27 Myślałem, że coś między nami jednak jest

#
Siedziałam trzymana przez Sasuke i zdezorientowanym wzrokiem przyglądałam się Suigetsu, który stał w drzwiach wraz z Itachim i Jugo. Twarze zarówno Uchihy jak i jego rudowłosego kompana wyrażały szok. Szeroko otwarte oczy tylko bardziej mnie żenowały. Wiedziałam, że czego jak czego, ale takiego widoku się nie spodziewali.

Ech!

Uchiha jak zawsze musiał doprowadzić do jakiejś kompromitującej sytuacji. Walnąć go, to za mało. Spojrzałam na Suigetsu, który był nad wyraz zadowolony z obecnej sytuacji. O co mu chodziło? Niczego już nie rozumiałam.

-Cześć chłopcy - powiedziałam z szerokim uśmiechem, odpychając od siebie bruneta. Przyjrzałam się im bardziej i dopiero dostrzegłam to jak wysocy i dobrze zbudowani byli. Już tak dawno ich nie widziałam. I to dosłownie. Brat Sasuke wszedł głębiej do sali, przy okazji zamykając drzwi. Posłał mi szeroki uśmiech, który tylko dodał mu seksapilu. O taaak. Uchiha byli przystojni. Jugo również podszedł bliżej i usiadł koło mojego łóżka.

-Cześć Sakura. - Mężczyzna odezwawszy się postąpił podobnie jak brat siadając w pobliżu moich stóp. Jedna jego brew wystrzeliła w górę, zaś usta powoli układały się w uśmiech.

-Sakura... - wyjąkał białowłosy i zajął miejsce na parapecie. - Po co ukrywaliście swój związek z Sasuke? I tak by wyszło. - Jego mina czasami mnie nieźle wkurwiała. Podobnie było tym razem. Przecież...

-Mnie z Sasuke nic nie łączy.

-Poważnie? - Uwagę wszystkich zwrócił wymieniony przeze mnie brunet, który ciemnymi tęczówkami przeszywał mnie na wylot. - Po naszej ostatniej nocy myślałem, że coś między nami jednak jest - wypowiedział to zdanie bardzo spokojnie ze śmiertelnie poważną miną. A mnie zamurowało.

-COOOO!!!!!!!!!!!????????? - wydarł się Suigetsu spadając z parapetu.

Jak mogłabym inaczej zareagować? Nic względnie normalnego nie przychodziło mi do głowy. Siedziałam więc i beznamiętnym wzrokiem przyglądałam się twarzy Sasuke szukając czegokolwiek co pozwoliłoby mi zmienić nastawienie.

Szybko zerknęłam jeszcze na Itachiego, który przyglądał mi się z „bananem" na twarzy.

Wróciłam wzrokiem do Sasuke i uparcie się w niego wpatrując opadłam delikatnie na poduszki, niezdolna do czegokolwiek innego.

Jugo był równie zszokowany jak ja, bo widziałam kątem oka jak patrzy to na mnie, to na Sasuke, pewnie do końca nie ogarniając sprawy.

Itachi siedział z idiotycznym uśmiechem na twarzy, a mi przypomniała się ta cholerna akcja: "Chcę byś była moją bratową..."

Poczułam jak moje policzki „palą" się ze wstydu i zażenowania.

-HA!! Coś faktycznie musi być na rzeczy!!! - wydarł się Suigetsu, którego miałam ochotę stłuc na kwaśne jabłko. Westchnąwszy głośno oparłam się o zagłówek, wiedząc że ta rozmowa nie ma dłużej sensu. Oni i tak nie dadzą sobie przemówić do rozumu.

-Przyszliście tu w jakimś konkretnym celu? - zapytałam przyglądając się każdemu z osobna.

-To tak się cieszysz z odwiedzin? - Suigetsu jak zwykle odstawił scenkę, w której wielce zrozpaczony udawał, że płacze.

-Nie odwracaj kota ogonem, Sakura.

Głos zabrał milczący do tej pory Jugo, posyłając mi wymowne spojrzenie. Ja spojrzałam na niego wzrokiem przesiąkniętym jadem.

-Właśnie! - krzyknął entuzjastycznie Itachi, po czym uderzył Sasuke w ramię. - Po co to wszystko ukrywać.

-Niby co ukrywać? - Zabrałam głos, widząc jak chce to uczynić brunet.

-No związek! Twój i Sasuke! Sakura nie odpływaj!

-Nie ma co ukrywać, bo nic nie ma między nami!!

-Jaaaaasne. Nie kituj nas! Sasuke sam powiedział, że spał z tobą.

Nie wytrzymałam i zerwawszy się z łóżka skoczyłam na Suigetsu. Nie przejmowałam się tym, że mogła podwinąć mi się koszulka, czy coś w tym stylu. Ważne było to, by przemówić temu debilowi do rozsądku.

Chwilę przed upadkiem widziałam szok wymalowany na jego bladej twarzy, który dowodził tylko temu, że absolutnie nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. I dobrze! Gdy plecy chłopaka, a moje kolana dotknęły zimnej i twardej posadzki złapałam go za poły koszuli i brutalnym ruchem pociągnęłam go do siebie.

Zbliżyłam go do siebie na tyle, że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka milimetrów.

-Nigdy. Nie. Przekręcaj. Słów. Rozumiesz?

-Ale...

Szybko uniosłam się na nogach i okręciłam go tak, że leżał na brzuchu. Ponownie usiadłam na jego ciele i tym razem zaczęłam go podduszać.

-Pytam ostatni raz. Rozumiesz co powiedziałam?

