✓XXVI

Razem z rodzicami staliśmy na peronie, czekając na przyjazd pociągu.

Po kilku minutach w tłumie zobaczyłam Lily wraz z jej rodzicami. Zanim zdążyłam w jakikolwiek sposób zwrócić na siebie ich uwagę, pan Evans sam nas dostrzegł. Powiedział kilka słów do swojej córki i wskazał ręką w naszym kierunku.

Lily kiedy tylko podeszła do nas wystarczająco blisko rzuciła się mi na szyję.

- Hej – puściła mnie.

- Cześć.

- Dzień dobry – powiedziała rudowłosa do moich rodziców.

- Dzień dobry, Lily. Martho, Edwardzie witajcie – odezwał się mój tata.

- Miło was widzieć po wakacjach – powiedziała pani Martha.

- Was również – odpowiedziała moja mama.

- Co u was? – spytał mój ojciec.

- Wszystko w jak najlepszym porządku – odpowiedziała mama Lily. – Nawet nie wiesz jaką ulgą jest powrót do świata magii. W Evans Manor nareszcie nie muszę się wszystkim zajmować, kilka zajęć i po sprawie.

- A dodatkowo mamy skrzaty – wtrącił pan Evans. – To wiele ułatwia.

- Dor! Lily! – usłyszeliśmy. Rozpoznałam głos osoby wołającej, była to Alice.

Już po chwili mogliśmy zobaczyć blondynkę, przepychającą się do nas.

- Cześć wam – wyściskała mnie i Lil. – Dzień dobry – przywitała się z naszymi rodzicami.

- Dzień dobry Alice – powiedział mój tata. – Twoi rodzice też są?

- Tak – dziewczyna kiwnęła głową. – Zaraz powinni tu przyjść.

Chwilkę później podeszli do nas rodzice blondynki. Alice była idealną, młodszą kopią swojej matki. Pani Kingsley miała długie, falowane blond włosy i jasnoniebieskie oczy. Przez spotkanie z nią, wyobraziłam sobie Ali za kilka lat.

- Martha! Ed! – wykrzyknęła kobieta i rzuciła się na szyje rodziców Lily. – Roweno, jak ja was długo nie widziałam! Co porabialiście? Gdzie zniknęliście? Co u was? Co takiego się stało, że musieliście zniknąć, a teraz wróciliście? – mama Alice zadawała pytania jedno za drugim.

Już wiem po kim Alice ma wieczną ochotę na gadanie – pomyślałam.

- Olive – powiedział towarzyszący jej mężczyzna. – Nie narzucaj się tak.

- Nie przejmuj się Carter – uspokoiła go pani Evans. – Nie wyobrażasz sobie jak nam was brakowało.

- Nawet gadaniny Olive – dodał pan Edward.

- Świetnie spełniałeś te funkcje Ed – mama Lily poklepała swojego męża po ramieniu.

- Widzieliście może Lyalla? – spytał pan Evans. – Dawno się nie widzieliśmy.

- Tylko nie mów, że się za mną stęskniłeś – podszedł do nas pan Lupin z synem i swoją żoną. – I tak ci nie uwierzę.

- Mi nie uwierzysz Lyl?

Ojciec Lily i tata Remusa padli sobie w ramiona, było to zrozumiałe bo przez długi czas się nie widzieli.

- Hope – pan Lupin zwrócił się do swojej żony – to moi przyjaciele ze szkoły. George ze swoją żoną Adele, Olive z Carterem, Edward z Marthą i ich dzieci, którzy są przyjaciółmi Remusa.

- Miło mi was poznać – powiedziała kobieta. Na pierwszy rzut oka widać było, że nie pochodzi ze świata czarodziei. Miała w oczach tę ciekawość związaną z odkrywaniem magicznego świata.

- Nam też – zaczęła mama Ali. – Zawsze byłam ciekawa jak Lyallowi się układa. W Ministerstwie widzimy się tylko przelotnie, nigdy nie mamy czasu, żeby w spokoju porozmawiać. Ja praktycznie cały czas siedzę w Wizengamocie i ciągle tylko sprawy i sprawy i sprawy i sprawy. Nie mam ani chwili dla siebie, a niby Wizengamot miał być najlżejszą ministerialną pracą.

- Jest najlżejszą pracą – powiedział mój tata. – Aurorzy i urzędnicy mają o wiele więcej pracy.

- Potwierdzam – z otaczającego nas tłumu podeszła pani Eufemia. – Fleamount jak nie ma żadnych akcji to większość czasu siedzi w papierkach. Nie raz i nie dwa wzywają go w środku dnia bo musi coś zrobić. Ja nie mam lepiej, cała moja praca kręci się wokół papierkowej roboty.

- To teraz wyobraź sobie co mam ja – dorzucił mój ojciec – wszystkie dokumenty z departamentów trafiają do mnie.

- To po co pchałeś się na ministerialny stołek? – spytała pani Kingsley.

- Nie pchałem się, kandydowałem i zostałem wybrany.

- Powinieneś być przygotowany na takie ryzyko, skoro kandydowałeś.

- Myślisz, że o tym nie wiedziałem? Dobrze wiedziałem, ale nie spodziewałem się, że tej roboty będzie aż tyle.

- Załatw sobie sekretarkę, albo przestań narzekać – doradziła pani Potter.

Mój tata westchnął w odpowiedzi.

- Uwierz, że nie wszystko jest takie proste.

- Może dla ciebie.

- Ledwo co się spotkaliśmy, a wy już zaczynacie o pracy – przerwał im tata rudowłosej – pogadajcie sobie o niej kiedy indziej. Teraz skupcie się na teraźniejszości.

- Racja – poparł go pan Lupin – niedługo odjeżdża Express do Hogwartu. Jak chcecie gadać o pracy, to idźcie do Dziurawego Kotła na kremowe piwo.

Reszta rodziców przyznała im rację. Mama Jamesa poszła szukać syna i męża, a pozostali dorośli zaczęli żegnać się z nami.

Uściskałam oboje, wysłuchałam co mają do powiedzenia, potem razem z przyjaciółmi odeszliśmy w kierunku pociągu.

- Remus – zaczęła Lilka gdy odeszliśmy kawałek – mógłbyś nie mówić o tym chłopakom?

- No jasne, a jeśli mogę spytać, to dlaczego?

- Nie chcę, żeby cała szkoła dowiedziała się o tym, że moi rodzice to czarodzieje, a nie mugole. Wolę żeby było tak jak dotychczas.

- Możesz na mnie liczyć – zapewnił chłopak. – U mnie twój sekret będzie bezpieczny.

- Dzięki Remus.

- Nie ma sprawy.

Tuż przed wejściem do pociągu rozdzieliłyśmy się z Huncwotem.

Zaczęłyśmy z dziewczynami szukać reszty naszych przyjaciółek. Podczas przechodzenia między przedziałami minęłyśmy młodego Malfoya, który skinął rudowłosej głową i odszedł.

- Widziałaś to? – spytała Alice głośnym szeptem Ali. – Malfoy kiwnął do ciebie głową.

- Jesteśmy kuzynostwem to chyba normalne.

- Jak? – zdziwiła się Kingsley.

- Nie chcę mi się powtarzać dwa razy, znajdźmy Tonks, Mary i Marlene, to wszystko wam opowiem.

Przeszłyśmy jeszcze przez dwa wagony i znalazłyśmy trójkę naszych przyjaciółek.

Lily opowiedziała nam wszystko czego dowiedziała się w wakacje i poprzednie święta.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top