu.
Zadowolona z siebie Sakura, z głupim uśmiechem na ustach pożegnała się.
Sasuke dołączył do niej, zaraz po opuszczeniu i wcześniejszym zapłaceniu za hotel. Wiedział, że ten ból nie wziął się znikąd, sama mina Haruno była tego dobitnym potwierdzeniem. Objął ukochaną ramieniem i skierowali się na obrzeża wioski, gdzie wezwą medyczne zwierzę.
Całą drogę przebyli w ciszy, podczas której Sasuke uważnie obserwował otoczenie, jakby szukając przeciwników. Gdy znaleźli się poza ciekawskim wzrokiem mieszkańców tejże wioski, oparł się o drzewo i z fascynacją patrzył na Haruno, która nadgryzła kciuk, cicho wypowiedziała: „Kuchiyose no jutsu" i na ziemi pojawiła się niewielka ślimaczyca.
-Witaj, Katsuyu.
-O, Sakura! Dobrze, że cię widzę. Tsunade chciałaby cię widzieć jak najszybciej w wiosce.
-Właśnie po to cię wezwałam. Mogłabyś nas tam przenieść?
-Oczywiście. Nabierzcie powietrza.
Zwierzę powiększyło się do takich rozmiarów, że pochłonęło dwójkę shinobi. Ciemność szybko minęła i ustąpiła jasności, panującej w korytarzu w biurze Kage. Sakura poprawił strój i spojrzała na bruneta, ignorując siedzącą na ramieniu Katsuyu.
-Wchodzisz?
-Nie. Jak Tsunade będzie chciała mnie widzieć, to po mnie pośle. Wierzę, że to ty jesteś teraz ważniejsza.
-Pff, nie tylko teraz. - Obróciła się i położyła dłoń na klamce, gdy poczuła klepnięcie w pośladek. Ze złością wypisaną na twarzy, obróciła się gotowa skonfrontować się z ukochanym, ale jego już nie było.
-Wariat. - Bez pukania, znalazła się w biurze blondynki.
-Sakura!
-Witaj, Tsun. - Bez zbędnych ceregieli usiadła na krześle. Brązowe tęczówki, domagały się wytłumaczenia całej misji jak i jej nieobecności. - Jak szpital?
-Ty się o to nie martw. Sytuacja jest opanowana. Lepiej mi powiedz jak na misji? Ilu było przeciwników... no wszystko.
-Głównym wrogiem faktycznie okazał się Pain. Co pewnie wiesz. Wiedziałam, że porywaczy było sporo, ale nie spodziewałam się, że aż tylu – mówiąc to, wyciągnęła zwój, w którym zapieczętowane miała ciała. - Wszystkich, których udało mi się zebrać masz tutaj. Tylko uważaj gdzie będziesz ich przywoływała, bo niektóre ciała są... dość trudne do poskładania - wytłumaczyła i oparła się o krzesło.
Tsunade nie przerywała uczennicy, bo wiedziała, że i tak dowie się wszystkiego.
-Część kobiet jest w Konoha co wiesz, ale jest ich trochę w Kraju Herbaty. Tamci shinobi odrobinę nam pomogli, więc przydałoby się ich jakoś wynagrodzić. Wiesz o co mi chodzi. - Kage westchnęła i zamknęła oczy. - Dobrze, że przysłałaś nam posiłki, bo gdyby nie oni, to na pewno byśmy poległy. To pewne.
-Nie roztrząsajmy tego. Lepiej powiedz jak się czujesz?
-Zadziwiająco dobrze, dziękuję. Gdzie Temari?
-W szpitalu na badaniach. Nie pozwoliłam jej wyjść do twojego powrotu.
-Dobrze. Zaraz do niej zajrzę.
-Wynagrodzenie dostaniecie na dniach.
Haruno machnęła dłonią, nie martwiąc się o to.
-Jak Tsamugi?
