19 Sakura, nie panikuj
#
Siedząc w mroku i przesyłając chakrę do Katsuyu, spoglądałam na otaczające mnie środowisko. Środowisko, które było bardzo zniszczone i nieogarnięte przez walkę. Zastanawiałam się czy z Naruto i Sasuke wszystko w porządku. Niby są dorośli, ale po nich można się wszystkiego spodziewać, zwłaszcza nieodpowiedzialnego zachowania. Westchnęłam i skupiłam się na wykonywanej czynności. Z każdą minutą byłam coraz bardziej zmęczona. Rannych nie ubywało, wręcz przeciwnie przybywało ich coraz więcej. Najwięcej było przy głównych bramach, skąd pojawiali się przeciwnicy. Swoją drogą, ciągle nie mogłam pojąć jakim cudem Oto-gakure napadło na Kiri. Czyżby nie było między nimi pokoju...? A może tu chodzi o coś więcej? Zaraz! Czy ludzie, którzy zabrali akta z Archiwum nie byli z tej samej wioski? Hm... Moje myśli przerwała Katsuyu siedząca na moim ramieniu.
-Sakura. - Jej głos był dziwnie niespokojny. Zastanawiało mnie czym to było spowodowane. Nagle coś wpadło mi do głowy. Uzumaki i Uchiha! Czyżby im się coś stało?!
-O co chodzi?
Mój wzrok utknął na małym ciałku ślimaka.
-W szpitalu jest bardzo dużo rannych, którzy wymagają operacji.
-Rozumiem, ale nie mogę zostawić tych, którzy konają na polu bitwy...
-Wiem. Dlatego zrobimy inaczej. - zaczęła mi przedstawiać swój plan.
Gdy tylko skończyła mówić, na zachodzie powstał ogromny wybuch. Mocne światło, które powstało, rozjaśniło całą wioskę, a podmuch wiatru dotarł aż tutaj. Zaniepokojona wstałam, by lepiej widzieć miejsce wybuchu. Dym unosił się na wysokość kilkuset metrów. Jednak nie to było najgorsze. Za dymem ukryta była jakaś postać. Właściwie ciężko było rozpoznać "co" to było, ale obstawiałam zwierzę. Uniosłam dłoń nad oczy by móc lepiej widzieć zachodnią bramę.
-Sakura! - Dopiero teraz ANBU zorientowało się, że już nie wykonuje jutsu.
~Ale zapłon.
Przypatrywałam się potężnemu atakowi, czekając na kolejny ruch.
-Sakura. - Głos był nadzwyczaj spokojny i wydobywał się znad mojego ramienia. Zaraz po wybuchu dezaktywowałam Byakugou no In ale widać, zaraz będę musiała go ponownie użyć. - Mam plan.
Wsłuchiwałam się w spokojny i cichy głos towarzyszki. Kiwałam co jakiś czas głową, dokładnie rozumiejąc o co jej chodziło. Gdy skończyła mi tłumaczyć kiwnęłam głową ostatni raz i znalazłam się przy Mizukage, kucając przed nią z szacunkiem.
-Czcigodna! Proszę wycofać ludzi. - Kobieta spojrzała na mnie z szokiem i powątpiewaniem wymalowanym na twarzy. - Niech najszybciej jak potrafią ewakuują ludzi w bezpieczne miejsce. Resztą zajmie się Drużyna Siódma. - Przy ostatnim znaniu nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego się na usta. O tak! Drużyna Kakashiego znów w komplecie! My im pokażemy, że ze sprzymierzeńcami Konohy się nie zadziera!!!
-Co!? - Przekrzykiwali się ANBU.
-Ale... Przecież wy sobie nie poradzicie! - Kobieta nie wyglądała na zadowoloną.
Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się z kpiną.
-My się dopiero rozkręcamy. - Wzrok Kage wyrażał niepewność i niezdecydowanie. Złożyłam ręce na klatce piersiowej. - Tak na prawdę, to Drużyna Kakashiego nie pokazała nawet w części tego co potrafi. - Członkowie ANBU poruszyli się niespokojnie.
