Rozdział 1


Jak się nazywasz ?

Ilu was jest ? –

pytania zadawane przez egzorcystów.

W szpitalu psychiatrycznym rozległy się krzyki ,niczym jęki potępionych ,ale czego można się tutaj spodziewać? Widoku beztroskich ludzi zamkniętych w swoich umysłach ,którzy opowiadają historię ,które niejednego z nas ubawiły by do łez? Uśmiechnięty personel gotowy w każdej sekundzie ruszyć z pomocą swoim podopiecznym? Cóż rzeczywistość przedstawia się w nieco mniej kolorowych barwach.

Przechadzam się po tym budynku ,na myśl przychodzi mi widok więzienia lub sal tortur. Wszechobecny smród niemytych ludzkich ciał ,zmieszane z odchodami. Najgorszy jest zapach krwi. Nie pomyliło mi się krew wydziela jak dla mnie wyjątkowy zapach ,odrażający ,ale jednocześnie pociągający i słodki niczym usta kobiety. Większość ludzi ,nie czuje tego ,ale kto powiedział ,że ja nim jestem. Może jestem jednym z tych biednych osób ,których umysł popadł w okowy szaleństwa? Cóż być może.

Zaglądam przez zakratowane okienka do jednej z celi ,jak nazywam pokoje dla podopiecznych szpitala ,kobieta siedziała skulona pod ścianą ,mówiła coś do siebie nie zrozumiałem ich znaczenia. Lekko uniosła głowę w moją stronę ,uśmiechnąłem się do niej ,odpowiedziała mi tym samych i momentalnie zapadła w spokojny sen. Biedny człowiek –pomyślałem w duchu.

Ruszyłem dalej przez słabo oświetlony korytarz ,lampy migały co dawało temu miejscu przerażający charakter. Ktoś uderzył mocno w drzwi jednej z cel ,przestraszyłem się i przybrałem obroną postawę ,gotowy na wszelkie zagrożenie. Jednak nic mnie nie zaatakowało , a czego się spodziewałem? W jednym z otworów z kratami wpatrywała się trupio blada twarz o czarnych oczach ,w których tliło się najdziksze szaleństwo ,wpatrywał się we mnie i wybuchnął szyderczym śmiechem:

-Kogo my tu mamy ,dawno już nie mieliśmy ... -przez chwilę szukam słowa –takiej ważnej osobistości w naszych skromnych progach –kolejny wybuch śmiechu.

-Nie przyszedłem tu po was ,ale jeśli kiedyś nasze drogi się skrzyżują to módl się abym cię wtedy nie znalazł ,zaciskam wtedy bardzo silne więzy przyjaźni –podkreśliłem słowa ,,silne więzy". Zamilkł ,a po sekundzie wydał z siebie okropny krzyk pełen bólu ,jakby obdzierali go ze skóry. Zignorowałem go. Moje zadanie było inne.

Stanąłem przez wielkim szyldem głoszącym: ,,Odział zamknięty ,dla szczególnych przypadków" –prychnąłem w myślach. Wrzaski dobiegały stąd ,teraz można było wywnioskować ,że należą do kobiety młodej nawet bardzo. Wtargnąłem przez dwuskrzydłowe drzwi ,nawet ciut za głośno niżeli bym sobie tego życzył ,ale czasu nie cofnę.

W efekcie mojego ,,wielkiego wejścia" ,trójka lekarzy: szczerze to byli to po prostu wielkie mięśniaki ubrani w lekarskie fartuchy –spojrzeli na mnie jak na debila. Cóż już się przyzwyczaiłem. Pokazałem papiery pierwszemu z brzegu: był ode mnie niższy ale za to z trzy razy większy no i miał mniej włosów ,no dobra był łysy.

Wyrwał ode mnie dokumenty ,poprzewracał kartki ,poczytał trochę tu trochę tam:

-Pan..? –uniósł wzrok znad kartek.

-Oner Antoh ,inspektor ,mam sprawdzić jak się wiedzie waszemu skromnemu przybytkowi –uśmiechnąłem się do nich ,aby rozluźnić napięcie. Jednak ,gdy tylko padły słowa inspektor ,twarze całej trójki pobladły.

-Nie dostaliśmy żadnych wcześniejszych uprzedzeń o pańskiej wizycie.

