✔XII
- Na dzisiejszej lekcji zajmiemy się tematem podziału transmutacji. Czy jest ktoś chętny aby powiedzieć nam jak dzieli się transmutacja? Może panna Meadowes?
- Transmutację dzielimy głównie na cztery odłamy: żywą, martwą, półżywą i psychiczną. Żywa polega na zmianie jednej żywej rzeczy w inną żywą rzecz, czyli na przykład jedną roślinę w inną albo zwierzę. Półżywa polega na zmianie rzeczy martwej w żywą i na odwrót. Martwa opiera się na zmianie przedmiotu martwego w inny martwy. Najtrudniejszą do opisania jest transmutacja psychiczna. Jest złożonym i skomplikowanym rodzajem transmutacji. Polega na tym aby wyczyścić swój umysł z wszelkich myśli i wykonaniu dowolnej transmutacji za pomocą tylko i wyłącznie myśli. Jednymi z osób, które się nią posługują są animagowie. Osoby, które posługują się animagią posiadają umiejętność zamiany w jedno konkretne zwierzę.
- Opowiedz, proszę coś więcej – zachęcił mnie nauczyciel.
- Więc animag to czarodziej, który w dowolnej chwili potrafi zmienić się w zwierzę. Osoba taka podczas przemiany, która nazywa się animizacją, zachowuje swój sposób myślenia, swoją tożsamość i wspomnienia.
- Czy wiesz może jak Ministerstwo reaguje na czarodziei, którzy są animagami?
- Każda osoba będąca animagiem powinna zarejestrować się w prowadzonym przez Ministerstwo Rejestrze Animagów. Rejestr jest spisem wszystkich znanych Ministerstwu Animagów. Oprócz danych osobowych spisuje się także wygląd i cechy charakterystyczne zwierzęcia, w które animag się przemienia. Przyłapane nie zapisanie się do rejestru grozi kilkuletnim zesłaniem do Azkabanu.
- Jak nazywa się proces odwrotny do animizacji?
- Jest to dysanimizacja i dzieli się na dwa rodzaje. Dobrowolną czyli homorfobiczną i niedobrowolną. Przez homorfobiczną animag sam decyduje kiedy zmieni postać z powrotem. Natomiast w niedobrowolnej jest to na nim wymuszane poprzez użycie specjalnego zaklęcia, które działa tylko na zwierzęcą postać animaga. Dzięki temu nie wyrządza krzywdy zwykłym zwierzętom.
- Opisz proszę postać zwierzęcą animaga.
- Czarodziej sam sobie nie wybiera zwierzęcia, w które się przemieni. Nie jest dokładnie znany schemat według, którego czarodziej uzyskuje takie, a nie inne zwierzę gdyż animagia jest bardzo skomplikowana. Wiadomo natomiast, że osoba będąca animagiem potrafi przejąć w normalnym życiu niektóre umiejętności zwierzęcia w które się przemienia. Na przykład czarodziej zmieniający się w psa będzie miał wyostrzony słuch i węch. Natomiast animag, który przemienia się w jakiegokolwiek ptaka drapieżnego będzie miał wyostrzony wzrok. Działa to jednak też w drugą stronę. Zwierzę może przejawiać cechy ludzkiej postaci. Jeżeli czarodziej lekko utyka jego zwierzęca postać też będzie utykać. To samo tyczy się ran, jeśli zada się ranę animagowi to obydwie jego postaci taką ranę będą mieć.
- Czy jesteś w stanie wymienić nam jakiś czarodziei, którzy byli animagami?
- Jednym z najbardziej znanych animagów był Godryk Gryffindor. Potrafił zmienić się w lwa, jest to także jeden z powodów dlaczego to właśnie lew jest symbolem gryffindoru. Co do dawnych czasów, nie jest konkretnie wiadomo ilu animagów było w tamtym okresie, gdyż jest to bardzo skomplikowana magia. Szacuję się, że udało się to tylko jednemu na tysiąc osób. Było wiele przypadków gdy czarodziej próbował stać się animagiem, ale przez swoją niecierpliwość stał się kreaturą. Bardzo łatwo jest o popełnienie błędu w tak skomplikowanym procesie. Przez jeden malutki błąd czarodziej stawał się w połowie zwierzęciem i połowie człowiekiem bez możliwości stania się w pełni zwierzęciem ani człowiekiem. Taki czarodziej stawał się mutantem i często sam decydował się na życie w odosobnieniu. Nie ma lekarstwa na takie przypadki i dlatego animagów jest tak mało na świecie. Jednakże animagowie przydają się w Ministerstwie. Bardzo często jako szpiedzy, a zwłaszcza kiedy ich zwierzęca postać jest mała i niepozorna, jak na przykład ptaki i gryzonie.