-Drużyna Kakashiego? Kopiującego shinobi? - Wyglądała na wstrząśniętą. Z pewnym uśmiechem kiwnęłam głową.
-Tak. Proszę nam pozwolić walczyć na własną rękę - powiedziałam poważnie, nie spuszczając wzroku z głowy wioski. Czas mijał, a Kage stała z niezdecydowaną miną.
-Jeżeli coś wam się stanie przez mój rozkaz, Tsunade mnie zabije - powiedziała.
Zaśmiałam się, po czym puściłam jej oczko.
-Spoko. Jakoś ją udobrucham. Nie ma stracha. - Podniosłam kciuk do góry i uśmiechnęłam się. - Proszę tylko pozwolić mi zabrać waszych ludzi z placu boju.
Kage delikatnie kiwnęła głową. Katsuyu na ten znak wiedziała co robić. W ciągu dwóch minut "pochłonęła" wszystkich mieszkańców wioski i teleportowała ich do szpitala.
Kiwnęłam głową, gdy ślimak zakończył swoje dzieło, po czym wzięłam ją w dłonie i położyłam przed stopami. Ta powiększyła się i teraz sięgała mi do pasa.
-Proszę zadbać o to, by nikt się nie wtrącał i szpital był w nienaruszonym kawałku.
Gdy ujrzałam kiwnięcie głową, stanęłam na Katsuyu, po czym zaczęłam "tonąć" w jej ciele. Jak już zniknęły mi ręce, zamknęłam oczy.
Przebywałam sekundę w ciemności, po czym wyszłam pomiędzy Sasuke a Naruto.
-Sakurcia! - krzyknął Uzumaki z uśmiechem na ustach.
-Nic wam nie jest? - Wyciągałam nogi podpierając się dłońmi na ciele Katsuyu.
-Nie - powiedzieli obaj, Naruto patrząc na mnie, zaś Sasuke - przed siebie.
-Gdzie byłaś tyle czasu?
-Leczyłam ludzi! - powiedziałam w stronę Uchihy z wontem.
-Chodziło mi o to, że od kiedy Naruto tu przyszedł minęło sporo czasu, a podobno kazał ci jak najszybciej przyjść. - Widziałam jak jego kącik ust unosi się do góry. Ja zaś mogłam przysiąc, że na mojej twarzy wyskoczyły dwie czerwone plamy.
-Musiałam pogadać z Mizukage. Poprosiłam o to, by nikt się nie wtrącał. - Spojrzeli na mnie z szokiem. No cóż, w końcu nie każdy obcy może wyprawiać w cudzym kraju takie rzeczy. - Działamy na własną rękę - powiedziałam pewnie, po czym nasz wzrok spoczął na widoku przed nami. Zniszczone drzewa i brama wyglądały jak z horroru. A to za sprawą mgły, która zaczęła się formować nad wioską i zniszczeń. Jeżeli tak dalej pójdzie to opar przesłoni jakikolwiek widok. - Macie jakiś pomysł? Cokolwiek?
-Więc chciałaś działać na własną rękę, nie mając nic w rękawie? - Głos Uchihy przeciekał kpiną, na co mi aż ciśnienie podskoczyło. Ja tu wyskakuję z pytaniem, by sama nikomu nic nie narzucać, a ten mnie obraża. O, co to, to nie!
- Chciałam się kulturalnie wypytać czy sami macie jakieś pomysły, by nie narzucać wam swoich - zaczęłam powoli kierować się do bruneta, na twarzy mając wypisaną wściekłość - ale widzę, że ty nie masz absolutnie nic do zaoferowania!
Jego twarz przestała być maską nieokazującą ani jednej emocji, zamiast tego zmarszczył brwi, a usta wykrzywiły się w grymasie. Już je otworzył z zamiarem powiedzenia czegoś, gdy ktoś złapał mnie od tyłu za ramiona. Nie zdążyłam nawet się obrócić jak ciepły oddech owiał mój policzek.
