11 No to chyba jakieś żarty?!

Młodszy członek klanu Uchiha siedział skonfundowany na kanapie w salonie i wpatrywał się tępo w jeden punkt na ścianie. W dłoni trzymał kubek z gorącą herbatą, zaś w jego głowie panował istny chaos. Ciągle zastanawiał się czy Sakurę i Suigetsu coś łączyło. Albo ten cały Deidara... Zmarszczył brwi. Nie mógł znieść tego uczucia niewiedzy. Jednak gorszą sprawą było to, że nie wiedział dlaczego go to tak interesowało. Żeby o niej zapomnieć, robił wszystko: spacerował, słuchał rozmów lokatorów, kłótni byłych członków Akatsuki, nawet czytał książki. Ale nic. Cokolwiek by nie robił i tak jego myśli powracały do niej. Westchnął i dopiero wtedy zobaczył brata stojącego w progu. Dwa dni temu ordynator szpitala, w którym leżeli, zwolnił ich za poleceniem panny Haruno.

-Już? - zapytał długowłosy. To wprowadziło Sasuke w lekkie zdziwienie.

-Co już? - odburknął. Itachi usiadł i przyglądnąwszy się bratu ciągnął rozmowę.

-Wróciłeś?

-Skąd? O co ci w ogóle chodzi? - Rozdrażnienie u młodego wzrosło, gdy zobaczył uśmiech rozmówcy.

-Taki byłeś zamyślony... - rzucił niby od niechcenia. - Nad czym myślałeś tak długo?

-A co ciebie to interesuje? Zajmij się sobą - warknął i opuścił pomieszczenie. Itachi siedział w fotelu z maską obojętności na twarzy. Nie był w stu procentach pewny co chodziło bratu po głowie, jednak miał przeczucie, co do określonej osoby. Nie chciał wyciągać pochopnych wniosków, więc po namyśle, doszedł do tego, by baczniej obserwować Sasuke. Nagle do salonu wszedł seledynowłosy.

-Itachi... - Westchnął zrezygnowany. - Co mu powiedziałeś? - Widząc niezrozumiałe spojrzenie, rzekł - Sasuke...? Znów pójdzie się wyżyć. Módlmy się, by to nie była osoba, tylko jakieś drzewo. - Zrezygnowany usiadł na kanapie, gdzie wcześniej przebywał jego były szef.

-Tylko zapytałem, o czym myślał, a ten już cuduje. - Westchnięcie wydobyło się z ust starszego z nich. - Wiesz co?

-Hmmmmmm?

-Idę do Sakury. Idziesz? - Jasnowłosy otworzył szeroko oczy, a po chwili jego usta otworzyły się szerzej.

-Pewnie - rzucił i wyszli na korytarz.

- Jugo! - zawołał Suigetsu w stronę schodów. Gdy nic nie usłyszał, ponowił próbę. Tym razem poskutkowało.

-Co chcesz?

-Idziemy do Sakury... Idziesz?

-Nie. Dzięki... - Przerwał. - A kto idzie?

-No ja i Itachi ...

-Hmm. A Sasuke idzie?

-Poszedł gdzieś nic nie mówiąc, a że miał zły humor wolałem nie pytać gdzie.

-Idźcie. Ja pójdę następnym razem.

-Dobra.

Podczas tej konwersacji Itachi ubrał się i poczekał na kolegę na dworze. Suigetsu szybko do niego dołączył. Szli ulicami wioski i oglądali wystawy sklepowe. Oczywiście większość spotykanych dziewczyn patrzyła na Uchihę jak na apetyczny kąsek, co bardzo drażniło tego drugiego.

-Co one w tobie widzą? - sarknął.

-Nie mam bladego pojęcia... - Zaśmiał się Itachi.

-Phi.... Nie wiedzą co dobre - powiedział cicho.

-Ha ha ha.

Stanęli przed domem Haruno. Widzieli, który to, bo wczoraj spotkali w mieście Hidana, który im wytłumaczył gdzie teraz mieszkał. Przeszli przez furtkę i jeden z mężczyzn zadzwonił do drzwi. Po kilku sekundach pojawiła się w nich Sakura, która ubrana była w czarne rybaczki i tego samego koloru T-shirt. Wyglądała bardzo seksownie.

-Cześć. Możemy wpaść na kawę? - zapytał opanowany brunet. Stojący obok Suigetsu był mniej ogarnięty, zaś mocno oczarowany wizerunkiem różowowłosej.

-Cześć. Pewnie. - Otworzyła szerzej drzwi. - Zapraszam.

-Ślicznie wyglądasz... - powiedział lokator Uchihów.

Sakura zaśmiała się i odpowiedziała: - Pierdolisz od rzeczy.

Usłyszała głośny śmiech bruneta, który już stał w progu kuchni.

-No wiesz co! Dobra! Ode mnie już więcej nie licz na komplement. - Sfochany podążył za Itachim, którego do kuchni zaprowadził zapach obiadu. Przy kuchennym stole większość miejsc była zajęta. Siedzieli już tam Deidara, Hidan, Suigetsu (który czując zapach obiadu zjawił się tam w mig) i mała Tsamugi. Sakura i Uchiha stali w progu. Dziewczyna z uśmiechem spoglądała na każdego po kolei: Suigetsu prowadził ożywioną rozmowę z Hidanem, zaś Deidara bliżej zapoznawał się z zawstydzoną Tsamugi. Po chwili jej wzrok mknął ku Itachiemu - bratu znienawidzonego przez nią chłopaka. Wyglądał na zażenowanego sytuacją, co zdziwiło różowowłosą.