-I nie powinniście ich dostać. Inaczej to by się nie nazywała niezapowiedziana inspekcja nieprawdaż ? -Pokiwali zgodnie głowami ,cóż niewiele mieli do gadania. –Jednak zastanawiam się dlaczego na niższych poziomach nie ma żadnego personelu?

Zrobili tępe miny –przecież na dole jest Rita i Rafał ,prosili o wspólną zmianę –wydukał jeden z dryblasów. Oczywiście już domyśliłem się ,jak ta dwójka musi pilnować niższych poziomów ,ale to by też tłumaczyły zasunięte żaluzje w pokoju dla personelu.

-Cóż mniejsza pewnie robili obchód pomiędzy celami. Bardziej jestem ciekawy ,kto tak się drze ,zawału można dostać panowie? –teraz dopiero zbledli ,musiałem trafić w dziesiątkę ,ale nie moim celem była inspekcja ,była by to ostatnia sprawa na jaką bym miał ochotę.

-Wie pan dziwny przypadek ,dziewczyna ma urojenia ,koszmary nocne ,nie przyjmuje leków ,mieliśmy nawet próby samookaleczenia ,z jej strony. –skrzyżowałem ręce na piersi.

-Prowadź do niej!

-Wybaczy Pan ,ale to nie jest dobry moment.

-Nigdy nie jest dobry moment zaprowadź mnie tam ,albo zejdź mi z drogi jeden z drugim –nie czekając na ich odpowiedź ruszyłem przed siebie. Stali jak słupy i może to nawet dobrze.

Krzyk rozległ się znowu tym razem głośniej. Przyśpieszyłem kroku. Drzwi pojawiły się nagle przede mną ,nie różniły się od innych ,pchnąłem trochę niepewnie nie wiedziałem co tam zastanę i szczerzę się tego obawiałem.

W pomieszczeniu panował półmrok. Dwóch mężczyzn trzymało młodą dziewczynę za ręce nie dbając o delikatność ,pielęgniarka próbowała dać jej zastrzyk w przeponę ,lecz nie mogła trafić w odpowiednie miejsce ,kolejny facet stał nad nimi i głośno przeklinał i parę razy spoliczkował dziewczynę ,która wiła się z bólu. Miała długie czarne włosy ,poczochrane i zaniedbane ,było szczupła i bardzo zgrabna ,gdybym zobaczył ją w normalnych okolicznościach wydałaby się bardzo ładna. Jednak teraz ,przypominała przestraszone zwierzę ,a w oczach brązowych kryło się szaleństwo. Oprócz nich w pomieszczeniu był ktoś jeszcze ,ale widziałem tą osobę tylko ja i ta dziewczyna. Postać skryta była w cieniu ,nie dostrzegałem rysów twarzy ,ale widziałem smukłą kobiecą sylwetkę. Postać ta zakrywała oczy dłońmi ,a ciało przeszywały spazmy płaczu.

Moja reakcja była natychmiastowa ,chwyciłem rękę mężczyzny ,który szykował się ,aby znów spoliczkować dziewczynę. Wykrzywiłem ją ,a facet zawył z bólu. Pozostali zdziwieni moim nagłym pojawieniem zastygli w bezruchu ,nawet dziewczyna zamilkła. Wyszarpałem strzykawkę z rąk pielęgniarki i wbiłem w przeponę lekarza. Mężczyzna zakołysał się i padł jak długi na podłogę.

Dwójka otrząsnęła się i wściekli ruszyli na mnie ,ale do pomieszczenia wbiegła trójka moich znajomych mięśniaków ,którzy widząc całe zajście ,stanęli między mną a tamtą dwójką.

-Zostawcie to inspektor! –wrzasnęli chórem. Napastnicy zatrzymali się. Później wygłosiłem długą i nudną wypowiedź na temat całego zajścia ,zakończyła się ona wywaleniem całego personelu z pomieszczenia. Zostałem sam na sam z dziewczyną i dziwną postacią ukrytą w rogu pokoju ,która teraz stała wyprostowana i ani drgnęła.

-Witaj Dinara ,przyszedłem po ciebie –uśmiechnąłem się do niej i wyciągnąłem dłoń ,aby pomóc jej wstać ,spojrzała na mnie nieufnie ,jednak przyjęła pomoc. Jej oczy były pełne bólu ,ale też i agresji ,która przeraziła mnie. Dziewczyna odsunęła się ode mnie w kąt pomieszczenia ,w stronę ciemnej istoty. Gdy ją ujrzała zatrzymała się w pół kroku.

