32 Chcę cię w tym widzieć

#
Wiedziałam, że to się tak skończy! No po prostu wiedziałam... Nie ma co o tym więcej myśleć, kobieto! Zacznę myśleć i stanie się coś złego. Ja to wiem.

Nie otwierałam jeszcze oczu. W pomieszczeniu było ciemno, więc nie zamierzałam na razie wstawać. Lekko ruszyłam ręką i wtedy poczułam ciepłe i twarde ciało leżące na mnie. On tyle ważył, że zaczęłam drętwieć! Uniosłam szybko powieki i wtedy ujrzałam pokój skąpany w czerwieni. Zdezorientowana przeleciałam wzrokiem po całym pomieszczeniu i moją uwagę przykuło okno z zasłonami. Był już dzień. I to pewnie dość późno. Opuściłam głowę w dół i przyjrzałam się brunetowi, którego głowa leżała w zagłębieniu mojej szyi. Wtulił się we mnie grzejąc mnie niemiłosiernie. Jego spokojny oddech utwierdził mnie w przekonaniu, że spał.

A co ja miałam zrobić?

Przymierałam głodem. I pić mi się chciało. Ale bez pieniędzy i ubrań co ja mogłam?

Nic.

Odrzuciłam więc kołdrę wolną nogą, natomiast ramionami objęłam Uchihę. Czy coś więcej mi zostało?

~Mio!

Krzyknęła moja podświadomość, a ja zagłębiłam się w tę myśl. Ciekawe co się z nią działo? Mimo wszystko polubiłam tą młodą dziewczynę. Była odważna... ja nie potrafiłabym normalnie funkcjonować po tym... wszystkim. Jak ktoś mógł coś takiego zrobić? I to byli niby shinobi? Jakieś marne imitacje mężczyzn, którzy nie potrafili zarwać do kobiet, dlatego je porywali. Porywali i gwałcili.

Moja podświadomość warknęła cicho, jakby gotowa do ataku.

Boże! Aż żałuję, że mnie wcześniej nie porwali. Owszem pewnie wtedy bym jeszcze nie widziała, ale oszczędziłabym tym kobietom tego upokorzenia.

Hmm.

Ciekawe ile już kobiet powysyłali...? Sami mi przecież powiedzieli, że miałam należeć do... jak on miał na imię? Nazwali go jakoś tak Ya... Yooh? Ye-Yes...? Nie on miał jakość inaczej.

Yu-

Buddo!!!!

Otworzyłam oczy jak oparzona, gdy poczułam zęby bruneta na mojej wardze. Nabrałam duży haust powietrza i wygięłam się lekko w tył. Przede mną znajdował się Uchiha, na którego twarzy pojawił się subtelny uśmiech. Nie zawierał ani kpiny ani pogardy. Był po prostu... uroczy. Przełknęłam ślinę i spojrzałam w czarne niczym bezdenna otchłań oczy.

-Myślałem, że spałaś... - mruknął i przetoczył się na bok, ciągnąc mnie ze sobą. Leżałam teraz na lewym boku i „zajadałam się" włosami. Wyplułam kosmyk różowych pasemek i uniosłam się zbierając je wszystkie za siebie. Ponownie położyłam się koło bruneta, który dalej się uśmiechał. Boże co za zmiana.

-Nie spałam... dlaczego tak pomyślałeś? - Miałam ochotę położyć mu dłoń na policzku, ale nagle wydało mi się to dziwne. Przecież to Sasuke. Nie TEN Sasuke, ale... Ciągle trudno mi się przyzwyczaić do tego, że Uchiha okazywał mi uczucia. I to dość obficie.

-Miałaś zamknięte oczy i ruszałaś ustami jakbyś mówiła przez sen. Myślałem, że masz koszmar... postanowiłem cię obudzić.

Dał mi szybkiego całusa i przekręcił się na plecy, rozciągając przy okazji ciało.

Wtuliłam się bardziej w poduszkę i nakryłam kołdrą aż po samą szyję, by ciepło nie opuściło mojej przestrzeni osobistej.

Jakoś nie wiedziałam co powiedzieć. No bo co mogłam z siebie wykrzesać?

Wiesz Sasuke, to był wspaniały seks.

Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego...

Chcesz powtórzyć?

Za to ostatnie miałam ochotę uderzyć się w czoło. Moje rozmyślania przerwał niski głos Sasuke.

-Idę wziąć prysznic. Idziesz ze mną? - Posłał mi najbardziej gorące spojrzenie jakie kiedykolwiek widziałam. Ciśnienie mi wzrosło, ale...

-Nie chce mi się - mruknęłam i zamknęłam oczy.

-Haruno...

-Chciałbym się jak najszybciej znaleźć w wiosce, proszę. Idź się wykąp i...

-Hmm?

-Przydałoby się skołować jakieś ciuchy dla mnie... - dodałam nieśmiało i usłyszałam jak podchodził do mnie. Nie odwracałam się.

-Zaraz pójdę ci coś kupić.

Napuszyłam policzki i otworzyłam oczy.

-Gdybyś wczoraj nie-

-One i tak nie nadawały się do noszenia.

-Nieprawda! - Odwróciłam się do niego i usiadłam tak, że materiał spadł aż na biodra, a mnie otulił chłód. Zadrżałam i wtedy zorientowałam się, że Uchiha przyglądał mi się z tajemniczym uśmiechem. Uparcie wpatrywałam się w jego twarz nie chcąc spuścić wzroku na niższe partie ciała. Wolałam nie kusić losu.

-Taaaa? - Założył ręce na klatce piersiowej i spojrzał na mnie z tym wzrokiem mówiącym: jestem starszy, mądrzejszy i w ogóle... słuchaj się mnie.

-Tak - powiedziałam mocno i ujrzałam jak kącik jego ust podnosi się ku górze. Nagle parsknął i odwrócił się do mnie tyłem. - Jesteś niemożliwa, Haruno. - Wszedł do łazienki na co ja rzuciłam w niego poduszką trafiając w drzwi. Przez chwilę panowała cisza. Jednak zaraz klamka opadła, a ja jak ostatnia idiotka, padłam na łóżko i udawałam że spałam. W ułamku sekundy dostałam poduszką.

Czyli... jestem uziemiona!

Grr.

Co ja mogłam zrobić, zanim będę się mogła ludziom pokazać? Nie chce mi się spać. Ani kąpać. Wyjść nigdzie nie mogę... Dupa!

#
Szybko wycierałem ciało ręcznikiem. Nie widziałem sensu w siedzeniu pod prysznicem, biorąc pod uwagę fakt, że w pokoju przesiadywała naga laska. Aż na tą myśl uśmiechnąłem się. Właściwie cały czas miałem ochotę się szczerzyć jak ten debil. To wszystko wina Sakury. Ja nie powinienem tego robić, a ledwo się powstrzymywałem. Zrezygnowany pokręciłem głową i narzuciłem na siebie pobrudzone już ubrania. Sobie też muszę coś kupić. Szkoda, że nie mogę wziąć dziewczyny.

~Haruno mnie ubierająca... Interesująca myśl.

Wyszedłem z toalety i ujrzałem Sakurę, która z beznamiętną miną przypatrywała się drzwiom. Ręce miała na kołdrze, które przyciskały materiał do piersi by nie zsunął się przypadkiem. Szkoda. Zerknąłem na wejście jakby zaraz miał przez nie przekroczyć smok, ale nic za nimi nie wyczułem.

-Co się tak na nie gapisz? - Musiałem zwrócić na siebie jej uwagę, skoro sama tego nie zrobiła.

-Nudzę się po prostu - mruknęła i powoli skierowała swój wzrok na mnie. Jej mina była taka... obojętna. - Pójdziesz już?

-Mam wrażenie, że nie chcesz mnie tutaj - dodałem zaczepnie. Niechże wykaże jakąkolwiek reakcje.

-Uchiha!

-Na nic więcej ciebie nie stać? Haruno postaraj się.