-Co się stało? - mruknęła i szturchnęła go w ramie. Gdy tylko wzrok Uchihy zrównał się z Haruno, kobieta zatraciła się w nich.

-Przepraszam.

-Hmm? - Uniosła brwi w geście niezrozumienia.

-Będziecie jedli obiad... Przyszliśmy nie w porę - mówiąc nie odrywał wzroku od kunoichi.

-Eh. - Dopiero wtedy kobieta spojrzała na resztę. Zdziwiła się miną Deidary, ale nic nie powiedziała. Wyglądał na złego.

- Usiądź. Nic się nie stało. Zjecie z nami. Dwie osoby w te czy we wte nie robią mi różnicy.

Podeszła do szafki i wzięła dodatkowe nakrycia. Po podaniu jedzenia usiadła obok dziewczynki.

-A! Właśnie... Itachi, Suigetsu, to jest Tsamugi. Tsamugi - Itachi, Suigetsu - mówiąc to wskazywała poszczególne osoby.

-Cześć. - Mała mruknęła i spuściła głowę. Sakura zabrała się za jedzenie i nie przejmowała się stanem młodej. Wiedziała, że po pewnym czasie jej przejdzie. Ciekawski wzrok bruneta powędrował na najmłodszą osobę w towarzystwie. Przyglądał się Tsamugi i zastanawiał się kim ona była dla Sakury.

Haruno nie odrywając wzroku od miski z zupą zapytała: - Oględziny skończone? - Wszyscy w tym momencie spojrzeli na osobę, która to pytanie zadała. Jej wzrok zaś skupił się na Uchiha. Ponownie zatopiła się w jego oczach. Nic do niego nie czuła, po prostu... Te oczy. Za każdym razem patrząc na Itachiego widziała Sasuke - co nie bardzo jej się podobało. Nie wiedziała co zrobić, by przestać o nim myśleć. Wydawało się jej, że już go nie kochała, ale... nie była pewna.

~Muszę się z niego wyleczyć! Eh. Powinnam go unikać jak ognia.

-Po prostu zastanawiam się, kim ona dla ciebie jest - mówiąc to, przywdział maskę obojętności. Chciał powiedzieć to innym tonem, ale w oczach Sakury zobaczył coś dziwnego. Walczyła.

~Może chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak?

Jego rozmyślania przerwał głos różowowłosej kobiety.

-Jest moją uczennicą, lokatorką... siostrą. - Mężczyznom ukazał się szczery uśmiech "siostry" Haruno.

-Jak się poznałyście?

*~*~*

Dorosły mężczyzna wszedł do domu i ruszył do łazienki, by się odświeżyć. Na dzisiejszym treningu dał z siebie wszystko i teraz potrzebował kąpieli. Zimny prysznic był dla niego zbawieniem. Gdy woda spływała po jego ciele, czuł odprężenie. Był z siebie zadowolony, ponieważ przez kilka ostatnich godzin nie myślał o niej. Nie wiedział co miał zrobić: porozmawiać z bratem... czy zostawić to wszystko w spokoju. Nie chciał iść do Itachiego po radę, gdyż ta cała sytuacja była dla niego wystarczająco żenująca, a zostawić się tego nie dało, bo w jego głowie ciągle pojawiał się obraz Haruno.

Tego jaka jest ładna...

Zgrabna...

I zimna...

~Tak. To z pewnością.

Zdążył się już zorientować, że TA Sakura nie jest już płaczliwą i irytującą niezdarą.

~Zmieniła się...

I najgorsza sprawa.

~Nie zwraca na mnie uwagi... Nie no cholera jasna!

Jego przemyślenia przerwał huk z dołu. Później usłyszał wiązankę przekleństw. Szybko wytarł się, założył ubrania i pobiegł na parter. Zastał tam leżącego Suigetsu, który śmiał się jak głupi. Miał się pytać o co chodziło, ale doszedł do wniosku, że to pewnie jakiś absurd. Udał się więc do kuchni, gdzie znajdowali się Jugo i Itachi, których tak pochłonęła rozmowa, że nawet nie zwrócili uwagi na osobę, która weszła do pomieszczenia. Sasuke zignorował ich tak samo jak oni jego i zrobił sobie kolację. Jak tylko zajął miejsce przy stole do kuchni wszedł ledwo stojący seledynowłosy chłopak.

~Dlaczego wcześniej nie wyczułem, że jest pijany?

Jego wzrok powędrował na innych.

~Itachi jest lekko wycięty, zaś Jugo - wcale. O co tu chodzi, do cholery!?

-Dlaczego on jest pijany? - Wskazał na Suigetsu, który zdążył usiąść na przeciwko. - Ty zresztą też.

-Byliśmy u Sakury. Trochę wypiliśmy. - Zaczął się śmiać. - Nie sądziłem, że ma tak słabą głowę. - Wskazał na kolegę - He he... A wiecie, że Sakura ma dwie uczennice... Moegi. - Czknął. - To ta ze szpitala, zaś Tsamugi jest młodsza. Poznały się w Sunie.

-A...

Nie słuchał tego. Nie mógł. Niedawno postanowił przestać o niej myśleć, a tu jego brat gadał tylko o niej. Sasuke wyszedł z kuchni trzaskając drzwiami. Był ciekawy. Był cholernie ciekawy co Itachi o niej powie. Ale z nieznanych mu przyczyn nie chciał tego słuchać... Brunet zaczął czuć coś do Sakury... Ciągle o niej myślał. Nie chciał, by to wzrosło jeszcze bardziej. Udał się do pokoju, gdzie od razu rzucił się na łóżko. Uderzył w niego jeden fakt, mianowicie:

~Zakochałem się... W niej??

