[Tom 1] 3.Shiro

Wróciłem do domu, zakluczyłem drzwi i spojrzałem na kaburę z kunai'em, która leżała na komodzie. Wykonałem krok i jak długi zaryłem twarzą w panelach. Z cichym jękiem, chwyciłem się za obolały nos i spojrzałem na już wystającą deskę. Ściągnąłem brwi. Jeszcze godzinę temu była to tylko maleńka szczelina. Znów słyszałem te dziwnie nawołujące mnie szepty, ale teraz były bardzo głośne. Podszedłem na czworaka do deski i z całej siły pociągnąłem ją, aż nie pękła. Szepty zmieniły się w niezrozumiały szum, boleśnie wwiercający się w moją czaszkę. Zajrzałem do środka dziury. W ciemności coś połyskiwało jakby klamerka lub broszka. Sięgnąłem po to ręką i wyjąłem, jak się okazało, opasłe tomisko. Wszystko ucichło gwałtownie.


- Zwykła książka...?


Bordowa okładka opatulona jakby na wpół uschniętymi winoroślami z paskiem ze srebrną klamrą pośrodku ozdobioną fiołkowymi kryształami. Przełknąłem ciężko ślinę i otworzyłem ją. Ściągnąłem brwi, przekrzywiając lekko głowę w bok. Strony były czarne i niemal wszystkie puste. Na jednej pisało coś złotymi literami, ale nie umiałem do końca zrozumieć. Zalśniło drobne światełko. Odruchowo zamknąłem oczy, a kiedy znów je uchyliłem, słowa były w kolorze srebra napisane tak, że byłem je w stanie zrozumieć, a przynajmniej część. Reszta wciąż była dla mnie, kompletnie nie zrozumiała.


- „Śmierć nie jest złem, a jedynie prawem obowiązującym cały rodzaj ludzki. Mors ultima linea rerum... Przez ciernie do gwiazd. Śmierć to dopiero początek, a życie to koniec marzeń... Sena tu nita, ko nettem rai Jablonec tu inferencjo, to damo immunogenny...", cholera... - Szybko złapałem się za krwawiący nos, gdy kilka kropli krwi spadło na księgę. - Świetnie... - Westchnąłem ciężko, odkładając zamkniętą już książkę na ziemię. - Brawo niezdaro... Teraz, to już niewielkie masz dla mnie znaczenie, przepraszam...


Wstałem na równe nogi i podszedłem do komody i wyjąłem jeden kunai z kabury. Usiadłem na klęczkach na panelach. Spojrzałem ostatni raz przez okno na twarze wykute w skale. Uśmiechnąłem się blado, unosząc kunai w górę. Po moich policzkach spłynęły ostatnie łzy.


- Już nie mogę, przepraszam... - Szepnąłem.


Wbiłem ostrze prosto w serce. Świat rozmazał się przed moimi oczami, a potem mignęły mi śnieżnobiałe włosy, gdy ktoś chwycił mnie w swoje chłodne dłonie. Zamknąłem ciężkie powieki, czując powoli rozchodzący się chłód i zmęczenie. Słyszałem szybkie kartkowanie stron i znów szepty, które zaczęły zanikać.


- Śpij, póki śmierć cię nie obudzi, mój słodki...


To ostatnie, co usłyszałem tuż przy swoim uchu. Był to delikatny dziewczęcy głos. Trwałem w ciemności, patrząc w pustkę, zatopiony w czymś na wzór wody, choć nią nie było. Nie było tu niczego. Nie czułem niczego, po prostu dryfowałem w bezkresie, aż mój widok zasłoniła kurtyna białych włosów. Zobaczyłem lśniące fiołkowe oczy z pionowymi źrenicami i chłodny pocałunek na wargach. Zamknąłem mimo woli powieki, wiedząc, że to sama śmierć po mnie przyszła.


- Czas wstać, Uzumaki-Namikaze Naruto...