-Nie jestem szalona –powiedziała do mnie ,a jej oczy wypełniły się łzami. –naprawdę je widzę ,są wszędzie mówią do mnie ,kazałam niektórym odejść ,ale ona nie chce odejść –wskazała oskarżająco dłonią w stronę istoty.

Przypominała mnie to samo przerażenie w oczach ,ta chęć udowodnienia ,że mówi prawdę ,gdy cały świat uważa cię za szaleńca. Utkwiłem spojrzenie w ziemi. Za każdym razem miałem trudności z wyjaśnianiem różnych spraw ,nie jestem mówcą.

-Nie nie jesteś ,ja również je widzę –dziewczyna przerwała swoje zwodzenie. Jej oczy latały zdezorientowane po całym pomieszczeniu. Moja odpowiedz musiała dać jej więcej do myślenia niż powinny. Dałem jej chwilę na przemyślenie.

Coś poczułem- smród, którego nigdy się nie zapomina. Mieszanina siarka i dymu zaatakowała moje nozdrza. Moją pierwszą reakcją było instynktowne odwrócenie się w stronę drzwi. Metalowa kratka, z której przed chwilą błyskało migotliwe światło z neonowej żarówki, pochłonięta była w ciemności i niczym mroczne macki zaczęło przeciskać się do środka celi. Nie miałem czasu na myślenie złapałem dziewczynę za rękę i szybkim krokiem wyszedłem z pomieszczenia prosto w mrok. Dinara zaskoczona przez chwilę nie stawiała oporu jednak, gdy się otrząsnęła się z małego szoku zaczęło ostro walczyć, aby się uwolnić. Jednak ja trzymałem mocno i nie zamierzałem pościć. Mroczna postać ruszyła za nami trzymając się w pewnej odległości wyczuwała to samo co ja, i była przerażona. Na korytarzu znalazłem ciała opiekunów tej placówki, leżeli przy ścianach w najróżniejszych pozycjach. Sprawdziłem puls jednego z nich wszystko było w normie, po prostu stracili przytomność. Oddałbym wszystko, aby tak jak oni żyć w niewiedzy przed tym co zaraz miało się wydarzyć.

Dziewczyna ugryzła mnie w palce, oderwałem instynktownie rękę a ona wykorzystała tą sytuację uciekając w stronę swojej celi. Z moich ust wyleciały seria bardzo wyszukanych przekleństw. Pobiegłem za nią odwracając się non stop za siebie, coraz bardziej zaczynałem odczuwać strach przed tym co się zbliżało. Wpadłem do celi. Leżała skulona w koncie.

-Dinara nie mamy czasu musimy stąd iść! –głos drżał mi lekko. –Grozi nam niebezpieczeństwo zrozum! –spojrzała na mnie pustym wzrokiem, ale nic po za tym. –Błagam Cie chodź! –smród stawał się intensywniejszy.

-Czego się boisz? –jej głos był taki spokojny, jakby niczego nie czuła, tego co ja, a powinna.

-Tego co skryte w mroku –te słowa same wyszły z moich ust, były prosto z czeluści mojej duszy. Podała mi rękę, chwyciłem. Ruszyłem biegiem przed siebie, prowadząc Dinare za sobą.

Najwidoczniej moje słowa musiały przemówić dziewczynie do rozsądku, a może mój strach był również odzwierciedleniem jej własnego? Nie mam pojęcia, do dzisiaj nie udało mi się uzyskać na to odpowiedzi.

Biegiem mijaliśmy kolejne pomieszczenia z chorymi, panowała grobowa cisza wszelkie jęki, krzyki ucichły. Po plecach przebiegł mi dreszcz, obejrzałem się na dziewczynę, nasze spojrzenia się spotkały. Zobaczyłem w nich strach spowodowany niewiedzą tego co miało miejsce. Chwyciłem mocniej jej rękę, aby dodać jej otuchy. Kroczyliśmy w mroku mijając kolejne drzwi, jednak nad jednymi się zatrzymałem. Nad tymi, które było otwarte, a w środku nie było nikogo.

Przyspieszyłem jeszcze bardziej, nie oglądałem się za siebie, chciałem po prostu opuścić to miejsce i wyjść na blask księżyca, tam powinienem być bezpieczny. Chyba. Drzwi pojawiły się przede mną niespodziewanie uderzyłem w nie z impetem i wybiegłem na zewnątrz. Nabrałem powietrza. Podałem dziewczynie kluczyki od mojego samochodu.

