[Tom 1] 2.Nie zostawiaj mnie...
Tydzień...
Siedem dni...
Sto sześćdziesiąt osiem godzin...
Siedemdziesiąt tysięcy pięćset sześćdziesiąt minut...
Tyle trwałem w kurtynie rozpaczy, bez mojego słońca i bańki szczęścia, które zostały mi brutalnie wyrwane z rąk przez jedną osobę. Człowieka, którego niegdyś śmiało nazywałem przyjacielem, wręcz niemal bratem, a on odebrał mi wszystko, co jakkolwiek trzymało mnie przy zdrowych zmysłach. Nie przespałem spokojnie ani jednej nocy od dnia, gdy obudziłem się w szpitalu. Kiedy tylko zamykałem oczy, widziałem uśmiechniętą Hinatę, chwile szczęścia, którym dla mnie była i za każdym razem umierała skąpana we własnej krwi. Nie zliczę ile razy budziłem się z krzykiem, ile razy płakałem, błagając, żeby ktokolwiek jest tam w górze, zwrócił mi moje słońce. Głównie siedziałem w domu, w kącie, pozwalając, żeby mrok otulał mnie niczym matka dziecko, dając złudne bezpieczeństwo.
Puk, puk...
Cień pod drzwiami migotał przez krótką chwilę. Przychodziła niemal codziennie. Mówiła cicho niemal szeptem, ale nigdy wcześniej nie zapukała.
Nie ufaj nikomu...
Stała tam kilka krótkich chwil. Milczałem, ukrywając głowę w kolanach. Wiedziałem, że jedynie temu głosowi mogę ufać. Miał nie jednokrotnie rację, a ja go ignorowałem tak długo, że w końcu straciłem to, co ceniłem najbardziej.
Nie mogłem już nikomu zaufać...
Nie miałem po co żyć...
Puk, puk...
Drgnąłem niespokojnie, wbijając puste spojrzenie w stronę zamkniętych drzwi.
Będziesz tego żałować...
Zacisnąłem drżące wargi i na nogach niczym z waty podszedłem do drzwi, chwyciłem chłodną klamkę i czekałem...
Nikogo już tam nie ma, odpuść sobie...
Puk, puk...
- Naruto, wiem, że tam jesteś...
W oczach zalśniły ciężkie łzy, gdy usłyszałem ten ciepły, znajomy głos. Chwyciłem pewniej klamkę i nacisnąłem, uchylając lekko drzwi. Bałem się unosić głowę, patrzeć w oczy swojego dawnego nauczyciela. Mężczyzna przyklęknął i otulił mnie ramionami. Uniosłem drżące ręce i położyłem na jego kamizelce, chwytając za nią rozpaczliwie palcami. Zamknąłem oczy, pozwalając pierwszym łzom tego dnia spłynąć, nim położyłem głowę o bark mężczyzny.
- Iruka-Sensei... - Szepnąłem niemal bezgłośnie. - Nie zostawiaj mnie...
Uścisk zacieśnił się minimalnie.
- Nigdy, Naruto...
On kłamie.
Zamknij się, proszę...
Nie pamiętam, ile trwaliśmy tak w uścisku, a tym bardziej, kiedy zasnąłem, ale gdy otworzyłem oczy, leżałem we własnym łóżku, przykryty kołdrą. Pierwszy raz od dawna nie śniłem o niczym. Zero snów, zero koszmarów, po prostu pustka... Kiedy wyjrzałem przez okno, było dość późno, zbliżała się noc. Ostrożnie wyplątałem się z pościeli i ruszyłem do kuchni, gdzie zastałem uśmiechniętego Irukę z kubkiem kawy. Usiadłem obok, a on wstał, poczochrał mi włosy dłonią i podszedł do czajnika. Nie minęła chwila, a miałem przed sobą kubek gorącej herbaty. Patrzyłem na swoje mizerne odbicie. Tak bardzo czułem się wówczas, jak wrak człowieka, zupełnie jak rok wstecz.
- Kiedy ostatni raz coś jadłeś?
Niby banalne pytanie, a jednak nie mogłem odpowiedzieć, bo nie pamiętałem. Nie egzystowałem od kilku dni, wręcz przemykałem niczym cień i nie odczuwałem głodu, pragnienia, niczego. Podniosłem oczy na Irukę i dostrzegłem cień przemykający przez jego twarz, którą zaraz rozjaśnił ciepły uśmiech.
- Zaczekaj i nie zamykaj drzwi. - Iruka wstał i skierował się do wyjścia. - Skoczę do sklepu i zrobimy kolację.
Zaskoczony zastygł i spojrzał przez ramię. Trzymałem go kurczowo dłonią za kamizelkę Chūnin'a.
- Wrócisz, prawda?
- Oczywiście. - Uśmiechnął się, kładąc dłoń na mojej głowie. - Zaczekaj na mnie, dobrze?
Skinąłem krótko głową, wracając cicho do kuchni. W tamtej jednej krótkiej niewiele znaczącej chwili naprawdę czułem się znów kochany, potrzebny, chciany...
Na jak długo?