Otworzyłem gwałtownie oczy i nabrałem głęboko powietrza, jakbym wypłynął dopiero na powierzchnię. Głowa pulsowała mi nieopisanym tępym bólem, a w uszach szumiało. Podniosłem się do siadu, łapiąc głowę obiema rękoma. Nie rozumiałem, co się dzieje i gdzie jestem. Do otumanionego umysłu powoli dochodziły wydarzenia, które pamiętałem jako ostatnie. Machinalnie położyłem dłoń na klatce piersiowej, ale nie było tam nic. Zacisnąłem dłoń na materiale koszuli. Czy to był jedynie sen? Czy ja...


- Witamy wśród żywych, Uzumaki-Namikaze Naruto.


Podniosłem głowę. Kilka kroków ode mnie stała na oko siedemnastoletnia dziewczyna o śnieżnobiałych włosach sięgających kolan, ubrana w granatową rozłożystą suknię z falbanami i akcentami bieli. Przy pasie miała upięty krzyż z ostrymi zakończeniami i emblematem róży pośrodku. Wbiła we mnie przeszywające, fiołkowe oczy o pionowych źrenicach tak podobnych do tych Kuramy. Mgła z mojego umysłu powoli zaczęła ustępować.


- Co?


- Jeszcze śpisz, co? - Prychnęła z wyniosłym tonem, bawiąc się zakrwawionym kunai'em. Przełknąłem ciężko ślinę. Czyja to krew? Przecież... - Twoja. Sprowadziłeś mnie akurat na czas. Zaczynałam trochę rdzewieć w zaświatach. - Wyciągnęła dłonie przed siebie, aż nieprzyjemnie chrupnęło.


- Co? - Powtórzyłem tępo.


- Zachowuj się bardziej inteligentnie, mówisz do Śmierci.


Wytrzeszczyłem na nią oczy i powiedziałem jedyną inteligentną rzecz, która przychodziła mi w tamtej chwili do głowy.


- Co?!


- Świetnie, kolejny śmiertelnik, który się zaciął. - Wywróciła oczami. - No dobra, do rzeczy. - Wyciągnęła rękę, a książka z podłogi uniosła się w górę i wylądowała wprost w jej dłoni. Otworzyłem lekko usta. - Przeczytałeś skrypt z jednej z siedmiu Ksiąg Zmarłych, ta należy do mnie. Zawarłeś pakt ze Śmiercią, czyli ze mną, pieczętując go własną krwią. - Zaczęła ją kartkować, jakby czegoś szukała. - Umierałeś, a właściwie byłeś na pograniczu, więc sprowadziłam cię do żywych, fajnie?


Siedziałem z otwartymi ustami, które w końcu po przetrawieniu informacji, jakie mi podała, prychnąłem lekceważąco. Świetnie, chciałem się zabić, a sprowadziłem jakąś wariatkę, która bredzi, że jest uosobieniem śmierci, bo przeczytałem jakieś bzdury w książce umarlaków. Ciekawe, z jakiego psychiatryka się ona urwała. Nim zdążyłem mrugnąć, zostałem brutalnie przytwierdzony za gardło na ściany, o dziwo, nie dusiłem się, ale nie to zmroziło mi krew w żyłach. Dziewczyna miała cholernie dużą siłę, a jej oczy straciły na chwilę tęczówki i całe białka świeciły upiornie fiołkową barwą. Temperatura w pomieszczeniu gwałtownie spadła.


- Zważaj na słowa śmiertelniku, rozmawiasz ze Śmiercią we własnej osobie. - Warknęła zimno. - Nie jestem twoją koleżanką, a to - Tutaj uniosła dziwne tomiszcze, które znalazłem. - nie jest księga umarlaków, a Księga Zmarłych, jedno z siedmiu najpotężniejszych artefaktów Życia i Śmierci, jakie można znaleźć w waszym plugawym ludzkim świecie.


