35 Trzymaj się, Temari
#
Rozumiałam, że moja misja nie podobała się Sasuke, ale mógł chociaż udawać, że było inaczej. Już gdy tylko się obudził, jego nastrój dawał mi się we znaki. Był naburmuszony, a jego każde zdanie zawierało nutkę złości. Bałam się, że jego kąśliwy humor wpłynie na urodziny Naruto.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam naciągać na siebie wczorajsze, a właściwie dzisiejsze, ubrania. Szum dochodzący z łazienki mówił mi, że przez chwilę będę miała jeszcze spokój. Bo ileż można znosić humorki faceta. A to niby kobiety są nieznośne. Guzik prawda!!!
Wstałam w momencie, w którym Sasuke wyszedł z łazienki. Spojrzał na mnie przelotnie, a ja czułam się jak za starych czasów. Jego bezuczuciowy wzrok, trochę mnie zdołował. Nigdy nie lubiłam wracać myślami do tamtych czasów, ale teraz Sasuke aż się o to prosił.
-Mógłbyś mi zapiąć sukienkę? - zapytałam, siląc się na miły ton. Byliśmy ze sobą dopiero kilka dni i nie chciałam już się kłócić.
Zaczesałam włosy do przodu i czekałam. Czekałam zastanawiając się czy podejdzie, czy nadal będzie strzelał fochy. O dziwo, nie czekałam tak długo, jak na początku obstawiałam.
Chłodne palce chłopaka, spowodowały na mojej skórze dreszcze. Już myślałam, że odsunie się ode mnie i w końcu ubierze – ręcznik nie był częścią odzieży – gdy ten oparł głowę na moim ramieniu. Chłodne krople, spływały z jego włosów i kończyły swoją drogę, w mojej sukience. Głośno westchnęłam, po czym pogłaskałam chłopaka po policzku. Musiałam jakoś oderwać go od misji.
-Nie lubię, gdy jesteś ogolony.
Mocno mnie przytulił, a że nie był do końca osuszony, ja również zrobiłam się mokra.
-Lubisz, gdy chodzę zarośnięty? - Jego głos zawierał nutkę powątpiewania, której udało się przedrzeć przez obojętność.
-Yhm - mruknęłam, przekręcając się do niego przodem. - Nie lubię gdy taki jesteś, Sasuke. - Postanowiłam w jednej chwili, wziąć go na litość. - Przypominają mi się wtedy czasy... pierwsze... em, początki drużyny siódmej. Nie chc-
-Nie myśl o tym, Sakura - dodał, cały czas patrząc w dół.
-Jak mam nie myśleć, kiedy mnie ignorujesz.
-Nie ignoruję...
-Akurat. - Nasza rozmowa przerodziła się w szept. Dzisiejszego ranka, był gorszy niż wczoraj. Jakby dopiero teraz dotarło do niego to wszystko. - Daj spokój...
-W nocy, prawie nic nie spałem... - Jego oczy zawierały takie pokłady bólu, że miałam ochotę się popłakać. - Wtedy przemyślałem wszystko i...
Jego dech, przypominał mi oddech płaczącej osoby.
-I dopiero wtedy, dotarło do mnie jak wielkim zagrożeniem dla ciebie, jest ta misja. To... Wszystko! - Machnął rękoma, jakby chciał mi uświadomić, co jest dla mnie zagrożeniem.
-Przesadzasz, kochanie. - Widziałam jak na niego to działało. Za każdym razem, jak go w ten sposób nazywałam – widziałam to. - Dam sobie radę. Nie wierzysz we mnie?
Miałam wrażenie, że zaczynamy rozmowę od nowa. Że przez następną godzinę, będziemy wałkowali to wszystko.
-Wierzę Sakura, wierzę. Po prostu. – Objął mnie ramionami i złączył swoje czoło z moim. – Nie chcę cię stracić.
-Nie stracisz... Ciekawi mnie, jak Shikamaru to odebrał. Bo jeżeli tak jak ty, to pewnie już nieraz oberwał od Temari.
-Temari to ostra babka. Faktycznie mogła mu poprzestawiać parę kości.
-Uważasz, że ja nie potrafiłabym tego zrobić?
-Nie dorastasz mi do pięt - dodał z zadziornym uśmiechem. A ja już poczułam się lepiej. Tak jakbyśmy w końcu poszli o kawałek dalej. Miałam nadzieję, że Uchiha przestanie wiecznie narzekać na moją misję.
-Marzysz... - Musnęłam jego usta, czując dwie silne dłonie na pośladkach. Złapałam dłońmi za ręcznik, ale nie ściągnęłam go. Jeżeli teraz byśmy zaczęli możliwe, że nie wyszlibyśmy z tego pokoju. Odsunęłam się od niego, czemu towarzyszył głośny jęk Sasuke.
-Wiem, Sasuke jakie są moje możliwości.
-Dlaczego to kobiety, nie mogłyby porywać na handel?
Jego pytanie, wydało mi się na tyle idiotyczne, że parsknęłam śmiechem.
-Wtedy, nie musiałbym się martwić.
-Wtedy – dałam nacisk na to słowo – wysłaliby ciebie.
-Akurat wtedy byłoby to lepsze.
-Pewnie! - Załapałam za jego pośladki. - Pewnie nie wróciłbyś z tamtej misji. - Użyłam zgryźliwego tonu. - Za bardzo by ci się tam podobało.
-Heh. Skąd ten wniosek? - Jego uśmiech był zaraźliwy.
-Jesteś niewyżyty.
Nic nie odpowiedział na ten zarzut, tylko „przyssał" się do mojej szyi.
