20 Uczniowie sanninów
#
-KUCHIYOSE NO JUTSU!!!
Znalazłam się na zwierzęciu, które pomagało mi w walce. Na tej wysokości łatwo wyczuwalne były wszelkie podmuchy powietrza spowodowane atakami. By nie spaść ze zwierzęcia, usiadłam na nim i ogarnęłam sytuację. Na lewo ode mnie był Sasuke na swoim wężu o imieniu Manda, a po prawej Naruto na Gamabuncie wraz z Gamakichim i Gamatatsu. Tyle udało mi się wyczuć znajomego. Uzumaki emanował potężną energią, która była ciepła i przyjazna. Chakra Sasuke była zaś mroczna i chłodna, co mnie trochę przerażało. Martwiło mnie to, że tak niewiele zmienił się od powrotu od Orochimaru.
Na wprost wyczuwałam ponad cztery i pół tysiąca osób, którzy w pewien sposób byli powiązani z tą potężną energią... Ale... Dopiero od niedawna. Chyba. Czyżby to coś przesyłało chakrę do shinobi Oto? Nieee... Chociaż Katsuyu też miała taką moc, ale tylko gdy ja, bądź Tsunade ją jej przekazywałyśmy. Dodatkowo była ona bardzo dobrze wyczuwalna i nie kryłyśmy się z tym. Tutaj sytuacja była odwrotna. Praktycznie rzecz biorąc, tej przekazywanej energii nie można było wyczuć, nie mówiąc o tym, że była ona niesystematyczna. O co tu chodziło?
Chciałam zaatakować, ale nie miałam takiej możliwości, gdyż ktoś wysłał w moją stronę kulę ognia. Na moje szczęście - w nieszczęściu - opanowałam choć jedną technikę wodną. Szybko ułożyłam pieczęcie i wraz z Katsuyu użyłyśmy: SUITON - MIZURAPPA. Krzyknęłam wypuszczając z ust ogromną ilość wody. Mój strumień połączył się ze strumieniem Katsuyu, tworząc potężny wir wodny, który nie tylko ugasił lecącą kulę ognia, lecz także zmiótł wielu ninja. Zabiłam około dwustu przeciwników. Tyle przynajmniej wyczułam braków bicia serc. Zaraz po mnie do walki dołączyli chłopcy. Najszybciej jak potrafiłam, ponownie zaatakowałam, tworząc tym razem kwas, który rozpływając się po okolicy niszczył wszystko. Dobrze, że ciecz skierowana była na otaczające wioskę tereny, bo inaczej Mizukage by mnie zabiła. Nagle wyczułam jak coś stało się Sasuke. Jego układ nerwowy zaczął szaleć. W tej samej chwili Katsuyu zatrzęsła się i podrosła. Coś ją ścisnęło tak, że nie mogła się ruszać.
-Sakura-san...? - Głos ślimaka był spokojny, mimo zagrożenia.
-Użyj KATSUYU: DAIBUNRETSU i zaatakuj. - Oczywiście przez brak wzroku, nie miałam bladego pojęcia co nas trzyma. - Ja idę pomóc Sasuke.
-Hai.
W pół sekundy teleportowałam się do rannego, podczas gdy zwierzę dzieliło się na mniejsze części i chłonęło napastnika. Ja nic nie widząc wyczułam organizm chłopaka i złapałam za materiał. Prawdopodobnie była to koszulka. Pod palcami czułam napięte mięśnie mężczyzny.
-Sakura? Co ty do cholery jasnej tu robisz?! - wydarł się na mnie, podczas gdy ja znalazłam źródło bólu. Było to ramię, które oberwało jakimś ostrym narzędziem. Złapałam za część ręki nad raną i mocno ścisnęłam, by przestała krwawić. Sasuke syknął, na co uniosłam brwi.
-Jak oczy?
-Bez zmian.
-Dlaczego nie walczysz z Katsuyu?
Puściłam jego głupie pytanie mimo uszu i postanowiłam zapytać o kwestię, która mnie nurtowała od dłuższego czasu.
-Co to jest, co wydziela tak dużą energię?
Poruszył się niespokojnie, po czym zamarł. Zabrałam dłoń z jego ramienia, gdy odpowiadał na moje pytanie.
-Ciężko powiedzieć, bo jest to bliżej nieokreślona bezkształtna masa. Ale...
-Tak? - zapytałam kierując twarz w stronę, z której dochodził głos Uchihy.
-Ile zdążyłem zaobserwować, to jest to chyba jakieś zwierzę, które zostało przyzwane i uwięzione w pewnym miejscu, by się nie ruszało oraz służy na zasadzie twojej Katsuyu.
Westchnęłam i "spojrzałam" w stronę bezkształtnej masy - jak określił ją Sasuke. Między nami zapanowała cisza, póki nie wpadłam na coś.
-Hej! Kiedy zorientowałeś się, że to coś przekazuje energię?