Ta myśl nie dawała mu spokoju. Nie chciał nawet brać pod uwagę, że coś takiego mogłoby go...

~Przecież to niedorzeczne.

Przewracał się z boku na bok, aż coś sobie przypomniał.

~Miałem dowiedzieć się co łączyło Sakurę i Deidarę... Ale...CHOLERA!!! Sam już nie wiem.

Uchiha usiadł na łóżku.

~Z jednej strony chcę wiedzieć o niej jak najwięcej, a z drugiej nie chcę by mnie to interesowało.

Położył się w poprzek łóżka.

~Życie jest do dupy.

#
Obudziło mnie stukanie do pokoju. Usiadłam i po chwili skupienia wiedziałam, że to ktoś stał pod moimi drzwiami. U mnie ciężko z pobudką. Przeciągnęłam dłonią po włosach.

-Proszę. - Gdy tylko drzwi się uchyliły, do środka weszła Tsamugi, a za nią... - O. Moegi.

-Dzień dobry - powiedziały równo. Uśmiechnęłam się i zeszłam z łóżka, by móc je zaścielić.

-Tsunade-sama prosi, byś za godzinę stawiła się w szpitalu. Przeprasza za to, ale jest bardzo dużo rannych.

Szybko znalazłam się przy szafie i podczas wybierania ubrań, powiedziałam: - Idźcie sobie zrobić śniadanie. Zaraz zejdę.

Dziewczyny posłusznie udały się we wskazanym kierunku, zaś ja wskoczyłam pod prysznic. Trochę wczoraj wypiłam i nie chciałam, by było to ode mnie czuć.

~Ciekawe czy Itachiemu udało się doprowadzić Suigetsu?

Po ekspresowej kąpieli, szybko znalazłam się w kuchni. Niestety przez moje pojawienie się, Tsamugi stłukła szklankę. Moegi była przyzwyczajona do mojego nagłego pojawiania się w różnych miejscach. Młoda kucnęła przy zbitym naczyniu, zaś ja sięgnęłam po kubek z kawą z mlekiem, którą przygotowała mi Moegi. Była przyzwyczajona do mojego stylu bycia. Wiedziała, że: nie zjem śniadania, wezmę kawę do pracy i nie posprzątam po sobie... No ale kurde! Przecież mi się spieszyło. Kątem oka widziałam wystraszoną Tsamugi, która blada, trzęsącymi dłońmi zbierała szkło.

-Tsamugi zostaw to - powiedziałam łagodnie. - Idziemy szybko do szpitala. Nie możemy zmarnować ani chwili więcej.
Momentalnie wyszłam na korytarz i zaczęłam się ubierać. Dziewczyny podążyły za mną. Moegi wzięła talerz z kanapkami.

-Zaradna dziewucha - wyszeptałam cicho patrząc na nią z uśmiechem.

~Ostatnimi czasy dość często się uśmiechałam.

Szybko odgoniłam te myśli i złapałam Tsamugi za ramię. Przelotem spojrzałam na rudowłosą i kiwnęłam do niej.

Zrozumiała.

Teleportowałam nas do szpitala. Sekundę po mnie znalazła się tu także moja starsza uczennica. Gdy skierowałam się do recepcji, zerknęłam jeszcze na nie. Moegi złapała Tsamugi za dłoń i ruszyły na krzesełka. Tam rozgościły się. Nie musiałam się martwić o młodą. Wiedziałam, że jest w dobrych rękach. Z uśmiechem obróciłam się przodem do lady, za którą siedziała jakaś nowa. Chyba praktykantka. Lecz gdy spojrzała na mnie, rozwiała moje wątpliwości co do "chyba".

-Pani Haruno... Czcigodna prosi cię do swojego gabinetu. Kiwnęłam głową i udałam się do niej. Tsunade nie była ordynatorem, lecz była tak samo ważna. Pan Toroshi od niedawna pracował na stanowisku ordynatora i często sięgał po rady u mentorki, która mu z chęcią pomagała. Facet był spoko. Nie afiszował się władzą. Zatrzymałam się przed gabinetem Hokage i energicznie zapukałam. Nie czekając weszłam do środka.

-Karta z listą pacjentów. - Podała mi nie witając się nawet. Bez słowa odłożyłam kawę i wzięłam kartkę. Szybko otaksowałam ją wzrokiem i sięgnęłam po kubek z kawą. Jednym łykiem wypiłam połowę i udałam się do swojego gabineciku. Tam zdjęłam bluzę. Zostałam w długich szarych spodniach i białej bokserce. To były moje kolory: biały, czarny, szary, ewentualnie granatowy. Włosy związałam w wysokiego kucyka i założyłam lekarski fartuch. Do kieszeni schowałam kilka par rękawiczek, a na szyi powiesiłam stetoskop. Za pierwszy cel obrałam sobie salę sto czwartą.

Gdy tylko wyleczyłam te "czerwone przypadki", ze swojego gabinetu wzięłam książkę: "Trucizna. Jak rozpoznać? Jak wyleczyć?" i ruszyłam do holu. W recepcji już nie było "nowej" tylko starszy mężczyzna. Było tu pełno ludzi. No cóż się dziwić, południe, a o tej porze, nawet w niedziele, wracali shinobi z misji i treningów. Mijałam ludzi nie przyglądając im się i podeszłam do Tsamugi i Moegi, które widać zaprzyjaźniły się. Gdy stanęłam obok nich, obie na mnie spojrzały i uśmiechnęły się przyjaźnie. Popatrzyłam na młodą i położyłam książkę na jej kolanach. Zwróciłam się do Moegi: - Idziemy. - Spojrzałam jeszcze na brunetkę. - Lektura na dziś.