-Niewyżyty... He he.
-Chodźmy Sasuke. Już... - Zerknęłam na zegarek, mocno ciągnąc za czarne włosy. - Po drugiej. Reszta pewnie umiera... Trzeba uśmierzyć ich cierpienia.
-Mogli tyle nie pić.
-Sasuke... - Wytknęłam mu. - Ty piłeś tyle samo. Nie mów tak, bo następnym razem nie podam ci witaminek.
To prawda. Na takie sytuacje, miałam specjalnie przygotowane zioła i witaminy, które stawiały nawet po najgorszym kacu. Zaczęłam je przygotowywać dla Tsunade – przecież wszyscy wiedzieli, ile ta kobieta potrafiła wypić. I miałam przygotowane kilka dawek. Tak na „w razie w".
-Za bardzo mnie kochasz, żeby mnie tak skrzywdzić. - Posłał mi swój łobuzerski uśmiech, od którego uginały mi się nogi. Już chciałam powiedzieć, że krzywdzimy tych, których najbardziej kochamy, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Byłby to cios poniżej pasa.
-Może...
Stanąwszy przede mną, prezentował się idealnie. Teraz ubrany był w ciemne spodnie i białą koszulkę.
-Nie będzie ci za zimno? - mruknęłam ze zmarszczonymi brwiami.
-Nie. Na dole mam bluzę - powiedział i nałożył na mnie swoją wczorajszą marynarkę, która pachniała naszymi zmieszanymi perfumami.
-Chodźmy już.
Przekręciłam oczami. To ja na niego czekałam... Złapałam go za dłoń i w tym samym momencie, zaburczało mi w brzuchu. No cóż... dawno nie jadłam.
-Może najpierw, jakieś śniadanko? Albo prędzej obiad.
-Zjemy u mnie. Na pewno wszystko nie poszło.
#
-Jak to wszystko zjedzone?
Nie dowierzałam temu, co widziałam. Stoły były puste. Obmyśliłam więc, że to dziewczyny pochowały jedzenie do lodówki, by się nie zepsuło. BŁĄD. W domu nie było nic, co można by zjeść. Wszystko świeciło pustkami, począwszy od półmisków, przez garnki po lodówkę i zapasy w szafkach. Wszystko co nadawało się do jedzenia, zniknęło. Stałam z rozdziawioną buzią i przypatrywałam się Hinacie, która zaróżowiona tłumaczyła się. Właściwie to tłumaczyła wszystkich.
-Część z chłopców – głównie Choji – zjedli po trochę wszystkiego, gdy budzili się. Wiesz...
-Kac morderca, nie ma serca - powiedział siedzący w kuchni Kiba. Prócz niego byli tu także: Choji, który przysypiał na stole, Shino – oparty o parapet i Itachi, który już pił kawę i posyłał mi uśmiechy.
-Nie złość się Sakura - dodał. Jego ton był zawsze... taki przyjemny dla ucha. Miły i delikatny, a przy tym męski.
-Nie jestem zła, tylko głodna... - wyjąkałam, łapiąc się za brzuch. Taka była prawda. Kochałam jedzenie, a nie miałam teraz co zjeść. BA! Nikt nie miał co jeść.
-Chodźmy. Zjemy na mieście. - Powiedziawszy to, poczułam jak byłam ciągnięta w stronę wyjścia.
-Czekaj, tylko zostawię im coś na polepszenie nastroju.
-Zjedli ci wszystko... Starczy im. - Posłałam mu zrezygnowane spojrzenie. Do rozmowy wtrącił się jego brat.
-Coś ty taki nie w sosie?
-Nie twój interes. - Znowu używał tego najzimniejszego głosu, za co miałam ochotę mu przypieprzyć. Dlaczego musiał być taki nieznośny?
Olałam go więc – chce niech się kłóci z każdym – i podeszłam do stołu, na który przyzwałam Katsuyu.
-Mogłabyś mi proszę, podać zwój z witaminami dla Tsunade?
Ta wypluła mi niewielki, szary zwój, z którego wyciągnęłam TYLKO dziesięć dawek substancji.
-Nie ma więcej? - Trochę mało.
-Nie. - Westchnęłam i odwołałam ślimaka.
-Trudno, będziecie musieli się tym podzielić. Ja nie mam czasu, ani chęci na robienie dodatkowych witamin.
-Ja nie muszę... - odezwał się Itachi, który siedział i popijał sobie spokojnie kawę.
-Ja też nie. - Poparła go Hinata. Westchnęłam z uśmiechem. Zerknęłam na uszczęśliwionego Kibę, który już chciał sobie to wstrzyknąć.
-Możemy iść?
-Nie musimy się dzielić. - Głos zabrał milczący dotąd Aburame. Spojrzałam na niego niezrozumiale. Wyglądał całkiem całkiem bez okularów i płaszcza. Jego brązowe oczy skierowały się na mnie. - W sumie nawet zostałoby, gdyby Itachi i Hinata nie wzięli tego. Nie liczysz przecież dzieciaków, nie?
A no tak! Zapomniałam... No i ja z Sasuke też odpadamy.
-Zapomniałam.
-Idziemy?
Doszedł do mnie, oschły głos z salonu. Przewróciłam oczami i nim wyszłam, usłyszałam jeszcze pytanie jego brata: - Co mu jest?
-Jakbym to ja wiedziała, Itachi...
Mruknęłam i wyszłam z kuchni, na korytarz. Nagle zorientowałam się, że ciągle paraduję w czerwonej sukience z wczoraj. Może wypadałoby się przebrać?