-Spadaj - mruknęła i odwróciła głowę zamykając jednocześnie oczy. Powolnym krokiem podszedłem do łóżka, na którym usiadłem. Złapałem za jej dłoń i pociągnąłem ku sobie.

-Nie złość się, maleńka. - Jej mina przypominała rozgniewane dziecko, które nie dostało wymarzonych lodów. Miałem ochotę się roześmiać. Ponownie tego dnia. Powinienem się leczyć! To do mnie niepodobne. Złożyłem na jej ustach pocałunek czekając na ruch, ale nic nie zrobiła. Widocznie nie jej dzień. Oderwałem się od niej, patrząc ciągle w te zielone oczy. Nie zrobiła kompletnie nic. Zmarszczyłem brwi. - Co ci jest, Haruno?

-Nie wiem. - Położyła się na poduszce, ale nie podciągnęła kołdry, jakby była obojętna na wszystko co się dokoła dzieje. - Chciałabym już być w Liściu. Chciałbym spotkać się z tymi kobietami.

Jej mina stężała. Widziałem jak zaciska usta i ponownie wgapia się w drzwi.

-Po co?

-Żeby się dowiedzieć czegoś więcej. Oni nie byli jedyni.

-Haruno, co ty kombinujesz? - Położyłem dłoń na różowej głowie i lekko przeczesałem pasemka.

-Nic

-Wyczerpująca odpowiedź, nie ma co.

-Sasuke.

Powiedziała to takim tonem...  Z jednej strony wydawało mi się, że ma do mnie jakieś pretensje, a z drugiej, że prośbę. Westchnąłem, wiedząc o co jej chodziło.

-Idę już, idę.

Wstałem, złapałem w dłoń portfel i opuściłem hotelowy pokój. Miałem nadzieję, że szybko mi to minie.

NIGDY!

Nigdy więcej!

Zakupy to jakaś porażka. Jak sobie ubrania kupowałem nie było takich cyrków. Buddo. Co kogo obchodzi dla kogo kupuję te ubrania?! Powinny mnie zostawić w spokoju, do cholery!

Dla kogo pan kupuje? Dla dziewczyny? Narzeczonej? Może w czymś pomóc?

Eh! Myślałem, że je wszystkie tam pozabijam.

Dwadzieścia kobiet w sklepie, z czego cztery za ladą. Większość z nich albo się na mnie gapiła, albo...

Grr, aż mnie ciarki przechodziły, na myśl o tych idiotkach. Buddo, z kim ja muszę żyć na tym świecie? Wszedłem do pokoju, gdzie Sakura siedziała tak jak wcześniej. Nic się nie zmieniło.

O!

A jednak. Jej twarz rozpromieniła się gdy wszedłem. Już nie była tak beznamiętna jak przed moim wyjściem. Teraz nawet lekko się uśmiechała.

I nagle w moim umyśle pojawiła się myśl, że ucieszyła się tak nie ze względu na mnie, ale na ubrania, które jej niosłem. Wyrzuciłem tą myśl i zatrzasnąłem drzwi. Usiadłem na łóżku i podałem jej reklamówkę.

-Z czego się tak szczerzysz? Co mi tam takiego kupiłeś??

Warknęła i wyrzuciła wszystkie ubrania na kolana. Widziałem szok na jej twarzy, gdy zobaczyła pierwszą rzecz. Nie dziwiłem się, ale na to akurat wpadłem przed samym wyjściem.

-Sukienka?! - Jej zielone oczy skierowały się na mnie. Ścisnęła mocniej czerwony materiał i uniosła go wyżej. Odchyliłem się na łóżku i oparłem o zagłówek. Zgiętą wcześniej nogę wyprostowałem i położyłem koło nogi kobiety. - Po co ją kupiłeś? Wiesz jak niewygodne są sukienki i spódnice podczas biegu?

-A czy musimy biec? - Zmarszczyła brwi. - Nigdzie się nam nie spieszy... Czy jednak spieszy?

-Nieee!!!

-No widzisz... - Uwielbiałem ją denerwować. Jej mina była wtedy uroczo słodka, a mi na usta aż nasuwał się uśmiech. - Kupiłem ci też spodnie... Te chyba pasują.

Oglądała wszystkie ubrania, z miną mówiącą: zabiję cię. Tak przynajmniej odczytałem ją.

-Po co tyle tego kupiłeś?

-Ponieważ chciałem. Jestem egoistą, Haruno. - Na chwilę nie wiedziała o czym mówię, ale gdy dokończyłem myśl jej twarz zaczerwieniła się, do tego zagryzła wargę i spuściła wzrok. - Chcę cię w tym widzieć.

-Zboczeniec - mruknęła ze wzrokiem umieszczonym w podłodze. Uśmiechnąłem się, ale nie zrobiłem nic więcej. Wstałem, by jej więcej nie onieśmielać i odsłoniłem zasłony. Trzymając chłodny i delikatny materiał firanki, czułem Sakurę stojącą za mną.

Odwróć się!

Nie.

Odwróć się!

Raczej nie...

No odwróć się!

Nieeeeee.

OD-WRÓĆ-SIĘ!!!!!!!!!

I posłuchałem.

Niestety zamiast apetycznego, gorącego ciałka Haruno, przed twarzą ujrzałem fioletową bluzkę z głębokim dekoltem.

-Co to jest i dlaczego nie kupiłeś mi stanika?

Dlaczego nie kupiłem stanika??

Dlaczego nie kupiłem stanika.

-Zapomniałem.

Z naburmuszoną miną przycisnęła materiał do piersi. Już miałem coś odwarknąć. Ileż można narzekać? Ale jej rumieniec mi to wynagrodził.

-Jak ja będę wyglądała?

-Seksownie.

-Sasuke!!

-Co? - zironizowałem naśladując kobietę. Oparłem się o parapet i przyciągnąłem ją do siebie, gdy naciągnęła bluzkę.

-Wracamy?

Zamiast mi odpowiedzieć, pocałowała mnie.

Ooooo.

To podobało mi się.

-Tak. Wracamy... - Odwróciła się do mnie tyłem i ruszyła w stronę łóżka, na którym leżała reszta ubrań. Chwyciła czarny materiał spodni i obejrzała go dokładnie od góry do dołu. Spojrzała na mnie z uśmiechem.

-Kolor trafiłeś.

-A co ci się nie podoba w fioletowej bluzce, albo w czerwonej sukience?

-Albo w niebieskiej spódnicy albo w beżowym topie... – dokończyła za mnie, a ja spojrzałem na nią jak na idiotkę. Definitywnie chciała mnie zdenerwować. - Po co mi tyle tego?

-Myślałem, że już to przerabialiśmy.

-Eh. - Usiadła na niezaścielonym łóżku i nałożyła spodnie. Nie odrywałem wzroku od zgrabnego kobiecego ciała. Haruno teraz składała resztę ubrań i włożyła je z powrotem do torby. Zerknąłem na nią i dopiero po chwili, dotarł do mnie jeszcze jeden fakt, o którym zapomniałem.

~Cholera!

-Spokojnie... nie raz, nie dwa chodziło się bez butów.

Czyżby aż tak łatwo można było ze mnie odczytywać? A może to Haruno mnie tak dobrze już poznała. Westchnąłem i odepchnąłem się od parapetu.

-Nie o tej porze roku.

-Jest ciepło - podała jako swój argument.

-Jest jesień.

Przekręciła oczyma i zbliżyła się do mnie.

-W Wiosce pojawimy się raz dwa. Biegiem...

-Nie, Sakura. To moja ostatnia decyzja. Pójdziemy ci kupić jakieś buty, a do Liścia wrócimy spacerkiem. Wystarczająco, że musiałaś z nimi walczyć. I tak jesteś osłabiona, najpierw utrata wzroku, później te zabiegi, a w końcu to pierdolone porwanie. Nie będę narażał ciebie na kolejne zagrożenia, gdy możemy spokojnie wrócić do Konohy. - Widząc jej zbulwersowaną minę, dodałem: - Nigdzie się nam nie spieszy, Haruno.

