✓XXIX

James

Wyprosiłem u ojca aby zabrał mnie na weekend do domu. W niedzielę miał się odbyć pogrzeb Lu i pani Meadowes. Chciałem tam być, żeby wspierać Dor w trudnej chwili. Tata zgodził się i napisał, że odbierze mnie osobiście w sobotni wieczór.

Postanowiłem powiedzieć o tym dziewczynom, żeby mogły przekazać coś Dori.

Jak ostatni kretyn stałem przed schodami prowadzącymi do dormitorium dziewczyn, czekając aż któraś z nich łaskawie zejdzie. Poprosiłem jakąś pierwszoroczną o przekazanie wiadomości, musiałem poczekać na którąś. Chciałem, żeby była to Alice, albo Marly, były najmniej stronnicze. Niestety Merlin nie miał mnie w opiece i zesłał Lily.

Byłem w niej szaleńczo zakochany, ale teraz wolałem skupić się na najlepszej przyjaciółce i wsparciu dla niej, niż na moich uczuciach do rudowłosej gryfonki.

- Czego chcesz Potter? – powitała mnie chłodnym tonem.

- Przekazać wiadomość.

- Niby jaką? I dlaczego myślisz, że nas to zainteresuje?

- Wracam na weekend do Doliny Godryka i pomyślałem .....

- Pomyślałeś? Dobre sobie – bezceremonialnie mi przerwała.

Nie odpowiedziałem na ten przytyk i postanowiłem przekazać swoją wiadomość innymi słowami.

- Wybieram się na pogrzeb pani Meadowes i pomyślałem, że może będziecie chciały przekazać coś Dor. A teraz dziękuję jaśnie pani za audiencje – udałem, że się kłaniam. – Czekam w salonie na jakieś wiadomości.

Jak gdyby nic odszedłem w głąb salonu, zostawiając Evans samą ze sobą. Usiadłem w fotelu i czekałem.

W pewnym momencie do salonu wszedł Black. Nie oglądając się na nic przeszedł przez całe pomieszczenie i zniknął przy wejściu do dormitoriów. Zaraz za nim weszli Peter i Remus. Ten pierwszy także zniknął przy wejściu, za to ten drugi podszedł do mnie.

- Unikasz nas – powiedział Remus, siadając naprzeciwko mnie. Trzeci fotel pozostał pusty.

- Wydaje ci się – zbagatelizowałem sprawę.

- Wcale mi się nie wydaje. Od wczoraj cały czas spędzasz z dziewczynami, a w dormitorium tylko śpisz. Wniosek nasuwa się sam, unikasz nas.

- Nie was tylko Blacka – sprostowałem.

- A od kiedy to jest Black, a nie Syriusz?

- A od kiedy nie można spędzać czasu z dziewczynami? Przypominam, że robisz to najczęściej.

- Mam swoje powody.

- Ja też. Nie pozwolę, żeby jakiś kretyn obrażał rodzinę mojej najlepszej przyjaciółki.

Nie wiem jak daleko zaszłaby między nami ta wymiana zdań i czy nie pokłóciłbym się też z Lunatykiem, gdyby nie pojawiła się Kingsley.

- Hejka – powiedziała i usiadła na wolnym miejscu.

- Hej Ali – odpowiedzieliśmy zgodnie.

- To naprawdę miłe z twojej strony, że chcesz przekazać Dori wiadomości od nas.

- Będę miał okazję się z nią spotkać w niedzielę, więc czemu nie – zignorowałem znaczące spojrzenie Remusa. – Ten jeden raz mogę porobić za sowę. To co mam przekazać?

- To co zazwyczaj mówi się w takich chwilach. Że jej współczujemy, że ją wspieramy, że myślami jesteśmy przy niej. I weź ją tak porządnie od nas wyściskaj, same też to zrobimy jak tylko wróci.

- Jasne, przekaże i uściskam.

- A kiedy jedziesz?

