✔VII

Po raz kolejny poczułam szturchnięcie w bok.

- Co? - szepnęłam do blondynki.

- Idziemy już? - zapytała.

Wzruszyłam ramionami.

- Jak chcesz to idź. Nikt cię tu nie trzyma siłą - powiedziałam i dołożyłam sobie jeszcze sałatki. - Ja sobie jeszcze posiedzę.

- Okej, będę czekać w dormitorium. Hasło to felix felicis, co nie?

Kiwnęłam głową, biorąc do ust kawałek pomidora z sałatą. Dziewczyna wyszła z Sali a ja skończyłam posiłek w spokoju. Po dokładce wstałam od stołu. Wyszłam z Wielkiej Sali.

Po zjedzeniu posiłku udałam się w kierunku Wieży Gryffindoru.

Parę razy musiałam zawracać z powodu ruchomych schodów, ale w końcu dotarłam.

Jednak zanim podeszłam do portretu Grubej Damy i podałam hasło, ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął mnie w miejsce z dala od wieży Gryffindoru.

- Co jest? - spytałam zdziwiona owym posunięciem. Osobą, która tak bez pardonowo gdzieś mnie zaciągnęła okazał się Syriusz Black. - Co chcesz?

- Porozmawiać.

- O czym?

- Długo jeszcze będziesz tak wszystkich oszukiwać?

- O co ci niby chodzi?

- O to jak się zachowujesz. Może i innych udaje ci się nabrać, ale nie mnie.

- Dalej nie wiem o co ci chodzi - szłam w zaparte, choć wiedziałam o co tak naprawdę chodzi. Czarnowłosy chłopak najzwyczajniej mnie rozgryzł.

- Grasz kogoś kim nie jesteś, zwodząc prawie każdego. Ciekawe jak zareagują, gdy ktoś im o wszystkim opowie.

- Nie odważysz się - porzuciłam maskę dziewczyny z dobrego domu i przybrałam inną - osoby, która nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć to co chce.

- Bo co?

- Bo nie będziesz miał życia w tej szkole. Nawet nie wyobrażasz sobie, co jestem w stanie ci zrobić - powiedziałam, wysuwając różdżkę z rękawa i bawiąc się nią na widoku. - Jestem w stanie uprzykrzyć ci życie do tego stopnia, że będziesz mnie błagał o koniec. Znam masę pożytecznych zaklęć i uroków, o których ci się nawet nie śniło, więc lepiej się zastanów z kim zadzierasz.

Odwróciłam się na pięcie i odeszłam do pierwotnego celu mojej wędrówki.

- Felix felicis - powiedziałam do Grubej Damy, a ona bez słowa otworzyła przejście.

Przeszłam przez praktycznie pusty pokój i skierowałam się do naszego dormitorium. Na miejscu były wszystkie moje przyjaciółki.

- Co tak długo? - zapytała Alice siedząca na swoim łóżku razem z Tonks.

- Musiałam coś załatwić - odpowiedziałam wymijająco.

- To znaczy? - spytała Lily.

- Nieważne - powiedziałam, przechodząc przez pokój i siadając na moim kufrze. - To długa i nudna historia.

- To może wyjaśnisz nam ten plan o którym mówiłaś? - wtrąciła brązowowłosa krukonka.

- Chcę znaleźć jakiś sposób, żeby zostać zapamiętaną, ale jako ja, a nie córka znanych, sławnych osób. Tylko jeszcze nie wiem w jaki sposób - powiedziałam jej to samo co wczorajszego dnia pozostałym dziewczynom. - Zgadzasz się jakoś nam pomóc? - zapytałam po wyjaśnieniu wszystkiego.

- Pewnie - powiedziała. - Czego nie mogłaś robić w domu?

- W jakim sensie?

- Czego ci zabraniali najczęściej? Bo zgaduję, że takich rzeczy jest od groma.

- Łamania zasad, głównie.

- To mamy już jakiś pomysł. Po prostu uprzykrzajmy innym spokój w szkole, naginając zasady.

- To się może udać - przyznałam krukonce rację.

- Powinnyśmy ustalić jakieś swoje zasady - powiedziała Mary.

- Właśnie - przytaknęła jej Lily.

- Po pierwsze i najważniejsze pod żadnym pozorem nikomu nie zdradzamy naszych tajnych planów - powiedziałam wymyśloną na poczekaniu zasadę, a dziewczyny potaknęły, zgadzając się. - A po drugie zawsze stajemy po swojej stronie. Albo zostajemy neutralne kiedy nasze pomysły, grożą lubianym przez nas osobom.