-Wiesz co... - Jego wzrok wydawał się taki... zaciekawiony i zagubiony jednocześnie – może poszłabym ubrać coś innego?
-Nie. Chodźmy już.
Nie chcąc robić cyrków, przekręciłam oczami i nałożyłam buty, które miałam na imprezie z mojej okazji... Te wysokie czarne koturny.
-Co ci się tak spieszy? - zapytałam i wyszłam z własnego domu. Nie ściągałam nawet jego marynarki. Dziwnie się czułam w takim stroju o tej porze dnia.
-Chciałbym już spokojnie usiąść i coś z tobą zjeść.
-Powiedz mi, dlaczego tak na mnie się wyżywasz?
-Wyżywam? Na tobie? - W tejże właśnie chwili, wydawał mi się skrzywdzony. - Nie zrobiłbym tego, Sakura.
-Ale to właśnie robisz... Tak przynajmniej się czuję - powiedziałam, gdy przeszliśmy kawałek. Pogoda nie była zła, słońce świeciło, ptaki śpiewały i nie wiał żaden wiatr.
Nagle, Sasuke mocniej mnie do siebie przyciągnął i objął ramionami, tak że musieliśmy się zatrzymać.
-Nie chcę się po prostu tobą dzielić. Chcę... chcę...
-Sasuke. Może nie myślmy, o tej misji i póki co... korzystajmy.
Posłał mi słodki uśmiech. Szybko postanowiłam walnąć jakąś ripostą.
-Dlaczego mam wrażenie, że myślisz o czymś nieprzyzwoitym? - Jego kącik ust uniósł się, po czym dał mi szybkiego całusa.
-O tobie, myślę tylko nieprzyzwoite rzeczy. - Na potwierdzenie tych słów, ścisnął mój pośladek. Odepchnęłam go ze śmiechem i wystawiłam język.
-Chodźmy jeść.
-Cały czas, ci to powtarzam. - Wytknął mi z fochem. Przybliżyłam się do niego napierając mocno, tak by stracił równowagę – choć odrobinę – i załapałam go za ramię.
Nagle stanęłam zamurowana.
-Nie wzięłam pieniędzy.
-Ja zabrałem - dodał i ruszył dalej, ciągnąc mnie za sobą. Skoro chciał mi stawiać obiad – proszę bardzo.
Już po chwili, stanęliśmy przed jakimś barem z jedzeniem. Nagle wpadłam na pomysł.
-Chodźmy na ramen.
Uchiha głośno jęknął, co w ogóle nie było do niego podobne.
-Zamieniasz się w Naruto, czy jak?
-A ty w Ino? Marudzisz jak ona.
-Nie chcę iść na ramen, bo ten debil pewnie w najbliższym czasie nas tam zaciągnie. - Całkowicie zignorował moją wypowiedź.
-Jak chcesz... - powiedziałam i ścisnęłam jego dłoń, gdy przepuścił mnie w drzwiach.
Ciepły podmuch i zapach jedzenia uderzył we mnie, gdy tylko przekroczyłam próg. O BOŻE!!!!!!!! Ale ja byłam głodna.
-Ładnie pachnie, prawda? - zapytał stojąc tuż za mną i napierając na moje ciało. Nie przejęłam się tym, tylko chciałam usiąść i coś zjeść. Rozejrzałam się w poszukiwaniu wolnego stolika, co było łatwe przez niewielką liczbę klientów. Widziałam, jak kilka osób patrzyło na mnie, ale widząc mój wzrok zaraz spoglądali gdzieś indziej. Pociągnęłam Sasuke w róg knajpy, zaraz za parawanem. Z uśmiechem zajęłam wolne miejsce, ale Sasuke kazał mi się przesiąść.
-Dlaczego?
Było to co najmniej dziwne. Stąd miałam idealny widok na całą... no może nie całą, ale na większą część pomieszczenia.
-Bo chcę mieć wszystko na widoku... Muszę mieć wzgląd na... pewne sprawy.
-Dlaczego mam wrażenie, że chcesz się porozglądać za kelnerkami w spódniczkach? - Zmarszczyłam brwi, ale zmieniłam miejsce. - Może jedna już wpadła ci w oko? - dodałam z grymasem. Nie oddam Sasuke. On jest mój!
-Pff... W życiu nie słyszałem większej głupoty. To ciebie muszę pilnować. Mogłaś faktycznie się ubrać mniej... wyzywająco.
Nie skomentowałam tego. Nie wiedziałam jak. Sam chciał szybko wyjść, choć próbowałam się przebrać. Sam kazał mi to ubrać. BA! Sam mi to kupił.
Założyłam ramiona, na klatce piersiowej i spojrzałam na niego spod byka.
-Jesteś dzisiaj taki...
-Pociągający.
-Irytujący. - Uniósł kącik ust na tą uwagę. - To moja rola. - I nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jego usta zacisnęły się, a wzrok ciskał pioruny. Poczułam jak jego nogi, zaciskają moje do wewnątrz.
-Jak długo, masz zamiar mi to wypominać?
-Tak długo, jak długo jeszcze będziesz taki zgryźliwy. Mówiłam, wrzuć na luz.
Nagle koło nas pojawiła się kelnerka, która była dosyć ładna. Przyznaję, ale postanowiłam nie okazywać mojej zazdrości. W sumie nie było o co, bo Uchiha ciągle na mnie patrzył, a ja nie chciałam wyjść na idiotkę.
-W czym mogę służyć? - zapytała miłym tonem nas oboje. Dobrze, że mnie nie ignorowała... Ja bym jej dała.
-Co byś zjadła?
