nic nie jest w porządku [Angelica jr.]

czwarty lipca, rok tysiąc osiemset pierwszy

Drogi Pamiętniku

Dziś braciszek Philip wrócił zdenerwowany bardzo... Rozmowę jego z tatusiem podsłuchałam i pojedynku wątek usłyszałam. Mamusi nic na razie nie mówiłam, gdyż serduszko jej pękło niedawno i na kolejny cios gotowa nie jest, jednak z braciszkiem porozmawiałam i powiedział mi, iż konieczne to, bo tu honor naszej rodziny chodzi, jednakże wróci cały i zdrowy, więc mam się nie martwić.

Nie wątpię w to ani trochę, w końcu to Philip, dać radę musi!

Angie


***


dwudziesty listopada, rok tysiąc osiemset pierwszy

Kochany Pamiętniku

Mamusia i tatuś wrócili z... nawet sama nie wiem skąd, ale okropnie zapłakani są i powodu też nie znam, ale... Gdzie się Philip podział...? Z nimi miał wrócić, tata obiecał!

Na chwilę pamiętnik swój odstawiła, bo w swym pokoju postać ujrzała, a była to jej kochana mamusia. Na łóżku, koło niej, delikatnie usiadła, mocno utuliła, a następnie przez łzy to, czego mała Angelica najbardziej się bała, oznajmiła, a mianowicie, że braciszka kochanego żywego już nie zobaczy. Po wiadomości tej mocno się w nią wtuliła i sama łzy ronić zaczęła, a po chwili jakąś silną potrzebę samotności odczuła i subtelnie matce znak o tym dała. Zrozumiawszy córki potrzebę, w czoło ją ucałowała i w swym pokoiku ją zostawiła, a gdy drzwi się zamknęły, ta znów swój pamiętnik wzięła.

Chwilkę temu mamusia u mnie była i... wiadomość mi przekazała, jednak znać bym jej wcale nie chciała... pamiętnisiu mój, braciszka Philipa już nie ma z nami... Na siłach się nie czuję, by więcej pisać, jednak jedno pytanie mam do świata...

Dlaczego akurat on...?

Angie


***


jedenasty lipca, rok tysiąc osiemset czwarty

Drogi Pamiętniku

Dzisiaj tatuś wyszedł bardzo wcześnie... Rozmowę jego z matulą słyszałam i spotkaniem ważnym się tłumaczył, jednak na mieście plotki o pojedynku z panem Burr'em słyszałam i komu wierzyć już nie wiem. Za niedługo trzy lata mijać będą od braciszka Philipa śmierci i... ja wciąż nie wierzę w wynik pojedynku tamtego, to nie może być prawda... on wróci, tak...?

Może na spacer się wybiorę i wpis kolejny napiszę później... do następnego, mój pamiętnisiu drogi.

Angie

***


Najpotrzebniejsze rzeczy do torby zabrała, kapelusz delikatnie na włosy swe nałożyła i po poprzednim matki uprzedzeniu, z domu powoli wyszła. Ludzie z daleka się od niej trzymali, bo nikt z człowiekiem, co oszalał, do czynienia nie chciał mieć żadnego. Uwagę ludzi zwracała dziś jednak i każdy z żalem w oczach na nią spoglądał. Powodu tego żalu się nie domyślała, aż pewien przechodzień za ramię jej nie złapał i „Współczuję kolejnej straty, panienko Hamilton" od niego usłyszała. Nie wiedziała, jakiej to straty jej ludzie współczują, co wyrazem twarzyczki swojej znać dała. Widząc to, przechodzień o wieściach z New Jersey jej powiedział, że kolejny Hamilton swój żywot w pojedynku skończył, a wtedy już całkiem twarz jej zrzedła. Zaniepokoił się przechodzień, bo stan psychiczny Angelicy Jr. znali w Nowym Jorku, więc pytanie „Wszystko w porządku?" jej posłał, ta jednak na nie nie odpowiedziała, lecz zaraz płaczem wybuchła, na kolana padła i przez łzy śmiać się zaczęła. Normalny śmiech to jednak nie był, ale ten, przez który ludzie się bali i ją szerokim łukiem omijali. I tak było też tym razem, przechodzień natychmiast odbiegł, a reszta jej stanem nie chciała się nawet interesować, jednak gdyby ktoś bliżej podszedł, to wśród śmiechu i płaczu odpowiedź na przechodnia pytanie by usłyszał.

Nic nie jest w porządku, nigdy nie było, a teraz tym bardziej nie będzie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top