Niewidocznie prawie skinął głową, więc puściłam go i wstałam. Gdy tylko odwróciłam się do tyłu rozbroiły mnie miny mężczyzn. Sasuke siedział całkiem wyluzowany z głupim uśmiechem i przyglądał się mi tak, jak ostatnio to robił. Nie wiem o co mu chodziło, ale przerażał mnie tym. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot, nie peszyło go to, że mu się przyglądałam. Itachi zaś podobnie jak Jugo nie spodziewali się takiego obrotu sprawy i obaj patrzyli na mnie jakby widzieli mnie pierwszy raz w życiu.

-Czy ktoś jeszcze ma jakieś obiekcje do tego czy chodzę z Sasuke? - Założyłam ręce na klatce piersiowej i spojrzałam na nich wzrokiem typu: No dawaj!

-Ja. - Oc
zywiście odezwać się musiał sam Sasuke.

~Boże za co?!

Westchnęłam głośno i zignorowałam Sasuke, który pierdzielił głupoty jak potłuczony. Podeszłam do łóżka, zepchnęłam z niego braci Uchiha i schowałam się pod kołdrą. A nuż, widelec sobie pójdą. Najlepiej wszyscy. Usłyszałam cichy chichot po mojej lewej, później jakiś tupot stóp, zapewne Suigetsu i głos dziewiętnastolatka.

-Długo masz zamiar się wygłupiać, Haruno?

-Aż sobie pójdziecie! - krzyknęłam.

-Nadzieja matką głupich.

Przekręciłam się na bok i czekałam, aż znikną mi z tego pokoju. Dlaczego ostatnio zrobili się tacy nachalni i wścibscy. Przecież nie chodzę z Uchihą i nigdy nie będę...

~Prawda?

Nagle usłyszałam zgłuszone jęki.

~Co?!

Wychyliłam się spod kołdry i zerknęłam na osobnika, który - jak się okazało - nucił jakąś piosenkę. Gdzieś już ją słyszałam, ale nie wiedziałam za bardzo gdzie. Suigetsu, gdy zorientował się, że wszyscy się na niego patrzą uśmiechnął się szeroko.

-Poznajesz tą piosenkę, Sakura?

Jego głupia mina jasno dała mi do myślenia, że coś kombinuje. Główną poszlaką w tej sprawie była oczywiście melodia, której za cholerę nie mogłam rozpoznać. Walnęłam więc pierwszą lepszą ripostę, które wpadła mi do głowy.

-Co, marsz pogrzebowy, te klimaty?

Jego mina była bezcenna. Niestety każdy z osobna spojrzał na mnie jak na ostatnią debilkę. Pod naporem tych spojrzeń aż mi się głupio zrobiło.

-Ha ha ha ha! - zironizował Itachi i z szerokim uśmiechem klasnął kilkakrotnie w dłonie. - Sasuke, pasujecie do siebie jak dwie połówki od jabłka... Dwie części pomarańczy... Jak dwie połówki chleba... Jak... Jak... Dwie kromki chleba...

Suigetsu zrobił się czerwony jak burak, po czym zaczął wraz z Jugo rechotać na cały szpital.

-Itachi... - Zaczęłam niezwykle poważnym tonem. Kątem oka zerknęłam na Sasuke, który również mi się przyglądał. Nie mogłam rozszyfrować jego uśmiechu, na który składał się kącik uniesiony ku górze. - Próbujesz nam dać do zrozumienia, że jesteś niedożywiony?

-Co?

Suigetsu turlał się po podłodze, nie mogąc wytrzymać. Jedynie Jugo ograniczał się do cichego chichotu.

-Sasuke cię nie karmi? - Gra trwa nadal. - Suigetsu tak źle gotuje, że boisz się o swoje życie?

-CO!!?? WYPRASZAM TO SOBIE!!

-Nie martw się. Od dzisiaj możesz do mnie przychodzić kiedy chcesz - zagwarantowałam. - Tylko czasami gotuje Deidara i Hidan, ale chyba się przyzwyczaisz... - Puściłam mu oczko.

-Ha ha ha ha ha. - Wybuchł śmiechem i odwzajemnił gest.

-Ja pierwszy zjem obiad u ciebie - powiedział pewny siebie Sasuke. Już dawno nie widziałam u niego takiej determinacji.

-Sasuke chce Sakurę na wyłączność - odezwał się Jugo i wstał, by się rozciągnąć.

Parsknęłam śmiechem, który miał zatuszować moje zażenowanie. Boże co to się dzieje. Już nie wiem co i jak! Sasuke faktycznie odwala takie rzeczy, które mogłyby uchodzić za zazdrość, ale to przecież Uchiha. Zresztą nigdy się mną za bardzo nie interesował. A teraz?

Nie wiem...

Nagle mój wzrok powędrował w stronę gdzie kątem oka wychwyciłam ruch. Były to drzwi, w których stał blady jak ściana Naruto i niebieskimi tęczówkami przyglądał się to mi to Sasuke.

-Co? - zapytałam, ale odpowiedzią było omdlenie przyjaciela. Dopiero wtedy cała reszta towarzystwa zorientowała się, że w pomieszczeniu był ktoś jeszcze.

-Naruto-kun... - Nad „poszkodowanym" nachylała się śliczna brunetka, która spanikowana próbowała go jakoś pozbierać. Gdy Jugo i Suigetsu rzucili się do pomocy biednej Hinacie, Sasuke położył się obok mnie.

-Nie za wygodnie ci?

-Nie. - Na dowód tego położył dłoń na mojej i uścisnął ją.

-Dziwnie się zachowujesz.

-Wydaje ci się.

-To dlatego, że Sasuke jest...

-Itachi powinniście już iść.