-Nie wiem. - Spojrzałam na szatynkę. - Cokolwiek.
-Danie dnia. Dwa razy. - Jak zwykle sucho i szczegółowo.
-Poprosimy. A podają tu państwo kawę? - zapytałam ze szczerą nadzieją.
-Owszem. Dwa razy?
-Tak.
Gdy tylko od nas odeszła, położyłam głowę na stole podpierając się na podbródku.
-Wyglądasz jakby cię nadal trzymało. - Odchylił się na krześle i spojrzał na mnie poważnie.
-To z głodu... No i zmęczenia. - Na widok jego zmarszczonych brwi wyjaśniłam. - Spać mi po nocach nie dajesz.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech, ten zadziorny, ten który zawładnął moim sercem.
-Uwierz mi, że do misji nie prześpisz jeszcze wiele nocy.
-Zboczeniec - mruknęłam w ogóle nie zrażona jego słowami. HA! Miałam ochotę się nawet uśmiechnąć.
-Sama wczoraj zarzuciłaś mi, że jestem niewyżyty. Nie chcę byś kłamała.
Na początku cichutko się podśmiewałam, ale później wybuchłam śmiechem.
Wtem do naszego stolika, podeszła kelnerka z obiadem. Gdy tylko postawiła przede mną talerz, zaburczało mi w brzuchu. Nawet nie liczyło się, to, co na nim było. Grunt, że BYŁO. A zaraz koło posiłku znalazła się też kawa.
O BOOOOŻEEEEE...
Z uśmiechem, spojrzałam na ukochanego i posłałam mu buziaka.
-Masz bardzo dobry humor. - Zauważył ze śmiechem.
-To źle?
-Skądże. To świetnie.
Pokręciłam głową i zabrałam się za jedzenie. Było takie dobre. Nie spodziewałam się, że daniem dnia będzie sushi. Myślałam o czymś na ciepło, zimno się robiło już, ale nie narzekałam na obiad. Był smaczny.
I wtedy pomyślałam, że moglibyśmy tutaj skończyć urodziny Naruto. To nie byłby zły pomysł. Nie musiałabym robić nic do jedzenie, nie musiałabym sprzątać, nie musiałabym się martwić o... Właśnie. Pieniądze. Miałam odłożoną sporą sumkę, którą schomikowałam... Przecież nie kazałabym im się składać. To byłaby wiocha. Misje wysokich rang i praca w szpitalu, dawały niezły zysk. Z tego, mogłabym opłacić całe jedzenie. Musiałabym zapytać.
-Kochanie...
Usłyszałam Sasuke, którego ciepły oddech owiał mi skórę. Dopiero wtedy zorientowałam się, że nachylał się nad stolikiem.
-Mogłabyś nie odpływać. - Zmarszczył brwi. - O czym myślałaś?
-O tym... Że moglibyśmy tutaj, dokończyć imprezę.
Jego twarz pozostawała nieodgadniona, przez co nie wiedziałam, co sądził o tym pomyśle. Włożył do ust kolejną porcję sushi, nie spuszczające ze mnie wzroku. Ja nie przełknęłabym teraz nic. Tak bardzo chciałam poznać, jego zdanie w tej kwestii.
-Rozumiem, że wpadłaś na to, gdyż u ciebie odpada?
Pokiwałam głową i odłożyłam pałeczki na stół.
-A nie wpadłaś na to, że mogę u siebie zrobić ciąg dalszy...? Itachi na pewno nie będzie zły, Jugo i Suigetsu nie mają nic do gadania. - W jego ustach wylądował kolejny kawałek.
-No, ale co z jedzeniem? - Oparłam się o krzesło i zamknęłam oczy głośno wzdychając. Sam pomysł nie był zły, ale komu by się chciało teraz bawić w kuchni? Na pewno nie mi! Nikomu, biorąc pod uwagę kaca grasującego między nami.
-Moglibyśmy zamówić tutaj. Myślę, że w godzinkę lub dwie powinni się uwinąć.
Spojrzałam na niego, a później na jego talerz, gdy zjadł ostatni kąsek. Westchnęłam i zabrałam się, za swój obiad.
-Ale zobacz, że tutaj nie martwiłbyś się o sprzątanie.
-Ale nie wiadomo, o której tu zamykają. Zerknęłam na wolny stolik, po mojej lewej.
-Na siłę starasz się, mnie od tego pomysłu odciągnąć. Dlaczego? - Zadałam to pytanie w momencie, gdy chwycił pałeczkami za MOJE sushi.
-Ponieważ... W moim domu, w każdej chwili, moglibyśmy udać się do mojego pokoju.
Dodał i posłał mi, zadziorny uśmiech poruszając przy tym brwiami. Nie mogłam wytrzymać, musiałam się zaśmiać.
-Dzisiaj byliśmy u ciebie. Tym razem moglibyśmy... pospędzać czas u mnie. Zwłaszcza, że stąd bliżej jest mój dom.
Sasuke z kpiącym wyrazem twarzy przyglądał się mi, a ja miałam wrażenie, że zaraz spłonę pod tym spojrzeniem.
-Myślę, że powinniśmy o wszystko wypytać. Zobaczylibyśmy wtedy czy warto, czy jednak tylko jedzenie...
Kiwnęłam głową i rozejrzałam się w poszukiwaniu kelnerki. Zamiast niej jednak, w oczy rzucił mi się wysoki brunet, w białym fartuchu. Uniosłam szybko rękę i chyba dojrzał ją kątem oka, bo ruszył w naszym kierunku. Gdy tylko podszedł posłał mi uśmiech, po czym spojrzał na nasze talerze.