Musiałam wyleczyć dzisiaj jeszcze masę ludzi. Wiedziałam, że Moegi była już na wysokim poziomie, dlatego też wzięłam ją do przypadków pomarańczowych, czyli tych ze średnimi obrażeniami. Postanowiłam wziąć dziś Tsamugi do zajęcia się osobami z najmniejszymi ranami. W drodze do pierwszego pacjenta zagadałam: - Dogadujesz się z Tsamugi?

-Tak. Jest naprawdę fajna.

Przez chwile panowała cisza. Słychać było tylko tupot naszych stóp i trzaskanie drzwiami.

-Wiesz Sakura-sensei... - zaczęła niepewnie. - Na początku bałam się, że jak zaczniesz uczyć Tsamugi, to... - zacięła się, ale wiedziałam o co chodzi.

-Nie zapomnę o tobie. Na razie muszę jakoś rozdzielić czas na was dwie, więc przepraszam za to zaniedbanie.

Mówiąc, patrzyłam prosto przed siebie. Kątem oka widziałam jak rudowłosa pokiwała głową. Akurat znaleźliśmy się pod salą pacjenta. Miał złamaną rękę i kilka otarć. Kiwnęłam głową do Moegi, która zrozumiała o co mi chodziło. Podeszła bliżej i palcami dotknęła górnej części ramienia. Po dwóch minutach część ciała: od ramienia do palców, była cała żółta. Mężczyzna z otwartymi oczyma popatrzył na nią. Znieczulenie zaczęło działać. Moegi zaczęła badać złamanie.

-Kość pęknięta w jednym miejscu. Złamanie poprzeczne, bez przesunięcia.

Kiwnęłam głową. Dziewczyna zabrała się za tworzenie medycznej kuli chakry. Zbliżyła ją do rany i zaczęła powoli wpuszczać. Po pół godzinie skończyła z ręką. Zostały jej jeszcze otarcia na nogach mężczyzny.

-Za godzinkę, dwie... przestanie działać środek znieczulający. Wtedy zbierze się pan i tą kartkę da recepcjoniście. Jest pan wolny. - Po wręczeniu owej rzeczy opuściłyśmy pomieszczenie. W drodze do drugiego pacjenta poruszyłam pewną kwestię.

-Brawo. - Spojrzałam na Moegi. - Radzisz sobie coraz lepiej. Już niedługo zacznę cię uczyć czegoś poważniejszego.

-Naprawdę? - Dziewczyna spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem.

-Pewnie. Ale powinnaś wiedzieć, że to już nie żarty. Nauka leczenia najpoważniejszych przypadków zajęła mi dużo czasu. Ponad dwa razy więcej, niż poświęciłam na dwa wcześniejsze etapy razem wzięte. Moegi spoważniała.

-Jestem gotowa.

-Wiem. - Uśmiechnęłam się i pogłaskałam ją po głowie. Rudowłosa była niższa ode mnie, zaledwie o kilka centymetrów. Po pięciu godzinach leczenia, wreszcie skończyłyśmy. Zmęczona spojrzałam na półprzytomną uczennicę, która ledwo odrywała nogi od posadzki. Muszę jej jeszcze powiedzieć, że jutro ma ze mną trening z samego rana. Kierowałyśmy się do holu. Tam odeślę ją do domu, a wezmę Tsamugi. Co prawda zostało tylko kilku pacjentów z lekkimi obrażeniami, więc mogłabym ich wyleczyć w zaledwie kilkanaście minut, ale muszę czegoś młodą nauczyć. Tak więc po chwili byłyśmy już przy wyjściu.

-Dobra robota. Na dziś koniec. Możesz już iść do domu.

-Do zobaczenia sensei. - Zniknęła za drzwiami, a ja udałam się do gabinetu ordynatora, który był najbliżej. Potrzebowałam maści na oparzenia do sali dwadzieścia trzy, a on pozwolił mi korzystać ze swojego gabinetu w każdej chwili. Gdy wreszcie znalazłam to czego szukałam, usłyszałam bieganinę na korytarzu.

~Znowu kogoś przynieśli.

Westchnęłam i ruszyłam do wyjścia.

#
~Cholera jasna!!! Mam nadzieje, że nic mu nie będzie. Dzięki Bogu, że spotkałem Itachiego.

Znalazłem się z nim i Jugo przed budynkiem szpitalnym. Przez moje ramię miałem przewieszonego rudowłosego. Starszy "braciszek" otwierał drzwi.

~Wytrzymaj.

Dzisiejszy trening był ciężki.

~A ja przesadziłem.

Weszliśmy do budynku. Biel, aż raziła po oczach, ale teraz się tym nie przejmowałem.

-Lekarza!! - Krzyk Itachiego przeszył korytarze lecznicy.

-Itachi-san. - Usłyszałem cichutki głosik i obróciłem się w stronę skąd dochodził. O dziwo była to mała dziewczynka. Miała nie więcej niż trzynaście lat. Jej twarz okolona była brązowymi falowanymi włosami, a oczy miały barwę morza. Takie jak miał Naruto.

~Skąd ona zna Itachiego? I że nie boi się do niego podejść?

-Tsamugi - odezwał się mój brat.

~Co!! Skąd on ją zna???

-Jak dobrze cię widzieć! Gdzie Sakura?