- Jutro wieczorem, tata odbierze mnie z Hogsmeade. Jakoś tak po południu będę widział się z Dor.

- Jeszcze raz dziękujemy – Alice zaczęła się zbierać, szybko jednak zajęła miejsce z powrotem. – Muszę spytać: co takiego zrobiłeś Lilce, że siedzi w pokoju obrażona na nie wiadomo co i mamrocze pod nosem coś w stylu „jak ja go nie znoszę" – blondynka zaczęła naśladować zachowanie rudowłosej. Nawet nieźle jej to wychodziło.

- Zasugerowała mi, że nie myślę, a ja to zignorowałem i powiedziałem, że jadę na pogrzeb i mogę coś przekazać – pominąłem nazwanie gryfonki per „jaśnie panią".

- Nieźle – Kingsley pokiwała głową ze śmiechem. – To do później – pożegnała się i odeszła.

- Tego się po tobie nie spodziewałem – oznajmił Remus po odejściu Ali.

- Czego?

- Że coś takiego zaproponujesz. Jestem pewien podziwu i chyba zaczynam rozumieć powody twojej kłótni z Syriuszem.

- Lepiej późno niż wcale – podniosłem się z fotela.

- A ty gdzie się wybierasz?

- Idę się przejść dopóki nie ma ciszy nocnej.

- To już za półtorej godziny.

- Za godzinę będę – obiecałem i odszedłem do wyjścia.

Nogi same poniosły mnie na Wieżę Astronomiczną. Oparłem się o barierkę i patrzyłem w niebo.

- Jutro chyba będzie padać – usłyszałem głos obok siebie. Odwróciłem głowę w bok i zobaczyłem młodszego brata Syriusza – Regulusa.

- Po czym wnioskujesz? – wdałem się ze ślizgonem w rozmowę o pogodzie.

- Chmury – pokazał na nie. – Dopiero zaczynają się zbierać i zwiastują nadchodzący deszcz.

- Wierzę na słowo, ale wątpię, że przyszedłeś tu gadać o pogodzie, nie?

- Może tak, może nie.

- To po co przylazłeś?

- Zastanawiam się o co poszło ci z moim bratem.

- A co cię to?

- Zwykle wszędzie łazicie razem, a od wczoraj przestaliście. O co poszło?

- Powtarzam, a co cię to?

- To mój brat.

- No i? Od kiedy niby się nim interesujesz?

- Może i nie jestem idealnym młodszym bratem, co nie znaczy, że mam go kompletnie gdzieś. Chce wiedzieć o co wam poszło.

- A może spytasz się swojego walniętego braciszka? Który nie potrafi zachować się adekwatnie do sytuacji.

- Więc o to chodzi – ślizgon pokiwał głową ze zrozumieniem. – Mogłem się tego spodziewać.

- Uwierz, że nawet ja nie spodziewałem się takiej reakcji. Nikt się nie spodziewał.

- Ale ja znam go dłużej i lepiej niż wy.

- Tylko to chciałeś?

- Może tak, może nie.

Pokręciłem głową i spojrzałem w niebo.

- Pozdrów ode mnie Dorcas, Rogaczu.

Natychmiast odwróciłem się od razu w stronę chłopaka, ale jego już tam nie było. Tak samo zagadkowo jak się pojawił, tak też zniknął. Przeklinałem w myślach samego siebie za nie wzięcie Mapy Huncwotów, wtedy mógłbym sprawdzić gdzie znajduje się ślizgon.

Posiedziałem tam jeszcze kilka minut, a później wróciłem do Wieży. Dłuższy czas przesiedziałem w Salonie, dopiero kiedy uznałem, że chłopacy zasnęli, albo przynajmniej szykują się do snu poszedłem do dormitorium trochę się ogarnąć.