-Podać coś jeszcze? - Sasuke wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko wtrąciłam mu się w zdanie.
-Ja bym zjadła coś ciepłego.
Ciemne brwi wystrzeliły do góry.
-Może udon? - Głos kelnera był ciepły i uprzejmy.
-Co ty na to?
-No może być. Dwa razy - dodał swoim Uchihowatym tonem. Drażnił mnie w takich momentach.
-Proszę poczekać kilka minut. - Już się przekręcił bokiem, gdy wystrzeliłam jak z procy z tekstem.
-Proszę zaczekać...
#
Tydzień minął jak z bata strzelił. Urodziny Naruto były niezapomniane. No, przynajmniej do pewnego momentu. Z opowieści Sasuke wiem, że z Temari schlałyśmy się do nieprzytomności, a później musieli nas transportować. Pamiętałam, że rozmawiałyśmy o misji aż doszliśmy do tematu, jakim byli nasi „mężczyźni". Sabaku mówiła takie niestworzone rzeczy o Shikamaru, że aż trudno było to zaakceptować. Ale wierzyłam jej. No i na podobieństwo jego był Sasuke, który także... sporo się zmienił. Pamiętałam także jak następnego dnia „chorowałam". Boże, już dawno tak nie piłam. Tak, to idealne wytłumaczenie.
Przez kilka kolejnych dni, Sasuke... zajmował całą moją uwagę. Poświęcałam mu tyle czasu, że Naruto musiał się w końcu dopomnieć o swoją część.
„-Wiesz co, Sasuke!
-Co, Młotku?
-Podzieliłbyś się w końcu Sakurą-chan, dattebayo! - Jego bojowa postawa mnie rozbawiła. Już dawno, go takiego nie widziałam. Ale może to przez to, że go w ogóle nie spotkałam. Tak to prawda. Zaniedbałam przyjaciela i źle się z tym czułam. Jak nie byłam z Sasuke, to uczyłam Moegi i Tsamugi, a i jeszcze szpital... Dodatkowo te dziewczyny z porwania... To też nieźle dało mi w kość.
Ale właśnie to dało mi siłę, by iść w zaparte i nie zrezygnować z misji, jak polecał mi ukochany. Czasami, miałam go ochotę normalnie zabić. Tenten także była na mnie zła, za zbyt rzadkie wizyty... ale cóż mogłam poradzić?
-Nie mam zamiaru, Debilu.
-Sam jesteś Debilem, Kretynie!
I tak „rozmowa", która się toczyła trwałaby bez końca, gdyby nie to, że znajdowaliśmy się w szpitalu. Zdzieliłam jednego i drugiego, po czym kazałam im się wynosić. Te miny... warto było!"
Wieczorem przed samą misją, pofarbowałam włosy na czarno. Temari, która robiła wtedy za fryzjerkę, nie była zbytnio zachwycona. Ja na początku nie skojarzyłam o co chodzi, póki...
"-Kurde, Sakura! Te brwi zniszczą cały efekt! Nie wiem, co zrobić?
Siedząc na stoliku, przed lustrem, w niezamieszkanym domu Uchiha, przyglądałam się nowej sobie. Ciężko było mi zaakceptować nowy wygląd, który tak bardzo spodobał się Sasuke. Widziałam to w jego oczach, w lustrzanym odbiciu.
-Jest dobrze.
Powiedział, a ja zadrżałam. Tak będę tęskniła za jego spojrzeniem, którym potrafił mnie zwalić z nóg; za tym dotykiem, który powodował na moim ciele przyjemne mrowienie; za tym... za tym. No za całym nim!!!
-Nie! Te brwi rzucają się w oczy.
-Zwłaszcza, że są jasne... - Musiałam coś dodać. W końcu tu o mnie chodziło. - A ty co zrobisz?
-Ja będę używała kredki.
-To ja też! - Dlaczego ja na to wcześniej nie wpadłam. Nieważne było, jaka to kredka – do oczu, powiek... Grunt, żeby była czarna. Musiałam zakryć ten cholerny róż. - Poza tym – zaakcentowałam – będę miała grzywkę. - Wskazałam na nią palcem i uśmiechnęłam się. Teraz ja przejęłam pałeczkę.
-Jeszcze to... - Jęknęła, na co wystawiłam jej język. Siedzący na kanapie Shikamaru westchnął.
Temari cały tydzień, siedziała w Konoha. Myślę, że to dobry gest Kazekage, który pozwolił jej gdzieś wyjść i nic nie zadawać. Tsunade potrzebowała Nary. Myślę, że to dobrze, że była tutaj z Shikamaru. Biedak pewnie, by się podłamał, że nie mógł być z ukochaną w takim kryzysowym momencie. Albo to ja, tylko wyolbrzymiam. Może... Nie, to pewne! Faceci, nie lubili okazywać uczuć. Przynajmniej przez jakiś czas. Tak jak Sasuke...
Postanowiliśmy spędzić tę noc razem. Ja z Sasuke zajmiemy jedną sypialnię, a Shikamaru z Temari drugą... w najdalszym zakątku domu. Specjalnie wybraliśmy dzielnicę klanu Uchiha, gdyż nikt się tu nie zapuszczał. Mieliśmy gwarantowany spokój. Ja, Tsamugi i chłopcom powiedziałam, że idę do Sasuke, który to wcisnął bratu bajeczkę, że idzie do mnie. Nie tłumaczyłam się... Po prostu odpowiedziałam, gdy zapytali. I tak to było do przewidzenia. Cud, że nie padły żadne niekomfortowe pytania odnośnie misji... Chyba każdy zwrócił uwagę, na dziwne zachowanie Uchihy. No i te jego humorki... Uzumaki tak często wychodził z siebie, że bójki między tą dwójką były na porządku dziennym. Musiałam kilka razy interweniować. Sam Sasuke siedział teraz, ze śladem po uderzeniu na policzku. Nie chciał, bym leczyła Naruto, wobec tego nie leczyłam też jego, co raczył mi wypominać przy każdej okazji."