-Sakura-sensei...

~No tak... To uczennica Haruno.

-Tu jestem. - Zobaczyłem ją po mojej lewej stronie. To była ona. Różowowłosa piękność. W mig znalazła się przy nas. Była śliczna. Długie włosy upięte w kucyka dodawały jej uroku, a biały podkoszulek idealnie eksponował jej ciało.

-Nosze!!! - Jej krzyk dopiero wyrwał mnie i sprowadził na ziemie. Widziałem jej dłoń znajdującą się na szyi kolegi i dziwne spojrzenie brata. W trzy sekundy znalazło się lekarskie łóżko. Szybko zabrała Jugo do sali operacyjnej.

-Co się stało Jugo-san? - Cóż się dziwić, że zadała takie pytanie, w końcu rudowłosy był cały we krwi i miał gdzieniegdzie nadpaloną skórę.

~Przesadziłem.

Zobaczyłem jak Itachi kierował się z małą na krzesła, postanowiłem również usiąść. Zamyśliłem się.

~Co z tego, że postanowiłem jej unikać... Co z tego, że postanowiłem przestać o niej myśleć. Gdy tylko ją zobaczyłem, wszystkie moje postanowienia prysły.

Westchnąłem. Nie wiedziałem dlaczego, ale chciałem jej wszystko wytłumaczyć. Że to był przypadek. Że to nie było...

Trzask.

Poczułem uderzenie w tył głowy i szybko podniosłem wzrok.

-Co ty robisz!? - warknąłem do Itachiego.

-Próbuje ci coś powiedzieć, ale do ciebie nic nie dociera.

-Czego?!

-Nie krzycz. To jest Tsamugi. Tsamugi, poznaj mojego młodszego brata - Sasuke.

Zarumieniona dziewczynka spuściła wzrok.

-Cześć - mruknęła tylko.

-Cześć.

-Nie bój się. On jest niegroźny. - Itachi uśmiechnął się do brunetki. Po dwóch godzinach spędzonych na słuchaniu rozmowy Itachiego i Tsamugi stanęła przed nami jakaś młoda dziewczyna. Miała rude włosy i prawdopodobnie była pielęgniarką.

-Panowie Uchiha?

-Tak.

-Sakura prosi do sali trzydzieści cztery.

Widziałem wzrok tej dziewczyny na sobie. Już chciała nas zaprowadzić, ale szybko pobiegliśmy sami. Jeszcze by się zaczęła kleić. A za nami pogoniła mała Tsamugi. Wpadliśmy do sali. Jugo wyglądał o niebo lepiej niż wcześniej. Gdzieniegdzie miał kilka szwów i bandaży. Kobieta wstała z miejsca. Wyglądała na wycieńczoną.

-Dzięki Saki. - Itachi ją przytulił.

~Co!!? Jaka Saki? Po co ją obmacuje?

-Nie ma sprawy. - Odwróciła się tyłem do mnie. Znowu to samo. Ignorowała mnie.

-Najwcześniej jutro będziesz mógł opuścić szpital. Rozumiesz? - Zabawnie pokiwała palcem jakby mu groziła. Była niższa, więc widziałem ten gest.

-Tak jest pani doktor. - Zasalutował. Wszyscy oprócz mnie zaczęli się śmiać.

~Od kiedy oni są tak blisko ze sobą?

Nagle do pomieszczenia wpadła rudowłosa kobieta. Ta, co nas wezwała do Sakury.

-Miko powiedz Tsunade, że w sali sto siedem, sto osiem i dwieście czternaście są pacjenci. Ja już nie mam siły ich wyleczyć.

-Oczywiście.

-Dobra. Możecie zostać tu jeszcze pół godziny i ani minuty dłużej. - Zwróciła się do Tsamugi: - My już idziemy. - Mała pokiwała głową, wzięła książkę i ruszyła do wyjścia. Nie wiedziałem dlaczego, ale chciałem za nią pobiec. Chciałem się coś jej zapytać. Było to błahe pytanie, ale...

-Muszę to zrobić.

Zobaczyłem pytający wzrok kompanów. Czyżbym to powiedział to na głos? Nieważne. Wybiegłem z sali.

-Sakura!

Znajdowała się kilka metrów przede mną. Zmniejszyłem dystans.

-Sakuro...

Widziałem jej wzrok. Jej oczy były takie... obojętne. Dlaczego z innymi potrafiła się śmiać, a mnie unikała?

-Mogę cię odprowadzić do domu?

#
~No to chyba jakieś żarty....?!

Obróciłam się całym ciałem do Uchihy i zaczęłam szukać oznak oszustwa...

~Wyprzystojniał od czasów drużyny siódmej.

Spojrzałam w jego oczy.

-Po co? - zapytałam zimnym tonem. Jego źrenice nawet nie drgnęły.

~Znowu chowa się za maską. Gadzina.

-Jest już późno.

-No i co z tego?

-Lepiej, żebyś nie chodziła z dzieckiem o tej porze.

~Ożesz ty!

Pewnym krokiem podeszłam bliżej. Zatrzymałam się dopiero, jak był ode mnie oddalony o kilkanaście centymetrów.

-Zapamiętaj sobie Uchiha - powiedziałam mocnym głosem. - Nie jestem już słabą dziewczynką. Potrafię walczyć, więc nie prowokuj mnie... - Nawet nie wiedziałam, że mogłam to powiedzieć takim tonem. Obróciłam się, lecz nie uszłam nawet dwóch kroków, ponieważ zatrzymał mnie mocny uścisk na nadgarstku. Jak najszybciej obróciłam się i wykręciłam mu rękę. Z całej siły - ale bez użycia chakry, uderzyłam go otwartą dłonią w twarz. Głośny trzask przeszył korytarze. Na twarzy Sasuke widziałam niedowierzanie i szok.