-Przed chwilą, a co?
-Hm... Zobacz. - Postanowiłam wytłumaczyć mu to, co udało mi się do tej pory zebrać. Fakty, które napawały mnie niepokojem. - Ile czasu minęło od przyzwania rzekomego zwierzęcia, do momentu, w którym zaczęło przekazywać energię? Co najmniej kilkanaście minut, czyli niewiele więcej, od czasu jakiego potrzebuje Naruto, do zebrania naturalnej energii do Trybu Sage.
-Co- nie pozwoliłam mu dokończyć.
-A zaraz potem zaczęło przekazywać energię jak Katsuyu, tyle tylko, że pod ukryciem... Tak jakby chciało ukryć ten fakt, co jest całkiem nielogiczne, gdyż zwierzę nie wykonuje niczego innego - powiedziałam gestykulując rękami. Czułam chłód przez swój ubiór. Przeklinałam na siebie za to, że ubrałam rybaczki i cienką bluzkę. Jak chwilę przebywałam w bezruchu, z zimna prawie zamarzałam. Sasuke przez chwilę nic nie mówił, a później aż miałam ochotę go uderzyć za ton jakim się do mnie zwrócił.
-Może po to, byśmy się "nie zorientowali", że przekazuje chakrę do shinobich. - Jego głos przesiąknięty był ironią.
-Taaak? To wytłumacz mi geniuszu, dlaczego to coś nie atakuje, nawet prowizorycznie, a ninja tego tak jawnie bronią...?
-Co masz na myśli? - Głos chłopaka wyrażał niewiedzę. Aż żałowałam, że w takiej chwili nie mogłam zobaczyć jego twarzy.
-Ehhh - warknęłam zła i skierowałam się w stronę Uchihy. Postanowiłam mu wszystko wytłumaczyć jak dziecku. - Zobacz: nie atakuje, inni go bronią... To oczywiste, że my - jako ich wrogowie - pomyślimy, że "zwierzę" przesyła chakrę pozostałym wojownikom! - powiedziałam mocno, akcentując każde słowo. - Dlaczego więc ten fakt ukrywają?!
Usłyszałam jak Sasuke wypuszcza powietrze z płuc.
Chyba wreszcie zaczął myśleć!
-Dziewczyna ma rację. - Tubalny głos doszedł do naszych uszu. To Manda postanowił zabrać głos w tej sprawie.
-Insynuujesz więc, że kroi się coś grubszego?
-Łuhu! Brawo! Wreszcie na to wpadłeś! - Mój głos był głośny i kpiący. Nie miałam zamiaru niczego mu ułatwiać.
-Nie czepiaj się mnie, pani Mądralińska... - warknął, a ja usłyszałam jak obrócił się do mnie tyłem. Foch?
-No mądra, bo ma rację... - powiedział wąż.
-Ha! - Z uśmiechem założyłam dłonie na klatce piersiowej. Sasuke prychnął i ponownie się poruszył. Teraz jednak było to spowodowane "zamachem" na nas. Ja w tym czasie postanowiłam się ulotnić do ślimaka, która walczyła cały czas sama na placu boju.
-Katsuyu-san! - krzyknęłam by zwrócić jej uwagę na siebie.
-Tak?
-Czy mogłabyś wysłać jedną małą część siebie na przeszpiegi do tego czegoś? - powiedziałam to tak, by tylko ona mnie usłyszała.
-Hai.
Ja za ten czas myślałam nad atakiem. Kwas już był... Woda też... Marnie mi wyszła, ale zawsze to coś jest. MUSZĘ NAUCZYĆ SIĘ CZEGOŚ WIĘCEJ!!!!
Przydałoby się coś na większą skalę. Tylko co to mogło by być? Wyczułam Naruto, który walczył w dole. Co jakiś czas odczuwalne były trzęsienia ziemi wybuchy oraz - dla mnie - braki bicia serc. Chłopcy nieźle sobie radzili. Niestety, mimo wielu martwych, w bitwie wciąż uczestniczyło mnóstwo shinobich Oto. Co można by zrobić by się ich pozbyć? Cholera jasna! Dlaczego nie widzę... Co takiego stało się, że straciłam wzrok? Dobra, o tym pomyślę później. Złożyłam ręce na klatce piersiowej i uniosłam głowę do góry. Co miałam zrobić?
Wtedy wpadłam na to, by wykorzystać zatrute senbon. By jednak nikt z moich bliskich nie ucierpiał, musiałam wysłać moje małe wersje Katsuyu, by ich powiadomiły o moim planie. Gdy Naruto i Sasuke byli na swoich zwierzętach z pomocą ślimaka zaatakowałam. Ślimak wydał mi zwój, w którym trzymałam trucizny. Rozwinęłam go i po odszukaniu tej najgorszej, przyzwałam ją. Pod numerem siedemdziesiątym drugim znajdowały się trzy litry czystej rtęci. Otwarłam butelkę i wylałam zawartość na białe ciałko ślimaka, które błyskawicznie wchłonęło ciecz. Szybko złożyłam odpowiednie pieczęcie i wprowadziłam chakrę do chłodnego ciała Katsuyu. W wyniku tego jutsu, z boków ciała zaczęły wylatywać tysiące zatrutych senbon. Z dołu mogło to wyglądać jak ulewny deszcz. Niestety dla shinobich to był deszcz. Tylko igieł, które przynosiły śmierć.