-Jesteś niemożliwy.

-I to we mnie kochasz. - Puściłem jej oczko i uśmiechnąłem się. Zarumieniła się słodko i odpuściła. Odwróciła się i skierowała w stronę drzwi. Szybkim ruchem, złapałem katanę i przełożyłem ją sobie za plecami. Z kieszeni wyciągnąłem jeszcze kluczyk i zamknąłem drzwi. Haruno już pognała do przodu. Musiałem nadrobić trasę podbiegając do niej.

-Obrażona jesteś?

-Nie, dlaczego?

Zapytała, gdy schodziliśmy po schodach. Jej mina faktycznie wyrażała zdziwienie, a może ona tak dobrze grała? Nieee. Po co Sakura miałaby oszukiwać mnie? Właśnie... Jeżeli Haruno miałaby do mnie problem, to na pewno nie szczędziłaby w słowach. Tymczasem wydawała mi się jakaś taka... inna. Zmarszczyłem brwi. A może za szybko... Może powinienem trochę jeszcze poczekać? Ale wczoraj była chętna, więc...

-Sasuke.

-Hm?

-Nie przejmuj się tak... - Położyła dłoń na moim policzku i delikatnie go pogładziła. Staliśmy na drugim schodku od dołu. Z tego miejsca, kątem oka widziałem jak ktoś kręcił się w recepcji. Ciekawe czy to nie ten gościu z wczoraj. Właśnie... Sakura nadal nie wiedziała jak nazywał się ten hotel.

-Powiedz mi co cię martwi? Chciałbym wiedzieć.

Zamknęła oczy i zabrała dłoń. I nagle jakby opuściło mnie całe ciepło.

-Jestem po prostu zmęczona...

-Czym? - zapytałem nie bardzo rozumiejąc sytuację. Złapałem ją za dłoń kiedy zbliżaliśmy się do lady.

-Wszystkim. - Odchyliła głowę ku górze i po chwili spojrzała na recepcjonistę, którym okazał się ten sam gościu z wczoraj. Spojrzałem na niego spod byka, gdy na dłużej zawiesił wzrok na mojej towarzyszce. - Dzień dobry.

-Witam...

~Wara mi od niej!!!!

Mało nie warknąłem zły na tego facecika. Mocniej ścisnąłem dłoń kobiety, po czym ją puściłem. Położyłem kluczyk na ladzie.

-Wymeldowujemy się. Pokój na nazwisko Uchiha.

-Rozumiem.

Wczoraj trochę się jąkał, ale dzisiaj trzymał fason. Pewnie przez obecność Sakury, która nachyliła się w stronę chłopaka, gdy ten akurat coś wpisywał do księgi. Jeszcze się nie zorientował z poczynań Haruno, a ja musiałem je przerwać nim zrobiła coś więcej.

Nagle jej wzrok, skupił się na mnie i posłała mi wręcz aroganckie spojrzenie. Nie zrozumiałem jej przekazu i widząc tą zieleń nie bardzo też skupiałem się na zrozumieniu jej.

Tę chwilę przerwał nam ten młokos, który powiedział koszt noclegu i po zapłaceniu życzył nam miłej podróży.

Oczywiście nie obyło się bez wymamrotania państwo Uchiha, na co Sakura ścisnęła z uśmiechem moją dłoń.

-Chodź, mój drogi... - wymamrotała i przejechała językiem po wargach.

~Haruno!!

#

Zgrzyt kamieni, towarzyszył mi z każdym nowo postawionym krokiem. Echo czterech stóp odbijało mi się w głowie. Przez jakiś kwadrans panowała między nami absolutna cisza, zmącona jedynie śpiewem ptaków i szumem liści. Las o tej porze wyglądał bajecznie, wręcz czułam się jak na romantycznym spacerze w tandetnym romansie. Z jednej strony było to tandetne jak cholera, ale z drugiej miałam przy sobie Uchihę. Boże nieraz nie mogłam uwierzyć w to, że on naprawdę wrócił. Zerknęłam na niego kątem oka i ukazał mi się obraz człowieka opanowanego, dla którego nie było rzeczy niemożliwych. Jego prosty nos, delikatne brwiowe łuki oraz usta wyglądały jak wyrzeźbione z kamienia. Nie pokazywał on ani radości, ani smutku czy złości. Interesujące.

~Jak długo masz zamiar chować się za tą maską??

I jak na moje zawołanie odezwał się, a jego głos odbił się echem w moim ciele. Gęsia skórka i mierzwienie pojawiły się jak za dotknięciem różdżki. Całkiem nieproszone.

-Dlaczego marszczysz brwi? O czym myślisz? - Zerknął na mnie. Chłonęłam jak tylko mogłam barwę jego oczu. Eh. Czyżbym wracała mentalnie do Akademii?

-To samo chciałam tobie powiedzieć?

-Marszczę brwi? - Jego głos wydawał się kpiący. Ba! Nie wydawał mi się, on taki był!!

Odwróciłam głowę w drugą stronę, zbulwersowana jego nastawieniem. A było tak... przyjemnie? To też, ale bardziej – tajemniczo. Już dawno nie czułam, tego uczucia. Poważnie cofałam się do Akademii.

-Nie o to mi chodziło.

-A o co?

-Nieważne - mruknęłam. Nie zwróciłabym uwagi na to, że Sasuke już nie szedł koło mnie, gdyby nie fakt, że pociągnął mnie za dłoń, którą trzymał już od dłuższego czasu.

-Haruno...

Jego spojrzenie było takie... I ten głos. Nie wytrzymałam i podeszłam do niego. Stojąc na palcach, złożyłam delikatny pocałunek na jego ciepłych wargach. Uwielbiałam to robić. Odwzajemnił go, przyciągając mnie do siebie. Złapałam jego ramiona chętna na dalsze pieszczoty, gdy ten niespodziewanie odsunął się ode mnie. Przygryzłam wargę, by stłumić choć trochę jęk niezadowolenia, który cisnął mi się na usta. Spuściłam lekko głowę, gdy dotknął dłonią mojej twarzy.

Mmm.

Już chciałam coś powiedzieć, gdy wyczułam znajomą chakrę zbliżającą się do nas z ogromną prędkością. Jego ciepła aura rozchodziła się we wszystkie strony, co dawało mu tą otoczkę znajomości. Już wiedziałam dlaczego Sasuke przerwał. Nie musieliśmy długo czekać na pojawienie się bohatera naszej wioski. Mojego bohatera...

-SASUKE!!! - Donośny głos przeszył okolicę, strasząc zwierzynę. Przechyliłam głowę w lewą stronę i uśmiechnęłam się pobłażliwie. Miło było go ujrzeć. Najpierw pojawiła się jego jasna czupryna, która była tak charakterystyczna, następnie jego gniewna mina, która mnie zawsze rozbrajała, a później codzienny dres. Miło było zobaczyć osobę, na której mogłam zawsze polegać. Jego oszołomiony wzrok najpierw zatrzymał się na Sasuke, później skierował na mnie, przy czym trochę ochłonął, a następnie utknął na naszych złączonych dłoniach.

~I co powiesz na to, Naruto?

Zaciekawiona przyglądałam się chłopakowi, który na chwilę odwrócił wzrok, by tylko upewnić się, że nie śnił.

Zaśmiałam się głośno na to i wyrwałam się Sasuke. Ramiona Uzumakiego były jak zwykle w takich sytuacjach ciepłe i tworzyły specyficzną otoczkę. Mogłam się w nich łatwo schować.

-Sakura... - Jego głos był zduszony i ranił moją duszę. W takich sytuacjach, wydawał mi się bezbronny i nieodporny na wszelkie ataki. Zawsze zapominałam, że to on chronił mnie, a nie jak jego.