Mnie zamurowało. Nie przez to CO Sasuke powiedział, tylko przez to jakiego użył tonu. Zimne dreszcze przeszły mi po plecach. Już dawno nie słyszałam u niego takiego tonu.

-Ty też idziesz z nami.

Widziałam jak starszy z braci posłał zadziorne spojrzenie drugiemu, ale gdy tylko się zorientował, że mu się przyglądam zmienił uśmiech na przyjazny.

O co tu chodzi?

~Może Sasuke wie, że Itachi chce ciebie na bratową?

Niemożliwe!

Przecież to niemożliwe. Sasuke na pewno, by nie siedział tak swobodnie w moim towarzystwie, gdyby wiedział.

-Nie myśl tyle. - Cichy szept niczym dotyk motyla dotarł do mojego ucha. Ciepły oddech owiał moją szyję. Mmm. Przyjemne uczucie, ale nie mogłam się na tym skupić. W mojej głowie ciągle siedziało pytanie: Czy Sasuke wie?

Spojrzałam na Itachiego, który nic sobie nie robił z tego, że Naruto nadal leżał „martwy" i tylko przyglądał się nam.

Musiałam go zapytać. Nie wiedziałam jak, ale chciałam teraz. Boże dlaczego to musi być takie trudne?

-O czym myślisz?

-O niczym ważnym! - warknęłam może nazbyt szybko, bo Uchiha spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Wtedy ocknął się Uzumaki, który zaczął swoje wywody.

-Sasuke!!

To była moja szansa. Niestety Itachi nie patrzył w moją stronę, a ja nie wiedziałam jak mam zwrócić na siebie jego uwagę.

Sasuke pewnie już podświadomie splótł palce z moimi i bawił się nimi na przemian. Uwielbiał to robić. Hinata stała z boku i patrzyła ukradkiem cała zarumieniona na blondyna, który przyciągał uwagę zgromadzonych.

~Itachi no!

I nagle jak na zawołanie ciepłe spojrzenie ciemnych oczu zatrzymało się na mnie. Zerknęłam w ułamku sekundy na Sasuke, by się upewnić, że nie patrzył na mnie. Gdy tylko utwierdziłam się w tym fakcie spojrzałam wymownie na Itachiego.

Delikatnie palcem wskazałam na Sasuke i ustami pokazałam: ON WIE?

Zmarszczone brwi utwierdziły mnie jednak w przekonaniu, że dwudziestoparolatek nie miał bladego pojęcia o czym mowa.

-Powiedziałeś mu? O tym co mi powiedziałeś...

Plątałam się w mówieniu, ale nie chciałam podawać konkretów.

I wtedy to się stało. Itachi załapał o czym mówiłam!

-Czy wie - i dobitnie wskazał na brata - o tym, co ci powiedziałem jak spałaś z nim po imprezie?

~O Boże!

Powiedział to tak głośno i dosadnie, że wszyscy zwrócili swoją uwagę na nas. Ja już czułam jak pali mi się twarz. Dosłownie!!! Na sto procent byłam czerwona na buzi. Usta nie chciały mi się zamknąć i tylko gorzej wyglądałam.

-Tak. Sasuke wie.

-COOOO!!!!!!!!!? - Nie sądziłam, że jestem zdolna do takiego pisku. Boże jeżeli wcześniej czułam zażenowanie, to teraz miałam ochotę się zapaść pod ziemię.

-Zresztą. Siłą to ze mnie wyciągnął. Nawet nie wiesz jak bardzo mu zale-

Poczułam szarpnięcie i zostałam zmuszona, by przysunąć się bardziej do bruneta, któremu nie mogłam spojrzeć w oczy.

Widziałam tylko jak dziewiętnastolatek złapał za pierwszą lepszą rzecz stojącą na szafce i rzucił w brata. Nie rozumiałam jego zachowania.

Wtedy szklany wazon z różami zderzył się ze ścianą. Odłamki szkła rozprysły się po całym pokoju, a ja odruchowo skuliłam się i wtuliłam w Sasuke.

-Itachi, zamknij się!

Później słyszałam strzępki rozmów.

Nie mogłam uwierzyć w to, że powiedział TO Sasuke. Przecież... Przecież. No przecież!!!

To była tak żenująca sytuacja, że nie miałam odwagi spojrzeć mu teraz w oczy. A do tego nie powinno było w ogóle dojść! Itachi jak mogłeś?

Zerknęłam na mężczyznę, który nie przejmował się moim zażenowaniem i agresją brata. Zamiast tego zaśmiał się serdecznie i siłą wyprowadził wszystkich poza Sasuke. Nie słuchał sprzeciwów Suigetsu, który tłumaczył, że jest moim gościem ani krzyków Naruto, który twierdził, że nie wolno nas zostawiać sam na sam. Normalnie wyśmiałabym jego absurdalne zachowanie, ale w tych okolicznościach... NIE ZOSTAWIAJCIE MNIE Z NIM SAMEJ!!!

~Zostawcie, zostawcie... Już ja sobie poradzę.

Z głupim i aroganckim uśmiechem odezwała się moja podświadomość.

A ja nie wiedziałam co zrobić. Nie potrafiłam spojrzeć w te jego ciemne i odważne oczy. Bałam się jego reakcji na to wszystko. Chociaż i tak zachowywał się wyjątkowo nijako na tą wiadomość. Gdybym ja na jego miejscu siedziała z osobą, której brat wygaduje takie rzeczy to zapadłabym się pod ziemię.