Po kilkunastu sekundach, zabrakło rtęci, opadłam więc zmęczona na białą masę. Długo jednak nie pobyłam w takiej pozycji, gdyż z braku chakry stały się dwie rzeczy. Pierwsza, dla mnie ta gorsza: Byakugou no In cofnęło się. A właściwie wyczerpało i zniknęło całkiem. Druga sprawa: Katsuyu musiała wrócić do siebie. Teraz więc leciałam w dół, prawie bez sił. Jakby tego było mało, to oczy zaczęły mnie niemiłosiernie piec. Policzki bardzo mnie szczypały, tak jakbym płakała na mrozie. W sumie to spadałam, więc temperatura była niska, a mokro... Chyba nie płaczę? No weźcie...
Nagle poczułam silną chakrę, która unosiła mnie do góry przez pół sekundy, a później byłam na rękach owego mężczyzny, na stabilnym gruncie. Tak mi się wydawało, póki nie zorientowałam się jednak, że to była Gamabunta. Naruto był najszybszą osobą jaką znałam.
-Sakura-chan...
#
Gdy tylko wezwaliśmy zwierzęta, walczyliśmy na różnych frontach, praktycznie niezależnie od siebie. Tryb Sage już dawno mi się dezaktywował, a nie miałem możliwości, by zebrać spokojnie energię. Musiałem więc atakować na odległość. Ostatnią tak poważną akcje, miałem podczas ataku Akatsuki na Konohę. No wtedy się działo. Nurtuje mnie jednak, kto stał za tym atakiem. Kto był obecnym władcą Oto-gakure? Inna sprawa: nie mogę od razu obwiniać shinobich tej krainy... Suna też kiedyś zaatakowała Wioskę Liścia, a wszystko zaplanował Orochimaru... Zaraz czyżby! Wciągnąłem powietrze zszokowany, jednak uświadomiłem sobie coś jeszcze. Przecież Orochimaru już nie żył Nie można więc obwiniać shinobi Oto, którzy wykonują rozkazy władcy.
Rozejrzałem się po otoczeniu, które nawet w małym stopniu nie przypominało tego, jakie zastaliśmy. Stojąc na mokrej ziemi, czułem chłód przenikający moje stopy. Atakujących w ogóle nie ubywało. Wręcz przeciwnie. Siła jak i techniki kolejnych ninja były na dużo wyższym poziomie niż poprzedników. Przede mną pojawiło się dwóch barczystych mężczyzn, którzy budową przypominali Ibikiego. Jeden zaatakował od przodu, odwracając uwagę od okrążającego mnie kolegi. Musiałem coś zrobić. Uniknąłem ciosu tego z przodu i wbiłem mu kunai w brzuch, tworząc ranę wielkości pięści, z której mocno sączyła się krew. Odrzuciłem martwe ciało i uchyliłem się przed kataną, którą władał drugi z napastników. Klon, którego stworzyłem wcześniej, zabił faceta.
Odwróciłem się, lecz drogę ponownie zablokowali mi przeciwnicy. Westchnąłem zirytowany.
-Co tu robi Konoha? - Pytanie zadał wysoki brunet, łapiąc oddech po ataku, gdy mną zajmowali się jego koledzy.
-Jesteśmy tu na misji - wysapałem pomiędzy unikami. Dlaczego ich tyle musiało tu być!!! Zdenerwowany postanowiłem wzmocnić przepływ chakry Lisa. Już nie patyczkowałem się.
-Liść nie powinien ingerować w sprawy Kiri!
-Och proszę... - powiedziałem i uderzyłem trzech naraz. - Mgła to nasi sprzymierzeńcy. A my pomagamy swoim! - zakończyłem, niszcząc ostatniego napastnika.
Mając chwilę spokoju zastanawiałem się co się stało z przyjaciółmi. Sakura jak i Sasuke dziwnie się zachowywali. Coś przede mną ukrywali. Dlaczego on niósł Sakurcię na ramieniu, skoro była przytomna...? No i jej technika, którą nauczyła się od Babci Tsunade, ciągle była aktywna.
Zaraz!
Zszokowany i zdesperowany jednocześnie zaczerpnąłem powietrza. Złapałem się za głowę i mocno nią potrząsnąłem.
Sakura nie mogła chodzić!
Zaraz jednak spojrzałem na świtające niebo.