Z Temari postanowiłyśmy wyruszyć nad ranem. Im wcześniej tym lepiej. Zwłaszcza, że jaśnieje coraz później, przez co mogłyśmy łatwo paść łupem zbójów. Ubrane w najzwyklejsze, ciut szersze spodnie i bluzki z długim rękawem stanęłyśmy pod bramą. Hokage pomyślała o wszystkim, bo siedzący tu zawsze Kotetsu i Izumo zostali zastąpieni przez jakiś shinobi. Byli poinformowani o wszystkim, bo gdy tylko na nas spojrzeli, powrócili szybko do czytania jakiś dokumentów.
~Pomyślała o wszystkim...
Stojąca obok mnie szatynka, pociągnęła mnie w stronę wyjścia. Brąz Temari nie pasował, ale wolałam się nie odzywać. I tak miałam pełno zmartwień na głowie.
Nasze opaski shinobi zostawiłyśmy chłopcom. Niech oni ich pilnują. My narzuciłyśmy płaszcze, które także zakryły nam twarze i ruszyłyśmy w „świat". Okulary zasłoniły nam oczy i teraz pozostała kwestia aktorstwa. Ja, nie musiałam dużo udawać – wiedziałam jak to jest oślepnąć. To był duży problem dla Temari.
Przy bokach, miałyśmy torby z najpotrzebniejszymi rzeczami. Płaszcze chroniły nas, przed zimnymi powiewami powietrza, które starało się przedrzeć do naszej skóry. Pogoda była okropna. Było szarawo, przez co dobrze widoczne były wszechobecne chmury. Pogoda miała nas nie oszczędzać. Modliłam się o to, by jak najszybciej nas złapali. Przynajmniej oszczędziliby nam trudów podróży.
-Haruno. - Dotarł do mnie gniewny głos Temari. - Skup się, do cholery! Nie możesz zapomnieć jak się nazywamy.
Kiwnęłam głową i w myślach zaczęłam jak mantrę powtarzać swój pseudonim, który był zadziwiająco podobny do tego, którego używałam za czasów ANBU.
~Satsuki, Satsuki, Satsuki...
Zerknęłam na Temcie, o przepraszam, na Tomoko. Jej włosy wystawały spod materiału, ale nie rzucały się w oczy. Może dlatego, że brąz to taki neutralny kolor.
-Gdzie konkretnie idziemy? Nie znam tych terenów zbyt szczególnie.
-Uważam, że powinniśmy pójść na południe. Baza, w której byłam znajdowała się na północy od Konohy, a od kiedy wyszła cała ta sprawa, to zbyt ryzykowane byłoby się zapuszczanie w tamto miejsce.
-Ale to tam ciebie porwali i trzymali. Tam najlepiej byłoby szukać.
-Temari. Pamiętaj, my nie mamy ich szukać, tylko dać się złapać. A żaden cywil nie poszedłby w tamtą stronę, wiedząc co się tam ostatnio wydarzyło.
-W sumie... Racja.
I od tamtej pory, między nami zapanowała cisza. Ale nie była uciążliwa. Temari była na tyle mi bliska, że nie potrzebowałyśmy robić sztucznego tła, jakim była rozmowa. Myślałam nad tym, żeby przejść jakiś kilometr i zmienić kierunek na południe. Tak, jakbyśmy szły do jakiegoś miasta. A jako zwykli ludzie, musiałyśmy iść główną drogą. Bałam się, że zbyt szybko nas nie złapią, co tylko utrudniłoby naszą misję. Nie mogłam sobie pozwolić na kilka miesięcy poza wioską, z dala od bliskich. Miałam nadzieję, że trafimy na porywaczy jeszcze tego samego dnia, ale mogło to być nikłe. Nie mogłyśmy zbytnio wpłynąć na porwanie, poza zwykłą prowokacją. Musiałyśmy znaleźć jeszcze jakieś patyki, którymi „badałybyśmy" drogę. Tutaj, blisko Konohy, nie musiałyśmy się za bardzo starać z udawaniem, bo nikt o złych zamiarach się tu nie zapuszczał. Oni ogólnie unikali większych skupisk shinobi, więc Liść, Piasek i reszta wielkich wiosek także odpadała. Południe było na tyle bezpieczne, że nie musiałam się martwić o ratunek, który by spieprzył misję. Miałam nadzieję, że nie natrafimy też na bliskich znajomych, którzy włączyliby się w ratunek. Ta misja była na tyle tajna, że wiedziało o niej dosłownie kilka osób. Byli to: Sasuke, Shikamaru, Kankuro i Piątka Kage. Chociaż podejrzewałam, że poinformowanych zostało o wiele więcej osób, między innymi doradcy Kage, w tym Shizune oraz dodatkowe osoby. Myślę, że Tsunade powiedziała o tym także Kakashiemu. W końcu był najbardziej zaufaną osobą w wiosce. Przynajmniej w moim przekonaniu.
~Haruno!!! Skup się! Masz misję.
Odezwała się moja podświadomość, która stała teraz i posyłała mi mordercze spojrzenia. Faktycznie musiałabym się w końcu skoncentrować, bo źle to się dla mnie skończy.
