[Tom 1] 5.Koszmary nie istnieją
Siedziałem z kolanami pod brodą, nogi obejmując rękoma. Nie chciałem się obudzić, nie chciałem tam wracać, nie chciałem dowiedzieć się, że wszystko, co usłyszałem, było kłamstwem. Zwykłym snem, senną marą, koszmarem...
- Kiedyś będzie musiał wrócić do żywych.
Milczałem, zaciskając mocniej palce na materiale spodni. Bałem się jak nigdy, że wszystko okażę się tylko kolejnym złudnym wytworem mojego zszarganego umysłu, a sam w sobie Minato Namikaze nie będzie moim ojcem. Drgnąłem, gdy miękkie futro otarło się o moją rękę. Nieśmiało wtuliłem się w końcówkę rudego ogona, zagryzając dolną wargę. Oh, jak bardzo nie chciałem tam wracać, ale zaś nie mogłem pozostać w swojej podświadomości na wieczność.
- Kyū? - Wymamrotałem cicho. Usłyszałem gardłowe mruknięcie, więc zagryzłem dolną wargę, chcąc powstrzymać łzy. - Czy Minato Namikaze to naprawdę mój tata? On nie kłamie, prawda?
Demon mruknął cicho z namysłem, przez co poczułem, jak żołądek powoli zaciska się w gruby supeł. Obawiałem się odpowiedzi, a jednocześnie chciałem ją bardzo poznać i nie umiałem wyjaśnić czemu.
- Chcesz poznać odpowiedź ode mnie czy od niego? - Zapytał w końcu. Milczałem, a on wiedział, jaka jest moja odpowiedź. Ufałem tylko jemu. - Tak, jest twoim biologicznym ojcem. Twoja matka, Kushina Uzumaki, była moim Jinchūriki i jednocześnie żoną Yondaime Hokage.
- Zabiłeś ich w dniu moich narodzin... - Czułem, jak słone łzy spływają po moich policzkach. - On nie może tu być... - Spojrzałem na demona z niemą rozpaczą. - Kyū, czy ja już oszalałem?
- Nic z tych rzeczy, Naruto. - Lis otulił mnie kolejnym ogonem.
On jeden mnie rozumiał.
On jeden rozumiał, co znaczy rozpacz, szaleństwo i stratę.
On jeden był mi rodziną od dość dawna, a ja byłem dla niego.
On jeden był mi najbardziej bliski, a jednocześnie najgroźniejszym bytem, jaki zaistniał w tym świecie.
- Wróć tam i niech wyjaśni ci wszystko osobiście. - Kyūbi zabrał ogony i popchnął mnie delikatnie nosem w plecy. - A jeżeli cokolwiek spróbuje, to będzie miał znów ze mną do czynienia.
Pokiwałem słabo głową, niepewnie ruszając naprzód w stronę wyjścia z pokoju. Nie byłem ani trochę zachwycony tym spotkaniem, ani rozmową, wręcz trzęsłem się jak osika, a serce wyrywało się z piesi. Otworzyłem niepewnie oczy i spojrzałem w bok. Leżałem na bordowej kanapie, przykryty błękitnym kocem, na którym niepewnie zacisnąłem palce. Usiadłem niepewnie. Nie wiedziałem czego oczekiwać, bo jak mógłbym? Wychowałem się w świadomości, że nie mam rodziców i nigdy nie poznam nawet ich imion, a teraz?
- Witam ponownie, Naruto.
Spojrzałem uważnie na blond mężczyznę przy biurku, podpisującego jakieś papiery. Uśmiechnął się w moją stronę ciepło. Nie ruszyłem się o cal, bacznie go obserwując. W jednej chwili uleciała ze mnie cała odwaga i przekonanie, że dam radę. Chciałem wrócić ponownie do swojej podświadomości i zostać z lisim demonem. Czułem, jak powoli tracę oddech, a gardło ściska się w maleńką słomkę. Atak paniki zbliżał się coraz bardziej, ale tym razem wiedziałem czemu. Nie chciałem tu być z nim sam na sam, bo prawda mnie zbyt przerażała. Zaciskałem mocno powieki, dociskając dłonie do uszu i błagałem, żeby Kyūbi mnie zabrał stąd jak najdalej.