~Ha! Nie spodziewałeś się, że jestem w stanie cię uderzyć...?!

-Nie dotykaj mnie. - Nachyliłam się nad nim i wyszeptałam.

Usłyszałam trzask. Drzwi do sali trzydzieści cztery otworzyły się i ukazał nam się Itachi, a zaraz za nim stał Jugo. Niedowierzanie - to wyrażały ich miny. Obróciłam się i nie zwracając na nikogo uwagi złapałam młodą za dłoń i ruszyłam do wyjścia. Na świeżym powietrzu od razu się uspokoiłam. Chciałam się przebiec, ale Tsamugi by nie nadążyła, więc postawiłam na spacer. Całkowicie zignorowałam wystraszoną uczennicę. Lepiej, żebym się nie odzywała, gdy targały mną takie emocje.

~Hm. Co mogłabym zrobić jutro?

Zastanawiałam się. Wolałam zmienić tor mych myśli.

Mogłabym postawić na:

a) naukę Tsamugi podstaw o truciźnie,

b) ostry trening z Moegi.

Po zastanowieniu się, postawiłam na B, ale rudowłosa była zmęczona i nie wiedziałam czy będzie w stanie jutro walczyć.

~Trudno. Będzie zmuszona wstać na piątą rano. Ja z Tsunade miałam gorzej.

Ziewnęłam. No, już było po dwudziestej drugiej.

~Nie jest aż tak późno, ale po całym dniu spędzonym w szpitalu, ma się ochotę umrzeć.

Chciałam wziąć gorącą kąpiel i położyć się spać. Zobaczyłam dom i pozapalane światła.

~O. Już są. Rano ich nigdzie nie widziałam. Ciekawe dokąd ich wywiało?

Otworzyłam drzwi i przepuściłam Tsamugi. Zdjęłyśmy buty i ruszyłyśmy do kuchni. Dopiero teraz zorientowałam się, że nic dzisiaj nie jadłam. W międzyczasie wypiłam tylko kilka kaw. Gdy minęłam próg kuchni, ujrzałam Deidarę ubranego w różowy fartuszek, smażącego jajecznicę. Uśmiech sam wpełzł mi na twarz. Już zapomniałam o sytuacji z Uchihą.

-Witam piękne panie. - Ukłonił się lekko. - Proszę usiąść przy stole. Kolacja zaraz będzie gotowa.

Zaśmiałam się i spojrzałam na zarumienioną Tsamugi, po czym obie posłusznie wykonałyśmy polecenie. Zaraz do pomieszczenia wszedł Hidan. Gdy nas ujrzał uśmiechnął się szeroko.

-Dobry wieczór pięknym paniom.

-Co wy dziś nam tak słodzicie?

-My? - zapytali jednocześnie, przez co Tsamugi zaczęła się śmiać.

-Eh. Nieważne. Gdzie dziś byliście?

-Trenowaliśmy.

-W niedzielę?

-A ty? Dzisiaj też pracowałaś.

-Ja to co innego. Musiałam leczyć ludzi, bo by poumierali.

-Wychodzi na to samo.

-Nieprawda. - Pokiwała palcem dziewczyna. - Gdyby nie tacy jak wy, Sakura-sensei nie musiałaby iść do szpitala. Wy trenujecie, wy jesteście ranni, was musi leczyć lekarz - odezwała się mądrze, acz cicho brunetka.

-Ha ha ha ha. Ale wam dogadała.

Deidara obrócił się do Tsamugi i wystawił język. Zaś załamany Hidan dodał: - I ty Brutusie przeciwko mnie?

-Moja uczennica. - Przytuliłam małą do siebie i właśnie w tej chwili blondyn podał nam kolację.

-Może jutro chciałabyś z nami potrenować? - Głos Deidary wyrwał mnie z zadumy.

-Hm... Jutro jest poniedziałek. Mam więc trening z Moegi, później wtorek - ćwiczę z Tsamugi, środę mam wolną.

-Tylko?

-Od czwartku do soboty włącznie mam dyżur w szpitalu. - Zamyśliłam się. - Jeżeli nie będzie sytuacji awaryjnej to w niedzielę, chyba będę miała wolne.

*~*~*

W dzielnicy klanu Uchiha panowała totalna cisza. Ulice ziały pustkami. Wiał lekki wiatr, choć to niewiele obniżyło wysoką temperaturę. No ale cóż się dziwić - był środek lata. Temperatury w nocy rzadko schodziły poniżej dwudziestu stopni.

W jednym z domów krążył młody mężczyzna. Nie mógł on zasnąć. Pewna myśl nie dawała mu spokoju, a jeszcze bardziej denerwowało go to, że nie mógł przestać o tym myśleć. Masło maślane.

Sasuke chodził z kąta w kąt i przeklinał na wszystko. Rozpaczliwie szukał odpowiedzi na pytania dotyczące Haruno. Ubrany jedynie w szorty wyglądał jak młody Bóg.

~Co jej się stało?

Nie miał bladego pojęcia co sprawiło, że jego koleżanka z drużyny tak się zachowywała.

~Mógłbym pójść do Naruto, ale... Ten debil zacznie wymyślać jakieś niestworzone rzeczy! Na przykład, że zakochałem się w Sakurze...

Zatrzymał się. Jego mięśnie napięły się, a serce zaczęło szybciej bić.