-Czekaj tam, a jeśli coś mi się stanie spróbuj nim uciec rozumiesz?! –nie chciała mnie puścić, wyszarpałem jej dłoń i stanąłem w twarzą do drzwi. Ona po chwili zawahania zrobiła to co kazałem, gdy znalazła się w aucie odetchnąłem. U mojego boku pojawiła się mroczna postać, która kroczyła za nami. Teraz zobaczyłem jej twarz wyglądała tak samo jak Dinara tylko starsza, dorosła. Jej usta poruszały się, ale nic nie usłyszałem z ruchu warg zrozumiałem: ,,dziękuję". Spojrzałem na nią:

-Nie dziękuj jeszcze –z tymi słowami drzwi otwarły się na rozszerz, istota zniknęła w ciągu sekundy. ,,To by było na tyle jeśli idzie o podziękowania" –zaśmiałem się w duchu. Spojrzałem w mrok.

Na tle ciemności pojawiła się ludzka sylwetka, emitowała z niej poświata czarniejsza od wszystkiego wokół. Jej przeciwieństwem był uśmiech, który lśnił bielą tak samo jak oczy. Nogi ugięły się pode mną bez mojej woli, ale szybko odzyskałem panowanie nad ciałem.

-Witaj przyjacielu – to coś zbliżało się do mnie. Przyjąłem obroną pozycję.

-Nie podchodź demonie –wycedziłem przez zęby. On tylko parsknął śmiechem. Usłyszałem jak głośno wciąga powietrze.

-Jesteś sam? –w jego głosie usłyszałem zdziwienie, cóż nie powiem trudno zaskoczyć demona, a mi się udało, punkt dla mnie. -Czyżby jeden z zapomnianych? Myślałem, że nie angażujecie się w tą wojnę, a właściwie nie po tej stronie? –czyżby zdziwienie zrodziło się w obawy dało mi to pewności siebie. Stanąłem twardo na nogach. –słuchaj nie musimy walczyć –demon pojawił się przy moim ramieniu przywdział ciało szaleńca, którego wcześniej spotkałem. –oddaj mi dziewczynę, wrócisz tam skąd wylazłeś i zapomnimy o tym spotkaniu? –oparł ręce o moje ramię i zaczął masować. Odsunąłem się z obrzydzeniem, lecz zmusiłem swoją twarz do fałszywego uśmiechu:

-Wiesz przyjacielu, wszystko co mówisz jest bardzo kuszące i mógłbym na to przystać –demon rozszerzył usta w szerokim uśmiechu tak mocno, że skóra wokół buzi rozerwała się a z ran wylała się szkarłatna krew. –Jednak ,nie robię tego za darmo, a przyznam lubię gdy mój portfel robi się gruby, a tamci –wskazałem palcem w niebo. –płacą dość szczodrze, więc wybacz –uniosłem ręce w geście bezradności.

-My zapłacimy Ci więcej i dostaniesz jeszcze więcej –udałem zainteresowanie. Minusem demonów jest to, że nie zawsze są w stanie odczytać ludzkie emocje i myśli jeśli akurat znajdują się w ciele jakiegoś biedaka. –Przyłącz się do nas, walcz za nas! –jego głos stawał się coraz bardziej niski, aż przestał przypominać zupełnie ludzkie słowa, z buzi leciała piana, ciało przeszywały spazmy. –dostaniesz wszystko pieniądze, władzę, kobiety ,to o czym może zamarzyć człowiek, bądź naszym sługą! –demon pod wpływem emocji zaczął przyjmować swoją prawdziwą postać. Muszę przyznać, iż tym razem trafiłem na demona, który bardzo łatwo ulegał emocją, najwidoczniej nie był jeszcze oswojony z naszym światem, jednak to nie oznaczało, iż łatwiej będzie mi go pokonać nadal czułem strach przed tym, iż stracę życie, jednak straszniejszy był fakt ,że jeżeli ja zawiodę, Dinare czeka coś gorszego od śmierci.

Płaty skóry oderwały się od ciała mężczyzny a pod nimi widniała gruba powłoka pokryta granatowymi łuskami, nogi powyginały się w nienaturalne pozycje a spod nich wysunęły potężne odnóża zakończone pazurami, ręce rozerwały się na cztery a z każdej nowej dłoni sterczało sześć szponiastych palców. Z twarzy zniknęły oczy pozostawiając pustkę, z której buchała ciemność. Pysk wydłużył się ,a z długiej szczęki wyrosły długie zęby przypominające setki małych ostrych igieł.