-Jak myślisz... Powinnyśmy być razem?
-Tsunade powiedziała, że bezpieczniej dla powodzenia misji będzie, gdy nas rozdzielą. Ktoś, kto uważnie obserwuje poczynania wiosek... Mógłby coś wyczuć. W końcu od dłuższego czasu, nie ma w wioskach ani siostry Kazekage, ani uczennicy Hokage. Ktoś, kto śledzi poczynania wiosek... Może połączyć fakty.
-Racja.
-Ale znowuż dla nas, bezpieczniej byłoby gdybyśmy były razem.
Przyjaciółka kiwnęła głową popierając mnie.
#
Obudziłem się w pustym łóżku. Sakura musiała widocznie wyjść jeszcze jak było ciemno. Pytanie tylko, dlaczego nie obudziłem się? Przecież na ogół wystarczył niewielki szum, by mnie zbudzić. Przekręciłem się na drugi bok i głęboko zaciągnąłem się jej zapachem. Pomyśleć, że przez jakiś czas będę musiał się obejść...
~Oj Sasuke, miękniesz.
I co z tego? Mogłem mięknąć ile tylko bym chciał, póki w grę wchodziła Sakura.
Zerknąłem na okno, za którym szarzało. Ptaki śpiewały, nie zważając na pogodę. Co było dość motywujące, by wstać z łóżka. Taaak, wstać w łóżka i udać się do Hokage po misję.
Po wczorajszym, byłem dość obolały i nieżywy. Haruno wykorzystała mnie do cna. Przez głowę przeszło mi nawet, żeby zrobić sobie dzień wolny, za co od razu się skarciłem. Faktycznie, ze mną coraz gorzej.
Uniosłem się do siadu i postawiłem stopy na lodowatej posadzce. To miejsce... było dawno nieużywane. Bardzo dawno. Ale posprzątałem je! Już dużo wcześniej, miałem zaplanowaną tą noc. Wiedziałem, że chciałbym ją spędzić z Haruno. Podstawowym warunkiem była samotność. Shikamaru i Temari odpadali, gdyż sami się sobą zajęli. Problem stanowili nasi współlokatorzy. Byli na tyle upierdliwi, że nie warto było nawet przebywać w ich otoczeniu. Nie daliby nam spokoju, którego potrzebowaliśmy przed rozstaniem.
Nałożyłem na siebie jakieś ciuchy, po czym jak z procy wyleciałem w stronę wyjścia. Już chciałem opuścić budynek, gdy moją uwagę przyciągnął Shikamaru siedzący na werandzie i palący papierosa. Jak mógł popaść w tak trujący nawyk?
-Jak myślisz ile to potrwa?
-Mam nadzieję, że niezbyt długo. Wolałbym mieć pewność, że szybko wrócą.
Nie wiedziałem dlaczego, ale Nara był na tyle zaufaną osobą, że nie bałem się mu mówić niektórych rzeczy. Takich rzeczy, których Naruto bym na ogół nie powiedział. Chociaż i tak Uzumaki wiedział co nieco.
-Chodźmy lepiej.
Kiwnąłem głową i w ekspresowym tempie, znaleźliśmy się w centrum wioski.
-Idę do Hokage - odezwałem się, sam nie wiedząc dlaczego. Nara kiwnął głową i ruszył za mną.
-Też muszę się do niej przejść.
Wbiegliśmy do budynku Kage, obierając gabinet głowy wioski. Shikamaru zapukał, a po usłyszeniu „wejść" otworzyliśmy drzwi.
-Sasuke? Shikamaru? Co was do mnie sprowadza? - Wyglądała na realnie zdziwioną. Zamknąłem za nami drzwi, po czym zbliżyłem się do biurka.
-Chciałem prosić o misję.
Jasne brwi sanninki uniosły się ku górze, a dłoń ze szklanką opadła na blat.
-Na ogół, to Naruto przychodzi do mnie z tą prośbą... No cóż. Usiądźcie - mruknęła, patrząc na różne świstki i papierki. Jej grzebanie po tych wszystkich kartkach zajęło dobre kilka minut, nim usłyszałem to, czego oczekiwałem. - Jest misja rangi B do Kraju Skały. - Zerknęła na mnie znad papierów, czekając na moją reakcję. - Trzeba przetransportować jednego klienta. Musiałbyś się udać wraz z dwójką ludzi... W tym z medykiem. Pasuje?
-Pasuje, o ile nie pójdzie ze mną Naruto - odpowiedziałem.
-Naruto jest teraz zajęty... Jak ci się pracowało z tym medykiem Yoh?
~Yoh???
A no tak... Ten, który był z nami, gdy porwano Sakurę. Czy ja wiem.
-Nijak. Jest przeciętny. Nie mam wyrobionego o nim zdania.
-Może... O wiem! Mam wolną dwójkę ludzi. Co powiesz na Ino i Saia?
-Mogą być. Nie powinniśmy sobie nie poradzić - mruknąłem. Mogłem równie dobrze iść samemu. Co to dla mnie taka misja, ale skoro Tsunade uważa inaczej... Nie będę się kłócić z tak wybuchową kobietą.
-Idź po nich.
-Powinni być u Saia. Tam przynajmniej spędzają sporą część czasu - odezwał się milczący dotąd Nara. Kiwnąłem głową gotowy wyjść, gdy drzwi otworzyły się z hukiem, a sprawcą tego był nie kto inny, niż Głąb Numer Jeden w Konoha – Naruto Uzumaki.
-Nie zgadzam się!!!! Idę z Sasuke na misję, Babciu Tsunade!