~Ale... Jeżeli to prawda?

Z wrażenia, aż usiadł w miejscu, w którym wcześniej stał. Ręce oparł na zgiętych nogach, zaś twarz ukrył w dłoniach.

~Może... Może faktycznie ona mi się podoba. Nie! Przecież to niedorzeczne... To niemożliwe!!!

Zbulwersowany uderzył w najbliżej stojący mebel, którym okazało się łóżko. Nagle usłyszał trzask dochodzący zza drzwi i dostrzegł zapalone światło, po chwili także kroki. Osoba gwałtownie zatrzymała się przed drzwiami pokoju Sasuke.

Trzask.

-Do cholery jasnej! Sasuke połóż się spać albo idź potrenować na dwór!! Jest środek nocy. Dajże spać innym!

Młodszy Uchiha usłyszał oddalające się kroki brata. Zgasło światło.

-A chuj z tym. Idę do Naruto.

Po pięciu minutach wędrówki między domami, mężczyzna dotarł do mniej zabudowanej części wioski, w której zamieszkiwał jego przyjaciel.

~Jeszcze możesz stąd iść.

Odezwała się jego duma.

~Nie!

Wraz z tym postanowieniem jego dłoń znalazła się na dzwonku. Sasuke próbował raz, drugi, trzeci, jednak Uzumaki miał bardzo twardy sen. Po długiej chwili dobijania się do drzwi, dało się słyszeć szuranie stopami i niewyraźne mamrotania blondyna. Gdy tylko drzwi się otworzyły Uchiha ujrzał postać przyjaciela ubranego w podkoszulek i spodnie dresowe. Mężczyzna zobaczywszy osobę, która nawiedziła go o tak późnej porze, rzekł: - Jezuuu... Ty nie masz kiedy wpadać na kawę? Masz w domu zegarek?

-Tak. - Uchiha wepchał się blondynowi do domu, który nie miał wyjścia, jak tylko go ugościć. Poszedł do kuchni, zamykając wcześniej drzwi.

-Chcesz herbaty? I ramen?

Sasuke tylko pokiwał głową i usiadł przy ławie w salonie.

-Więc co cię do mnie sprowadza?

Brunet na początku nic się nie odezwał, tylko patrzył w jeden punkt na ścianie, jakby mógł tam znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania. Naruto nie naciskał. Wiedział, że i tak Sasuke mu powie. Teraz poszedł zalać herbatę dla siebie i kolegi. Postawił potrawę przed gościem, a sam zaczął konsumować.

-Chodzi o to... że... - Westchnął, a Naruto postanowił tego na razie nie komentować. - Chodzi mi o Sakurę.

Dopiero po tej wypowiedzi Uchiha spojrzał na rozmówcę. Naruto zamarł.

-Dlaczego tak się zachowuje? Dlaczego mnie unika? - Sasuke zadawał pytania, gdyż zachowanie dawnej przyjaciółki nie miało dla niego sensu. - A jak mnie spotka, to traktuje jak najgorszego wroga! - Sasuke podniósł głos i wstał z miejsca.

Naruto chciał dogadać, że Sasuke się zakochał, ale wiedział co zaszło dziś w szpitalu i to go powstrzymało. Był pewny też tego, że jego przyjaciel coś czuł do jego „siostry". Niemal w stu procentach. Tylko ciężko mu było określić te uczucia i ich zaawansowanie.

-Sasuke. Uspokój się i usiądź. - Gdy mężczyzna wykonał polecenie, kontynuował: - Wiesz przecież co Sakura kiedyś do ciebie czuła... - Brunet spuścił głowę. - Jak ją traktowałeś? Jak śmiecia.

Przerwał, by się uspokoić. Tamte chwile były dla niego bolesne. Nie znosił, gdy ktoś w ten sposób traktował jego przyjaciółkę.

-Jak się czujesz, jak Sakura - powiedzmy sobie szczerze - ma cię w dupie? Jesteś szczęśliwy? - Przerwał na chwilę. - I teraz odpowiedz sobie. Jak się mogła poczuć, gdy chciałeś ją zabić?

Tu Naruto postanowił skończyć. Nie chciał go jeszcze bardziej dołować. Zresztą Sasuke chyba zrozumiał wszystko. Blondyn więc spokojnie dokończył ramen. Po chwili zaczął sączyć herbatę. Oparł się głową o sofę i patrzył na sufit, na którym dostrzegł pająka. Wiedział, że Sasuke potrzebował teraz czasu, więc z braku zainteresowania zaczął oglądać wędrówkę tego zwierzęcia. Wiedział, że Sakura panicznie bała się tych robali.

~Ciekawe dlaczego?

I takie to myśli krążyły po głowie Uzumakiego.

~Hm... Dawno nie widziałem się z Hinatką.

Jednak jego zaduma nie trwała długo, gdyż Sasuke postanowił zabrać głos.

-Co mam zrobić?

Blondyn nawet nie drgnął. Sam nie wiedział jakby postąpił na miejscu kolegi. On u Sakury miał przejebane, krótko mówiąc.

~Jeszcze gdyby chciał unikać Sakurci, ewentualnie chciałby akceptacji z jej strony... To nie, on chce z nią... Właśnie! Chce?

Blondyn uważnym wzrokiem spojrzał na bruneta.

-Sasuke? Czy ty chciałbyś być z Sakurą-chan?

Gospodarz bardzo uważnie obserwował mimikę Uchihy. Nie doszukał się niestety nawet najmniejszego ruchu.