- Bardzo dziękuję panno Meadowes za tak szczegółowe omówienie tematu animagii. Dzięki temu Gryffindor otrzymuje sześćdziesiąt punktów. Co prawda animagię omawiamy dopiero w trzeciej klasie, ale ja sam nie potrafiłbym tego tak dokładnie omówić. Wróćmy jednak do podstawowego tematu czyli podziału transmutacji.
Profesor zaczął prowadzić właściwą sobie lekcję. W międzyczasie wypakowałam swoje rzeczy z torby i zaczęłam notować słowa nauczyciela.
/* /* /*
- Dowiedziałaś się czegoś ciekawego? – zapytałam Marly, gdy odłączyłyśmy się od pozostałych dziewczyn i szłyśmy na siódme piętro.
- Nie dałam rady.
- Co?
- Miał zbyt silną blokadę umysłu.
- I to dla ciebie problem?
- Tak, łatwiej mi odczytać myśli młodszych osób niż starszych. A już zwłaszcza kiedy taka osoba pochodzi z czystokrwistego rodu mającego naprawdę dalekie korzenie.
Matka Marlene – Eva Mckinnon – pochodziła z rodu Greengrass i posiadała dar czytania ludzkich myśli. Marly, naturalnie, odziedziczyła go. Wiele razy włamywała się do umysłów ludzi poznając ich najbardziej skrywane tajemnice.
- Ale przecież w Beauxbatons…
- Tam byli inni ludzie, Dori zrozum to. Wile mają mniejszą obronę umysłu. W ogóle nie musiałam się wysilać. Po prostu na nie patrzyłam i już wszystko wiedziałam. Tak jak z tobą.
Leciałam nad francuskim lasem w pobliżu budynku Akademii Magii Beauxbatons. Musiałam rozładować nadmiar energii aby móc spokojnie zasnąć. Okrążyłam kilkukrotnie budynek, a kiedy skończyłam wleciałam przez okno, w którym wcześniej pozbyłam się szyby. Wylądowałam na dywanie i zmieniając swój kształt.
- Dorcas? – usłyszałam głos Marlene.
Zaklęłam w myślach. Odwróciłam się przodem do przyjaciółki. Na jej twarzy malowało się zdziwienie i zaskoczenie.
- Co? Ty? Jak ty? Na Merlina co tu się przed chwilą stało?
- No bo… Bo ja… - co chwilę przerywałam nie mogąc znaleźć słów. – Ja od dziecka jestem animagiem.
Wyraz twarzy przyjaciółki diametralnie się zmienił. Lekko się uśmiechała, jakby z triumfem.
- Wiem.
- Co? Niby skąd?
- Potrafię czytać w ludzkich myślach.
Wtedy otworzyłyśmy się przed sobą. Ja poznałam jej sekrety, a ona moje.
- Dobra, rozumiem, ale na serio niczego się nie dowiedziałaś?
- Nie powiedziałam, że niczego. Wiem, że ma starszego brata bliźniaka i jest to ten chłopak, którego tak nie znosisz.
- Tylko tego brakowało – westchnęłam.
- Felix Felicis – blondynka podała hasło Grubej Damie i po odsłonięciu przejścia weszłyśmy do Pokoju Wspólnego.
Od razu poszłyśmy do naszego dormitorium. Jak się okazało było puste.
- Dowiedziałaś się może czegoś na temat chłopaków z naszego domu?
- Jeszcze nie. Ale to kwestia czasu. Chociaż podejrzewam, że będzie mi trudno dostać się do umysłów Blacka i Pottera, są w końcu czystej krwi i sama rozumiesz.
Kiwnęłam głową. Wiedziałam o co jej chodzi.
- Na razie chodzi mi o Remusa. Mój ojciec powiedział mi żebym na niego uważała, a ja chcę wiedzieć dlaczego.