- Naruto!
Usłyszałem szybkie kroki, potem dłonie na ramionach.
- NIE DOTYKAJ MNIE!!!
Coś huknęło, a ręce zniknęły. Ktoś wpadł do środka, coś krzyczał, ale nie rozróżniałem słów. Ta cała sytuacja mnie zbyt przerosła.
- Naruto?
Pokręciłem głową. Nie chciałem tu być. Nie byłem przygotowany na konfrontację z legendą Konohy i to na dodatek mojego biologicznego ojca. To się zwyczajnie nie mogło dziać.
- Hej, spójrz na mnie, wszystko już dobrze.
Ostrożnie uniosłem oczy wprost w czyste srebro. Dopiero wówczas zrozumiałem, co się stało. Moc lisa wymsknęła się i utworzyła dwie wielkie łapy z chakry, które jak podejrzewam, odrzuciły biednego Minato na jego biurko z dala ode mnie. Kyūbi chciał mnie po prostu ochronić, ale chyba troszeczkę przegiął z siłą. Znów spojrzałem na Katrin. Uśmiechała się pociesznie, bez urazy czy skargi. Nie bała się mnie tak jak ludzie w Konoha. Wyciągnęła do mnie ręce, ale zatrzymała je w połowie, jakby czekała na moje pozwolenie, więc po kilku sekundach niepewnie skinąłem głową. Przytuliła mnie ostrożnie, delikatnie, wręcz czule, jakbym był z porcelany.
- Już w porządku, nikt nie zrobi ci krzywdy, Naru. - Zaczęła przeczesywać moje włosy palcami dłoni, powoli, wręcz mozolnie. - Jest dobrze, skarbie. Mam prosić KuroKage, żeby wyszedł? - Zaprzeczyłem. - Mam z tobą zostać? - Przytaknąłem, więc usiadła obok. Chakra Kyūbi'ego powoli znikała, ale jego samego warkot wciąż słyszałem cicho z tyłu głowy. Był gotowy znów zareagować w razie konieczności. - To, który mi powie, co się stało? I nie uwierzę, że to wina tego malucha, drogi Kage.
- Tym razem to nie była moja wina, naprawdę. - Mężczyzna westchnął przeciągle, pocierając tył głowy. - Obudził się, więc przywitałem go, a potem miał jakiś napad paniki, więc próbowałem pomóc, ale cisnął mną jak szmatą przez pół pomieszczenia. - Wyszczerzył się, wyraźnie rozbawiony.
- Oczywiście, zawsze tak mówisz, a potem wychodzi wręcz odwrotnie.
Patrzyłem to na niego, to na nią, kompletnie nie rozumiejąc, o czym właściwie mówią. Namikaze otrzepał tyły i podszedł bliżej. On nie mógł tu być, nie żył przecież.
- Naruto, wiem, że to dla ciebie duży szok i nie rozumiesz, co się dzieje, ale to naprawdę ja. - Uśmiechnął się, na co ściągnąłem niezrozumiale brwi. - Wiem, że bycie moim synem to pewnie za dużo i myślisz o mnie straszne rzeczy, w końcu praktycznie wykorzystałem cię do obrony wioski, ale chciałem zapewnić i mieszkańcom i tobie godne życie, dlatego...
- Chyba wzgardzone życie... - Wydusiłem cicho, co zbiło go z tropu. - Nie wierzyłem, że jesteś moim tatą, ale Kyūbi to potwierdził kilka minut temu.
- Co ty mówisz?