Ale Sakura normalnie stała, gdy Sasuke ją postawił. Wszystko było w porządku przed uderzeniem kamienia, a później... No właśnie. Co takiego stało się po uderzeniu kamieniem, że Sakurze coś dolega? Nawet nie wiem co! Ała... Z nerwów wyrwałem sobie garść włosów. Może gdybym nie zamknął wtedy oczu, to bym wiedział! Dlaczego Sakura musiała tak mocno uderzyć w tą skałę?! Odłamki poleciały na mnie i zmuszony byłem zamknąć oczy. Baka!
Od rozmyślań oderwała mnie, siedząca na moim ramieniu, mała Katsuyu. Jej białe ciało, było bardzo widoczne na tle szarości.
-Naruto-kun - powiedziała patrząc na mnie i muskając mój policzek mackami. Tak chłodnymi, że aż się zatelepałem.
-O co chodzi?
-Musisz usiąść na Gamabuncie i -
-Po co?
-Po prostu to zrób - powiedziała mimo tego, że jej przerwałem. Ona miała ogromną cierpliwość, nie to co Ropuszy Mistrz. - Wytłumaczę ci na górze.
Nic więcej nie mówiąc wykonałem "rozkaz" Katsuyu i usadowiłem się na głowie żaby.
-Już wróciłeś Naruto? - zatelepałem się, gdy łeb przechylił się w jedną stronę, trochę za mocno. Ignorując go zapytałem ślimaka o co chodzi.
-Więc?
-Sakura chce wykonać pewne jutsu, ale was musi nie być na dole.
-Jakie? - zapytałem ciekawy, ale w tej samej chwili ślimak zniknął pozostawiając mnie z niewyjaśnionymi pytaniami. Nie mając wyboru, zostałem w miejscu i czekałem na rozwój wydarzeń. Po chwili moją uwagę przykuła Katsuyu, która jakby się rozjaśniła i nabrała masy. Sekundę później z jej ciała w dół zaczął lecieć "wodospad" igieł. Zerwałem się na równe nogi, przyglądając się zjawisku z otwartymi ustami.
-To zatrute senbon. - Usłyszałem spod siebie. Otworzyłem oczy szerzej, nie chcąc niczego przeoczyć. Po chwili atak ustał, zaś u Sakury wyczułem minimalną ilość chakry. I jak na zawołanie Katsuyu zniknęła w kłębach dymu. Widziałem lecące w dół ciało przyjaciółki. Moje źrenice rozszerzyły się. Najszybciej jak potrafiłem, odbiłem się od ciała żaby i złapałem Sakurę na ręce.
-Sakura-chan... - mruknąłem stojąc ponownie na ropusze. Chciałem sprawdzić czy koleżanka była przytomna. Błagałem by była.
-Naruto - mruknęła z zamkniętymi oczami i przyspieszonym oddechem. Nie miała nawet siły stać. Ugięły się pod nią kolana, gdy tylko postanowiłem ją postawić, więc usadowiłem ją na głowie Gamabunty.
-Sakura-chan - zacząłem z entuzjazmem. - To było-
-Arigatou, Naruto. - Przerwała mi w połowie zdania, jednak słysząc owe słowa, nie kończyłem zdania. Z uśmiechem przyjrzałem się najlepszej przyjaciółce. Nie mogłem pozwolić, by coś się jej stało.
-Nie ma za co... - mruknąłem. Niestety dobry humor prysł, gdy spostrzegłem jej czerwone policzki. Nie były to - w żadnym wypadku - rumieńce, tylko rozmazana i wyschnięta krew. Na długiej i wysoko upiętej kitce też dostrzegłam te ślady. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w kącikach oczu też były czerwone plamki.
-Sakura, co ci się stało? - warknąłem, łapiąc ją za ramiona. - Masz mi powiedzieć! Nie dam się wyciągnąć w pole!! - Mocniej nią potrząsnąłem, widząc twarz skierowaną ku dołowi. - Sakura! Popatrz mi w oczy i nie kłam!
-Nie widzę... - mruknęła tak cicho, że ledwo usłyszałem. Jej usta wykrzywiły się w grymasie, a podbródek zadrgał. Nagle Gamabunta zaatakował przez co straciliśmy równowagę. Mi udało się jakoś ustać, ale Saki nie, dlatego szybko złapałem ją w locie i posadziłem na pośladkach.
-Czego nie widzisz? - zapytałem nie rozumiejąc. Mocniej ją ścisnąłem ciągnąc do góry.
-Wszystkiego! - krzyknęła otwierając oczy, w który jedyne co ujrzałem to pustkę. I wtedy poskładałem wszystko do kupy. Wszystko się zgadzało. Stałem zszokowany i wpatrywałem się uważnie w twarz kunoichi, która miała smutny wyraz. Nic nie mówiąc, pociągnąłem ją do siebie i najmocniej jak mogłem przytuliłem.
