Rozdział I, część 1
-Max!!-krzyczałam-Max Ty durniu, choć tu natychmiast!!!
Mogłabym się tak wydzierać w nieskończoność, a on i tak mnie olewa. Nie marnując więcej czasu, sama sobie wzięłam kasę z jego portfela. Złapałam torebkę i wybiegłam z domu.
Życie w takiej wiosce jak Sommer to okropny los. Wszyscy są tu tacy sami. Myślą tylko o sobie i nie zauważają jak ci źle. Wciskają kity, że życie jest piękne. Taa, chyba ich życie. Nic nie wiedzą o tym jak to jest być dyskryminowanym, ale nauczyłam się z tym żyć. Idąc drogą mojego osiedla, wsadziłam sobie słuchawki w uszy i na max'a pod głosiłam piosenkę Proof zespołu Paramov;e. Jak zwykle wszystkie psy zaczęły szczekać, a sąsiadki z głupimi minami wyglądały przez okna, ale ja to mam gdzieś. Dotarłam do głównej ulicy Sommer. Jak zwykle dzieciaki bawiły się na podwórkach, ale gdy ich rodzice zauważyli mnie zaraz wołali je do domu. W sumie to nie dziwię się im, nie chcą aby brały ze mnie przykład. Dziewczyna emo, która jest agresywna, wagaruje i chodzi po nocach jak wampir. Nawet tak wyglądam: glany, skóra, blada cera, czarne oczy i jasne blond włosy.
Życie z takim wyglądem nie jest łatwe. Zaczęło się to w 5 klasie podstawówki, gdy zauważyłam, że wszyscy moi koledzy i ja wyglądamy identycznie, wkurzało mnie to, więc poszłam do butiku i kupiłam sobie pierwszą skórę. Na drugi dzień byłam w centrum uwagi całej szkoły, niektórzy krytykowali mój wygląd, a reszta podziwiała moją odwagę i tak już zostało do dziś. Rodzice zawsze mi mówili, że źle skończę, gdy będę tak postępować, a ja jak zawsze, musiałam być mądrzejsza i postawić na swoim. Z rozmyślania wyrwał mnie szczekający pies pana Lucjana. Jest on przemiłym staruszkiem, który zawsze mnie lubił, bo przypominam mu jego zmarłą wnuczkę Victorię.
-Dzień dobry panie Lucjanie- zagadnęłam
-O dzień dobry Victorio- powiedział bez zastanowienia
-Hmm.. nie Victoria tylko...?- zmuszam go do przypomnienia sobie mojego imienia.
-No tak Hermenegilda- odpowiedział poprawnie
-Tak, tak.. Jak panu mija dzień?- zapytałam
-Wspaniale wnusiu, a Tobie?- powiedział z entuzjazmem
-Mnie także. Do widzenia- rzuciłam i odeszłam.
Nie cierpię się powtarzać, więc najlepiej jest uciec.
Gdy wchodzę na most, widzę dwoje ćpunów, dziewczynę i chłopaka. Widziałam ich już kilka razy, ale nie zamierzam się kontaktować z tego typu ludźmi. Zawsze ćpanie mnie obrzydzało, nienawidzę jak tracę nad sobą kontrolę. Dlatego wiem kiedy przestać pić. Nagle chłopak wchodzi na barierkę, moja dusza chce krzyczeć, żeby stamtąd zlazł, ale ciało milczy. Dziewczyna zaczyna na niego krzyczeć i złazi. Zaczynam iść dalej i nie zwracać na nich uwagi, bo aż boje się pomyśleć co mogą jeszcze zrobić.
Bo niby co to mnie obchodzi?! Mam swój własny cel. Idę prosto na stadion. Tam czekają na mnie Lola i Koper. Nie są to moi przyjaciele, ale lubimy spędzać ze sobą czas.
-Patrz, Herma idzie- powiedziała Lola
-Hejka, macie alko?- zapytałam
-Hejka, no jasne, uderzamy do Hita?- pyta Koper
-Pewnie- stwierdzam
-Jak Ty to robisz?- pyta Lola
-Ale co?- odpowiadam pytaniem na pytaniem
-No jesteś taka zajebista- powiedziała Lola
-Po prostu jestem sobą . Koniec tych wywodów. Koper, gdzie masz wóz?- zapytałam
-Na parkingu, a gdzie mógłbym go mieć?- powiedział z uśmiechem
-No jasne, to idziemy do samochodu i jedziemy- powiedziałam.
Hit to dyskoteka, która trwa wiecznie. Moja ulubiona. Dzięki takim miejscom, mogę powiedzieć, że kocham ten świat. Gdy jesteśmy prawie na miejscu , Koper skręca w leśną dróżkę i zatrzymuje się.
-Co jest?- pytam
-Hmm.. powiedzmy, że muszę odcedzić kartofelki. Lola pójdziesz ze mną?
-Yyy.. pewnie- odpowiedziała ze sztucznym uśmieszkiem
-Dobrze, poczekam tylko szybko- rzuciłam
Wiedziałam, że oni ze sobą sypiają, ale Koper? On ma dziwne wyczucie czasu, teraz tak w lesie? Lubi sobie urozmaicać swoje życie seksualne. Lola zaś nie jest rodzajem dziewczyny, która się puszcza na prawo i lewo. Naprawdę jest zakochana w Koprze. Współczuję im. Minęło 30 minut zanim przyszli uśmiechnięci od ucha do ucha. Bez słowa wsiedli do samochodu i ruszyliśmy dalej.
