Miłość od pierwszego wejrzenia [Hamilza]

Według niektórych miłość od pierwszego nie istnieje oraz że jest to po prostu jedynie mocne i głupie zauroczenie, jednak całkowicie inne zdanie miała na ten temat Eliza Schuyler, której życie wywrócił do góry nogami pewien zimowy bal w roku tysiąc siedemset osiemdziesiątym.

Młoda Schuyler nie była typem śmiałej dziewczyny, która pomimo bycia urokliwą na zewnętrz, jak i wewnątrz nie posiadała zbyt wielu znajomości, zwłaszcza tych damsko-męskich.
Odkąd była malutką Betsy marzyła, aby poznać kogoś takiego, że kiedy tylko spojrzy mu w oczy, to już będzie pewna, iż to ta jedyna osoba, która jest jej pisana i nie będzie musiała szukać nikogo innego.
Jej siostry zawsze sądziły, że jest to spowodowane miłością Elizabeth do baśni oraz liczyły, iż przejdzie jej to z wiekiem. Żadna z nich, a zwłaszcza starsza, nie chciałaby, aby ich słodziutka Eliza wpakowała się w związek, który mógłby źle się na niej odbić i żeby to wszystko miało być spowodowane tym, iż szatynka miała być przekonana, że po pierwszym spojrzeniu będzie w stanie znaleźć bratnią duszę.

Jednak pomimo tego, iż Elizie przybywało lat, to nie zmieniała ona swojego nastawienia i na każde pytanie związane z miłostkami odpowiadała: Nie znalazłam jeszcze tej właściwej pary oczu, sprawiając, że siostry martwiły się o nią jeszcze bardziej.

Aż przyszedł rok tysiąc siedemset osiemdziesiąty, kiedy to ojciec sióstr Schuyler postanowił zorganizować zimowy bal, na którym miała się pojawić cała rebeliancka elita.
Na wieść o tym szczerze ucieszyła się jedynie Angelica, która podczas imprez czuła się jak ryba w wodzie, Peggy nieprzepadającą za przebywaniu w skupisku wielu ludzi, nie chowała swojego grymasy, za to Eliza jak zwykle zaczęła rozmyślać, czy to może właśnie dziś los ześle jej tak długo oczekiwane spojrzenie.

Przyszedł czas balu, który każda z sióstr spędzała inaczej.
Najstarsza jak zwykle wykorzystywała swój urok osobisty, rozświetlając calutką salę, młoda Peggy za towarzystwo obrała sobie bufet, a Eliza była wszędzie po trochu. Większość czasu spędzała z młodszą siostrą, jednak co jakiś czas przyjmowała propozycje żołnierzy o taniec.
Starała się wypaść jak najlepiej, jednak odkąd zobaczyła, ile ludzi się zebrało, to nie umiała żadnemu tanecznemu partnerowi spojrzeć w oczy, często przydeptywała komuś stopę i ogólnie myślała, że zaraz zemdleje ze stresu.

Jednak wszystko zmienił całkowicie jeden, jedyny moment.
Lekko już zmęczona Elizabeth wzięła kieliszek szampana od kelnera i kiedy podziękowała, to ukradkiem spojrzała na wejście.

A wtedy zobaczyła jego.

I całe zmęczenie całkowicie straciło znaczenie.
Nagle poczuła, jak serce skacze jej do gardła, ból brzucha zmienił się w te tak często opisywane motylki, które wypełniły ją całą. Kolana zaczęły się uginać, źrenice uległy rozszerzeniu, a jej cała czas stała się cała zaróżowiona.

Jej stan zaniepokoił Angelice, która właśnie szła odpocząć, jednak nie zdążyła nawet zapytać siostry, czy wszystko w porządku, gdyż ta od razu oparła się o jej ramię, wskazała na wcześniej zobaczonego młodzieńca i cicho wyszeptała jej do ucha ten jest mój.
Najstarsza siostra postawiła zakochaną do pionu, delikatnie machnęła ręką oraz cichutko, jakby chciała by słyszała to jedynie ona, powiedziała daj mi chwilkę, słońce i zaczęła zmierzać w kierunku wcześniej wskazanym przez Betsy.

No i wtedy Eliza zaczęła odczuwać inne uczucie - panikę.
Z jednej wiedziała, że siostra nie odbije jej faceta zaraz po tym, kiedy go sobie zaklepała, ale z drugiej strony uśmiech Angie wydawał jej się dość podejrzany i już sama nie wiedziała, co myśleć.
Zaprzestała jednak rozmyślań nad tym, kiedy zobaczyła idącą w jej kierunku siostrę z mężczyzną, który doprowadził ją do takiego stanu, co jednak nie zaprzestało jej paniki.

Za późno już jednak była na ucieczkę, bo oto właśnie stanęła przed nią siostra ze źródłem jej bezsilności.
Eliza spojrzała w jego oczy i zaczęła czuć, że grawitacja przestanie działać oraz jakby mogła dostrzec w nich ich wspólną przyszłość.

Jako, iż przez długo nie mogła ona wydusić z siebie słowa, to po pewnym czasie poczuła dość mocne szturchnięcie, po którym się przedstawiała.

— Elizabeth Schuyler. To zaszczyt pana poznać. Pragnęłabym panu gorąco podziękować za pańską służbę — po czym poczuła, że ktoś bierze jej dłoń, a następnym uczuciem był złożony na niej delikatny pocałunek.

— Nazywam się Alexander Hamilton. No i cóż, jeśli dzięki ryzykowaniu swojego życia na wojnie mam szansę poznać tak urodziwą panią, to mogę wywnioskować tylko jedno - było zdecydowanie warto.

Twarz Elizy wynalazła chyba nowy kolor różu, a widząc to Angelica jedynie poklepała ją po ramieniu i puszczając jej oczko powiedziała to ja was zostawiam samych.

Po jej odejściu Alexander szarmancko uśmiechnął się do szatynki i wyciągnął w jej stronę dłoń, co miało się równać z propozycją tańca. Eliza bez większego zastanowienia chwyciła ją oraz pognała z Hamiltonem na parkiet.

I od tamtej pory Elizie nie dało się wmówić, iż miłość od pierwszego spojrzenia nie istnieje i wiedziała, że jest całkowicie bezsilna jak i to, że nic tego nie zmieni.

(a/n) niby jest już po wielkanocy, ale zmartwychwstało mi się.

zapomniałam jak się pisać, sry.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top