-Sakura zabiłaś-
-Ponad tysiąc ludzi - powiedziała i objęła mnie równie mocno. - Wiem. Wam zostało teraz tylko jakieś dwa tysiące. Ja niestety nie mam chakry, więc wam nie pomogę, ale-
-Przestań! - warknąłem zszokowany. - Proszę przestań... - Oparłem głowę o jej i pogłaskałem. Może sytuacja, w której się znaleźliśmy, nie była odpowiednia na takie ckliwe chwile, ale co tam. Teraz Sakura potrzebowała pocieszenia, ponadto Gamabunta walczył. - Dzisiaj zrobiłaś tak dużo, że wprawiłaś mnie w kompleksy... - jęknąłem żałośnie. - Czuję się bezużyteczny... - Teatralnie machałem ręką koło głowy, by okazać jak największe zażenowanie swoim załamaniem. SUKCES!!! Sakura zaśmiała się cicho. I o to chodziło! Nie wiedziała, ale szczerzyłem się jak głupi.
-Dobrze - powiedziała odrywając się ode mnie i siadając na zwierzęciu. Ja uśmiechnąłem się, czego jednak nie mogła zobaczyć. Martwiłem się o nią, ale postanowiłem to zostawić na później. Teraz należało się dowiedzieć co było tym ogromnym skupiskiem chakry i to zlikwidować. W postaci, którą byłem powiązany z Kuramą, wyczułem, że to coś wcale nie było złe... Tylko ktoś je zmusił do tego, by przekazywało chakrę do shinobich.
-Sakurcia! Co to w ogóle jest?!
Przez chwilę jej twarz wyglądała na zdziwioną, lecz brwi szybko powędrowały do góry w geście olśnienia.
-To chyba jakieś zwierzę, które jest zapieczętowane by pomagało i chroniło tamtych ninja... Chyba. Wysłałam tam Katsuyu, lecz przez brak chakry, zniknęła, nie powiadamiając mnie co to było... - zakończyła smutnie.
-Jak myślisz co mamy zrobić?
-Moim zdaniem, najlepsze wyjście z tej sytuacji to - na ile to możliwe - zbliżyć się do rzekomego zwierzęcia i zaatakować bezpośrednio. - skierowała twarz w moją stronę. - Myślę, że najlepszy sposób to użycie Rasen-Shuriken.
Pokiwałem głową, zgadzając się z Haruno, która tego gestu jednak nie mogła dostrzec. Wpadłem na pomysł.
Złapałem Sakurę na ręce i znalazłem się na Mandzie. Upuściłem Haruno i zdążyłem tylko usłyszeć, krótkie: AŁA. Szybko znalazłem się z powrotem na żabie.
-Gamabunto, ty atakuj wszystkich, jak idę do tego stwora, wraz z Gamakichim i Gamatatsu.
Powiedziałem i puściłem się biegiem, po drodze wyłapując potrzebne mi ropuchy.
-Gamatatsu. - Żaba ruszyła za mną.
-Tak, braciszku?
-Będziesz mnie osłaniał. Gamakichi - krzyknąłem widząc ropuchę walczącą kilkanaście metrów na lewo. - Ty mi pomożesz. Chodźcie na przód.
Akurat, gdy to powiedziałem, zatrzymali mnie napastnicy. Brawo! Co za wspaniałe wyczucie czasu! Zaczęliśmy walczyć. Na szczęście z Kuramą pokonaliśmy ich w oka mgnieniu.
Po kilku minutach biegu, ponownie nas zatrzymano. Sytuacja powtórzyła się. Co to było dla mnie, kiedy czerpałem całą chakrę Lisiego Demona.
Zanim dotarliśmy do celu, stoczyliśmy już kilka takich bitew.
Teraz stałem na zniszczonym przeogromnym polu, naprzeciw czegoś co trudno było sklasyfikować. Niby wyglądem przypominało ślimaka. Też było masą bez znaków szczególnych oprócz koloru - wyglądało jak stara zupa ogórkowa. No i sięgało jakiś kilkudziesięciu metrów. Wysokie w cholerę. Dodatkowo nie miało rąk i nóg, tylko tłuste cielsko z łbem znajdującym się naprzeciw mnie. Rozdziawiło paszczę i ukazała mi się szczęka jak u rekina. Zębów miało tyle, ile było chyba domów w Konoha. Na około tego czegoś, stało pełno ninja, zapewne broniące dojścia do "pupilka". Nagle mnie zaatakowano. Wskoczyłem na Gamakichiego, który stał za mną. Razem użyliśmy:
FUTON : GAMA TEPPO!
Woda wraz z powietrzem zmiotła wielu shinobich, ale nie aż tylu ile bym chciał. Nie marnując chakry, zadałem ostateczny cios.
-Gamakichi, Gamatatsu! Osłaniajcie mnie!