-Co panikujesz Haruno? - cichy szept spowodował, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Spojrzałam na bruneta i gdy tylko nasze spojrzenia się zrównały poczułam się jakbym była w innym świecie. Dlaczego znowu miałam wrażenie, że inaczej się zachowuje w towarzystwie, a inaczej sam na sam? Jego usta wygięte były w uśmiechu, a spojrzenie powodowało, że nogi miałam jak z galarety. Boże co się ze mną działo?!!

Nagle podniósł ramię i lekko mnie odpychając od materaca objął i przyciągnął. Jego tors był twardy i umięśniony ale przede wszystkim ciepły. I wtedy do mnie dotarł męski zapach wody do golenia, której Sasuke używał.

-Ostatnio jesteś Haruno jakaś nieśmiała. - Zaśmiał się delikatnie. Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział ani tym bardziej w to, że jego śmiech nie zawierał kpiny. Przynajmniej ja się nie doszukałam.

-Nieśmiała!!? Pff - parsknęłam odwracając wzrok. - Twój brat wygaduje takie głupoty...! - dokończyłam czerwona na twarzy. Sasuke wolną dłonią złapał za mój policzek i zmusił do zwrócenia się w jego stronę.

-Patrz na mnie jak do mnie mówisz - wyszeptał. Znajdował się tak blisko, że jego oddech owiewał moją skórę. - Wracając do tematu. Podoba mi się to, co Itachi mówi.

Nie dał mi ani chwili namysłu tylko naparł na mnie, a jego ciepłe i wilgotne wargi zmuszały moje do tańca. Nie mogłam się poddać. Szybko Sakura! Złapałam za gładki policzek mężczyzny i odsunęłam go na kilka centymetrów.

-Nie, Sasuke.

Jednak dziewiętnastolatek nie liczył się z moim zdaniem i ponownie zaczął mnie całować. A ja byłam na przegranej pozycji. Wiedziałam, że drugi raz nie dam rady się od niego oderwać. To było po prostu niemożliwe.

#
Stałam przed łóżkiem, na którym leżała torba i niewidzącym wzrokiem wpatrywałam się w okno. Na horyzoncie Słońce chowało się ustępując powoli królowi nocy. Na pobliskich drzewach ptaki niknęły w dziuplach, szykując się spać. Moją uwagę przykuł jeden jedyny ptak, który mimo późnej pory nadal zaszczycał nas swoim pięknym śpiewem.

Przechyliłam głowę na bok i uważnie badałam jego głos nie doszukując się w nim choćby nutki fałszu. Niestety nie trwało to długo, bo jedna z pielęgniarek zakłóciła mój spokój.

-Przepraszam... - Zwróciła na siebie moją uwagę niska, szczuplutka brunetka. Jej wzrok „latał" po pokoju nie zatrzymując się na mnie zbyt długo. Była bardzo nieśmiała.

~Prawie jak Hinata.

-Tak? - Nie odrywałam od niej wzroku, chcąc jak najszybciej wyciągnąć informacje, które wyjaśniłby mi jej wizytę.

-Doktor Haruno?

Jej policzki były strasznie czerwone, a jej mina przypominała dziecko, które idzie pierwszego dnia do szkoły. I wtedy mnie olśniło. Kolejna nowa pracownica.

-Owszem. W czym mogę pomóc?

-Otóż... P-Pan ordynator... Prosił panią do siebie. Jeżeli oczywiście pani może... - dodała spuszczając wzrok. Wyglądało to dość zabawnie, bo była chyba ode mnie starsza.

-Owszem. Jeżeli mogłabyś przekazać mu proszę, że za jakieś pięć-dziesięć minut. - Powróciłam do pakowania swoich rzeczy, które dostarczył mi Hidan. Jakoś jemu bardziej ufałam niż Deidarze. Przynajmniej w kwestii mojej prywatności.

-Przepraszam... A-Ale ordynator nie kazał mi wracać... z wiadomością. - Tarła dłonie jakby bała się mnie. W ogóle jej nie rozumiałam.

-Aha. W porządku. - Ze zmarszczonymi brwiami zapięłam walizkę i szybkim ruchem odwróciłam się jakby w oczekiwaniu na to, że ona nadal będzie tam stała.

~Wariujesz Haruno.

Przełożyłam ramiączko przez ramię i wyszłam z sali jednocześnie ją zamykając. Na korytarzu była pustka i jedynie jakiś spacerujący staruszek upewniał mnie w fakcie, że szpital nie jest zamkniętą placówką. Mężczyzna chodził wolnym krokiem opierając się na lasce i co jakiś czas zaglądał na plakaty, jakby były jedyną atrakcją w tym budynku.

-Dobry wieczór - powiedziałam z uśmiechem. Jednak człowiek zareagował inaczej niżbym oczekiwała. Wystraszył się moim pojawieniem się. Dopiero po chwili uśmiechnął się i złapał na moje ramię, jakby dodając mi otuchy. Zaraz jednak puścił i odszedł zostawiając mnie zupełnie zdezorientowaną na środku korytarza. Nie wiedziałam o co chodzi. Napuszyłam policzki po czym głośno wypuściłam gromadzone powietrze i ruszyłam po schodach w dół.

Musiałam dotrzeć do gabinetu ordynatora i jak najszybciej z nim porozmawiać.

Jedyne miejsce w szpitalu, które tętniło życiem to trzecie piętro. Na pediatrii dzieciaki uciekały po całym korytarzu i chowały się po zakamarkach, by tylko nie iść spać. Małe łobuzy!