- Czego oczekiwałeś, wciskając we własne dziecko lisiego demona? Oklasków? Pochwały? - Prychnąłem, opuszczając głowę. - Jasne, zostałeś pośmiertnie uznany za bohatera wioski, a ja za ucieleśnienie lisiego demona i potwora, który wszystkim powybijał najbliższych, który zabił ciebie i twoją żonę. Przez lata myślałem, że jestem jakiś wybrakowany, bo nikt nie chciał mnie w pobliżu. A o tym, że jestem twoim synem powiedział mi Kyūbi ledwie kilka minut temu. Czy ty naprawdę jesteś taki ułomny wzrokowo i umysłowo, żebym uwierzył w bzdury o byciu czymś innym niż potworem, skoro słyszę o tym całe życie?! Ty chyba pijany jesteś albo za mocno oberwałeś w głowę!
- Sarutobi-San miał przecież poinformować ludzi o tym, że jesteś moim dzieckiem i bohaterem, bo uratowałeś wioskę. To była moja ostatnia wola przed śmiercią.
- Wychowywałem się sam, nikt się mną nie przejmował, wszyscy mieli gdzieś i teraz zapewne każdy się cieszy, że zniknąłem! Pozbyli się potwora i mają wreszcie spokój, a teraz ty wpieprzasz się do mojego życia i wierzysz w cudne „bajkowe historyjki" o miłej wiosce liścia, w której miłość i uwielbienie roznoszą się po świecie! Dorośnij do cholery!
Zapadła martwa cisza, przerywana jedynie moim szybkim oddechem i pociąganiem nosem. Nawet nie wiem, kiedy zacząłem płakać. Łzy spływały po moich policzkach bez większego powodu i sensu. Wszystkie hamulce po prostu we mnie popuściły. Wiedziałem, że to nie jego wina, bo był równie naiwny, jak ja przez ostatnie lata wstecz. Wciąż wierząc, że kiedyś ludzie zmienią o mnie zdanie, gdy udowodnię swoją wartość. To były jednak płonne marzenia bez pokrycia.
- Minato, zabiorę Naruto na spacer, żeby ochłonął i tobie również to radzę. - Katrin pierwsza przerwała ciszę. - Chodź, pokażę ci, czym się zajmuje w wolnej chwili i jak działa nasza wioska.
- Ona ma rację, musisz ochłonąć.
Pokiwałem krótko głową na zgodę. Nie ufałem jej, ale lisowi już tak i jeżeli coś miało się stać, to wiedziałem, że on mi pomoże. Kątem oka widziałem zdruzgotaną i niedowierzającą twarz Minato, obok którego pojawiła się Shiro. Nie byłem na niego zły, że mnie opuścił, ale na wioskę, którą tak bardzo kochał i najpewniej straciła jego zaufanie bezpowrotnie. Wyszedłem z Katrin, która okazała się naprawdę bardzo miła i kochana jak starsza siostra, której nigdy niemiałem. Jak się dowiedziałem również, była ona smokiem ziemi i pamiętała pierwszego założyciela wioski i jak ona właściwie powoli powstawała. Później zabrała mnie do swojego ogródka, gdzie było mnóstwo świeżych sadzonek i kilka pustych grządek. Wiedziałem, że mnie obserwuje uważnie i analizuje moje zachowanie, ale nie było tajemnicą, że miałem problemy z zaufaniem i duże pokłady depresji. Gdyby zapytała wprost, to bym odpowiedział twierdząco, w końcu nie tak dawno chciałem oddać to niechciane życie. Nie powiedziałem tego na głos, ale spędzenie tego krótkiego czasu ze smoczycą było naprawdę interesujące i miłe na swój sposób.
Tego wieczoru leżałem w swoim pokoju, który przygotował dla mnie ojciec, gdy byłem na wycieczce z Katrin. Nadal nie wiedziałem, czy wciąż chce być w tym miejscu, za bardzo mnie przerażała myśl, że to wszystko okaże się tylko złudnym snem. Słyszałem jak ojciec krąży po korytarzy, wyraźnie zły na coś lub kogoś i miałem jedynie nadzieje, że nie na mnie.
- Błagam cię, powiedz, że to wszystko kłamstwo!