Wskoczyłem na drzewo i stworzyłem klona. Nie zdążyłem jednak skumulować energii, gdy drzewo zostało zniszczone przez strumień wody. Nieźle! Warknąłem zły, gdyż rozdzieliło nas z klonem. Musiałem jak najszybciej zaatakować Rasen-Shuriken by skrócić walkę
Unikając ciosów, wbiegłem na najbliższą skałę, stamtąd mając widok na wszystko, zauważyłem Gamatatsu, który atakował przeciwników. W ten sposób zrobiła się luka między obroną. Szybko stworzyłem klona. Razem wytworzyliśmy Rasen-Shuriken. Teraz klon, podrzucił mnie do góry. Tam rzuciłem skupioną chakrą w cel. Spadałem z uśmiechem na ustach, gdy mój atak tylko odbił się od skóry stwora. Zmarszczyłem brwi i przyjrzałem się bliżej. Dlaczego nie został ranny?! Podszedłem bliżej unikając ataków. Minąłem wiele krzaków, lecz się za nimi nie chowałem. Nie było sensu. Dobrze, że ropuchy mi pomagały. Będąc bliżej zauważyłem, że to co brałem za skórę, było w rzeczywistości łuskami chroniącymi ciało.
Nagle uniosło łeb do góry i zaryczało. Podmuch wiatru zmiótł mojego klona z drzewa. Cholera!
Brzuch!
Przyjrzałem się bliżej cielsku, które brzuch też niestety też miało w łuskach. Co zrobić? No co?! Na horyzoncie pojawiło się Słońce, a my nadal walczyliśmy. Kurde! Zdenerwowałem się i stworzyłem klona. Ponownie uaktywniliśmy naszą sekretną broń. Ponowiliśmy atak.
Klon wyrzucił mnie w górę, a ja rzuciłem chakrą w bestię. Postanowiłem spróbować trafić w brzuch, póki ta unosi się ku niebu. A nóż, widelec, może akurat zostanie ranny na tyle, by trzeba było je wycofać.
Potwór jednak miał inne zamiary. W tej samej chwili opadł na ziemię, przez co mój Rasen-Shuriken trafił prosto w oko. Widząc gdzie konkretnie trafiło, aż sam poczułem ten ból. Shuriken przedarł się przez gałkę oczną i wwiercił się w mózg. Z dziury wylał się potok szaro-zielonej mazi. Fuuuuj. Wykrzywiłem się.
Po kilku sekundach spazmów, zwierzę zniknęło w kłębach dymu. Jednak nie tylko one. Dokoła siebie usłyszałem wybuchy i zobaczyłem kłęby dymu. Nie wiedziałem co się stało, a jedyne co słyszałem to cisza, której kompletnie nic nie zakłócało. Było spokojnie. Aż za. Pomiędzy gałęziami dostrzegłem łeb Mandy, skierowany na mnie. Jego wzrok przeszywał mnie na wskroś. Po chwili jednak i to zwierzę zniknęło. Uniosłem brwi. W niewiedzy popędziłem do Gamakichiego. Chciałem się dowiedzieć co się stało.
-Zapytaj Gamabuntę - powiedział, a ja odwołałem go razem z Gamatatsu. Na razie nie byli mi potrzebni. Rozejrzałem się po okolicy, w której było pełno broni, krwi, rozwalonych budynków i zielonej mazi. Ehh. Zniesmaczony widokiem zmarszczyłem nos.
Po chwili dotarło do mnie coś szokującego. Wystraszony spojrzałem na każde drzewo, pod każdy krzak i nic. Nie było nikogo. Ani rannych, ani żywych. Kompletnie nikogo. Pędem ruszyłem w stronę Króla Ropuch. Minąłem kilka rozburzonych budynków, w których kiedyś zamieszkiwali ludzie. Teraz będą musieli dostać nowe mieszkania. Całe ich dobytki poszły z dymem. Westchnąłem zmęczony.
-Naruto...
Zatrzymałem się w miejscu. Właściwie to moje ciało samo to zrobiło.
Nagle ujrzałem ciemną komnatę, gdzie po podłodze płynęła woda, a przede mną ukazała się brama.
-Kurama...
Powiedziałem.
Od tajemnego treningu świetnie się ze sobą dogadywaliśmy. Trenowałem z innym Jinjuriki. Nikt nie mógł wiedzieć, gdzie trenowaliśmy, bo nie byłoby przyjemnie.
-Dobrze się spisaliśmy.
-Masz rację. - Uśmiechnąłem się.
-Mam nadzieję, że częściej będą takie akcje.
Mocny i niski głos Kyubiego echem roznosił się po mojej chaszcze.
-Dziękuję, dattebayo!
Krzyknąłem w myślach i powróciłem do "świata". Zlokalizowałem jeszcze chakrę przyjaciół, po czym udałem się do nich. W centrum wioski również było wiele krwi, porozrzucanej broni, połamanych drzew. Masakra! Ale będzie sprzątania. Pomyślałem i założyłem ręce za głowę. Westchnąłem, gdy zobaczyłem Sasuke trzymającego Sakurę. Zdenerwowany podbiegłem bliżej.