Odsunęłam się od niego, nie puszczając jednak jego ramion. Ucieszyłam się na jego widok jak nie wiem co! Czułam nawet dziwne skurcze serca i ciężko mi było złapać oddech. Dopiero teraz do mnie doszło, że gdyby nie Sasuke, pewnie bym mogła go już nigdy nie spotkać. Mój Naruto. Mój braciszek.

-Sakura? - Zerknął nad moim ramieniem na Uchihę. Niestety stał do mnie tyłem i nie widziałam co robił. - Co ty tutaj robisz? Sasuke zniknął tak nagle, że...

-Ty nie myśl za dużo, bo tobie to szkodzi - warknął brunet z rękoma w kieszeniach. Nie byłam tego pewna, ale to było do przewidzenia. Poza tym...

-Sakura! Wyjaśnij mi co się stało. Teraz.

-Ale Naruto...

-Nie powinnaś ukrywać przed nami prawdy. - Usłyszałam znajomy niski głos, który utkwił w mojej pamięci tak dobrze.

-Kakashi-sensei. - Zaraz koło niego pojawił się także Sai i jakiś młody chłopak, którego o dziwo nie kojarzyłam.

~Pewnie to ten medyk.

Spuściłam wzrok na dół, a moja twarz już nie przedstawiała uśmiechu. To, co przeżyłam wczoraj...

-Nie chcę o tym mówić.

-Ale Sakurcia.

-Może najpierw powinniśmy wrócić do wioski - odezwał się mądrze Sai. Na co poparł go Kakashi.

-Też prawda.

-Nie! Ja chcę wiedzieć, co ci się stało Sakura! - krzyknął, a ja z głośnym warknięciem wyswobodziłam się z jego ramion.

-Naruto-

-Nie wiem co robiłaś-

-Nie denerwuj mnie, Nar-

-Właśnie. To wszystko jest interesujące, nieprawdaż? - wtrącił Sai podchodząc bliżej. Nagle jego nastawienie jakby się zmieniło. Gdy jednak wywiązała się kłótnia między chłopakami, bo jakby to tak dzień bez awantury, to odeszłam od nich i ze znudzeniem podeszłam do senseia.

-Cześć Kakashi. Wy jeszcze nie byliście w wiosce?

-Nie. Sasuke tak nagle nam zniknął, że słowa Yoh nie wystarczyły byśmy dali temu spokój. - Kiwnęłam głową, nie do końca rozumiejąc sytuację. Kto to Yoh? Hm? - Postanowiliśmy go poszukać, aż tu po jakiś dwóch godzinach dostajemy wiadomość o twoim zaginięciu... - Przyjrzał mi się uważnie z rękoma w kieszeniach, jak to zwykle bywało.

-Nie chcę teraz o tym mówić, bo mnie jeszcze telepie! - warknęłam z zaciśniętymi dłońmi przed twarzą. Taka byłam zła. No taka!

-Ha ha ha, rozumiem. Powinniśmy się zbierać - mruknął mierząc mnie wzrokiem.

-Nie komentuj tego.

Kiwnął głową i skierował swój wzrok na chłopaków, chyba w celu przemówienia im do rozumu. Ja za ten czas podeszłam do medyka. Na moje oko wyglądał na jakieś dwadzieścia cztery lata, ale mogłam się mylić. O dziwo, nie mogłam sobie przypomnieć kim on był... A może jeszcze go nie spotkałam? Nieee, to niemożliwe. Przecież ja znam wszystkich medyków Liścia. Zmarszczyłam brwi w geście niewiedzy. Mężczyzna stał z rękoma opuszczonymi. Tak bardzo nie pasował do naszej drużyny. Naruto to nadpobudliwy kretyn, który próbuje być wyluzowany; Sasuke potrafi przerazić swym spojrzeniem każdego, jest mroczny; Sai był fałszywy, ale naprostowaliśmy chłopaka i teraz tylko obraża każdego z uśmiechem; Kakashi to Kakashi. A on?

Wyglądał jakby się bał.

-Cześć. - Podałam mu rękę i przedstawiłam się.

-Cz-cześć, a ja Yoh. Miło mi. - I nagle stało się coś, czego się akurat nie spodziewałam – zarumienił się.

Mnie zamurowało. O co mu chodziło?

Czyżby... Nie zwróciłam uwagi, że gapił mi się na piersi – a były widoczne bo nie miałam stanika!

~Skąd jesteś? Skąd jesteś?

No nie pamiętałam.

-Sakura nie patrz tak na niego, bo zaraz zemdleje - powiedział Naruto, a Sai zaśmiał się na to stwierdzenie. Ja żeby łaskawie odciągnąć uwagę od biedaka zmieniłam temat.

-Coooo, dziewczynki już skończyły swoje plotki? - dodałam jeszcze ironii, by jak najbardziej ich zdenerwować.

-HA! Nie jesteśmy babami. - Mina Naruto mówiąca obrażam się na ciebie mnie najbardziej rozwala.

-I kto to mówi. To podobno kobiety działają pod wpływem emocji, ale jest zupełnie na odwrót. Sam jesteś tego najlepszym przykładem.

-ŻE CO!?!?! SAKURA! Obrażam się na ciebie.

-Dobra. - Odwróciłam się do niego tyłem i otworzyłam usta, by zadać Hatake pytanie odnośnie powrotu, gdy poczułam mocny uścisk.

-Przecież tylko żartowałem.

-Przecież ty nie potrafisz się beze mnie obyć.

Nagle nastała cisza. Nie bardzo wiedziałam o co chodzi.

-Co to znaczy obyć?

Wszyscy jęknęliśmy na głupotę blondyna.

-Naruto-

-Naruto twoja głupota wzrosła na kolejny, nowy poziom.

-Spadaj Sai!

-Sam spadaj!

-Sakura przemów mu do rozsądku!

-Kretynie, zaraz wam obu przemówię do rozsądku! Kakashi, wracamy - warknęłam i ruszyłam w pierwszym lepszym kierunku. Zaraz jednak, poczułam uścisk Uchihy na ramieniu. Szybko się odwróciłam o sto osiemdziesiąt stopni i ruszyłam ponownie.

-Przecież wiem! To na zmyłkę było - dodałam. Zaraz za mną, usłyszałam tupot męskich stóp.

W wiosce byliśmy po godzinie marszu. Nie spieszyło się nikomu. Nooo może prócz Naruto. Ale to on, więc nie interesowało mnie to zbytnio. Przecież Uzumaki nie zna czegoś takiego jak cierpliwość.

W bramie stała Shizune i przebierała nogami, jakby to przyspieszyło naszą wędrówkę. W sumie nie bardzo miałam ochotę im mówić co i jak, ale...

A!

A może dziewczyny im już wszystko powiedziały? Przecież w Konoha powinny być już od wczoraj. A może są w szoku... Nie.

-Sakura. - Dotarł do mnie krzyk brunetki, a świnka zachrumkała szczęśliwa.

-Tak to ja! - odkrzyknęłam zadowolona. Uwielbiałam denerwować ludzi. Usatysfakcjonowana weszłam do wioski, a za mną podążali pozostali członkowie drużyny. Ciekawa tego całego Yoh, zerknęłam w tył, a gdy ten mnie ujrzał, spalił buraka. Nie dziwiło mnie to już tak bardzo, bo nie było to pierwszy raz. Będę musiała wypytać o niego Tsunade.

-Wiesz jak się martwiliśmy, Sakura - krzyknęła, a potwierdziło to chrumknięcie Tonton.

-Niepotrzebnie. Świetnie dawałam sobie radę.

-Tsunade odchodzi od zmysłów.

Przekręciłam oczyma na tą wiadomość. Akurat się martwiła...

~Właśnie! Przecież mnie szkoliła!