- Zrobię co w mojej mocy. Ale wiesz, skoro twój ojciec powiedział żebyś na niego uważała, to może ci się nie spodobać to czego się dowiem.
- Ważne, że się dowiem. Chcę się dowiedzieć nie ważne co by to było.
- Się robi dowiesz się jak tylko wszystko załatwię. Od razu mówię, że reklamacji nie przyjmuję.
Roześmiałyśmy się jak za starych dobrych czasów. Kiedy się uspokoiłam, podeszłam do okna. Niebo było zachmurzone. Nie minęło wiele czasu, a zaczęło padać. Otworzyłam okno i zaczęłam oddychać czystym, deszczowym powietrzem.
- Jak chcesz to idź się przelecieć.
- W każdej chwili mogą wrócić dziewczyny więc lepiej nie. Jesteś jedną z niewielu osób, które wiedzą, że jestem animagiem.
Rozpuściłam włosy, pozwalając im opadać na plecy. Z kufra wyjęłam szczotkę do włosów. Usiadłam na łóżku i zaczęłam rozczesywać włosy. Od zawsze lubiłam je czesać, dzięki tej czynności odprężałam się. Zaplotłam z nich warkocz i przerzuciłam go przez ramię. Po skończeniu wrzuciłam szczotkę do kufra. Położyłam się na plecach obserwując sufit. Po krótkiej chwili poczułam jak coś włochatego muska moją dłoń. Podniosłam się do siadu i pozwoliłam Śnieżynce wdrapać się po mojej ręce. Łasiczka ułożyła się na moim ramieniu. Pogłaskałam ją opuszkami palców i spojrzałam na jej właścicielkę. Marlene patrzyła się na mnie z uśmiechem.
- Dalej nie rozumiem dlaczego ona bardziej woli ciebie niż mnie.
Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi.
- Skąd mam to niby wiedzieć? To nie ja tu czytam w myślach – odpowiedziałam.
Zaczęłyśmy się niekontrolowanie śmiać. Właśnie wtedy drzwi do dormitorium otworzyły się. Stały w nich przemoczone Lily, Alice i Mary.
- A co tu tak wesoło? – zainteresowała się blondynka.
- Przypominałyśmy sobie parę rzeczy z naszej edukacji w Beauxbatons. A wy dlaczego jesteście mokre?
- Złapał nas deszcz podczas spaceru po Błoniach.
Wyjęłam różdżkę z buta i jednym zaklęciem pomogłam im się wysuszyć.
- Pójdziemy do biblioteki? – zaproponowała Marlene.
- Czemu by nie – zgodziła się Alice.
W piątkę wyszłyśmy z wieży Gryffindoru i zeszłyśmy po schodach na piąte piętro. Ja i Lily zaprowadziłyśmy dziewczyny do biblioteki. Usiadłyśmy przy jednym ze stolików. Marlene poszła w głąb biblioteki, porozglądać się. Nie minęło wiele czasu, a wróciła i kazała nam za sobą iść. Chcąc nie chcąc wstałyśmy i poszłyśmy za nią. Marly usiadła przy stoliku gdzie siedziało trzech prawie identycznych chłopaków. Mieli taki sam kolor włosów i identyczne mundurki Ravenclawu, różnili się tylko wzrostem.
- Chłopaki, poznajcie moje przyjaciółki. Dziewczyny, to moi bracia Robert, Edward i Lucas.
- Jestem Alice – przedstawiła się Ali.
- Lily, miło mi poznać.
- Mary.
- W takim razie ty musisz być Dorcas – powiedział najwyższy z braci Marly. – Jestem Robert, Marly dużo nam o tobie opowiadała w te wakacje.
- Mam nadzieję, że żadnych głupot – odpowiedziałam.
- A skąd – wtrącił się średni z braci. – Mówiła o tobie w samych superlatywach. Wychwalała cię pod niebiosa.
- Edward – Marly szturchnęła brata łokciem.
- Kiedy to prawda Marlene – najmłodszy z jej braci skończył przeglądać książkę. – Przez całe wakacje mówiłaś tylko o Dorcas i tym, że idzie ona do Hogwartu – spojrzał w moim kierunku. – Jestem Lucas, miło mi poznać.
- Wzajemnie.
- Moje gratulację. W końcu niecodziennie czyjś ojciec zostaje Ministrem Magii.