-Co się stało? - zapytałem, kładąc dłonie na ramionach kunoichi.
-A co się miało stać? - Wyglądała jak siedem nieszczęść. A podobno siódemka to liczba szczęśliwa. Jasne... Patrząc na Sakurę, tylko debil w to uwierzy.
-Jestem po prostu zmęczona.
Złapałem ją pod plecy i podkosiłem nogi. Uniosłem do góry, gdy pisnęła cicho i położyłem opartą o drzewo. Sam usadowiłem się po jej prawej.
-Myślę, że chwila odpoczynku nie zaszkodzi... - powiedziałem szeptem i złapałem za jej dłoń. Splotła palce z moimi. Wtedy to zerknąłem na Sasuke, który widząc ten gest i to jak Sakura oparła się o mnie, zacisnął szczęki i zmarszczył brwi. Otworzyłem szerzej oczy w szoku. No nie mogę! Sasuke Uchiha jest zazdrosny! HAHAHA... No ale co się dziwić. Sam kiedyś powiedział, że Sakurcia mu się podoba. Sam się przyznał.
-Sasuke siadaj. Chwila relaksu i tobie się należy...
-Nie, dzięki.
-Nudziarz. - Wydobyło się po mojej lewej.
Zaśmiałem się z miny chłopaka. Odwrócił twarz, po czym westchnął i dołączył do nas siadając koło Sakury. Moim zdaniem zdecydowanie za blisko. Haruno przybliżyła się do mnie i oparła o mnie. Nogi zaś położyła na nogach Sasuke. Zdziwił mnie ten gest. I nie tylko mnie. Na początku uniósł brwi, a później kąciki ust. Oho.
-Nie za dobrze ci? - zapytał. Wtedy Sakura jedną stopę włożyła pod kolano Uchihy, tak, że ich nogi trochę się poplątały.
-Nie... - odpowiedziała, a gdy Sasuke położył dłoń na jej udzie i ścisnął, zapytała: - Nie za dobrze ci?
-Nie... - odpowiedział całkiem niezrażony moją obecnością. Dlaczego mam wrażenie, ze ze sobą flirtują...? I to przy mnie?!
Oparłem głowę o drzewo i zamknąłem oczy.
-Jestem głodny - powiedziałem, gdy mój brzuch wydał z siebie nieprzyzwoite dźwięki.
-Ja też - wystękała Saki.
-A ja zmęczony -powiedział chłodno Sasuke.
-Ja też - wyjąkała dziewczyna. Spojrzenie moje i Sasuke zrównało się, po czym wybuchliśmy śmiechem.
To będzie ciekawy dzień.
*~*~*
Kage wioski siedziała w tymczasowym gabinecie i przeglądała listę rannych. Dzięki Sakurze Haruno - kunoichi z Konohy, lista zawierała zaledwie kilka nazwisk. To aż cud, podczas takiej wojny. Oczywiście było dużo martwych, ale dzięki Naruto Uzumakiemu i Sasuke Uchiha liczba ta i tak była niczym w porównaniu ze sprawozdaniami z poprzedniej wojny. Ten kto robił spis musiał coś pomylić. Tyle osób?!
Mizukage martwiła się, gdyż Drużyna Siódma walczyła już ponad dziesięć godzin. Co dwie godziny wysyłała jednego członka ANBU w teren by zdawał raporty z postępów. Za chwile powinien wrócić kolejny. Ciężko jej było zaufać nieznajomym dzieciakom, ale wiedziała, że byłoby zbyt dużo ofiar, a na kolejne nie mogła sobie pozwolić. Wmawiała sobie, że wysłała ich bo im zaufała, lecz gdzieś w podświadomości, cichutki głosik mówił, że zrobiła to, bo chciała mieć jak najmniej strat w swoich ludziach. Ta myśl ją przerażała.
Dodatkowo dziewczyna stwierdziła, że ich nauczycielem był Kakashi Hatake. Wtedy w Mizukage jakby coś pękło. Kopiujący Shinobi był znany w całym świecie ninja. A później sławę objęła jego drużyna. Słyszała o nich, ale nie sądziła, że to ta sama po którą wysłała.
Uzumaki Naruto - syn Yondaime Hokage, Jinjuriki, zawsze uśmiechnięty, wesoły, odważny, honorowy i silny. Uczeń Jirayi - legendarnego sannina.
Uchiha Sasuke - członek klanu Uchiha, zimny, z dystansem, mądry, odważny, silny. Uczeń Orochimaru - legendarnego sannina.
Haruno Sakura - inteligentna, dbająca o towarzyszy, opiekuńcza, silna i odważna. Medyk na poziomie swojej mentorki. Uczennica Tsunade - kolejnej legendarnej sanninki.