Puściła mnie, a ja upadłem boleśnie na tyłek. Nagle pojawiła się w pozycji siedzącej na mojej komodzie, wertując spokojnie dalej tę swoją książkę.


- Słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzać. „Mors malum non est, sola ius aequum generis humani... Mors ultima linea rerum... Per aspera ad astra... Koto lana info tere, maiku son to bani mil tako... Sena tu nita, ko nettem rai Jablonec tu inferencjo, to damo immunogenny...", rozumiesz? - Pokiwałem głową, ale zaraz zaprzeczyłem. Wywróciła oczami z frustracją. - To słowa, które przeczytałeś, zanim umarłeś. Jest to pakt zapisany w języku zmarłych i tylko zmarli są w stanie go zrozumieć, ale z dziwnego powodu jako wskrzeszeniec nie rozumiesz ani słowa, a to coś niewiarygodnego... - Mruknęła. - W wolnym tłumaczeniu „Śmierć nie jest złem, a jedynie prawem obowiązującym cały rodzaj ludzki. Śmierć kresem ostatnim i wszystkiego... Przez ciernie do gwiazd. Śmierć to dopiero początek, a życie to koniec marzeń... Kto czyta te słowa, zostaje połączony ze śmiercią do kresu istnienia..."


- Aha... Świeeetnie, to ja wrócę do łóżka i ten, proszę mnie obudzić, kiedy umrę, ale tak na dobre, ok? Ok.


Pokiwałem sam sobie dobrego pomysłu i ruszyłem w stronę łóżka, ale nim do niego dotarłem, zostałem złapany za kołnierz i uniesiony w górę.


- Eee, zdenerwowałem cię znowu, tak? - Uniosła brew w górę, co było dla mnie bardzo jasną odpowiedzią. - Przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować, ale po prostu trudno w coś takiego uwierzyć... - Odstawiła mnie na ziemię, więc poprawiłem koszulkę. - Jestem Naruto, a ty?


- Jestem Śmiercią. Nie mam imienia.


- Jak to? - Zamrugałem zaskoczony. - Każdy ma imię, to ono nas odróżnia od innych i sprawia, że jesteśmy wyjątkowi, więc również powinnaś jakieś mieć.


- Nie jestem osobą, a Śmiercią. - Założyła ręce przed sobą. - Imię jest w mojej egzystencji kompletnie zbędne. To tylko nic nieznaczący ludzki wymysł.


- Daj spokój, jesteś również osobą, a nie tylko Śmiercią. - Zauważyłem raźno. Wyraźnie się zmieszała, jakby nie myślała o tym w ten sposób. - Pomyślmy... - Zamyśliłem się na kilka chwil, a mój wzrok padł na jej śnieżnobiałe włosy. Uśmiechnąłem się triumfalnie. - Masz białe jak śnieg włosy, więc niech będzie Shiro.


- Shir... Co? - Zamrugała zaskoczona.


- Twoje imię, Shiro. - Uśmiechnąłem się lekko, a gdy otworzyła usta, chcąc zaprotestować, dodałem. - Wiem, że jesteś Śmiercią, ale jesteś również osobą. Poza tym myślę, że to imię do ciebie pasuje.


Patrzyła na mnie dłuższą chwilę, jakby coś rozważała. Zaklęła cicho w nieznanym mi języku. Tak mi się wydawało przynajmniej, po sposobie ostrej wypowiedzi. Potarła grzbiet swojego nosa, mamrocząc coś cicho.


- Nieważne, nie mam czasu na dyskusję z tobą, a przynajmniej nie w tym momencie. - Mruknęła głośniej. - Zabieraj, co potrzebujesz i znikamy. Niedługo ktoś tu zajrzy, a wolę uniknąć niepotrzebnych pytań i ewentualnych ofiar, przynajmniej na razie.


- A, dokąd idziemy? - Zapytałem, biorąc mój biedny, zdezelowany beżowy plecak.