Zakryłem się mocniej bordowym kocem. Nie chciałem tego słuchać, a jednak jakaś część mnie wiedziała, że jestem głównym tematem rozmowy.
- Chciałeś poznać prawdę, to ci ją przekazałam. - To ewidentnie była Shiro. - Jako mój były podopieczny doskonale wiesz, że nie miewam w zwyczaju kłamać. Przeprowadzam śmiertelnych na drugą stronę lub pozostawiam tu w ramach drugiej szansy od losu. Ty ją otrzymałeś czternaście lat temu, a wczoraj taką samą szansę dostał twój syn po nieudanej próbie samobójczej.
- Nie, nie, mylisz się, to... To nie mógł być Naruto! Przecież Sarutobi obiecał mi, że przekaże wszystko ludziom! Ufałem mu jak nikomu nigdy!
- Nie krzycz, bo go obudzisz. - Cisza. - Słuchaj, przez tysiąclecia widziałam, jak ludzie wzajemnie się niszczą, kłamią i robią wszystko dla własnych korzyści. Niezaprzeczalnie, Hiruzen Sarutobi, który odszedł dokładnie rok temu, zrobił wszystko, co mógł dla tego dziecka i nie było jego winą, że prawda o pochodzeniu została utajniona. Wasza starszyzna doszła do wniosku, że twoi wrogowie, martwy Yondaime Hokage, będą chcieli w ramach zemsty zabić twojego syna. Hiruzen według moich akt, miał w planie powiedzieć Naruto prawdę, gdy ten ukończy wiek siedemnastu lat i będzie samodzielnie mógł bronić siebie przed ewentualnym zagrożeniem.
- Mimo wszystko pozwolił, żeby ludzie w wiosce traktowali go jak jakieś bydło! Ha! Nawet gorzej, bo chociaż zwierzę hodowlane miało więcej wsparcia niż on, a to jeszcze dziecko! Dziecko, które wczoraj pozbawiło się życia, bo nie wytrzymywało z tymi... tymi... - Słyszałem cichy huk, najpewniej uderzył pięścią w biurko. - Ja w to po prostu nie wierzę... Jak można było doprowadzić do takiego bestialstwa wobec dziecka?!
- Nie widziałeś jeszcze nic, Minato. - Shiro prychnęła. - Dzieci młodsze od niego są traktowane jak towar przechodni, torturowane lub używane jako zabawki. Nie ocalisz wszystkich, nie wystarczy twojego życia na to, ale możesz ocalić syna i wychować tak, żeby nigdy więcej nie musiał się bać o swoich bliskich.
- Dlaczego nie potrafię znienawidzić ludzi, którzy potraktowali moje dziecko jak byle śmiecia? Czemu wciąż próbuje ich usprawiedliwiać?
- Bo taka jest natura twojego klanu, zawsze próbujecie widzieć w innych to, czego oni sami nie potrafią. Rozwodzeniem się nad tym wszystkim w niczym sobie nie pomożesz, lepiej zajmij się synem i spróbuj go poznać, obaj tego potrzebujecie.
Zacisnąłem oczy. Dlaczego tak bardzo bolała myśl, że mógłbym jednak zaufać Minato, bo on mnie nie wykorzysta ani nie oszuka? Czy naprawdę nie było dla mnie ratunku? Jak bardzo życie chciało jeszcze mnie zniszczyć? Tak wiele miałem pytań, a odpowiedzi wcale nie chciały przyjść od razu.
★♡★♡★♡★♡★
Data publikacji: 27 Marca 2023
Data korekty: x-x-x
Ilość słów przed korektą: x-x-x
Ilość słów obecnie: 1 878
Kilka słów od Autorki:
To całkowicie nowy rozdział, w którym chciałam przedstawić rozmowę, a raczej krzyki Naruto z ojcem i uświadomienie go w jak dużym bagnie żył jego syn. Przedstawienie faktów, w których wioska, dla której poświęcił dosłownie wszystko, co było mu drogie i kochał, zostało nagle brutalnie zachwiane.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top