Pokiwałam głową i wznowiłam chód. Po piętnastu minutach drogi, podczas której nikt z nas nie zabrał słowa, weszliśmy do gabinetu Hokage. Ta, na nasz widok zerwała się z miejsca, ale ja o dziwo myślałam, że to na pokaz. Przecież wiedziała jak silna byłam, więc nie widziałam sensu w udawaniu. Oprócz nas, byli też jacyś trzej mężczyźni. Każdy z nich był inny. Przynajmniej z wyglądu, a jednak łączyło ich coś wspólnego – czerwone włosy. Widziałam ich ciekawość w spojrzeniu, ale nic więcej się nie dowiedziałam.

-Masz teraz czas? Czy przyjść kiedy indziej?

-Teraz - powiedziała to takim tonem, że wszyscy na nią spojrzeli, a niektórzy nawet odsunęli się. - Wyjdźcie do poczekalni. Gdy będziecie potrzebni to Shizune po was przyjdzie.

~Poczekalnia?

Chyba nie miała na myśli korytarza przed drzwiami z kilkoma krzesłami?

-Tak - odezwali się jednocześnie. Zwrócili swój wzrok na mnie, po czym wyszli. Podeszłam do biurka biorąc wcześniej jedno krzesło, na którym usiadłam. Było już późne popołudnie, a mi marzyła się gorąca kąpiel i pyszna ciepła kolacja. Na przykład ryż z jakimś sosem. O! Dobry byłby pieczarkowy. Albo ramen... Tak. Nie pogardziłabym dobrą zupką... A jeżeli nikogo nie było w domu, to moje jedyne wyjście to gotowiec poza domem.

Propos: nikogo nie było w domu.

Gdzie Tsamugi?

A może już była gotowa zostać sama w dom-

-AŁA!!! - krzyknęłam, gdy niespodziewanie dostałam czymś ciężkim po głowie i spadłam z krzesła. - Tsunade!!!

-Nie odpływaj, mówię do ciebie!! - Odłożyła książkę i już wiedziałam czym oberwałam. Pomasowałam bolące miejsce i zmroziłam kobietę wzrokiem. Nie była mi dłużna.

Dopiero wtedy zorientowałam się, że w pomieszczeniu poza nami dwiema i Sasuke nie było nikogo więcej. Jak długo byłam nieobecna? Zadałam sobie to pytanie, patrząc w oczy bruneta.

-Widzę, że nie jesteś w psychicznej formie...  Masz tu jutro przyjść, zaraz po pierwszej, okej? Teraz idźcie mi stąd - mruknęła i powróciła do papierków.

Ja wolno wstałam i skierowałam się do wyjścia. Sasuke jak nie on, otworzył mi drzwi i przepuścił przodem. Już liczyłam na to, że zostaniemy sami, gdy przed nami pojawili się Sai i Naruto. O! I kątem oka widziałam jeszcze tych trzech mężczyzn, którzy właśnie skierowali się wraz z Shizune do Hokage.

-Sakurcia!!! W tej chwili masz mi powiedzieć co się stało?!!! Gdzie byłaś i dlaczego Sasuke tak nagle-

-Naruto! - Zdzieliłam go po głowie. Już dawno tego nie robiłam. - Chcecie iść na ramen?

-Sakurka... - Towarzyszył mi szok wymalowany na twarzy Uzumakiego.

~No co?!?!

-Nie spodziewałem się tego po-

-Pójdę pod warunkiem, że nie będziesz zadawał żadnych pytań. - Postawiłam ultimatum. Jego mina przybrała dziwny wyraz: ni to rozczarowanie, ni to rozdrażnienie. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostateczności się powstrzymywał.

-Dobra... - dodał zrezygnowany jakby szedł na ścięcie kilku kończyn, a nie na ramen. Podążyłam za nim z uśmiechem, a za sobą poczułam idących brunetów.

-Lepiej powiedz jak podobała się misja? - zagadałam, by zmienić temat. Od razu podziałało.

-Wiesz ile się działo?!?! - wykrzyczał wyrzucając ręce do góry. - Najpierw zaatakowali nas bandyci, ale tak skopaliśmy im tyłki, że zwiewali gdzie pieprz rośnie. Później musieliśmy odebrać ważne dokumenty, które jak się okazało ktoś ukradł przed nami! - Mówiąc to mocno gestykulował. - Później Kakashi użył swoich psów by znaleźć tych złodziei, no a później...

I tak całą drogę Uzumaki streszczał mi misję. Oczywiście brałam pod uwagę fakt, że była mocno podkoloryzowana, ale nie chciałam mu tego mówić, widząc jak wielką frajdę miał.

Idąc do domu, czułam się dosyć dziwnie. Uchiha maszerował koło mnie, a ja byłam dziwnie skrępowana. Nie wiedziałam czym było to spowodowane, ale nie podobało mi się to. Odchrząknęłam, nie wiedząc co powiedzieć. Zerknęłam na Sasuke i nasze spojrzenia się skrzyżowały.

-Co jest?

-Nie wiem.

-Nie wiesz?

-Nie.

-Jeżeli nie będzie nikogo u ciebie w domu, zostaję z tobą. - Postawił sprawę jasno, a mnie na chwilę oszołomiła jego bezpośredniość. Owszem, Sasuke nie lubił owijać w bawełnę, ale żeby od razu przejść do rzeczy... w takiej sprawie?

-A jeżeli nie będę chciała ciebie. To mój dom - mówiłam to, ciągle patrząc na twarz Uchihy, która rozjaśniana była jedynie światłami latarń. Widziałam jak jego twarz wyraziła rozbawienie na moje słowa.

~Ciekawe co teraz powiesz, chłoptasiu?

-Przecież ty nie potrafisz mi się oprzeć, Haruno. - Zerknął na mnie ze zwycięstwem. A mnie aż zamurowało. Dosłownie. Stanęłam w miejscu i spojrzałam na niego jak na debila.

-Że co proszę?

-Co się tak dziwisz? Przecież za mocno na ciebie działam.

Jego arogancja mnie porażała. Jak mógł być tak pewny siebie. W pierwszej chwili miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, ale wolałam odsłonić inne karty.

-Nie tylko ty Sasuke, nie tylko ty.

Co racja to racja. Przecież mieszkałam z dwoma gorącymi ciachami, z czego obaj mieli jasne włosy. Może to da Sasuke do myślenia. Niech się domyśli. Nic mu nie powiem.

Przyjrzałam mu się, a jego twarz już nie była taka przyjazna. O ile dobrze rozszyfrowałam emocje, to pojawiły się na niej złość, obrzydzenie i niedowierzanie naraz. HA! I co teraz powiesz?

-A niby kto, co? Jakoś do tej pory, nie zaważyłem koło ciebie żadnego faceta. - jego głos był silny ale zawierał pewne wątpliwości.

-Ha! Nie muszę daleko szukać, Sasuke - powiedziałam mocnym głosem i obróciłam się w kierunku drogi, prowadzącej do mojego domu. Dla mnie, ta rozmowa była już skończona. Ruszyłam. Jednak Sasuke nie poruszył się nawet o centymetr.

~Czyżby był w szoku? Biedactwo.

Minęłam furtkę oraz ogródek i myślałam, że chłopak już odpuścił, gdy pojawił się przede mną w momencie, w którym sięgałam po klamkę.

-Żartujesz sobie? - warknęłam w tym samym momencie co on. Mi chciało się śmiać, ale Sasuke najwyraźniej nie.

Już otwierałam usta by coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy szum za drzwiami. Wszędzie było ciemno, bo cóż się dziwić, było już po północy. Myślałam, że to może Tsamugi, gdy postać, która pojawiła się rozwiała te poglądy. Mało nie padłam ze śmiechu na minę Uchihy. W drzwiach stał Dei z roztrzepanymi włosami, zaspanym wzrokiem, bez koszulki, w samych bokserkach. Dla mnie to była norma, ale to przechyliło też szalę Sasuke. Najpierw powiedziałam mu, że mam w okolicy faceta, który mu dorównuje – oczywiście to wszystko było na złość, a teraz tenże mężczyzna pojawia nam się prawie nagi.

-I niby on jest lepszy niż ja?!!! - Takiego krzyku to się po nim nie spodziewałam.