Następnego dnia głównie łaziłem bez celu po korytarzach szkolnych. Od wyjścia na dwór powstrzymała mnie ulewa, przepowiednia młodego Blacka się ziściła. Dopiero z nadejściem południa ogarnąłem się. Profesor Mcgonagall odprowadziła mnie do Hogsmeade, skąd odebrał mnie ojciec.

Popołudniu dnia następnego wyszliśmy w trójkę na cmentarz. Było tam już wiele ludzi, ale nigdzie nie dostrzegłem Dorcas ani jej taty.

Pojawili się wkrótce potem razem z trumną pani Lille-Meadowes.

Cała ceremonia była w miarę krótka. Minister wygłosił mowę pożegnalną, potem zaprosił rodzinę i najbliższych przyjaciół do swojego domu na ostatnie pożegnanie.

Moja matka przekonała ojca, że powinnyśmy tam pójść. Tata zgodził się po dłuższej chwili.

Oprócz nas i pana George'a z Dorcas była jej ciocia i wujek, a także kuzyni i jacyś dorośli, których nie znałem.

Dorośli składali kondolencje bezpośrednio ojcu Dorcas, a ja podszedłem do siedzącej na uboczu Dor.

- Cześć – przywitałem się, dostawiając sobie krzesło – jak się trzymasz?

- Jak widać – odpowiedziała – to wszystko mnie przerasta.

- Widać po włosach.

Włosy przyjaciółki były prawie całe złote, tylko niewielka ich część miała naturalny kolor.

- Wczoraj było gorzej – wzięła kosmyk włosów w palce – całe były takie. Powoli wracają do normalności.

- A co takiego się z nimi stało?

- To długa historia. A co tam w Hogwarcie?

- Można powiedzieć, że pokłóciłem się z Blackiem.

- Co zrobiłeś? – powtórzyła z powątpiewaniem.

- Nikomu nie pozwolę obrażać swojej przyjaciółki. Nawet najlepszym przyjaciołom. No i masz pozdrowienia od dziewczyn.

- Naprawdę? – spytała ze słabym uśmiechem.

- Tak, kazały przekazać, że ci współczują, że cię wspierają, że myślami są z tobą. I kazały cię uściskać.

- To stuprocentowo była Ali.

Chwilę później podeszli do nas Oliver i Victor – kuzyni Dorcas – uściskali ją i chwilę pogadali. Potem podeszli wszyscy dorośli, składając kondolencje.

Kiedy wszyscy już powiedzieli co mieli powiedzieć Dor zaprowadziła mnie na górę do pokoju.

Dziewczyna walnęła się na łóżku, a ja przycupnąłem obok.

- Rozumiesz, że ona o wszystkim wiedziała? – zapytała nagle.

- Co? – spytałem niezbyt przytomnie.

- Wiedziała o całym tym ataku i nic z nim nie zrobiła – zrozumiałem, że mówi o swojej mamie. – Nie powiedziała nikomu, ani nic z tych rzeczy. Zupełnie jakby ze wszystkim się pogodziła i nie chciała nic zmienić.

- Skąd to wszystko wiesz?

Dor wyjęła z pod poduszki otwartą kopertę pokazała mi i schowała z powrotem.

- O wszystkim napisała. Podobno wszystko widziała we śnie, ale nie rozumiem dlaczego nie zrobiła nic, żeby to zmienić.

- Musiała mieć jakiś powód.

- Tylko jaki? I co niby jest ważniejsze niż życie?

Wzruszyłem ramionami bo nie wiedziałem.

- Kiedy wracasz do szkoły? – zmieniłem temat.

- Nie wiem, mam nadzieję, że jak najszybciej. Tutaj wszystko przypomina mi o mamie i Lu. Będę musiała porozmawiać z tatą o powrocie. Nie powinien mieć nic przeciwko.

- Dziewczyny na pewno się ucieszą kiedy wrócisz.

- Mam nadzieję, że nie mają mi za złe, że im nie powiedziałam.

- Na pewno nie. Rozumieją, że spadło to na ciebie tak nagle.

- To dobrze.