- Rozumiem - przerwała mi Tonks. - albo opowiadamy się za sobą albo za nikim.

- Masz rację Tonks. Zgadzacie się?

- Aha - jako pierwsza tradycyjnie odezwała się Kingsley.

- Tak - odpowiedziała Lily.

- Jasne. A co jeśli ktoś by nas złapał? - zapytała Mary.

- Mam w zanadrzu coś co pomoże mi zostać niezauważoną, więc mogłabym zająć się brudną robotą.

- W porządku, ja mogę pomagać w wymyślaniu komu i co się zrobi.

- Ja też - dodała rudowłosa. - Rzadziej będę podawać pomysły, ale mogę pomóc w planowaniu.

- Ja mogę zająć się dywersją. Będę odwracać uwagę od ciebie - zarzekła się Alice.

- Dobry pomysł, Alice. Mary a ty co chcesz robić?

- Ja mogę wam wszystkim po trochu pomagać. Nie widzę siebie w żadnym zadaniu samodzielnie.

- Świetnie. Skoro mamy wszystko omówione, to może pójdziemy na ten spacer?

- A jak będzie się nazywać nasza grupa? - zadała pytanie blondynka.

- Jeszcze nie wiem, ale to kwestia czasu. Coś wymyślimy.

- Okej.

- Nie wiem jak wy ale ja mam zamiar skorzystać z pogody i się przejść - powiedziałam i wstałam z kufra, idąc w kierunku wyjścia.

Nie czekając na dziewczyny wyszłam z pokoju wspólnego, nie zwracając najmniejszej uwagi na siedzących tam chłopaków z naszego roku. Zeszłam po schodach na sam dół zamku. Wyszłam ze szkoły i skierowałam się na błonia. Było ciepło i słonecznie, w sam raz na popołudniowy odpoczynek. Jakoś udało mi się dojść w okolice jeziora. Postanowiłam pójść kawałek brzegiem jeziora. Kiedy upewniłam się, że nikogo nie ma w zasięgu wzroku przemieniłam się w sokoła i wzbiłam w powietrze. Okrążyłam kilkukrotnie zamek i tereny leżące najbliżej. Zniżyłam lot i zauważyłam grupę spacerujących po błoniach osób, były to dziewczyny i Frank. Wylądowałam na gałęzi jednego z większego skupiska drzew. Zeskoczyłam z niej zmieniając się w trakcie w człowieka. Po odczekaniu kilku minut dołączyłam do osób, które mogłam zaliczyć do swoich nowych przyjaciół.

/* /* /*

Następnego dnia wstałam ponownie jako pierwsza. Po cichu wyszłam z łóżka, wyjęłam z kufra czysty mundurek. Spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej na moim łóżku, który wskazywał godzinę szóstą. Przeszłam przez dormitorium do łazienki i zamknęłam się w niej. Zdjęłam piżamę i wzięłam szybki prysznic. Po dokładnym umyciu, zawinęłam dopiero co umyte włosy w jeden z wiszących w łazience ręczników. Ubrałam przyniesiony komplet, a później zajęłam się włosami. Jednym pstryknięciem je wysuszyłam, a kolejnym rozczesałam. Użyłam kolejnego pstryknięcia aby zapleść z nich warkocz wodospad. Mokre ręczniki wrzuciłam do specjalnego kosza po czym wyszłam z łazienki. Dziewczyny dalej spały więc postanowiłam obudzić je jak tylko skończę poranne zajęcie. Schowałam piżamę do kufra i wyjęłam z niego swoje buty i torbę. Pościeliłam łóżko i wyjęłam z pod poduszki różdżkę.

- Wstawać za godzinę śniadanie! - zawołałam, aby obudzić moje współlokatorki.

Złapałam poduszkę lecącą w moim kierunku z łóżka Ali. Podczas gdy Lily zajęła łazienkę razem z Mary próbowałyśmy wyciągnąć blondynkę z łóżka po dobroci. Gdy to nie zadziałało postanowiłam sięgnąć po cięższe argumenty.

- Mary, radzę ci się odsunąć - powiedziałam, celując różdżką w próbującą spać Kingsley. - Aquamenti - powiedziałam zaklęcie dzięki któremu z końcówki różdżki wystrzelił strumień wody.

- Zwariowałaś?! - krzyknęła przemoczona Alice.

- Nie chciałaś po dobroci to musiałam użyć siły - odpowiedziałam, chowając różdżkę.