W Hicie jak zwykle tłum ludzi i kolejka taka długa jak nigdy. Nas wpuścili bez kolejki, bo jesteśmy stałymi klientami. Od razu podeszliśmy do baru i zamówiliśmy wódkę. Schlaliśmy się, więc teraz czas na balet. Tańczyliśmy do upadłego. Gdy alkohol mnie opuszczał znalazłam Lolę i Kopra w kiblu, bo oczywiście seksu im się zachciało. Krzyczałam na nich, ale oni mnie nie słuchali, a nawet chcieli żebym się do nich przyłączyła. Wyszłam. Nie jestem puszczalska! Przed klubem stało kilka dziwek, zmierzyły mnie wzrokiem kiedy przechodziłam obok nich. Szłam i szłam. Nagle usłyszałam krzyk i zaczęłam biec w jego kierunku. Pomyślałam, że to może jakiś napad i chciałam obczaić sytuację. Wbiegłam do mieszkania, a tam burdel. Zamknęli za mną drzwi. Próbowałam uciec, ale była to syzyfowa praca. Pierwszy raz od bardzo dawna naprawdę się bałam. Zaciągnęli i zamknęli mnie w jakimś obleśnym pokoju. Waliłam w drzwi, ale były zamknięte, a w oknach nie było klamek. Sprawdziłam szuflady, a tam było pełno prezerwatyw nowych i zużytych. Moja panika sięgnęła granic. Chciałam się położyć i zasnąć, ale to wielkie łóżko mnie obrzydzało. Zasnęłam więc na dywanie. Śniła mi się masa dziwnych rzeczy. Raz byłam dziwką zaspokajającą jakiegoś faceta. Później tym facetem. Byłam sprzątaczką, a potem alfonsem przeliczającym pieniądze. Obudziły mnie dziwne dźwięki. Ktoś przeniósł mnie na łóżko i odsłonił zasłony.
-Kim jesteś?- zapytałam
Podszedł i uśmiechną się. Boże jaki przystojny. Błękitne oczy i jasne włosy. Mocno zarysowana szczęka i lśniące zęby. Lecz nie dałam się uwieść. Wstałam i podbiegłam do drzwi. Były otwarte.
-Zaczekaj proszę, nic Ci nie zrobię- powiedział
Zatrzymałam się.
-To czego chcesz?- zapytałam z oburzeniem
-Porozmawiać- odpowiedział
-Ale ja nie chcę- rzuciłam i wybiegłam
Biegłam prosto do Hita. Przed dyskoteką Lola i koper na mnie czekali.
-Czemu nie odbierałaś?- zapytała Lola
-Spałam, oj nie ważne. Ruszaj!- poleciłam Koprowi i wróciliśmy do Sommer.
Wiedziałam jedno, że nie będę potrafiła zapomnieć o tym urodziwym chłopaku, którego spotkałam w tym przybytku rozkoszy. Lecz było jeszcze coś dziwniejszego. Gdy wracaliśmy ludzie zachowywali się tak jakby był dzień, choć ciemność temu zaprzeczała.
Jestem psychopatką! Nie wiem jak to możliwe i czy w ogóle takie wydarzenie miało miejsce, ale jest ciągle noc. Ciemność! Ciemność! Ciemność!
Strasznie dziwnie się z tym czuję, że olałam tego chłopaka. Może dlatego jest ciemno. Albo to sprawka tego narkomana na moście. Nie... po prostu jestem psychopatką! Trzeba mnie zamknąć w szpitalu dla czubków. Tak, tak to najlepsze rozwiązanie, ale co do cholery jest z tymi ludźmi? Wszyscy zachowują się jakby nic nie zauważali. Może się naćpali? Ale, że wszyscy?!Nie, na sto procent jestem wariatką. Dobra, jeżeli nią jestem to idę jeszcze trochę pożyć za nim mnie zamkną. Związałam włosy, włożyłam czarne rurki i różowe trampki. Wiem, że trochę to dziwne, ale jestem przecież wariatką. Wciągam czarny T-shirt oraz obowiązkowo skórę. Biorę torebkę i wychodzę. Mam wielką i niezahamowaną chęć biec, gdzieś daleko. Pobiegnę do Loli, a co mi tam. Mieszka tylko 7 km dalej. Przecież jestem wariatką. Biegnę i biegnę. Moje nogi od lat nie były w tak długim ruchu. Mam ochotę pofrunąć. Zaczynają mnie boleć wszystkie mięśnie, po 2 km ten stan mija i znów frunę. Pędzę jak płomień błyskawicy, przecinając niebo. Piorun?! Dziwne, czuję się jak ten płomień, odczuwam ów siłę. Jakby była ukryta, gdzieś wewnątrz mnie. Na prawdę mam nie równo pod sufitem. Dobiegam do domu Loli. Wpadam i szybko oddycham. Lola wybiega ze swojego pokoju, bierze mnie pod rękę i prowadzi do swojego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top