-Hej spokojnie. Nie potrzeba nam kłótni. - Głos Naruto brzmiał, jakby chłopak dopiero co się obudził. Przytulił mnie. Koło swojej twarzy widziałam jego szeroki uśmiech. Już poczułam się lekka. Sam jego uśmiech potrafił uspokajać.
-To wytłumacz łaskawie Sakurze, żeby nie wrzeszczała tak - powiedział pewny siebie Sasuke, z dłońmi w kieszeniach. O, to teraz przegiął.
-Jak normalnie nie rozumiesz to jak ci mam to wytłumaczyć?! Alfabetem Breil'a? - Zapytałam łapiąc go za kołnierz koszulki. - Tak w ogóle to mam pomysł, ale jeżeli twoja duma na to nie pozwoli, to proszę bardzo, droga wolna!!!
-Saki-chan... - wystękał Uzumaki, zamykając oczy. Uchiha tylko prychnął. Co jak co, ale teraz mnie zdenerwował. Ja tu staram się być miła... Staram się go zaakceptować... Specjalnie dla Naruto, no ale się nie da. On nie pozwala by ktoś z nim wytrzymał, nie mówiąc już o polubieniu go.
-Nie to nie - powiedziałam u kresu wytrzymałości. Odwróciłam się...
I nagle jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie. Po lewej stronie widziałam nadlatujący głaz. Leciał wyrzucony specjalnie w naszym kierunku. Tylko zdążyłam obrócić głowę, gdy potężny odłamek skalny przygniótł mnie.
Ciemność. Tylko to teraz widziałam. Co słyszałam? Nic. Co czułam? Nic. Ledwo mogłam oddychać, ale bólu nie czułam. Jestem sparaliżowana? Ruch ręką. Nosz kurde... Porusz się ręko. Hello! Rusz się! Jest! Ałłłł.... Mogłam jednak tego nie robić. Gdy tylko sprawdziłam czy mam władzę nad ciałem, to ból jaki zgotowałam sobie przez to, aż kazał mi się nie ruszać. Jednak musiałam się wydostać.... Sekunda, dwie, trzy! Ha, mam. Jakoś udało mi się złączyć dłonie, po czym skoncentrowałam w nich chakrę, by uaktywnić Byakugou. Udało się! Gdy tylko jutsu objęło całe ciało, skumulowałam chakrę w dłoni, po czym z impetem odrzuciłam skałę. Przez chwilę nic nie widziałam, gdyż błysk na horyzoncie oślepił mnie. Zanim cokolwiek zobaczyłam, ktoś szarpnięciem wyrwał mnie z dziury i postawił na nogi. Zamrugałam kilka razy, podczas, gdy osobnik nie puszczał, wręcz przyciągnął bliżej siebie. Zamknęłam oczy. Odczekałam chwilę, przy okazji badając "przyjaciela", który mnie trzymał. Po chakrze poznałam, że to Uchiha. Pewnie liczył, że przez podtrzymanie mnie w czasie niesprawności poprawi swoją sytuację... Jego niedoczekanie! Dobra, otwieramy oczka!
Nic.
Jedyne co "widzę" to szarość.
Zszokowana potarłam dłońmi po twarzy, ale nic. Dotknęłam opuszkami palców powiek, ale nadal nic. Odsunęłam dłoń na odległość kilkunastu centymetrów od twarzy, ale wciąż nic nie widziałam.
Nie widziałam nikogo, ani niczego. Nawet zarysów postaci, czy otoczenia. Tylko szarawą ciemność.