- Ale musiałaś używać wody?

- Inaczej byś nie wstała.

- A ty zawsze tak wcześnie wstajesz? - zapytała Lily, wychodząc z łazienki przebrana w mundurek.

- Właśnie - poparła ją blondynka zmuszona do zostania przez Mary zajmującą łazienkę.

- Przeważnie tak, jednak w weekendy odsypiam i potrafię spać nawet do piętnastej.

- Wie ktoś jakie mamy dzisiaj lekcje? - zapytała Lil. - Nie chce mi się wracać znowu tu po śniadaniu.

- Podejrzewam że plany dostaniemy dopiero na śniadaniu - odpowiedziałam. - Ale jeśli chcesz mogę zaczarować twoją torbę, aby zmieściły się do niej wszystkie rzeczy jakie chcesz.

- Serio możesz to zrobić? - zapytała rudowłosa, patrząc na mnie i trzymając w ręku swoją torbę.

- Naturalnie - ponownie wyjęłam różdżkę.

Rzuciłam Zaklęcie Zwiększająco-Zmniejszające na torbę Lily a później na torby Alice i Mary. Równo dwadzieścia pięć po siódmej wyszłyśmy z pokoju wspólnego Gryffindoru.

- Mam nadzieję, że będziemy mieć przynajmniej jedną lekcję z Ravenclaw - powiedziała Alice, gdy weszłyśmy do Wielkiej Sali.

- Ja też - dodała Mary. - Będę mogła spotkać się z Caroline.

Usiadłyśmy przy naszym stole. Ze stojącego niedaleko koszyka z pieczywem wzięłam świeżą bułkę.

- Dzień dobry - usłyszałam.

- Dzień dobry panie profesorze - odpowiedziałyśmy.

- Tu macie plany lekcji na dzisiejszy dzień - podał nam dziesięć planów lekcji.

- Dziękujemy profesorze - powiedziała za nas Alice.

Po odejściu nauczyciela przekroiłam bułkę i posmarowałam ją pierwszym lepszym dżemem.

- To jakie mamy dzisiaj lekcje? - zapytałam Lily, która trzymała wszystkie plany.

- Najpierw transmutacje, następnie obronę przed czarną magią a na koniec zaklęcia i eliksiry - podała mi jeden plan, który schowałam do torebki.

Po zjedzeniu całej bułki z dżemem, jak się okazało, malinowym rozejrzałam się po Sali. Przy stole Gryffindoru nie było chłopaków z naszego roku. Wnioskując, że nie czułam żadnych dreszczy na plecach doszłam do wniosku, że na Sali nie ma także drugiego Blacka. Po jakimś czasie dosiadł się do nas Frank.

- Cześć dziewczyny.

- Cześć Frank - odpowiedziała mu Alice.

Lily zamiast się przywitać wcisnęła mu kartkę z planem zajęć. Frank przyjął ją bez słowa, a później zajął się własnym śniadaniem. Niedługo później obok mnie usiadł Remus.

- Cześć wszystkim - usiadł i od razu zajął się jedzeniem.

Plan, który podała mu Lily schował do torby bez patrzenia na niego. W pewnym momencie do Wielkiej Sali wleciały sowy. Nie zdziwiłam się gdy przede mną wylądowały dwie. Jeden majestatyczny puszczyk należący do mojego ojca i niepozorna szara płomykówka Lucy. Wzięłam listy od obydwóch sów, a one odleciały. List od przyjaciółki schowałam do torby by przeczytać go kiedy będę sama, natomiast ten od ojca otworzyłam.

„Droga Dorcas.

Razem z matką nie ukrywamy zdziwienia, że zostałaś przydzielona do Gryffindoru (tak wiemy o tym, mam swoje sposoby). Jednak nie mamy żadnych pretensji do twojego wyboru. Najważniejsze jest żebyś była zadowolona. Nie wiem czy wiesz, ale już w sobotę mają odbyć się wybory, byłbym niesamowicie szczęśliwy gdybyś zgodziła się towarzyszyć mi podczas nich. Odpisz czy się zgadzasz, a ja podam ci hasło do gabinetu dyrektora.

Z poważaniem

George Meadowes

P. S. Twoja matka mówiła, że gdybyś się zgodziła powinnaś ubrać jakąś lawendową sukienkę (czy coś w ten deseń, wiesz, że się na tym nie znam)

P. S. 2. Mam nadzieję, że w tej szkole bardziej ci się podoba niż w poprzedniej. Uściski Tata."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top