Nie chciałem słuchać głosu, który nie raz mówił prawdę, ale teraz liczyła się dla mnie ta jedna złudna chwila. Wiedziałem, że nie mogła trwać wiecznie, ale chciałem w niej pozostać tak długo, jak to możliwe. Miałem plan, który odsunąłem w tamtym dniu na ubocze, chcąc zatopić się w chwili zapomnienia i ułudy szczęścia, bo mojego już ze mną wtedy nie było, odeszło wraz z Hinatą. Tak sobie cały czas wmawiałem i uważałem za prawdę.
Iruka wrócił niedługo później z siatką zakupów. Zrobił kanapki z wędliną, serem, sałatą, pomidorem... Uśmiechał się cały czas, dając mi ułudną chwilę radości, że nie jestem w mroku całkiem sam. Zjedliśmy w niemal ciszy. Głównie on mówił, ja jedynie przytakiwałem, raczej skąpiłem słów. Cieszyłem się jego szczęściem, ale samemu nie czułem niczego oprócz chłodu i pustki. Później położyłem się znów w łóżku, patrząc na dawnego Sensei'a siedzącego tuż obok mnie, czekając, aż zasnę. Bałem się snu, wtedy widziałem jej martwe, obwiniające mnie spojrzenie.
- Śpij, Naruto, będę tuż obok...
Ciepłą dłonią przeczesał moje włosy. Czułem się naprawdę bezpiecznie, ale to nie była moja bańka szczęścia, tylko Iruki, którą próbował mnie otoczyć na próżno. Zasnąłem niemal natychmiast. Kolejny raz nie śniłem niczego. Żadnego koszmaru czy niczego miłego.
Następnego dnia mężczyzny już nie było, ale słyszałem ciche szepty, które nawoływały mnie do siebie. Niczym w transie wstałem z łóżka, postawiłem gołe stopy na chłodnych panelach i ruszyłem do źródła. Patrzyłem na szczelinę w podłodze, którą mógłbym przysiąc, jeszcze wczoraj nie było. Przełknąłem ciężko ślinę i przykucnąłem przed nią, wyciągnąłem dłoń, szepty stały się jeszcze głośniejsze. Niemal hipnotyzujące.
Puk, puk.
- Naruto, wstałeś?
Drgnąłem niczym wyrwany z transu i spojrzałem na drzwi, gdzie po chwili stał Iruka-Sensei. Uśmiechał się ciepło, chociaż widziałem, że był zdziwiony moją postawą. Kucałem na podłodze z wyciągniętą ręką przed siebie, bardzo dziwne i niepraktyczne.
- Chodźmy na ramen.
- Ok...
Wstałem, przebrałem się i wyszliśmy. Moja psychika trzymała się z ledwością na słabych nitkach, które jedna po drugiej po prostu pękały, powoli, stopniowo. Nie chciałem w ogóle wychodzić z domu, ale nie chciałem skrzywdzić Iruki-Sensei, który trajkotał jak najęty o nowych uczniach, o egzaminach, o pogodzie i w końcu zamilkł, gdy dostrzegł, że nie tknąłem swojego ramenu. Unikał tematu tak bardzo, że to bolało. Wszystko o niej przypominało. Nawet miejsce obok, które teraz było puste, zajmowała właśnie ona.
- Naruto, wykończysz się... - Szepnął po dłuższej chwili. Cisza. - Rozumiem, że jesteś przybity, ale nie możesz...
- Iruka-Sensei?
Podniosłem puste oczy na niego. Widziałem ból i przerażenie, które rozrastało się na jego twarzy. Nie chciałem zabierać jego czasu ani szczęścia. Nie zasługiwał na to. On miał jeszcze tak wiele do zaoferowanie światu, a ja nie.
- Źle się czuje... - Wydusiłem cicho. - Pójdę lepiej do domu...
Mężczyzna spojrzał na nie tknięty półmisek i westchnął cicho. Pokiwał tylko głową. Wyszedłem cicho z baru. Nie zatrzymywał mnie, nie wyszedł za mną. Pozwolił mi odejść. Powłóczyłem nogami, idąc przed siebie z głową opuszczoną nisko. Nie zwracałem na nic i nikogo uwagi. Miałem dosyć, chciałem wrócić do domu i może wreszcie skończyć te głupią farsę... Mimowolnie uniosłem głowę w górę. Moje spojrzenie skrzyżowało się w zaszklone zielone oczy, a ich właścicielka z goryczą uciekła, pozostawiając kolejną dziurę w moim już i tak ledwie trzymającym się sercu. Czekałem na nią tak długo, a kiedy wreszcie podjąłem decyzję, nie zrobiła nic, by mnie powstrzymać.
Uciekła. Zostawiła cię jak wszyscy, mówił*m, że tak będzie.
- Przepraszam... - Wydusiłem cicho.
★♡★♡★♡★♡★
Data publikacji: 06 Marca 2023
Data korekty: x-x-x
Ilość słów przed korektą: x-x-x
Ilość słów obecnie: 1 123
Kilka słów od Autorki:
Całkowicie nowy rozdział, którego oryginalnie nie było. Uznałam, że naprawdę przyda się nieco rozłożyć tę historię i bardziej ją uwydatnić jak bardzo ktoś starał się dla Naruto, ale nawet Iruka poddał się, mimo wszystko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top