Będąc przed drzwiami gabinetu ordynatora energicznie zapukałam. Głośne i władcze wejść dotarło do moich uszu. Nacisnęłam zimną klamkę wchodząc do pomieszczenia. Tutaj tak jak u mnie panował idealny porządek. Ordynator miał wszystko na swoim miejscu. To od niego nabrałam tego nawyku. Tsunade miała burdel w gabinecie, więc też nie przykładałam uwagi do porządku. Moim oczom ukazał się postawny mężczyzna w średnim wieku. Uśmiechnęłam się na jego widok. Był dla mnie bardzo miły. Jego zielone oczy pałały ciepłem ale i opanowaniem. Był to człowiek zaufany.

-Witam...

-Jak się czujesz, Sakuro? Usiądź proszę.

Rzuciłam torbę koło krzesła i wykonałam polecenie.

-Znacznie lepiej, dziękuję.

Dłonie pana Goto znajdowały się splecione na blacie ciemnego biurka, a jego twarz była lekko uśmiechnięta i wpatrywała się we mnie.

-Tsunade-sama powiedziała jak długo masz wolne?

Momentalnie wróciłam do tej sytuacji.

Leżałam na łóżku, a Senju jak zwykle wyrzuciła Uzumakiego i powiedziała, że teraz ona się mną zajmie. Ja już się wystraszyłam, bo byłam pewna, że chciała ze mną porozmawiać o czymś ważnym.

-Ile już tu siedzisz?

-Prawie tydzień. - Wyplułam to zdanie jakby było obelgą.

-I powinnaś drugie tyle, by...

-Tsunade! Nie jestem dzieckiem - warknęłam.

-Ale się tak zachowujesz!! Jeżeli cię wypuszczę to nie odpoczniesz w domu, tylko-

-ODPOCZNĘ!! Nie będę się przemęczała! - Mój ton obniżał się z każdym zdaniem. - Przez ostatnie tygodnie byłam niewidoma i nie chcę tego więcej powtórzyć! Nie będę się wysilała. Obiecuję...

Wyszeptałam i spuściłam wzrok.

-Na pewno?

-Tak. Ja-

-Dobra.

Blondynka westchnęła, a ja nie mogłam uwierzyć w to co się stało.

Pozwoliła mi wyjść ze szpitala. I to tak bez żadnych zobowiązań i krzyków, i kłótni, i...

-Dziękuję!! - Rzuciłam się jej na szyję i ucałowałam jej policzek. Już dawno nie sprawiła mi tyle radości co teraz.

-No już, no już. Wypuszczam ciebie tylko dlatego, że dzisiaj... dzisiaj...

-Wiem - mruknęłam przypominając sobie co dzisiaj jest. Od rana to uczucie za mną chodziło, ale tylko teraz chciało mi się płakać.

-Jest jeszcze jedna sprawa. A właściwie warunek: masz przez dwa tygodnie leżeć w łóżku - powiedziała to tak dobitnie, że aż mnie ciary przeszły. - Możesz jedynie wędrować od sypialni do toalety i kuchni. Rozrywką może być salon i ogród. I basta! Na ten temat nie ma dyskusji.

-Ale-

-Nie!

-A co jakbym chciała iść na kawę do kogoś? Nie chcę ponownie leżeć w szpitalu. Nie będę trenowała-

-Ani leczyła.

-Co?

-Nie będziesz przychodziła do szpitala też przez dwa tygodnie. To moje ostatnie słowo, albo zostajesz tutaj na trzy tygodnie..."

Zaśmiałam się i podrapałam tył głowy.

-Tsunade-sama stwierdziła, że już długo się na siedziałam i w przyszły wtorek mogę wrócić do pracy.

-W przyszły wtorek... to będzie tydzień. Zabawne, bo mi Hokage powiedziała, że przez dwa tygodnie masz się tu nie pokazywać.

~Oho.

Czułam jak paliła mi się twarz. Dlaczego mu powiedziała?

-Ach ta Tsunade...

-Sakura-

-Jest strasznie niezdecydowana.

-Sakura.

-Mi powiedziała, że-

-Haruno-san!

Nagle straciłam cały zapał. Jak zwracał się do mnie w ten sposób, wiedziałam, że coś było na rzeczy.

-Sakura, Tsunade-sama wyraźnie powiedziała, że przez dwa tygodnie ma ciebie po prostu nie być w szpitalu. Możesz się tu pojawiać jedynie jako osoba odwiedzająca lub w przypadku, gdybyś chciała coś zabrać ze swojego gabinetu. To jest moja ostateczna decyzja. Nie będę się sprzeciwiał Hokage.

-Rozumiem.

Zrezygnowana wstałam i skierowałam się do wyjścia uznając, że rozmowa jest skończona.

-Czekaj, Sakura.

Odwróciłam się z nadzieją, że ordynator zmienił decyzję.

-Ktoś z personelu podeśle ci dokumenty, których nigdy nie miałaś czasu uzupełnić.

-AAAAGRH - warknęłam wściekła. Mężczyzna zaśmiał się serdecznie, a ja opuściłam jego gabinet trzaskając drzwiami. Nie uszłam jednak pięciu kroków, gdy przypomniałam sobie o plecaku. Rozeźlona jeszcze bardziej opuściłam ramiona i wróciłam do gabinetu. Nawet nie kłopotałam się z pukaniem tylko weszłam od razu. Pan Goto nie podniósł głowy, tylko dalej pisał coś w dokumentach.

-A zastanawiałem się kiedy sobie o nim przypomnisz? - dodał, na co wystawiłam mu język. - To dziecinne zachowanie, Haruno.

Jego pobłażliwy ton podniósł mi ciśnienie, więc żeby nie krzyczeć po prostu wyszłam z głośnym hukiem.

Głowę miałam podniesioną wysoko, a mój dumny krok nie zmienił się aż do opuszczenia szpitalnych murów.

Boże dlaczego?! On i Tsunade uwielbiają mnie męczyć.