-Może i-

Nie dokończyłam, gdy poczułam, że tracę grunt pod nogami. Pisnęłam zdezorientowana. Mój głos przeszedł w żałosny jęk, gdy tylko zorientowałam się, że siedzę na łóżku w pokoju Sasuke.

Rozejrzałam się, ale przez zaciągnięte zasłony niewiele widziałam. Uchiha dopiero teraz podszedł do okna i je uchylił. W świetle księżyca dobrze ukazane były jego dłonie zaciśnięte na parapecie.

Oho.

Był wściekły.

-Dlaczego mnie tu zabrałeś?

Odwrócił się szybko do mnie, a jego wzrok ciskał pioruny.

-Nie denerwuj mnie nawet!

-Przestań krzyczeć - powiedziałam i zdjęłam buty. Wiedziałam już, że nie wypuści mnie szybko. Oparłam się o zagłówek i podkuliłam nogi. - I odpowiedz mi na pytanie, bo nie odezwę się do ciebie.

-Do cholery jasnej! - Podszedł do mnie, ciężko stąpając po panelach. - A co miałem zrobić?!! Zostawić cię z nim sam na sam?!!!

Ha ha ha ha ha!!

Mało się nie zaśmiałam. Ale czerwone oczy, powstrzymały mnie od tego.

Sasuke agresywnym ruchem zdjął buty i usiadł na łóżku przodem do mnie. Kolanami objął moje zgięte nogi i oparł się o nie, jednocześnie nachylając się w moją stronę. Jego dłonie znalazły się na mojej talii.

-Widzę, że jestem zabawny.

-Bardzo - dodałam nie mogąc się powstrzymać. Wiem, że mnie by nie skrzywdził, więc nie miałam się czego bać. A gdyby coś chciał zrobić, to po prostu zacznę się rozbierać. Według moich skrupulatnych obliczeń powinno go zamurować, a później bym zwiała.

~Tak to genialny plan!

-Co tak nagle zamilkłaś?

-Obmyślam plan na obronę.

-Obronę? Jaką?

-Nie jaką. Przed kim. Przed tobą.

Zadrżał mu kącik ust, a ja położyłam dłonie na jego ramionach. Byłam całkowicie wyluzowana. Widocznie to miejsce publiczne, przeszkadzało mi w odetchnięciu.

-I do czego doszłaś?

-Nie powiem ci. Gdybym to zrobiła, nie zadziałałoby to już.

-Więc jest to jednorazowe?

-Podejrzewam, że tak. Nie próbowałam tego jeszcze. Poza tym musiałbyś być wkurzony, by zadziałało.

-Aż tak się boisz mi to pokazać?

-Nie - powiedziałam pewna siebie. - Po prostu, muszę mieć efekt zaskoczenia.

-Jesteś niemożliwa.

-I to we mnie kochasz - powiedziałam i delikatnie go pocałowałam. Bałam się jego reakcji na to stwierdzenie. Dałam to pół żartem pół serio, ale lepiej odwrócić jego uwagę. Bałam się, że mogłam przegiąć. Odsunęłam się od niego i postanowiłam całkowicie zmienić temat. Jest coś o co chciałam go zapytać już dawno, ale nie było sposobności. Najpierw spojrzałam w stronę ściany, która graniczyła z pokojem Sui, a nie widząc tam wyrwy zapytałam: - Kiedy to wyremontowaliście? - Wskazałam palcem, w miejsce ściany nie bardzo wiedząc jak to nazwać. Brakło mi słów.

-W ciągu następnych dwóch dni - powiedział i niecierpliwym gestem rozsunął mi nogi, po czym przygniótł mnie swoim ciężkim ciałem. Napuszyłam policzki i spojrzałam na niego, gdy zbliżył się do mnie na tak małą odległość, że bez problemu mogłabym policzyć jego rzęsy. Zbliżył swoje usta, do mojego policzka i właśnie w tej chwili jego teoria się sprawdziła. Miałam do niego słabość. Delikatnymi pocałunkami zszedł na szyję, a mnie przeszły dreszcze. Miałam ochotę zacisnąć uda.

-Ktoś jest w domu?

-A skąd mam wiedzieć... - wymamrotał, a jego nieogolony policzek, podrapał moją skórę. Miałam ochotę jęknąć.

-To się dowiedz - powiedziałam i z całej siły odepchnęłam go od siebie. Był tak zaskoczony, że spadł z łóżka. Ja nie mogąc dłużej wytrzymać zaczęłam się śmiać. Wyglądało to przekomicznie. Złapałam się za usta i położyłam na łóżku. Całym moim ciałem wstrząsnął dreszcz rozbawienia. - Jesteś zabawny Sasuke, poważnie - dodałam popierając jego wcześniejsze słowa. Nagle zerwał się z podłogi na równe nogi i dopadł mnie.

Obudziłam się przed Sasuke. Spojrzałam na niego zaspanym jeszcze wzrokiem, który po chwili skierowałam na drzwi. Słyszałam za nim jakieś szumy, ale przez wczesną godzinę nie mogłam za bardzo ich rozpoznać. Oparłam głowę o ramię Sasuke, które zaraz mnie objęło i wsłuchałam się w ciszę zmąconą jedynie...

Tykaniem zegara.

Uniosłam się zdezorientowana i rozejrzałam w poszukiwaniu dźwięku. Czyżby Uchiha zainwestował w budzik? JEST! Znalazłam go. Leżał na komodzie koło biurka i wskazywał...

~COOOO!?!?!?!?

Zerwałam się jak oparzona budząc przy tym Sasuke.

~Trzecia dwadzieścia.

-Co jest, Sakura? - Padł z powrotem na łóżko i zamknął oczy, podczas gdy ja szukałam swoich ciuchów. - Pali się czy co?

~Tsunade mnie zabije.

-Jestem już spóźniona do Hokage. - Nakładałam właśnie spodnie i podkoszulkę, gdy usiadł i poprawił sobie poduszki. Założył ręce za głowę i przymknął powieki. - A która jest?

-Po trzeciej.

Zmarszczył brwi jednocześnie patrząc na mnie. Już nie był wyluzowany. Pochylił się do przodu i zajrzał w stronę okna.

-To przez tą pogodę... nie można określić pory dnia.

Faktycznie ciemno było, dlatego też pewnie myślałam, że jeszcze wcześnie. Ale czego ja się spodziewałam. Przecież późno wróciliśmy, a później... Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.

-Też chciałbym się pośmiać.

A ja wiedziona nie wiem jakim instynktem, zagryzłam wargę i dłonią zaczęłam poruszać w górę i w dół jakbym mu... Hm. No. Poruszyłam jeszcze przy tym sugestywnie brwiami. I gotowe. Uchiha od razu załapał o co mi chodziło, bo zaśmiał się krótko.

-I to ja niby jestem zboczony. Może chcesz wrócić? - zapytał i uniósł róg kołdry. Niestety nie dane mi było zobaczyć co on tam „chował".

-Nie kuś mnie, Uchiha. Muszę iść.

-Zaczekaj. - Już nie uśmiechał się, tylko nagi wstał z łóżka i skierował do szafy. O dziwo nie byłam zażenowana brakiem ubrań. Nawet nie mrugnęłam lustrując jego ciało.

~Czyżby chciał się wybrać ze mną?

Naszła mnie myśl, gdy wyciągnął jakiś granatowy materiał z szafy. Podszedł do mnie i rozpiął zamek, jak się okazało bluzy. Przełożył ją za mnie i kazał wsadzić ręce jak dziecku. Spojrzałam na niego z politowaniem.

-Nie patrz tak na mnie. - Ciągle trzymał poły mojej bluzy. - Zimno jest.

-Co racja to racja - mruknęłam i poczułam ciepłe usta, które mnie całowały. Uwielbiałam to robić. Złapałam ramiona bruneta i podniosłam się na palce, gdy ten się ode mnie oderwał. Spojrzałam mu w oczy z głośnym jęknięciem. Uśmiechnął się i dał jeszcze jednego buziaka, tym razem w policzek.