- Dziękuję – odpowiedziałam, powstrzymując się od wywrócenia oczami.
Razem z dziewczynami usiadłyśmy przy stoliku rodzeństwa Mckinnon. Dzięki temu mogłam z bliska przyjrzeć się braciom blondynki. Mieli ciemno-czarne włosy i niebieskie oczy. Cała trójka należała do domu Roweny Ravenclaw. Tak jak moi kuzyni Victor i Oliver.
- Przepraszam na moment – powiedziałam i odeszłam od stolika.
Czułam silną potrzebę aby przemienić się w ptaka i trochę polatać. Przeszłam w głąb biblioteki w poszukiwaniu jakiegoś ukrytego, przed wzrokiem osób niepożądanych, okna.
Nagle poczułam jak ktoś stojąc za mną zakrywa mi oczy.
- A co to za wycieczki? – usłyszałam. Poznałam właściciela głosu niemal od razu.
- Od kiedy interesujesz się tym co robię, Oli?
Zdjęłam ręce kuzyna ze swoich oczu i odwróciłam się do niego przodem.
- Wyglądasz jakby uderzył w ciebie piorun – skomentowałam jego fryzurę.
- Za to ty nic się nie zmieniłaś przez ten rok we Francji. Co więcej jesteś jeszcze bardziej nieznośna. Powinnaś się wstydzić, że nie powiedziałaś nam, że się przenosisz. Razem z Victorem dowiedzieliśmy się dopiero podczas Ceremonii Przydziału.
- Może uznałam, że nie muszę wam mówić. A poza tym macie niespodziankę. Gdzie Victor?
- No, a gdzie ma niby być? Siedzi i zakuwa kujon jeden. Chodź poszukamy go.
Ruszyłam za Oliverem w poszukiwaniu jego młodszego brata, a mojego drugiego kuzyna.
Znalezienie chłopaka nie zajęło nam wiele czasu. Victor siedział przy stoliku razem z jakąś dziewczyną i się uczył.
- Co znowu zakuwasz Vic? – zapytałam, dosiadając się.
Chłopak oderwał się od książki, którą czytał i spojrzał na mnie zza okularów.
- To, co muszę Dor – odpowiedział po czym wrócił do przerwanego zajęcia.
Przysiadłam się koło niego i spojrzałam mu przez ramię.
- Zaklęcie patronusa? Serio? To, to przerabiacie w czwartej klasie?
- To moje dodatkowe. Dorcas, naprawdę proszę cię abyś pozwoliła mi się pouczyć w spokoju.
- A może mały zakładzik? – zagrałam na jego słabym punkcie.
Victor mimo, że świetnie się uczył miał jedną słabość. Uwielbiał różnego rodzaju zakłady i zazwyczaj je wygrywał.
- Jaki i o co?
- Jeśli uda mi się wyczarować patronusa, to przedstawisz mnie swojej koleżance. A potem ruszysz swój szanowny tyłek i pójdziesz ze mną i Oliverem poznać moje przyjaciółki. Jeśli nie, dam ci spokój i będziesz mógł uczyć się do woli.
Victor spojrzał na mnie, oceniając moje szanse.
- Zgoda. Tylko bez oszukiwania.
Podał mi książkę, a ja udałam, że czytam informację o wyczarowaniu patronusa.
- Są małe szanse, że ci się uda – wyraził swoje zdanie. – Nawet nie wszyscy dorośli czarodzieje potrafią go wyczarować. A ty nie masz nawet jeszcze skończonych jedenastu lat.
- Jeszcze tylko dwa miesiące.
Koleżanka Victora, która już na początku naszej konwersacji obserwowała przebieg wydarzeń, przy ostatnim zdaniu Victora zaczęła mi się przyglądać. Kogoś mi przypominała, ale nie potrafiłam przypomnieć sobie kogo.
Jak gdyby nic wyjęłam różdżkę ze schowka. Ostatni raz zerknęłam na książkę, udając, że przeglądam kluczowe informację.
- Expecto patronum – wypowiedziałam formułkę po przypomnieniu sobie jednego ze szczęśliwszych wspomnień.
Z mojej różdżki wyleciał jasnoniebieski dym, który zmienił się w sokoła i usiadł na stole przed zszokowanym Victorem i jego koleżanką.
- To chyba wygrałam, nie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top