Zrezygnowana powolnym krokiem szłam do domu. Przyglądałam się wszystkiemu, jakbym widziała to wszystko pierwszy raz w życiu. Człowiek nie docenia tego co ma, póki tego nie straci. Dopiero teraz mogę w pełni zobaczyć jak ten świat jest piękny. Czerwono-żółte liście tańczyły niesione przez wiatr, dzieciaki biegały po ulicach i placach zabaw korzystając z ciepłej pogody. Takie są uroki wczesnej jesieni. Taka pogoda mogłaby się utrzymać jak najdłużej.

-Sakura.

Usłyszałam za sobą jednak nikogo nie ujrzałam. Uznałam, że się przesłyszałam, więc się odwróciłam i mało zawału nie dostałam.

-Hidan! - warknęłam wystraszona. Nieźle mnie podszedł. Zaśmiał się głośno i wyrwał mi torbę.

-Sama-

-Masz się nie przemęczać! - krzyknął i zarzucił mi ramię na szyję. Szliśmy w stronę domu, ale nie mogłam się tam pokazać. Musiałam najpierw wpaść do Ino.

-Haruno! - Obudził mnie krzyk białowłosego, ale i klepnięcie w tyłek, które mi zaserwował.

-Co?!

-O czym myślisz?

-Hm... - Spuściłam głowę. Nie chciałam o tym rozmawiać, ale wątpię, że bez dobrego argumentu mnie zostawi w spokoju. Westchnęłam głośno i spojrzałam na mężczyznę, który jak prawdziwy gentleman niósł moją torbę i podpierał się na mnie. Ach. - Hidan...

-Tak Saki?

-Muszę pójść jeszcze w jedno miejsce - dodałam i spojrzałam na ziemię, przy okazji kopiąc jakiś kamyczek.

-Tak? A gdzie?

-W jedno ważne miejsce. Muszę tam pójść dzisiaj.

-Na pewno?

-Tak. - Spojrzałam na niego mając nadzieję, że nie będzie wnikał. I tak się właśnie stało. Hidan o nic nie pytał, tylko uśmiechnął się delikatnie.

-Wrócisz dzisiaj?

-Tak. Obiecuję.

Coś za dużo tych przyrzeczeń dzisiaj składałam.

-Mam nadzieję, że nic sobie nie zrobisz...

-Nie jestem idiotką ani dzieckiem, Hidan. - Spojrzałam na niego spod byka.

-Ale my się o ciebie martwimy, maleńka.

-Wiem i dziękuję wam za to.

Zatrzymałam się widząc drogę, którą najszybciej mogę dojść do sklepu Yamanaka.

-Wrócę na kolację, więc zrób coś dobrego. - Posłałam mu oczko i nie czekając na reakcję ruszyłam do przyjaciółki.

-Och, Sakura! - krzyknęła „ciocia" i chwyciła mnie w swoje ramiona. - Jak się czujesz dziecko? - Złapała moją twarz w dłonie i przyciągnęła do siebie.

-Dziękuję lepiej.

-Przepraszam, że ciebie nie odwiedziłam, ale nie miał kto zająć się kwiaciarnią jak mnie nie było.

-Spokojnie, ciociu, to zrozumiałe. Nic takiego się nie stało - mruknęłam posyłając blondynce uśmiech. Ona była starszą wersją Ino. - Ja właściwie przyszłam do ciebie w pewnej sprawie. Potrzebuję ładny bukiet białych lilii. - Spojrzałam na nią, a ona wiedziała co jest grane.

-Mam go już dla ciebie przyszykowany.

-Czy mogłabym za niego zapłacić później, nie wzię-

-Nie denerwuj mnie!! - wrzasnęła marszcząc brwi. - Jak ci zaraz kopa zasadzę to zobaczysz! Nie będziesz mi płaciła za kwiaty dla... nich.

W moich oczach pojawiły się łzy, ale szybko je powstrzymałam i uściskałam kobietę.

-Dziękuję.

-No nie ma za co. Idź już. Wiem, że już byś tam chciała być.

-Dziękuję.

W ekspresowym tempie przemierzałam ulice Konohy kierując się do tego jednego miejsca - cmentarza.

Wchodząc na ten teren, zawsze miałam takie dziwne uczucie. Nie byłam go w stanie określić, ale nie było ono przyjemne.

Już z daleka widziałam ich nagrobek. Było tak bowiem dlatego, że na nim stał wazon ze świeżymi tulipanami. Ciocia Yamanaka była tu już. Ponownie dnia dzisiejszego miałam ochotę się rozpłakać. Teraz jednak nie powstrzymywałam się. Nie chciałam nawet.

Usiadłam na ziemi przed grobowcem i położyłam przed nim kwiaty.

-Mamo, tato. To już trzy lata.

Nawet nie wiedziałam kiedy ten czas zleciał... Pamiętam jak ojciec wracał do domu i całował mamę na powitanie i co weekend szli na kolację do restauracji. Jakby to było wczoraj.

Nie lubiłam popadać w stan melancholii, ale dzisiejszego dnia mogłam sobie na to pozwolić. Przecież nie musiałam grać wiecznie twardej kunoichi, która nie okazuje uczuć. Każdy potrzebuje czasami wyładowania emocjonalnego bo zacznie świrować.

Każdy...

I wtedy jak na zawołanie w mojej głowie pojawił się obraz ciemnookiego bruneta, który od lat stara się ukryć za ścianami z muru to, co czuje. Wiedziałam, że strata bliskich to wielki i nieopisany ból, ale ja starałam się chociaż w małym stopniu akceptować wsparcie przyjaciół. Wiem! Może średnio mi to wychodziło, ale starałam się... Uchiha natomiast odsuwał od siebie wszystkich, nie liczył się nawet z najlepszym przyjacielem. Nie wspomniałam o sobie, bo wiem jak idiotycznie się zachowywałam. Ale te uczucia płynęły prosto z serca!