-Przyjdź później.

-Chyba śmieszny jesteś. - Nie owijałam w bawełnę. Po prostu go wyśmiałam. Chyba nie spodziewał się takiej reakcji.

-Dlaczego?

-Byłam już u ciebie. A właściwie nadal jestem. Muszę się zobaczyć z Tsamugi, Moegi, pójść do szpitala-

Nie dokończyłam, gdyż dziewiętnastolatek ponownie mnie pocałował. Oderwał się ode mnie z głuchym jęknięciem.

-Dobra, ja wpadnę, tylko nie gadaj już tyle.

Przez chwilę wpatrywałam się w niego uporczywie z maską na twarzy, po czym odpowiedziałam mu najoschlej jak tylko potrafiłam: - Masz zakaz wchodzenia do mojego domu. - I nie zważając na nic, ani na jego minę, ani szok, wyszłam trzaskając drzwiami. Niech ma za swoje. Oczywiście to był tylko pic na wodę. Typowy tekst, który musi powiedzieć dziewczyna do swojego chłopaka - o matko jak to brzmi „mój chłopak". Przecież nie mam najmniejszej ochoty go od siebie odsuwać. Ale efekt był niezły.

Nie zastanawiając się więcej nad tym ruszyłam w stronę siedziby Kage. Oj ciepło to nie było. Dobrze, że Sasuke dał mi swoją bluzę...

Zastanawiałam się co powiedzieć Hokage.

Porwanie w celu handlu – powiem.

Handel kobietami – powiem.

Gwałty – POWIEM!!!

Pseudo-faceci – powiem.

Ciekawe czy Tsunade wie coś o tych gnojach? ANBU pewnie zabrało zwłoki do Liścia w celu przebadania ich. Mmm. Może mi się dostanie z jedno ciałko do wglądu? Prawie się uśmiechnęłam na tą myśl. Muszę tylko odpowiednio obskoczyć Tsune i voile!

Bez pukania weszłam do gabinetu i tylko dostrzegłam zarys postaci, gdy w moją stronę pofrunęło biurko. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, uderzyłam w nie pięścią, na co rozpadło się na kawałeczki.

-Dzięki, Tsunade - mruknęłam i wtedy zorientowałam się, że tą postacią był nie kto inny jak sannin.

-Witaj, Jiraya-sensei.

-O! Sakura. Jak miło cię widzieć. Szkoda tylko, że wcześniej mało zawału nie dostałem. Twoja siła jest za duża. Stanowczo za duża jak na tak małe ciałko.

Zaśmiałam się głośno. Naprawdę ubawiłam się ja nie wiem.

-Ciebie też miło widzieć, sensei. Jak tam podróż?

-A rewelacyjnie. - Uśmiechnął się szeroko i podniósł kciuki ku górze. - Mam mnóstwo czasu i weny, by pisać książkę.

-Taa, weny. Ja już znam twoją wenę.

-Oj Tsunade. Co to za pretensje?

Nie bardzo rozumiałam jakie relacje były między tą dwójką i jakoś szczerze mało mnie to obchodziło.

-Tobie już dziękuję Jiraya. A ty! - Zwróciła się do mnie, a ja już wiedziałam, że lekko nie będzie. - Gdzie tyle...

Nagle jej wzrok utknął za mną, a twarz przybrała niezrozumiały wyraz. Nim zdążyłam się obrócić drzwi trzasnęły głośno, dając nam do zrozumienia, że zostałyśmy same.

-... byłaś? - powiedziała odkładając papiery na biurko. Złożyła dłonie razem, po czym oparła się na nich.

-O ile dobrze wiem – złapałam w dłoń krzesło i usiadłam naprzeciw niej – nie określiłaś konkretnej godziny. Powiedziałaś, że mam tu być...

-Po pierwszej. Powiedziałam, żebyś przyszła tu po pierwszej. Tymczasem jest... za dziesięć minut czwarta.

-Ty się nie nudziłaś.

-SAKURA!!!!!

Szyby zatrzęsły się pod naporem jej krzyku.

-Co znowu? Wiem, Tsunade spóźniłam się. Owszem, ale to nie zmienia faktu, że ta sprawa nie była niecierpiąca zwłoki. - Wstałam i zaczęłam krążyć po gabinecie. Byłam głodna. Ramen dało mi siłę, ale nie na tyle, bym mogła sprostać Sasuke i jednocześnie Tsunade. Co to, to nie!

Wtedy zaburczało mi w brzuchu. Szybkim ruchem powróciłam do kobiety, której na twarzy gościł tajemniczy uśmiech. Olałam to i krzyknęłam: - Dobra. Prosto z mostu Tsunade! O co ci chodzi, bo głodna jestem. - Założyłam nogę na nogę, i uważnym wzrokiem przypatrywałam się jej.

-Chciałam żebyś mi wszystko wyjaśniła. Po kolei.

-Dobrze, ale najpierw powiesz mi co z dziewczynami?

Zamknęła oczy i głośno wypuściła powietrze z płuc. Oparła się plecami o fotel, a ja zaczęłam podejrzewać najgorsze.

-Tsunade!

-Wszystkie są w szpitalu, pod opieką specjalistów. To, co tam przeżyły, bardzo zapadło im w pamięci i spowodowało spory uszczerbek na zdrowiu. - Jej spojrzenie było łagodne, współczujące, ale jednocześnie zażenowane.

-Przejdę się tam do nich.

Hokage kiwnęła głową, po czym kontynuowała: - Dość sporo mi powiedziały, ale wiesz, że wszystkie były niewidome, więc niewiele nam pomogły. Dlatego cieszę się, przepraszam że to powiem, że tam byłaś.

-Phi! Ja też się cieszę, że tam byłam. Nawet nie wiesz jak mnie nosi, żeby dorwać pozostałą ekipę tej całej... Yh, chołoty.

-I właśnie tu jest... Albo to powiem ci kiedy indziej. Teraz musisz zregenerować siły.

-Tsunade.

-Co?

-Wy macie tutaj tych... - Nie mogło mi żadne cenzuralne słowo przejść przez gardło, dlatego też postanowiłam zrezygnować.

-Owszem. Mamy, ale nie dostaniesz ich.

-Nie chcę ich - powiedziałam, jakby to co wcześniej usłyszałam, było kpiną. - Chce jednego.

-Nie, Sakura.

-Dlaczego?!

-Bo mam dla ciebie coś innego.

-Ale...

-Uwierz mi, że to spodoba ci się bardziej.

-Co to jest? - dodałam zrezygnowana.

-Tego dowiesz się później. Teraz radziłabym ci się zająć Tsamugi, Moegi i tymi dziewczynami z całej tej cholernej akcji. Że też takie rzeczy działy się pod moim nosem.

Jakoś niespecjalnie zainteresowana byłam nowym „zadaniem", o którym nie miałam oczywiście, żadnego pojęcia. Głośno westchnęłam i wstałam z siedzenia. Rozciągnęłam się i ruszyłam ku wyjściu.

-Tsamugi jest w domu.

Na sekundę mnie zamurowało, ale postanowiła grać Greka.

-Przecież wiem.

-Taaa? Bo ja myślałam, że póki co, to dość interesujący jest Uchiha - powiedziała niby od niechcenia, ale ja zdębiałam.

~Skąd ona wiedziała??

-Na razie to on jest zabawny - dodałam, a widząc niezrozumienie na twarzy blondynki, tylko się zaśmiałam. Za cel obrałam szpital.

Podróż trwała wyjątkowo krótko, przy czym wyjątkowo było kluczowym słowem. To co mnie tam spotkało, przeszło wszelkie granice. Z napuszonymi policzkami maszerowałam sztywnym krokiem do domu. Nadal nie mogłam w to uwierzyć.

-Bardzo mi przykro, Sakuro, ale nie możesz ich odwiedzić.

Swoje spojrzenie skierowałam na starszego recepcjonistę, który patrzył na mnie współczującym wzrokiem.