-Sakura? - Głos Sasuke zawierał nutkę niepokoju. Jedyne co mogłam zrobić, to "spojrzeć" w stronę, z której doszedł głos. Chciałam go dotknąć, ale nie mogłam trafić na jego twarz. Moja ręka zawisła w powietrzu. Nie trwało to jednak długo, gdyż Uchiha złapał ją delikatnie i ścisnął, dodając otuchy. Spuściłam głowę w dół. Nie czułam się najlepiej. W głowie mi się kręciło, w ustach czułam suchość. Nie minęła chwila jak poczułam wilgoć na policzkach. Czyżbym płakała? Dotknęłam delikatnie skóry i zabrałam krople na dłoń i postawiłam przed oczy. Baka! Baka! Baka! Przecież ja nie wiedziałam. Westchnęłam zrezygnowana.
-Wszystko w porządku?! - Z oddali dobiegł mnie głos przyjaciela.
Co miałam zrobić, nie chciałam go dodatkowo martwić.
-Tak! - odkrzyknęłam, póki mój głos nie zaczął mi się łamać. Byłam w szoku. Nadal nie mogłam pojąć, jakim cudem straciłam wzrok. Przecież to jakaś paranoja. Mój oddech przyspieszył. Co ja teraz zrobię? Przecież miałam pomóc... Teraz jestem zupełnie nieprzydatna. Co ja mam-
-Sakura! - Z zamyślenia wyrwał mnie mocny głos Uchihy, który notabene nadal trzymał mnie za ramię. - Nie panikuj!
Byłam w takim stresie, że nawet nie przejęłam się, że chłopak na mnie nawrzeszczał. Złapałam się za ramiona. Przeszedł po mnie dreszcz. Nie był on przyjemny.
-Sakura, uspokój się! - powiedział męski głos tuż przede mną, w tym samym czasie, co jego właściciel złapał mnie mocno za ramiona i potrząsną mną.
-To nie ty straciłeś wzrok - powiedziałam cichutkim głosem.
-I to ma być uczennica Tsunade?! - Zakpił ze mnie. - Nie mów, że nie poradzisz sobie?
-Cały mój plan w łeb strzelił! Mieliśmy walczyć jako stara Drużyna Siódma!
Nie widziałam miny mężczyzny, ale mogłam stwierdzić, że moje słowa wprawiły go w lekkie osłupienie. W każdym razie poczułam, jak dłonie zacisnęły się mocniej na moich ramionach, a on pozostał w bezruchu. Więc to prawda co mówią: "Jeżeli chcesz poznać co mężczyzna czuje, patrz na jego dłonie. To one wyrażają wszystko..."
-Coś wymyślimy... - powiedział spokojnie, a ja mogłam stwierdzić, że uśmiecha się. Jego ton wyraźnie na to wskazywał. Uniosłam brwi w geście niewiedzy. - Ile masz jeszcze chakry?
-Jakąś połowę. - Zaraz. Gdzie jest Naruto?
-Zdołasz przywołać Katsuyu?
Kiwnęłam głową, po czym skupiłam się, by wyczuć obecność blondyna. Sprawdzałam, gdzie było źródło chakry Uzumakiego. Bingo! Niecała minuta. Nieźle. Jest jakieś siedemdziesiąt metrów na lewo od nas.
-Sakura! - Znów Uchiha mocniej ścisnął mi ramię.
-Szukałam Naruto - wytłumaczyłam, po czym "spojrzałam" w stronę Sasuke.
-Wezwij Katsuyu i usiądź na niej. Podejrzewam, że twój ślimak nie tylko potrafi medyczne ninjutsu... - Kiwnęłam na to stwierdzenie. - Ja będę osłaniał cię przed większymi atakami, Naruto w tym czasie atakował, a ty nas leczyła. Dobrze?
Złapałam się za podbródek i pomyślałam. Ta strategia nie ma tak dużo wad... Jeżeli byśmy mogli się dobrze zgrać...
Nagle wyczułam potężne pokłady chakry, znajdujące się pięćdziesiąt metrów od nas. Energię tak dobrze znaną nam.
-Naruto - mruknęłam, lecz nie sama. Cichy pomruk wydał z siebie również Sasuke. Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam dlaczego, ale wiedząc, że potrafił wydobyć z siebie jakieś ludzkie uczucia, poprawił mi humor.