Mimo woli cofnąłem się o dwa kroki ,na bezpieczną odległość ,demon widząc moją reakcję przybrał grymas ,który zapewne miał przypominać tryumfujący uśmiech. ,,Poznaj moją potęgę" –poczułem ból w mojej głowie ,do tego nigdy nie idzie przywyknąć ,głos tych piekielnych istot ,nie ma odzwierciedlenia w naszym świecie ,nie przypomina żadnego znanego dźwięku. To czysty ból. ,,Oszczędzaj głos przyjacielu" –syknąłem w myślach i przyjąłem wyprostowaną pozycję. Skoczyłem w jego stronę w kłębie dymu z mojej dłoni zmaterializowała się srebrna włócznia. Taki mały prezent od moich zleceniodawców.

Demon zareagował błyskawicznie zasłonił się przed ciosem. Gdy ostrze wbiło się w jego kończynę ,przez sekundę eksplodowała fala złotego światła. Bestia zawyła ,nie z bólu lecz z wściekłości. Odrzuciła mnie z taką siłą ,że musiałem ,przyklęknąć. Nie zdążyłem podnieść wzroku ,gdy potężna łapa chwyciła mnie za gardło i zaczęła unosić nad ziemią. Próbowałem zaczerpnąć powietrza. Myśli zaczęły płynąć ospale i ociężałe. Znowu to samo ,taki słaby ,tyle lat szkolenia ,jak człowiek może walczyć z takim bestialstwem. Czy nie lepiej się poddać i odpłynąć. ,,Co ja tu robię? To pewnie tylko sen ,chciałbym się już obudzić". Demon zacisnął uścisk. Oczy zaszły mi mgłą. Chciałem tylko odpłynąć w czeluść śmierci ,w to zimno ,które wydało mi się tak kuszące. ,,Jednak co z nią? Z kim? Z dziewczyną". Moje myśli zaczęły walczyć same ze sobą. ,,Nie nie mogę zawieść". Otworzyłem szeroko oczy ,zobaczyłem pysk demona ,który zaczął oblizywać swoim długim jęzorem ,moją twarz. Smród z jego paszczy zadziałał na mnie jak olejki trzeźwiące. Poczułem ciężar włóczni w mojej dłoni. Zaczęła się pomału wyślizgiwać. Chwyciłem mocniej i zadałem cios. Jeden ,drugi ,trzeci... prosto w cielsko potwora. Z każdym uderzeniem demon wył jak zranione zwierzę. Uderzałem ,aż poczułem ,że uścisk słabnie. Swoje nogi oparłem o jego podbrzusze ,które przypominało nabrzmiały balon ,który w każdym momencie mógł eksplodować ,wylewając na wierzch rzeczy ,których nie miałem najmniejszego zamiaru oglądać. Napiąłem mięśnie i z całej siły odepchnąłem się. Ku mojemu zaskoczeniu demon mnie puścił ,a ja skulony na mokrej ziemi ,próbowałem zaczerpnąć tchu. Włócznie wbiłem w ziemię. Oparłem się na niej ,całą masą ciała próbując wstać. Potwór przyglądał się z niemałym rozbawieniem. Rany które mu zadałem zaczęły syczeć. Poczułem swąd palonego mięsa.

-Całkiem nieźle –stwierdził ludzkim głosem –ale czas z tym skończyć -zawył i skoczył w moją stronę.

Uderzył w niewidzialną barierę światła ,które emitowało z włóczni. Mogłem przysiąść ,że w jego pustych oczodołach dostrzegłem błysk zdziwienia ,które szybko zniknęło i zamieniło się w płomień furii. Uderzał wściekle pazurami. Uśmiechnąłem się pod nosem i przyjmując wyprostowaną pozycje powiedziałem z największym sarkazmem na jaki było mnie stać w obecnej sytuacji:

-Całkiem nieźle powiadasz ,cóż staram się –spojrzałem teatralnie w bok –ale masz rację czas zakończyć naszą uroczą zabawę.