-Jest teraz w szpitalu. - Sakurze pierwsze co przyszło na myśl to wypadek, ale zaraz odezwała się ta racjonalna część mózgu. - Shizune się nią zajmuje.
-Muszę jej podziękować.
Hokage kiwnęła głową i oparła się o fotel.
-Idę, Tsunade. Chcę załatwić kilka spraw, a ty tymczasem obejrzyj sobie zdobycze. Wszystko dokładnie wyjaśnię ci później.
-Dobrze, dobrze. Leć.
Sakura z cichym pożegnaniem, skierowała się do szpitala. W holu napotkała zdziwione spojrzenie sekretarki, której mimika zaraz zmieniła się na pogodną.
-Witaj, Sakura-senpai.
-Dzień dobry. Gdzie znajduje się Temari Sabakun?
-Sala sto dwadzieścia siedem.
-Dziękuję. - W mig znalazła się przy przyjaciółce, u której zastała Ino. W powietrzu unosił się zapach jedzenia, a sama pacjentka siedziała na kozetce ubrana w szpitalny fartuch z miną zabójcy.
-Po jaką cholerę tutaj jestem? - warknęła na powitanie.
-Cześć Ino. – Blondynka kiwnęła jej głową, jedząc sałatkę owocową. – Jak się czujesz?
-Wyśmienicie! Dlatego nie rozumiem po co tutaj siedzę! Jestem bezpieczna, do kurwy nędzy!!
-Nie denerwuj się, to po pierwsze, po drugie jesteś tutaj bym mogła cię dokładnie przebadać.
-Ale ginekolog mnie już badał.
-Nie denerwuj się! - warknęła Ino.
-Właśnie. - Temari wzięła dwa głębokie wdechy, po czym policzyła do dziesięciu.
-Dobra, już jestem uspokojona.
Sakura ignorując przyjaciółki, położyła dłoń na brzuchu kunoichi, a po kilku minutach absolutnej ciszy i wyczekiwania – złożyła jej najserdeczniejsze życzenia.
-Podejrzewam, że to czwarty tydzień, ale lepiej to zbadać u ginekologa.
-Mówiłam ci, że mnie już badał. A ty, w tej chwili nie powiedziałaś nic, czego bym nie wiedziałam wcześniej.
-Jak się czujesz?
-Kurwa dobrze! - Z kobiety, prawie że uchodziła złowroga energia, którą całkowicie ignorowała Ino.
-Uspokój się. Pytam, bo w takim razie wypiszę cię ze szpitala.
-Ooooo, nareszcie gadasz do rzeczy. - Księżniczka Suny wstała i nie patrząc na przyjaciółki, złapała ubrania przyniesione przez Ino i zniknęła w toalecie.
-Dlaczego pizdo, nie powiedziałaś o tak ważnej misji?! Uważam, że Tsunade-sama mogła wysłać także mnie jako wsparcie.
-Im mniej osób, tym lepiej. Nie porwaliby całej grupy dziewczyn. Pojedynczo, było większe prawdopodobieństwo złapania.
Yamanaka, zmierzyła Haruno wzrokiem.
-Nie byłaś jeszcze w domu, prawda?
-Nie. A coś się tam stało? - zapytała, a jej umysł podsuwał jej obrazy zdemolowanego mieszkania, poobrzucanego jedzeniem.
-Jesteś brudna.
Sakura przyjrzała się ciuchom, po czym machnęła dłonią. W tejże chwili z łazienki wyszła Temari, która rzuciła koszulę na łóżko, gotowa do wyjścia. Jej twarz emanowała ciepłem i radością.
-Był tu Shikamaru?
W pomieszczeniu zapanowała cisza, a zielone i niebieskie tęczówki spojrzały na ciężarną.
-Jeszcze nie.
-Idziesz teraz do niego? - zapytała Haruno, przetwarzając nerwową nutkę w głosie blondynki.
-Liczyłam, że mnie przenocujesz.