-Widocznie połączył się z Kyubim... - mruknęłam. - Dobra, to idź mu powiedz jaki masz plan. Ja tu zaczekam.
Obróciłam się z zamiarem klapnięcia sobie pod jakimś drzewem, gdy niespodziewanie zostałam uniesiona do góry. Poczułam mocne ręce oplatające mi nogi, po czym bezceremonialnie zostałam przewieszona przez ramię.
-U-chi-ha!!! - warknęłam w zamian otrzymując cichy, krótki śmiech.
Poczułam jak lecę do góry. Nacisk powietrza, zmusił mnie bym opuściła głowę w dół. Nie unosząc jej, czułam jak silne ramiona obejmują mnie. Jedna w talii, druga trzymała nogę. Po chwili czułam jak lądujemy na czymś. Wraz z postawieniem stopy, konar lekko zaskrzypiał, informując mnie, że znajdowaliśmy się na drzewie. Za "plecami" czułam wysoki poziom chakry Kuramy. Naruto osiągnął szczyt swoich możliwości.
Jednak oprócz niego czułam jeszcze jednego... nie, dwóch. ZARAZ! Ktoś podchodził do nas. Akurat był on prosto przede mną. Umiejętność wyczuwania organizmów żywych była tu bardzo przydatna. Ha! Reszta medyków może mi pozazdrościć! Dobra, a teraz koniec samo dowartościowywania się. Złapałam za rąbek koszulki, którą miał na sobie Uchiha i pociągnęłam ją.
-Psst. Sasuke? - spytałam tak cicho, by tylko on mnie usłyszał.
-Wiem. Widzę go - powiedział równie cicho.
Ta nasza "rozmowa", w której powiedzieliśmy po jednym zdaniu, mogłaby się wydawać zabawna, gdyby nie sytuacja, w której się znaleźliśmy.
Nagle Sasuke obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i stojąc na drzewie, zaatakował przeciwnika. Po chwili czułam, jak ten opada nieprzytomny na ziemię.
-Nie kręć tak... - wymamrotałam zniesmaczona. Odbiło mi się czymś. Tylko nie wiedziałam czym, gdyż nie jadłam od rana. No to już prawie doba minęła. Przecież już powinno świtać. Jeszcze niedawno była gdzieś połowa nocy, więc teraz...
-Powinnaś trochę schudnąć - powiedział Sasuke, a ja zdębiałam. Co? Wkurzyłam się na maksa. O tak się bawić nie będziemy. Już miałam mu coś odpowiedzieć, że nie jestem gruba, gdy wpadłam na coś zupełnie innego. Złapałam go za pośladek i wymamrotałam.
-Jeżeli jestem dla ciebie za ciężka, to mnie postaw.
-PHF. - Usłyszałam jak parsknął śmiechem. Czyżby to był żart? Nie. Uchiha nie ma poczucia humoru. Nie no to odpada. To co on zrobił. Stęknął? Eh...
-Hej! Sakura po co łapiesz Sasuke za tyłek? - Dopiero krzyk Naruto uświadomił mi, że nadal trzymałam za - wymienioną przez Naruto - część ciała. Jak najszybciej puściłam go, po czym cała się zatelepałam. Uchiha się śmiał? No nie wierzę, UCHIHA SIĘ ŚMIAŁ! To coś było nie do pojęcia. - Poza tym, dlaczego Sasuke trzyma cię na rękach?
-Nie ignoruj mnie!! - Warknął przeciwnik, którego Uzumaki jeszcze nie wykończył.
-Sakura nie-
Uderzyłam go z łokcia pod żebra. Nabrał powietrza i lekko stęknął.
-Sakura! - syknął. Już "widziałam" jego niezadowoloną minę z tego czynu. - I tak się dowie. Prędzej czy później. A lepiej prędzej.
-Lepiej później. Teraz na darmo będzie się denerwował. Nie będzie mógł walczyć.
Miałam stu procentową rację. Uzumaki będzie się o mnie martwił i przez to nie będzie mógł się skupić na walce i zostanie ranny.