- Do Kumori Gakure. (Jap. Wioska Cienia)


Upuściłem plecak z głuchym odgłosem. Spojrzałem na nią wielkimi oczami. Kumori była to wioska owiana legendą. Podobno żyły w niej różne rasy, których człowiek uważał za mit, zabobony i zwykłe czcze bajdurzenia pijanych lub obłąkanych. Wioska zamieszkała przez smoki, Shinigami, demony... Nikt nie słyszał o niej od wieków, a każdy, kto próbował ją znaleźć, znikał w niewyjaśnionych okolicznościach lub był znajdowany rozszarpany przez nieznane stworzenie.


- Czekaj, czekaj... - Zacząłem krążyć po pomieszczeniu. - Mówimy o TEJ Wiosce Cienia? Ona przecież nie istnieje... - Zakryłem usta dłonią, patrząc w panele. - ...prawda?


- Tak samo jak Śmierć, a jednak ze mną rozmawiasz. - Uśmiechnęła się wymownie. Fakt... - Wioska Cienia znana również jako Wioska Zmarłych otwiera się tylko dla zaproszonych lub wybranych, a ty masz to niebotyczne szczęście, szczeniaku.


Skinąłem krótko głową i już bez słowa zapakowałem kilka najważniejszych rzeczy. Spojrzałem na uszkodzone zdjęcie Team7 i również je schowałem do plecaka, potem kolejne mniejsze, na którym byłem ja i Hinata podczas zeszłorocznego festynu słońca. Uśmiechała się ciepło, ubrana w pomarańczowe haori, obok byłem ja, trzymając ją za dłoń. Szczęśliwe dni... To zdjęcie również zabrałem, choć nie patrzyłem na nie od tamtego dnia, gdy ją straciłem. Po prostu za bardzo bolało... Założyłem plecak i ruszyłem do wyjścia, ale Shiro pstryknęła mnie w czoło. Słychać było cichy pstryk metalu. Zdjąłem opaskę Konohy i położyłem na komodzie. Bolało, bo to pamiątka od Iruki-Sensei, ale...


- Gotowy?


Pokiwałem głową. Uśmiechnęła się tajemniczo, upiornie wręcz i zasłoniła mi oczy dłonią na kilka sekund. Czułem nagły podmuch wiatru, a gdy znów mogłem patrzeć, byliśmy na środku jakiejś polany, kilka kilometrów od Konohy. Spojrzałem w szoku na Shiro, a ona mrugnęła do mnie z lekkim uśmiechem. Szczerze? Też bym chciał umieć tak szybko się przemieszczać, to naprawdę pomocne... Nagle ściągnęła brwi, patrząc przed siebie. Obejrzałem się z zaciekawieniem. Kika metrów od nas stał równie zaciekawiony i zaskoczony chłopak o kruczoczarnych włosach, ubrany w granatową bluzę. 




★♡★♡★♡★♡★


Data publikacji: 16 Lipca 2009

Data korekty: 13 Marca 2023

Ilość słów przed korektą:  1 419

Ilość słów obecnie:  1 689

Kilka słów od Autorki:

Połączyłam tutaj zakończenie oryginalnego pierwszego rozdziału. Zmieniłam trochę komiczną część na bardziej stonowaną, zwłaszcza, że jeszcze nie tak dawno Naruto był w głębokiej depresji, którą ukrywał za słabym uśmiechem. 

Shiro aka Śmierć ma większe opanowanie i mniej się irytuje na debilizm śmiertelnika, co powiedzmy szczerze, bardziej pasuje do kogoś takiego jak ona.

Usunęłam motyw z przeniesieniem się w formie kruka-cienia, bo było zbyt bezsensu.

Dodałam szepty, które nawoływały od dawna Naruto, a są to głosy tych, którzy przed nim posiadali tę samą Księgę i pakt z Shiro.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top