Rozmawialiśmy jeszcze z pół godziny, dopóki nie przyszedł tata Dorcas.

Wróciłem do siebie wysłuchując mojej mamy mówiącej na temat jak bardzo jest dumna z mojego zachowania. Tata tylko co jakiś czas kiwał głową.

„Wracam jutro o siódmej przed śniadaniem. Chcesz się zabrać ze mną?" – głosił napis na kartonie przytwierdzonym do okna przyjaciółki.

Zanim napisałem odpowiedź zbiegłem na dół i porozmawiałem z mamą, uważała, że to dobry pomysł.

„Pewnie" napisałem i przymocowałem odpowiedź do okna.

Przez dłuższą część nocy nie mogłem zasnąć, bo rozmyślałem o powrocie do szkoły i reakcji innych. Rano byłem okropnie niewyspany, co zauważyli wszyscy.

Pan Meadowes przeniósł nas wszystkich do gabinetu dyrektora, pożegnał się z córką i wrócił do siebie. My z Dor poszliśmy do Wielkiej Sali na śniadanie.

O tej parze Sala świeciła jeszcze pustkami, więc przez pewien czas mieliśmy odrobinę spokoju. Później zaczęli przychodzić inni uczniowie i z racji, że siedzieliśmy najbliżej wejścia, a Dorcas była rozpoznawalna niektórzy podchodzili i składali kondolencje. Dziękowała wszystkim nie ważne z jakiego domu byli.

- Dor! – rozległ się krzyk i "blond kometa" rzuciła się na dziewczynę.

Zaraz za Alice przyszła reszta dziewczyn, które też uściskały gryfonkę.

- Nawet nie wyobrażasz sobie jak bez ciebie było tu nudno – powiedziała Kingsley, siadając po prawicy przyjaciółki.

- Nie przesadzaj Ali, nie było mnie raptem cztery dni.

- Najgorsze cztery dni w moim życiu – niemal wykrzyknęła blondynka.

Chwilę później przyszedł Frank. Przywitał się z Dor, złożył kondolencje i siadł obok mnie.

Spokojną rozmowę cały czas przerywali pojawiający się uczniowie. Każdy podchodził, zamieniał kilka słów z dziewczyną i odchodził do siebie.

Kiedy skończyło się tłumne przychodzenie mogliśmy w spokoju porozmawiać.

- Jak się trzymasz? – spytała Marlene.

- Teraz już lepiej. Mam nadzieję, że skutecznie pomożecie mi myśleć o czymś innym niż mama i Lu.

- Możesz na nas liczyć – zapewniła ją Alice.

- Zawsze i w każdym przypadku – dorzuciła Lily.

- Dziękuję – oprócz szczerego uśmiechu dostrzegłem też zaszklone oczy przyjaciółki. – Kocham was wiecie?

Ten iluzoryczny spokój skończył się w momencie wejścia na salę pozostałej trójki Huncwotów.

Remus w przeciwieństwie do pozostałej dwójeczki podszedł do naszej grupki.

- Cześć Dor, co u ciebie?

- Lepiej niż było. Na tyle dobrze, że tata pozwolił mi wrócić do szkoły. Siadaj z nami – wskazała na wolne miejsce koło rudowłosej.

Lunatyk spojrzał w bok, gdzie udali się Black i Glizdogon.

- Wiesz co? Dobra, muszę jeszcze jakiś czas odsapnąć od tej dwójki.

- Mam nadzieję, że jesteśmy do tego dobrym towarzystwem – zażartowała Mckinnon.

- Najlepszym.







Hejka Naklejka!

Zakończyłam korektę poprzednich rozdziałów i zawieszenie, więc rozdziały będą pojawiać się w miarę regularnie

Do następnego gdzie wrócimy już do narracji ze strony Dor, a ja mam nadzieję, że perspektywa Jamesa się Wam spodobała, bo to jeszcze nie koniec z jego punktem widzenia

D. A

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top