~Uczniowie Sanninów...
-Czcigodna. - Kobieta na głos podwładnego, aż zerwała się w fotela. - Konoha zlikwidowała wroga.
Kage na sekundę zamarła, by później rzucić się biegiem do wioski. Zaraz za nią wybiegł mężczyzna.
-Gdzie są?
-Czterysta osiemdziesiąt sześć metrów w tamtym kierunku. - Kobieta nie zastanawiając się ruszyła.
Bladła widząc skalę zniszczeń. To był dla niej szok. Widok tylko zburzonych budynków, połamanych drzew... załamywał ją.
~Za dużo, za dużo...
Mknęła niczym wiatr.
Za budynkiem, którym kiedyś była akademia, zatrzymała się gwałtownie. Znajdowali się tam bowiem shinobi Konohy, którzy odpoczywali oparci o drzewo. Kage podeszła bliżej. Każdy z nich umazany był krwią do góry do dołu. Zdziwiła się widząc w jakiej pozycji się znajdują. Mizukage uniosła brwi, ale nic nie powiedziała na ten temat. Podeszła bliżej, gdy blondyn zaczął głośniej chrapać. Mei zamarła. Przyglądała się blondynowi, który przytulił się mocniej do dziewczyny i spał dalej. Przeniosła wzrok na pozostałych. Też spali.
Koło niej pojawił się oddział ANBU.
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Mizukage postanowiła coś z tym zrobić. Podeszła do osoby znajdującej się najbliżej niej. Na jej nieszczęście był to Uzumaki. Ukucnęła obok chłopaka i poszturchała go.
-Nie teraz Babciu Tsunade... - mruknął i zatopił twarz kucyku dziewczyny.
~Babcia Tsunade?
Kage napuszyła policzki powstrzymując śmiech. Widząc, że z nim nie da sobie rady, postanowiła delikatnie obudzić dziewczynę. Tą również poszturchała kilkakrotnie. Głównie za ramie, gdyż ubrania miała podarte w kilku miejscach. Tu jednak reakcja była odwrotna. Haruno otworzyła oczy i zaczęła się rozglądać dokoła, nie trafiając na twarz Godaime Mizukage.
-Sakuro, obudź proszę przyjaciół.
Dziewczyna powoli kojarząc fakty, zabrała nogi z Sasuke i łapiąc go za ramię zaczęła szturchać.
-Sasuke! Wstawaj!
-Wstałem, wstałem, wstałem... - powiedział i rozciągnął się.
Mizukage przyglądała się jak Haruno zabiera się za pobudkę blondyna.
-Naruto! Obudź się!
-Saki-chan.
Brwi młodej kunoichi zmarszczyły się, a w tym czasie Uchiha patrzył na przyjaciół.
-Nie Saki-chan, tylko wstawaj. - Mimo zaspania jej głos wydawał się nadzwyczaj mocny. Dziewczyna złapała za blond czuprynę i mocno uderzyła o ziemię. Blada twarz Mei wyrażała szok.
~Czysta Tsunade...
Po chwili dziewczyna poderwała głowę chłopaka do góry.
-Sakurcia... Przecież wstałem - wystękał chłopak.
Kage nie wiedziała co im powiedzieć. Przyglądała się trójce shinobi w zamyśleniu. Sasuke pomagał Sakurze wstać, by zaraz razem podtrzymać blondyna. Mei była też zdziwiona zachowaniem Haruno. Nie znała jej długo, ale była inna.
Kobieta chciała im podziękować, ale widząc ich zmordowane twarze odpuściła sobie. Zrobi to później. Teraz liczyło się sprawdzenie ich zdrowia i zapewnienie im bezpieczeństwa podczas odpoczynku.
-Naruto, do cholery jasnej! - warknęła kunoichi podtrzymując blondyna na nogach. Uzumaki wyglądał jakby spał na stojąco. Nic go nie ruszało. Ani krzyki przyjaciółki, ani jej uderzenia. Nic.
Trójka młodych shinobi bardzo rozbawiła Kage swoim zachowaniem, która zaśmiała się, po czym jej śmiech przeszedł w łzy rozpaczy.
-Gomenasai - powiedziała starając się ogarnąć.
-Człowiek płacze nie wtedy kiedy jest zły czy smutny, a kiedy jest bezsilny. To zrozumiałe dlaczego pani tak się czuje. Nie musi pani za to przepraszać.
-Właśnie, dattebayo!!! - krzyknął nagle rozbudzony Uzumaki z kciukiem uniesionym do góry.
Kage przyjrzała się im z konsternacją.
-Chodźcie proszę odpocząć.
Powiedziała kobieta i ruszyła w stronę budynku Kage, która na szczęście niewiele ucierpiał.
-Porozmawiam z wami, gdy już odpoczniecie... Mam wam coś bardzo ważnego do przekazania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top