-Ale dlaczego? Dopiero osiemnasta.

-Ale ordynator nie chce tym pacjentkom mieszać teraz w głowie. I tak są, jak to ujął: zdestabilizowane. Bardzo mi przykro..."

To wszystko wina tego Shikamaru. Złapał mnie po drodze i zagadał, aż minęła godzina. Fakt słońce już powoli chyliło się ku zachodowi, ale to nie powód by mnie tam nie wpuścić.

No kurde!

Przecież to jakaś paranoja biorąc pod uwagę fakt, że jestem tam zastępcą or-

-AŁA!!! - krzyknęłam i z wyrzutem spojrzałam na coś, co mnie zatrzymało. A raczej na kogoś. - Cześć Jugo.

-Witaj - odezwał się i zmierzył mnie wzrokiem.

-CO?!

-Sakura?

Co się stało znowu?

Zamiast się jednak odezwać wolałam tylko kiwnąć głową.

-To prawda, że uciekłaś z jakimś facetem, a Sasuke przyprowadził cię siłą?

...

Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie wiedziałam co zrobić!

-Kto ci to powiedział?

-Sakura, ja w to nie wierzę oczywiście, ale taka plotka rozeszła się...

-Ale...

-Wiem co się tak naprawdę stało. Spotkałem Sasuke, który mi wszystko powiedział. Ty musisz mieć tutaj sporych wrogów.

I nagle przypomniałam sobie całą bandę dziewczyn napalonych na Uchihę. No tak to pewnie one... Machnęła ręką.

-Lepiej nie słuchać plotek. Darmo nie chcę się denerwować. - Wznowiłam chód razem z rudowłosym.

-Trochę w tym prawdy jest. Ja nie słucham niczego i nie plotkuję. Ale to, co usłyszałem o tobie, wydało mi się nagle takie... nierealne.

-Lepiej nie komentować tego.

-Pewnie tak. Gdzie byłaś?

-Ze szpitala wyszłam. Skoro wiesz, to pewnie Sasuke ci mówił o tych kobietach...? - Kiwnął głową, a ja kontynuowałam: - Nie pozwolono mi się nimi spotkać!

-Dziwne.

-Dziwne czy nie, to nie fair.

Zaśmiał się na moje stwierdzenie. Nagle wyczułam jego wzrok na sobie, więc spojrzałam tam.

-Jak się czujesz?

-Dobrze. Nie mogę narzekać.

-To git.

-Wiesz może, gdzie jest Hidan?

-Poszedł z Itachim na misję.

-Rozumiem - mruknęłam, zatrzymując się przy furtce do domu.

-Na razie, Saki.

-Cześć.

Już przekroczyłam stopą bramkę, gdy rudowłosy mnie zatrzymał.

-Sakura, jeszcze jedno. - Spojrzałam na niego, ale ten tylko zerkał na mnie zza ramienia. - Bądźcie z Sasuke trochę ciszej, ok? Spać przez was nie mogliśmy.

I to było już jak gwóźdź do trumny!

Ską-

Nie mówicie mi kurde, że on tam był?!?!?!?!

Nie mówicie mi, że ONI tam byli?!?!?!?

Myślałam, że zapadnę się pod ziemię ze wstydu. Nie było to nic szczególnego, ale wiedzieć o tym to jedno, ale słyszeć to...

~MATKO!!!!

To całkiem inna sprawa. Boże, co za wstyd!!!

Nie sądziłam, że mogło dojść do takiej sytuacji, biorąc pod uwagę fakt, że...

Gadzina jedna!! A mówiłam mu, żeby sprawdził czy nikogo w domu nie było!!

Kretyn jeden. Już ja mu dam.

Weszłam do domu z głośnym trzaśnięciem drzwi. Nawet butów nie ściągałam tylko od razu ruszyłam do źródła hałasu, którym jak się okazało była kuchnia. Weszłam tam z morderczym wzrokiem mierząc każdego na powitanie. I o chwalebny, Uchiha był wśród zgromadzonych.

-Właśnie po ciebie przy-

-Wychodzimy! - warknęłam i nie czekając na niego ruszyłam w drogę powrotną. Gdy tylko za mną zbiegł skoczyłam na dach. Chciałam z nim porozmawiać, ale bez widowni.

-Gdzie tak pędzisz, Haruno?

-O ile wiem, masz zakaz wchodzenia do mojego domu.

-Phi. I tak byś zaraz do mnie przyleciała.

~AROGANT PIEPRZONY!!

-Słońce ci nie przyświeciło czy jaki ciul, co? - Zatrzymałam się na gałęzi, niedaleko bramy i spojrzałam na niego wyzywającym wzrokiem. Teraz nie liczyła się jego uroda czy uczucie jakim go darzyłam. Byłam po prostu wściekła.

-O co ci chodzi...?

-O co??! - Mało nie rozwaliłam jakiegoś drzewa przez nerwy. - Mówiłam ci wczoraj, żebyś sprawdził czy dom jest pusty!!!

-Aaaa chodzi ci o Suigetsu?

-Więc wszystko wiedziałeś i nic z tym nie zrobiłeś?!!

-Dowiedziałem się dzisiaj rano. Też byś wiedziała, gdybyś nie uciekła.

-Rano, masz na myśli trzecią po południu?

Przekręcił oczyma i włożył dłonie do kieszeni. W nonszalancki sposób oparł się o drzewo, a jego postawa przypominała buntowników stojących pod barem.

-O co ci chodzi? Tylko bez owijania w bawełnę.

-O TO, ŻE WSZYSTKO SŁYSZELI!!! Gdybym wiedziała, zachowywałabym się ciszej!

-Akurat! - O dziwo krzyknął, ale mnie najbardziej zbulwersowało jego jedno słowo.

-A skąd wiesz, że nie?!

-Bo ty... - Usłyszałam za sobą i odwróciłam się trafiając go nosem w tors. - Nie potrafisz powstrzymać krzyku podczas orgazmu.

Napuszyłam czerwone, jak się zdaje, policzki. Już otworzyłam usta, by wyrazić się w tej kwestii, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam. Nie miałam kontrargumentu.

Delikatnie dotknął mojego policzka, jakby liczył, że to coś pomoże.

-Hej, Haruno... - powiedział i poczułam jego rękę na talii. Zawsze, gdy to robił, przechodziły mnie dreszcze i miękły kolana. Ale nie mogłam się mu dać. Nagle poczułam język na szyi i gładki policzek na skórze. Jak on mógł się ogolić? No ja się pytam.

-Sasuke...

-Widzisz? Nie możesz się powstrzymać nawet przed jękiem, a co dopiero-

Nie dałam mu dokończyć. Tylko mocno mu się wyrwałam i zamachnęłam, ale widząc jego sharingan, od razu wiedziałam, że uniknie tego. I faktycznie. Obrócił mnie do siebie tyłem i mocno przycisnął. Tak mocno, że nie można by tam wsadzić igły.

-Sas!

Krzyknęłam, gdy zassał się na mojej szyi. Miałam ochotę jęknąć, ale wtedy brunet się ode mnie odchylił i w ułamku sekundy lecieliśmy w dół.

Poczułam mocne odepchnięcie od ziemi, bo Sasuke ścisnął mnie pod piersiami. Nie dotknęłam nawet stopami podłoża, gdy upadliśmy na tyłki. Opierając się o drzewo nawet nie miałam siły się obrócić. Zerknęłam tylko w lewo i miałam zmusić Uchihę do całusa, gdy moim oczom ukazały się dwie postacie.

Zamurowało mnie.

-Hidan... Itachi?

-Uszczypnij mnie, Itachi!

Obaj mieli otwarte usta, jakby zobaczyli dwugłowego człowieka z zielonymi włosami i niebieską skórą.

Sasuke też im się zaczął przyglądać. Wyczułam jak spiął mięśnie.

-Nie wierzę w to co widzę.

-Mam bratową!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top