No i wtedy się zaczęło. Już wiedziałem, że szybko stąd nie wyjdę.
#
-Nie wierzę!
Kolejny krzyk Temari, rozszedł się po lesie. Nie dziwiłam się jej ani trochę. Ileż można chodzić? Było już bardzo późno, a najlepszym tego dowodem była wszechobecna ciemność. Nogi nie bolały mnie nie wiadomo jak bardzo, ale nie chciało mi się iść dalej. Od rana zrobiłyśmy dwa postoje, z czego jeden trwał tylko dziesięć minut. Chciałam się już położyć spać. A nuż widelec, może ktoś pokusi się wtedy o porwanie.
Boże jak to zabrzmiało... Mało nie uderzyłam się dłonią po twarzy.
Dodatkowo to tempo! Nie lubiłam się wlec, a tak szłyśmy cały czas. Łącznie, ślimaczym krokiem, przeszłyśmy piętnaście kilometrów.
Rozumiałam to wszystko. Nasza misja zaczęła się już za bramą wioski – przecież do porwania, mogło dojść w każdym momencie. No i jeszcze pozostawała kwestia obserwacji. Gdyby ktoś faktycznie nas obserwował, to wiedziałybyśmy o tym, ale... przezorny zawsze ubezpieczony.
-Ja też już mam dość - dodałam, na wcześniejszy komentarz koleżanki. - Może chodźmy już spać...
-Eh. Tak będzie najlepiej.
I zgodnie ruszyłyśmy, w poprzek drogi. Dreptałyśmy między drzewami i krzewami, które ocierały się o nasze nogi, przeszkadzając nam. Kamienie powodowały, że kilka razy krzywo stanęłam, na co musiałam zakląć. Szłyśmy torując sobie drogę patykami, choć nie było aż tak trudno dostrzec kontury przeszkód. Gdy wreszcie ujrzałam polanę, odetchnęłam z ulgą. Wreszcie sobie usiądę.
-Rozpalamy ognisko?
Przystanęłam wgapiając się w plecy towarzyszki.
-Nie wiem czy powinnyśmy. Niby niewidomi funkcjonują normalnie, ale ognisko?
-Faktycznie...
Z tą decyzją położyłyśmy się koło siebie, gotowe zasnąć i jednocześnie przygotowane na atak. Gdy tylko Temari położyła się tak blisko mnie jak to możliwe, przytuliłam się do niej i wyszeptałam: - Jeżeli kogokolwiek wyczujesz, udawaj, że go tu nie ma. Tak samo jak ktoś się zbliży. Po prostu nie reaguj... Jakbyś oglądała film.
-Przecież wiem. Poza tym... Jak mamy załatwić tą misję? Zabijamy od razu?
-Wiesz co... Ciężko mi to powiedzieć.
Mruknęłam i oparłam się o jej bark.
-Chciałabym się dowiedzieć jak najwięcej rzeczy, a to niesie za sobą konsekwencje...
-Nie dam się im przelecieć, Sakura.
Cichy syk spowodował, że moje ciśnienie wzrosło.
-Ja też nie! - wyszeptałam. - Jeżeli będą próbowali pojedynczo... to zabójstwo, nie będzie problemem. Zawsze można się wytłumaczyć, że to zawał serca, omdlenie, wskutek czego zakrztusił się, lub coś podobnego. Martwi mnie bardziej, gdyby kilku z nich naraz próbowało się dobierać... - mruknęłam.
-Boisz się, że szybko zorientują się, że to ty i będą próbowali cię zabić całą grupą?
-Tak... Ale nie tylko. Zobacz, że tych co zabiłam, było kilkunastu... Nikt więcej się nie wtrącał... Więc są tak jakby niezależni od siebie. Czysty biznes, zero kontaktu... A ja chcę ich wszystkich zabić. Co do jednego.
-Rozumiem.
-Pozostaje jeszcze kwestia, „naszej" odległości. W razie czego, chciałabym się z tobą jakoś kontaktować, a to już może być problemem, gdyby akurat któraś z nas była... w opałach.
-To jeszcze obgadamy... Może zwierzęta... A może akurat będziemy zawsze razem.
Kiwnęłam głową i między nami zapanowała cisza, która nie trwała długo.
-Czujesz?
W pierwszej chwili nie skumałam, dopiero gdy wyczuliłam zmysły, dotarło do mnie, że niedaleko nas znajduje się kilkoro ludzi. Postanowiła się im przyjrzeć, z punktu widzenia mojej zdolności. Wszyscy z zebranych byli mężczyznami w wieku, od około dwudziestu do czterdziestu lat. To mogli być porywacze. Wyciszyłam chakrę delikatnie i udawałam, że śpię. Temari zrobiła to samo. Po chwili, wyczułam jak zaczęli się przemieszczać w naszym kierunku i mi ciśnienie się podniosło. Byłam podekscytowana podobnie jak Temari, która napięła mięśnie. Już nie chciałam się odzywać, żeby się rozluźniła, bo mogłabym spalić wszystko. Trzech z nich stanęło na gałęziach z kierunku, z którego przybyli, dwóch na ziemi na przeciwko mnie, a jeszcze trzech innych od strony naszych stóp. Sporo, ale nie stanowili na mnie problemu. Zwłaszcza, że nie miałam zamiaru z nimi walczyć.
Nagle za plecami Temari coś upadło. W ułamku sekundy, to wybuchło i zalała nas fala białego dymu, który był chyba gazem usypiającym.
Tak... to gaz...
Temari... Trzy-maj... się.
I jak?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top