~No tak... Miłosierna Sakura...
-Nie żeby coś... zawsze jesteś mile widziana u mnie... ale nie powinnaś iść najpierw do Nary?
-PFF - warknęła o dziwo Yamanaka. - Nie bądź śmieszna, Sakura! To ona ma latać, za tym leniwym samcem? - Dlaczego Haruno miała wrażenie, że przez długie przebywanie, Ino nabierała cech Tem... - To Shikamaru ma do niej zajrzeć.
Sakura zignorowała wszelkie obelgi padające pod adresem Shikamaru i westchnęła.
-W takim razie chodźmy.
*~*~*
Sasuke zapukał do drzwi, ale nikt mu nie otworzył. Był tym zdziwiony, zwłaszcza słysząc głośne śmiechy z wewnątrz. Otworzył drzwi, chcąc wejść do środka. Napotkał porozrzucane buty i krzyki z salonu. Gdy stanął w drzwiach, ujrzał niecodzienny widok. Sakura siedziała oparta na dłoni i patrzyła znudzonym wzrokiem, na „śpiewające" Temari i Ino, które także dziko tańczyły do rytmu. Hinata cichutko siedziała w fotelu i tylko podśmiewała się z poczynań koleżanek, które patrząc na telewizor i płynące na nim słowa, śpiewały. Tenten siedziała na kanapie i ruszała się do rytmu z uśmiechem na twarzy. Sasuke nie wiedział, co było powodem tejże radości i dzikiej imprezy. Postanowił jednak, zwrócić uwagę kobiet na siebie. Przynajmniej jednej.
-Sakura...?
Śpiewające kobiety tylko obejrzały się, na stojącą w drzwiach postać i wróciły do „pracy" natomiast wezwana kunoichi, z radością i dziką satysfakcją znalazła się przy chłopaku.
-Co tu się...
Nie dokończył, gdyż został wypchnięty i usłyszał tylko trzask drzwi. Sakura szybko pociągnęła go kawałek dalej.
-Powiedz, że chcesz się przejść.
-Liczyłem na lepsze spędzenie czasu, ale widząc to oblężenie – zgadzam się.
-Świetnie! - krzyknęła i nałożyła buty oraz jesienną kurtkę. - Chodźmy.
Zdaniem Sasuke zachowywała się, jakby pragnęła się ulotnić z własnego domu.
-Nawet nie wiesz, przez co tam przechodziłam.
-A mogę wiedzieć, co się w ogóle stało? - Minęli kilka domów w ekspresowym tempie i dopiero wtedy zwolnili. Sasuke przyjrzał się zaróżowionej twarzy Haruno, która oświetlona w blasku latarń wyglądała oszołamiająco.
-Temari jest w ciąży.
Na to stwierdzenie uniósł brwi. Musiał złożyć gratulacje przyjacielowi. No i to opić.
-To grubo... I – nagle się zaciął, gdy coś do niego dotarło – to dlatego ją przeniosłaś do Konohy, prawda?
-Tak. Nie mogłam pozwolić, by cokolwiek się jej stało.
-Rozumiem, choć mogłaś się udać także z nią.
-Naprawdę znowu chcesz się kłócić? - warknęła zimno, na co Uchiha westchnął i przyciągnął ją do siebie.
-Oczywiście, że nie. Za bardzo cię kocham... - wyszeptał tak cicho, że Sakura z ledwością to usłyszała.
-Ja ciebie też... - mruknęła i przytuliła się mocniej.
-Wiesz co? - zapytał, patrząc w zielone tęczówki. - Skoro Shikamaru i Temari już coś zmajstrowali... to teraz nasza kolej.
Ta dam? Muszę Was ostrzec, żeby nie było krzyku i zgrzytania zębami! Kolejny rozdział będzie ostatnim. HS ma tylko/aż 39 części. Więc jutro lub pojutrze pojawi się epilog. Buźki <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top