Szloch wyrwał się z moich piersi jednak powstrzymałam się. Łkanie to jedno, ale taki głośny płacz to zupełnie inna sprawa. Jak mam coś przeżywać to w samotności...

Ech.

I znowu nasunął mi się Uchiha.

Od jakiegoś czasu ciągle się koło mnie kręci. Miałam do dyspozycji dwóch byłych członków Akatsuki, a to akurat on musi się plątać.

Zastanawiało mnie od kiedy jest do mnie tak pozytywnie nastawiony? W drużynie siódmej mogłam jedynie pomarzyć o takim traktowaniu a teraz mam to jak na tacy. Co takiego wpłynęło na Sasuke?

Po moich łzach nie został nawet ślad, ale to dobrze. Musiałam coś zrobić, a nie mogę pokazać nikomu, że płakałam. Spojrzałam na głowy Hokage, które oświetlone przez sztuczne światło wyglądały fenomenalnie. Zmrok już nastał w wiosce, a ja musiałam dojść do dzielnicy klanu Uchiha. Wstając z chłodnej ziemi, otrzepałam tyłek i rozejrzałam się po okolicy. Widziałam kontury drzew i domów, ale żaden szczegół nie „rzucił" mi się w oczy. Nie mówcie mi, że mam kurzą ślepotę?

A może to efekt ostatniej choroby? Ciężko stwierdzić.

Idąc po uschniętych liściach i wysokiej trawie miało się wrażenie, że znajduję się w buszu, a nie na cmentarzu Liścia. W okolicy była dziwna cisza. Rozumiałam, że było już późno, a ja się zasiedziałam przy rodzicach, ale bez przesady. Mój wzrok zaczął się polepszać, gdy wyszłam na dobrze oświetloną ulicę.

~Chwila! Gdzie ja jestem?

Rozejrzałam się dokoła i zdębiałam, gdy ujrzałam dom Saia. Co? Po prostu mnie zamurowało. Jakim do cholery cudem znalazłam się po przeciwnej stronie wioski niż zamierzałam? Przecież to niemożliwe!! Droga do domu Sasuke zajmie mi przynajmniej pół godziny. Skakać nie chcę, bo jeszcze coś sobie zrobię, a wtedy Tsunade by mnie zabiła. Miałam nie zachodzić po koszulkę bruneta, ale w tym wypadku... Mam po drodze.

Idąc główną drogą minęłam może kilka osób, z czego prawie żadnej nie kojarzyłam. Dwóch mężczyzn zaczepiło mnie, ale nic sobie z tego nie robiąc po prostu odeszłam. Przydałoby się wziąć kąpiel, ale po prostu nie miałam najmniejszej ochoty teraz. Wolałabym jak najszybciej zabrać z mieszkania koszulkę Sasuke - którą oddałam Tsamugi by ją wyprała - i udać się do niego. Mamy kilka kwestii do omówienia.

Minęłam ostatni zakręt i po cichaczu zbliżyłam się do swojego domu. Kto to widział, żeby właścicielka musiała się zakradać do własnego mieszkania. Absurd!

W żadnym z pokoi nie było zapalone światło, więc mogłam bez przeszkód wejść frontowymi drzwiami. Chciałam po prostu uniknąć zbędnych pytań, zwłaszcza ze strony Dei'ego.

Przez moje ciało przeszły dreszcze, gdy palcami dotknęłam zimnej klamki, lecz niezrażona nacisnęłam ją i pchnęłam drewniane drzwi. Otworzyłam je do momentu, w którym wydawały charakterystyczne skrzypnięcie i nie zapalając światła weszłam do holu. Zdjęłam jedynie buty i omijając kuchnie i salon przeszłam do schodów. Wchodziłam jak najbliżej ściany, gdyż wtedy byłam pewna, że stare drewno nie zdradzi mojej obecności. Mijając pokój Małej przyłożyłam ucho do drzwi.

~Śpi.

Nie zatrzymując się więcej weszłam do swojej sypialni. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Boże! Nie pomyślałabym, że skradanie się może być takie męczące. Albo to ja wypadłam z formy. Matko i córko!

Mało na zawał nie padłam jak zorientowałam się, że w pokoju był ktoś jeszcze.

-Chcesz mnie do zawału doprowadzić...

-Gdzie byłaś młoda damo? - Postać siedząca na łóżku była poważna i nie bardzo mi to do niego pasowało.

-W pewnym miejscu - dopowiedziałam i zbliżyłam się do komody, na której upatrzyłam ciuch należący do Sasuke. Wzięłam w dłonie miękki materiał i położyłam go koło siwowłosego.

-Sakura, martwimy się o ciebie...

-Nie ma potrzeby... - Zabrałam z szafy bluzę wiedząc jaki chłód panuje na zewnątrz. - Ale to miłe, dziękuję - powiedziałam i pocałowałam go w czoło.

-Powiedziałem Deidarze, że jesteś u Sasuke. - Ponownie oparł się o zagłówek łóżka.

-Nie minąłeś się z prawdą.

-Byłaś u niego? - Mimo panującej ciemności widziałam jak uniósł zdziwiony brwi. Jedyne światło jakie tu było to blask ulicznych latarni.

-Idę dopiero... Zaraz! Dlaczego akurat u Uchihy? Prędzej byłabym u Naruto.