Bariera eksplodowała ,odrzucając lekko demona ,który nie za bardzo rozumiał ,jeszcze do czego zmierzam. Naiwny idiota ,czy ktokolwiek by przypuszczał ,że zamierzam stracić własne życie przez takiego zwykłego pomiota? Oczywiście wszystko było zaplanowane. To znaczy w jakimś stopniu.

Ostrze włóczni samo wystrzeliło w stronę cielska bestii ,sekundę później przeleciała ona na wylot i wbiła się w stojącą za nim ścianę budynku. Dobyłem rapiera schowanego pod moim płaszczem. Ostrze zabłysnęło. Cięcia były szybkie i każde trafiało we wstrętny łeb demona ,który bezskutecznie próbował zasłonić swoimi szponiastymi łapami raz to pokaźną dziurę w jego brzucha ,a raz osłonić się przed gradem ciosów. Dobyłem drugiego ostrza i rozpocząłem śmiercionośny taniec ,zasypując swojego adwersarza. Skakałem ,prześlizgiwałem się ,obracałem przy potworze ,odtwarzając wpajane i szkolone przeze mnie figury. Sam czułem się jak aktor na scenie ,do czasu gdy przy zbytniej pewności siebie pomyliłem jeden krok. Uderzenie było szybkie a pazury ostre ,moje ciało nie było dla nich żadną zaporą ,gdy rozcięły mi lewy bok. Poczułem jak krew sączy się ciepłą strugą po otwartej ranie. Moja arogancja kiedyś mnie zgubi ,ale to nie mogło stać się teraz ,gdy byłem tak bliski zwycięstwa. Mimo potwornego bólu skupiłem swoją wolę. Ostrza zapłonęły niebieskim ogniem. Wbiłem je w jego oczodoły ,głęboko po samą rękojeść bez większego problemu. I odsunąłem się na bezpieczną odległość chwytając się za zraniony bok. Ubrania przesiąkły moją krwią. Przycisnąłem dłoń i zacisnąłem. Zazgrzytałem zębami z bólu.

Demon dostał spazmów ,jego całe ciało parowało ,płonęło. Wrzask i skwierk palonego cielska złączyło się w jeden dźwięk tworząc makabryczny duet. Demon miotał się na wszelkie strony , na ślepo próbując zranić mnie ponownie. Zaczął węszyć i znalazł. Chwiejnym krokiem ruszył w moją stronę. Próbowałem odczołgać się dalej ,ale straciłem za dużo krwi. Tak głupia śmierć –pomyślałem. Cóż jaki jest człowiek tak zginie. Zamknąłem oczy i czekałem na najgorsze.

Rozległ się trzask i uderzenie. Minęła chwila ,nic się nie stało. Może się rozmyślił i chciał poczekać ,aż się tu wykrwawię? Ale co to za frajda dla niego ,zapewne znał wiele lepszych sposobów na pozbycie się mnie z tego świata. Chociaż ,po chwili zastanowienia ,sam stwierdziłem ,że nie jest on najbystrzejszym ze swojego rodzaju ,także wszystko było możliwe. Upłynęła kolejna minuta. Zacząłem się niecierpliwić ,nie że oczekuje śmierci. Uniosłem leniwie powiekę. Zamiast szponiastych łap zobaczyłem tylne drzwi mojego samochodu. Chociaż mojego to duże słowo ,,pożyczonego" –to brzmi lepiej i prawdziwiej. Obróciłem głowę w stronę zderzaka. Na masce leżała górna część ciała opętanego mężczyzny która wróciła do swojej normalnej postaci. Przekląłem w duchu ,musiał zdążyć opuścić ciało przed swoją śmiercią –tchórzliwy gnojek. Za kierownicą siedziała sparaliżowana dziewczyna. Utkwiłem w niej wzrok ,musiała to poczuć ,bo odwróciła głowę w moją stronę. Buzię miała szeroko otwartą i ciężko oddychała. Gdy mnie zobaczyła od razu wytrzeźwiała. Mądra dziewczyna. Otworzyła drzwi i chwiejnym krokiem podeszła do mnie i chwyciła pod ramię. Zapiekło jak cholera ,ale nie zamierzałem się skarżyć ,w końcu to ona uratowała mi życie ,chociaż miało być na odwrót. Posadziła mnie ostrożnie na tylnym siedzeniu i przytknęła mi jakąś prowizoryczny opatrunek do boku ,przycisnąłem go ręką:

-Kościół szybko –wycedziłem przez zęby i odpłynąłem do krainy snów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top