~Czyżby go nic nie obchodziła? Nie. Inaczej by do mnie nie przychodził. Coś musi być na rzeczy.

Naruto w charakterystyczny dla siebie sposób pokiwał głową i potarł podbródek.

Blondyn w tej kwestii miał całkowitą rację, nie wiedział jednak, że Sasuke był przygotowany na to pytanie. Ba! Nawet znał na nie odpowiedź. Mężczyzna wyobraziwszy sobie siebie i Sakurę poczuł ukłucie w sercu i mrowienie w całym ciele. Przeszyły go dreszcze. Popatrzył na Uzumakiego, który aktualnie pił herbatę.

-Chciałbym z nią być. Podoba mi się. - Naruto wypluł wszystko co miał w buzi. No co jak co, ale nie spodziewał się, że usłyszy coś takiego z ust przyjaciela. To był w końcu Sasuke Uchiha. Wielki arogant - jak to miała w zwyczaju mawiać Sakura. Uchiha zaś oparł głowę na splecionych dłoniach i zamknął oczy. - Nie lubię, gdy ktoś inny się do niej podwala. - Mocno zacisnął szczęki.

-No to jesteś w dupie - skwitował prosto Uzumaki.

-Wiem.

Nastała chwila ciszy. Jednak nie na długo.

-Wiesz co? - Zadowolony Naruto uniósł palec wskazujący do góry. - Moim zdaniem powinieneś powoli się do niej zbliżać... No wiesz. Pomagać jej często, dbać o nią, zdobywać jej zaufanie. Najpierw musi cię zaakceptować.

-To jest oczywiste - dodał po chwili zadumy. - Ale liczyłem na szybszy sposób...

-Powinieneś się cieszyć, że w ogóle jakiś jest! - wybuchł Naruto. Już miał dość gadaniny przyjaciela, który zachowywał się bardziej jakby chciał przelecieć Haruno niżeli z nią być. Zdenerwowany wstał i skierował się w stronę sypialni.

-Po prostu boję się Naruto. - Te słowa zatrzymały blondyna. - Boję się tego, że jak ja się będę starał, ktoś sprzątnie mi ją sprzed nosa.

-Ha! No nie mogę. Na przykład kto?

-Na przykład Deidara.

-Cholera. - Uzumaki od razu stracił cały zapał. Wrócił na swoje miejsce. Miał pewne przeczucia co do niego. Nie był pewny czy mówić to, co zauważył. Westchnął. Postanowił jednak postawić kawę na ławę. - Sasuke bo widzisz... Po incydencie: ty kontra Sakura... Wtedy gdy chciałeś ją zabić... To Sakura się podłamała, a niedaleko później zmarli jej rodzice... i wtedy... - Naruto ciągle przerywał swoją wypowiedź. - Sakurcia zrobiła się taka, jak ty. Zamknęła się w sobie. No normalnie kopia ciebie. Później poszła na misję do Suny. Tego samego dnia, którego wróciliście. I gdy wreszcie wróciła była inna. Uśmiechała się, była miła. My byliśmy w niebo wzięci. Stara Sakura wróciła. - Uśmiechnął się. - Na początku myślałem, że to przez to że wróciłeś, ale zobaczyłem jak cię taktuje, a później jaki jest jej stosunek do tych gości z Akatsuki... Już sam nie wiem co myśleć. Uwierz mi, jak coś ja stoję za wami murem. Trzymam za ciebie kciuki. - Po tych słowach Uzumaki opuścił pokój. Zrezygnowany Uchiha położył się na kanapie. Było po pierwszej w nocy, lecz jemu nie chciało się iść do domu. Postanowił się zdrzemnąć.

Przystojny młody mężczyzna wyszedł z domu przyjaciela. Było koło południa, a jemu zasnęło się. Nie zdziwił się, że Naruto go nie obudził, gdyż sam spał i tylko stado słoni było w stanie go obudzić. Teraz szybkim krokiem kierował się do dzielnicy klanu Uchiha. Marzyła mu się chłodna kąpiel i jakieś jedzenie. Minął Ino trzymającą się za rękę z Saiem. Przeszedł koło nich niezauważony. W głębi serca zazdrościł im. Zazdrościł Saiowi. Zazdrościł mu tego, że miał Ino, a on nie może mieć Sakury. Będąc coraz bliżej domu widział chodzących po podwórzu lokatorów - Jugo i Suigetsu. Obaj plewili i podlewali rośliny. Minął furtkę, lecz oni nie zwrócili na niego uwagi zbyt zajęci robotą. Ruszył więc do domu. Będąc w holu usłyszał trzask, jakby coś spadło, a po chwili śmiech. Kobiecy i delikatny. Zdezorientowany ruszył w tym kierunku. Po chwili znów go usłyszał. Wiedział, że wydobywał się on z kuchni. Otworzył drzwi do tego pomieszczenia i zamarł.

Spełniły się jego najgorsze koszmary. Zobaczył Itachiego stojącego do niego tyłem przy stole, pomiędzy nogami siedzącej Sakury, która była bez bluzki. Całowali się i pieścili. Widział kilka malinek na szyi jego ukochanej, gdyż w obecnej chwili przechyliła lekko głowę w prawo. Nie mógł dłużej na to patrzeć. Odwrócił się z zamiarem odejścia, jednak w coś uderzył.

Przepraszam, że tak późno, ale miałam dzisiaj słaby dzień i nie narobiłam. Przepraszam też, że rozdział ma tyle perspektyw, ale jest to zlepek kilku notek. Pierwotnie rozdział był krótki a teraz połączony. Stąd tyle narracji.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top