-Przecież chodzisz z Sasuke. Uznałem więc, że to racjonalne wytłu-

-Co?!!! - wysyczałam zła. Nie chciałam podnosić głosu, wiedząc o pozostałych domownikach.

-No Itachi tak powiedział. Jasno wyraził się na temat sytuacji ze szpitala.

-Jakiej sytuacji? Sasuke. ACH! - urwałam. - Przestańcie wymyślać sobie niestworzone historie na temat mój i Sasuke.

-Ale podobno Sasuke... Przyznał się do tego, że chodzicie ze sobą.

-Niech Itachi lepiej uważa co mówi! Albo to ty przekręciłeś jego słowa! - powiedziałam uderzając go palcem wskazującym w klatkę piersiową.

-Nic nie przekręciłem.

Westchnęłam nie chcąc się kłócić. Obróciłam się i nałożyłam bluzę, chwyciłam w dłonie koszulkę ze znakiem klanu Uchiha i nie odwracając się wyszłam. Nie reagowałam na zaczepki Akasuny, bo nie miałam czasu. Chcę już zobaczyć się z Sasuke. Musimy poważnie porozmawiać.

#
Siedziałam na parapecie i przyglądałam się śpiącemu Sasuke. Będąc tutaj teraz nie byłam do końca pewna czy faktycznie miałam zamiar z nim rozmawiać. Była jeszcze możliwość wycofania się.

~Haruno! Weź się w garść!

Moja podświadomość jak zwykle dała mi kopa i faktycznie postanowiłam działać. Ale on tak słodko spał...

Delikatnie stanęłam na podłodze, minęłam dywanik i nachyliłam się nad brunetem. Jego twarz zwrócona była w moją stronę, a włosy układały się na policzkach dodając mu więcej uroku. Ciekawiło mnie czy miał na sobie podkoszulek.

~Boże, Haruno! O czym ty myślisz?!!

Warknęłam zła na tok moich przemyśleń i od razu coś postanowiłam. Nie obudzę go! Tak, zajrzę innym razem. To genialny plan.

Pokiwałam zgodna ze swoimi myślami i odwróciłam się w stronę biurka, które stało koło drzwi. Zostawię tylko ubranie i się zmywam. Niestety, gdy się nachyliłam, w ułamku sekundy poczułam za sobą ruch. Moje ciało zostało zablokowane przez ramiona Uchihy, który uniemożliwił mi ucieczkę. Nie odwracając się położyłam materiał na blacie i spuściłam głowę. Poczułam ciężar na ramieniu i przyjemny zapach męskich perfum. Mmm. Mogłabym tak wdychać ten aromat na okrągło i ciągle by mi było mało. On tak pachniał...

-Przyszłam oddać bluzkę.

-Mhm - zamruczał, a mi się kolana po prostu zginały. On to specjalnie robił. - Nie zostaniesz na noc? - wyszeptał i pocałował mnie w kark. Gadzina jedna!

-Zboczeniec. - Również wyszeptałam i odwróciłam się. Jego ciemne jak noc tęczówki były jeszcze nie do końca rozbudzone, a włosy ułożone inaczej niż zazwyczaj dodawały mu seksapilu.

-I to we kochasz.

-Hpf - parsknęłam nie zaprzeczając jednak. Złożyłam dłonie pod pośladkami i odchyliłam się od niego. Ten naparł na mnie jednak mocniej.

-Gdzie byłaś? - Dotknął mojego policzka.

-Dlaczego wszyscy o to pytają?

-Wszyscy to znaczy kto?

-Hidan chociażby. - Jego usta ułożyły się w półuśmiechu.

-Może dlatego, że się martwimy.

-Nie ma czym.

-Zniknęłaś mi na parę godzin nie wiadomo gdzie... Dziwisz się, że się martwię?

Znowu to samo. Zaczyna gadać takie głupoty, a później dziwię się, że postronny obserwator bierze nas za parę.

-Tobie zniknęłam? - mruknęłam cichutko. Nie było potrzeby by krzyczeć, gdyż znajdował się zaledwie kilkanaście centymetrów ode mnie.

-Aha... - potwierdził i pocałował mnie w policzek. Odsunął się ode mnie i ze zmarszczonymi brwiami przyglądał mi się. - Wpadłem wieczorem by zmienić tego kretyna-

-Mówisz o Naruto.

Przekręcił oczami i kontynuował jakby nigdy nic.

-A tu ciebie nie ma. Dostaję tylko informację, że zostałaś wypisana... Gdzie byłaś?

-Ale jesteś uparty... - mruknęłam i odsunęłam go od siebie. Ruszyłam w stronę łóżka, na którym usiadłam. Uchiha kucnął przede mną i złapał mnie za uda.

-Gdzie byłaś?

-Płyta się zacięła czy jak?

Oparł głowę na moich kolanach i wpatrywał się we mnie. Nic więcej nie robił, ale to wystarczyło, by podniosło mi się ciśnienie.

-Gdzie?

Ja, by uniknąć odpowiedzi walnęłam się na łóżko. Czułam tylko jak po chwili mężczyzna zdejmuje mi buty i ponownie łapie za uda. Nie chciałam poruszać tego tematu... Jak mam go zainteresować czymś innym?

I wtedy wpadłam na iście genialny plan. No po prostu... Cudo! Oparłam się na łokciach i spojrzałam na niego. Mrok w pokoju był fascynujący. Dodawał temu wszystkiemu tajemniczości i intymności.

-Odpowiem ci na to pytanie, jeżeli ty odpowiesz na moje.

-W porządku... - dodał bez żadnych obiekcji. Oj żebyś się nie zdziwił.

-Dlaczego tak nagle zacząłeś się mną interesować?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top