-Później mu powiemy. A może nawet do tego czasu wróci mi wzrok.
-Wiesz w ogóle dlaczego przestałaś widzieć?
-Nie bardzo. Ale o tym pomyślę później.
-Później i później. Gdy tylko odepchnęłaś skałę nie zamknęłaś oczu, a wtedy jutsu przeciwnika, które miało nas oślepić... Zrobiło to. Dobrze, że tylko na tobie.
-Dzięki. Nie ma to jak słowa otuchy na pocieszenie - warknęłam.
Jedyne co otrzymałam w zamian, to krótki śmiech bruneta i klepnięcie w tyłek.
-Hej! Odpowiecie mi?!!
-Później - odkrzyknęłam z równą mocą, gdyż "klaps", który zafundował mi kolega był dość upokarzający i wstydliwy. Oczywiście byłam w stu procentach pewna, że twarz miałam czerwoną jak burak, ale cóż...
-Kończ szybciej i chodź! - Głos Sasuke przeciął powietrze, po czym poczułam jak ponownie wznosimy się do góry.
Eh... Coś czuję, że to będzie najcięższa walka, jaką do tej pory odbyłam.
#
Biegłem z Sakurą na ramieniu do miejsca wybuchu. Swoją drogą, to aż dziwne, że nikt nie zaatakował od tamtej pory. Co prawda, byli ochotnicy do tłuczenia, ale nie było to w ogóle poważne. A przecież dobrze widziałem, że przy bramie stało coś potężnego. Coś, co wydzielało ogromne pokłady chakry. Jednak mimo wszystko pozostawało w bezruchu. Nie atakowało, ani nie ochraniało przeciwników - w tym wypadku na polu bitwy byłaby ich niezliczona ilość - ani nie gromadziło żadnej większej ilości energii... Coś mi tu śmierdziało. Nagle po mojej lewej pojawił się Twardogłowy Ninja Numer Jeden.
-Co tak późno? - Swoją drogą, z Sakurą dzisiaj zużyliśmy chyba już za dużo tego słowa. Już wyczerpaliśmy limit na dzisiaj.
-Nie czepiaj się, Sasuke!! - warknął rozjuszony. Widziałem te ogniki w jego oczach. - Lepiej powiedz co z Sakurą?
-A co ma być?! - Jej ton, przypominał głos dziecka, które nie dostało ulubionej zabawki.
-Sakura-chan! Dlaczego Sasuke cię niesie?! - Hehe już wiedziałem, że sam by chciał ją nieść. Nie ma mowy. Zadziorny uśmiech wpłynął mi na twarz.
-Później ci powiem. Teraz nie mamy czasu.
Jakby na potwierdzenie jej słów, znaleźliśmy się przed główną bramą... Która de facto była doszczętnie zniszczona. Zeskoczyliśmy na ziemię. Wtedy dopiero postanowiłem postawić Haruno na ziemi. Przytrzymałem ją, gdy nie mogła ustać. Chyba nogi jej zdrętwiały... Czułem na sobie złowieszczy wzrok Uzumakiego, mówiący "Oj Sasuke... wymiękasz." Prychnąłem.
-Dobra. To tak: Przywołujemy zwierzęta, po czym atakujemy. Gdy ja będę bronił Sakury przed atakami, ty Młotku, będziesz atakował. Rozumiesz?
-Hmmm... Dlaczego Sakura musi być broniona i hej! Nie jestem Młotkiem, Młotku!
-Bo tak. Nie wnikaj.
-Ale przecież Sakurcia jest gorsza niż Babcia Tsunade - powiedział bez namysłu. Sakura prawie mi się wyrwała.
-Kto jest gorszy?!!!
Naruto zbladł.
-Mia... Mia... Miałem... NA MYŚLI SILNIEJSZA!!!
Ha! Udało ci się wybrnąć idioto...
-To bierzemy się do roboty, czy nie?!
-Tak!
-KUCHIYOSE NO JUTSU!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top